Tusk wie co robi w sprawie imigrantów

0
131

Donalda Tuska można lubić lub nie, jednak z pozoru zaskakująca wolta premiera w kwestii zawieszenia prawa do azylu znajduje uzasadnienie w nastrojach społecznych. Tusk a ściślej doradzający  mu w sprawach strategii Igor Ostachowicz trafnie rozpoznał, czego obawiają się wyborcy, wśród których zachował najwyższe poparcie po roku rządów.

Wprawdzie ogólne notowania nie są zachęcające, skoro w rok po wyborach 15 października tylko 25 proc z nas uważa, że żyje się lepiej niż za rządów PiS, 27 proc uznaje, że gorzej, zaś 44 proc, iż tak samo [1], przy czym 49 proc Polaków źle ocenia rząd Tuska (w tym 21 proc niedawnych wyborców koalicji rządzącej) a zaledwie 44,5 proc dobrze [2] – ale w poszczególnych grupach elektoratu nastroje nie prezentują się równomiernie. 

Najwięcej zadowolonych ze zmiany władzy znajdujemy wśród najmłodszych wyborców do 29. roku życia (82 proc) oraz zapewne dość niespodziewanie w gronie najstarszych w wieku powyżej 70 lat (57 proc). Nie odkryje Ameryki ten, kto wskaże,  że pierwsza z tych grup obawia się konkurencji imigrantów na rynku pracy, nawet jeśli tak naprawdę im się pracować nie chce bo wolą socjal, a druga obawia się imigranckiej przestępczości.

Zarządzanie strachem

Jeśli dalej wczytać się spróbujemy w nie tylko sumaryczne wyniki badań, dostrzegamy, iż rok rządów Tuska dobrze oceniają mieszkańcy miast, co nie stanowi żadnej rewelacji ale akurat tych średnich (59 proc) i małych (53 proc), wcale nie wielkich, co postrzegają go równie źle jak mieszkańcy wsi (po 59 proc), chociaż z innych niż oni względów: to w Polsce metropolii najmocniej rozbudzono nadzieje, więc najsilniej zaznacza się tam rozczarowanie w miarę upływu czasu od 15 października ub. r.. O ile wielkomiejski elektorat nie boi się tak bardzo imigranckich zorganizowanych grup przestępczych, albo tłumi ten lęk przekonaniem, że okazywać go nie wypada, bo stanowi to przejaw zacofania – to z pewnością podobne obawy żywią wyborcy zamieszkali tam, gdzie komisariat policji zamyka się na skobel najpóźniej o godz. 22 i otwiera o ósmej rano.

Nie są to zaś wcale obawy iluzoryczne, skoro również znany z propagowania tolerancji “Tygodnik Powszechny” przytacza potwierdzające ten lęk dane z Europy Zachodniej a ściślej – w tym wypadku akurat – północnej. Według renomowanego socjologa, analityka Gorana Adamsona w Szwecji imigranci stanowiący tam 31 procent populacji (jeśli  w myśl szerokiej ich definicji uznać za nich tych, których przynajmniej jedno z rodziców było imigrantem) w latach 2002-17 wśród podejrzanych o wszystkie przestępstwa stanowili większość (58 proc), byli sprawcami 73 proc zabójstw lub usiłowań ich dokonania oraz 70 proc rabunków. Zaś według liberalnego a nie skrajnego “Dagens Nyheter” 97 proc aresztowanych za udział w strzelaninie w tym samym kraju to imigranci [3].      

Jak dziewczynka zwana Stokrotką zdecydowała, kto się wprowadzi do Białego Domu

Lęk decydował już w nieodległej historii o tym, kto zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych, chociaż Amerykanie – czego dowiedli ich spadochroniarze na bitewnych polach Normandii czy marines w trakcie desantu na Iwo Jima – do nacji szczególnie strachliwych się nie zaliczają. Jednak zdarzyło się już, że o wyniku wyścigu do Białego Domu rozstrzygnął jeden tylko odwołujący się do lękowych reakcji klip telewizyjny.

Jak opisują znawcy marketingu politycznego Wojciech Cwalina i Andrzej Falkowski: “Najbardziej znaną reklamą negatywną w historii kampanii telewizyjnych jest spot, wyprodukowany dla Lyndona Johnsona (Partia Demokratyczna) przez Tony’ego Schwartza zatytułowany “Stokrotka” (Daisy Girl). Reklama ta, chociaż została wyemitowana tylko jeden raz przez stację telewizyjną NBC, właściwie przesądziła o wyniku wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych w 1964 roku. “Stokrotka” była wymierzona w Barry’ego Goldwatera (Partia Republikańska). Przedstawiała ona małą dziewczynkę która odliczając, odrywała płatki z kwiatu stokrotki. Stopniowo jej wyliczankę przejmował głos spoza kadru. Tym razem nie była to jednak dziecinna zabawa, lecz  odliczanie przed startem głowicy nuklearnej, po którym następowała eksplozja i na ekranach pojawiał się grzyb atomowy. Głos Johnsona sugerował, że taki rozwój wypadków czeka Stany Zjednoczone, jeśli do władzy dojdzie jego przeciwnik – Goldwater” [4]..Drugi z kandydatów pozostawał bowiem zwolennikiem rozszerzenia strategicznych jądrowych zbrojeń ofensywnych. 

