Egzekucja Jacka Kurskiego – jak rzecz ujmuje jeden z jego poprzedników w fotelu prezesa Robert Kwiatkowski – dokonała się błyskawicznie. Nikt go nie żałuje. Żal za to telewizji, którą rządził przez sześć i pół roku z dwoma krótkimi przerwami, jako najgorszy szef tej instytucji od czasów Jerzego Urbana.
Prezesami Telewizji Polskiej bywali już wybitni reżyserzy jak Janusz Zaorski, kongenialny ekranizator “Matki Królów” Kazimierza Brandysa. Także postaci historyczne jak współzałożyciel nurtu niepodległościowego Jan Dworak. Intelektualiści – choćby Andrzej Drawicz. Wreszcie osobowości, które nazwać można produktami eksportowymi ich formacji: brutalny ale i rzeczowy menedżer Robert Kwiatkowski, pozujący na dobrego gospodarza Ryszard Miazek czy mający ambicje o zasięgu… szerszym niż sama telewizja Wiesław Walendziak.
Jak na ich tle prezentuje się nowy prezes Mateusz Matyszkowicz? Dość żałośnie, jeśli zważyć, że portal internetowy czytywanego przez recepcjonistki i sekretarki w agencjach reklamowych miesięcznika “Press” ma o nim tyle do powiedzenia, że to “były hipster”. Niewiele. Chociaż podobno styl to człowiek. Dotychczasowy członek pisowskiego zarządu TVP wydaje się mieć tylko jedną zaletę: nie jest własnym poprzednikiem Jackiem Kurskim. To wystarczy, aby telewidzowie odetchnęli z ulgą, a Platforma Obywatelska straciła ważki argument za likwidacją TVP, korzystną dla “naszej telewizji” jak konkurencyjną wobec państwowej stację TVN określał jeszcze wielki Andrzej Wajda, gdy zasiadał w komitecie honorowym, wspierającym kandydatów PO.
Kurski odchodzi, TVP pozostaje. Skutecznie zaorał dziennikarstwo w tej instytucji, czyniąc z dawnych “okrętów flagowych” ekipy SLD, jak sztandarowa za rządów Roberta Kwiatkowskiego prezenterka Danuta Holecka, propagandystów dobrej zmiany i ekipy Jarosława Kaczyńskiego. Przekaz oparł na żurnalistach, których nieudolność stanowiła stały temat środowiskowych anegdot: sepleniąca w stand-upperach Marzena Paczuska awansowała przez chwilę aż do zarządu stacji, wykpiwana za prostoduszność Magdalena Tadeusiak stała się szefową Polonii, zaś Ewa Świecińska – autorką dokumentu “Pucz” o okupacji sali sejmowej przez opozycję, chociaż będąc twórczynią tego materiału… ani razu się w krytycznych dniach w parlamencie nie pojawiła. W tym samym czasie zwalniano z upaństwowionej powtórnie – a przez ćwierćwiecze naprawdę już publicznej – stacji fachowców tej miary jak znakomity wydawca Piotr Jaźwiński, czy nikomu nie wadzący znawca tematyki wojskowej Bogdan Ulka. Inni odchodzili sami, nie mogąc znieść faktu, że ludzie spluwają, widząc samochód z logotypem TVP, jeszcze niedawno budzącym przyjazne skojarzenia.
Pogłoski o wielkiej karierze rządowej, jaka teraz czeka Kurskiego rozpuszcza być może on sam z grupą zwolenników, bo i tych nie brakuje, skoro tak wielu… dał zarobić z naszych 1,95 mld zł wyjmowanych corocznie z kieszeni podatnika na potrzeby TVP za rządów PiS.
Jedna z wersji zakłada, że Piotra Glińskiego, wicepremiera i ministra kultury, a przy tym cenionego socjologa i mistrza szlachetnej sztuki judo – zastąpić ma w obu fotelach niedawny destruktor TVP i wykonawca ciosów poniżej pasa (pamiętamy “dziadka z wermachtu’ z kampanii 2005 r.) Jacek Kurski. Jeśli taka zmiana rzeczywiście się dokona, okaże się symboliczna, jak żadna z dotychczasowych. Przez 6,5 roku rządów Kurskiego w TVP powracało zdziwienie, znane z “Przywracania porządku” Stanisława Barańczaka, że “to niemożliwe, by małość miała tak wielką skalę”. To być może jeszcze nie koniec podobnych zaskoczeń. Przypomina się żart o jednym z pytań do Radia Erywań:
– Kiedy będzie lepiej?
– Już było.
Polska to jednak nie Armenia. Wykopanie Kurskiego przez jego własnych mocodawców zmniejsza groźbę likwidacji TVP jako instytucji po zwycięstwie liberałów w wyborach, zwiększa zaś szansę na podjęcie eksperymentu udanego odtworzenia telewizji publicznej. Bo też ta ostatnia – jak mawiał Winston Churchill o demokracji – wprawdzie ma same wady, ale jak dotychczas nikt nic lepszego niż ona nie wymyślił.