Dlaczego bardziej od rosyjskich Iskanderów obawiamy się mafii imigranckich

Polacy nie boją się tak bardzo głowic atomowych, bo zbyt długo straszyła nas nimi bezskutecznie tradycyjnie kłamliwa propaganda komunistyczna. Nielegalnych imigrantów – dużo bardziej. Zwłaszcza po tym, jak ostrym narzędziem zadźgali na granicy białoruskiej polskiego żołnierza. 

Donald Tusk wie doskonale, jakim strachem zarządza. Podobnie jak Szymon Hołownia, który – chociaż zapewne osobiście wcale mu na tym nie zależy – opowiedział się zaraz przeciwko zawieszeniu prawa do azylu. pozycjonując się tym samym jako oponent premiera. Co mniejsze ma znaczenie dla obecnego marszałka Sejmu, a bez porównania dużo większe – dla przyszłorocznego kandydata na prezydenta. Bo w tej roli zaczyna występować coraz częściej. 

Przy czym we wspólnym Tuska i Hołowni interesie pozostaje zepchnięcie Nowej Lewicy poniżej progu pięcioprocentowego, co wydaje się nawet realne. Partia Włodzimierza Czarzastego wprawdzie rzuciła się do obrony imigrantów ale była to reakcja nacechowana sporą dozą histerii a przy tym spóźniona i zapewne nieuchronnie skutkująca  utratą poparcia w dawnych osiedlach milicyjnych bloków, stanowiących tradycyjnie twierdzę postkomunistycznego elektoratu. Zaś jakości niedawnego występu w obronie prawa do azylu, jaki dała reżyser Agnieszka Holland, stając w gmachu Senatu u boku wicemarszałek z Nowej Lewicy Magdaleny Biejat nawet komentować nie wypada przez szacunek dla wielkiej artystki, autorki znakomitego “Zabić księdza” zainspirowanego historią męczeństwa ks. Jerzego Popiełuszki,  kapelana Solidarności w podziemiu.          

Jeśli zaś do spraw przyziemnych wracamy, to dostrzec można jeszcze jedną motywację Donalda Tuska, której z pewnością nie omieszkał  podpowiedzieć mu jego guru od marketingu społecznego Igor Ostachowicz, zresztą w wolnych chwilach zdolny prozaik. Optymistycznym przesłaniem badań, zawierających surową ocenę roku Tuska i rządu Tuska, pozostaje bowiem fakt, że opowiada się za nim aż 41 proc tych, którzy 15 października ub. r.  nie głosowali ani na koalicję ani na opozycję lub w ogóle na tamte wybory nie poszli. W tej grupie przeciwników premier ma mniej licznych (39 proc). Wskazuje to na zdolność Donalda Tuska do kooptacji ludzi nie interesujących się na co dzień polityką. I zapewne bardziej niż jej stali kibice podzielający lęk przed imigrantami. 

A chociaż przed rokiem frekwencja była rekordowa, bo przekraczająca 74 proc, to jednak ewentualne przekonanie do siebie chociaż części z pozostałej jednej czwartej mieć będzie kapitalne znaczenie dla wyniku kolejnego głosowania powszechnego. Tym bardziej, jeśli jak sondaże wskazują, nie pójdzie na nie wielu tych, co w pamiętny październikowy wieczór wystawali w kolejkach do urn (a nie wszędzie jak na wrocławskim Jagodnie pizza była darmowa) a po roku nie skrywają poczucia głębokiego zawodu… Analitycy od Antoniego Dudka po Andrzeja Anusza pozostają raczej zgodni, że o wyniku rozstrzygnąć może niewielka liczba głosów.   

[1] sondaż IBRIS z 11-12 października 2024 

[2] badanie United Surveys dla Wirtualnej Polski z 11-13 października 2024      

[3] por. Marek Kęskrawiec. Ciężkie przebudzenie. “Tygodnik Powszechny” z 18-24 września 2024 

[4] Wojciech Cwalina, Andrzej Falkowski. Marketing polityczny. Perspektywa psychologiczna. Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2005, s. 492-493 

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 8

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here