TVP po przejściach

0
258

Stagnacja – słowo, kojarzące się raczej z ekonomią, najtrafniej określa obecną kondycję TVP. Tyle, że nie o pieniądze chodzi. Wciąż o politykę.

Oczywiście Bartłomieja Sienkiewicza można pochwalić za to, że zanim zdał resort kultury i udał się na lepszą posadę do Parlamentu Europejskiego, jako jedyny z rządu Donalda Tuska wypełnił obietnicę złożoną w chwili, gdy ministerstwo obejmował: przejął TVP. Ironia ta jednak nie śmieszy, skoro w grę wchodzi telewizja publiczna, nieodzowna dla sprawnego funkcjonowania demokracji.

Dryf – tak określa stan mediów publicznych znany z obiektywizmu i wnikliwy analityk Piotr Śmiłowicz na łamach “Tygodnika Powszechnego”. “Króluje tymczasowość, przypadkowość i układy (..). Przede wszystkim trwa stan likwidacji, ze wszystkimi negatywnymi konsekwencjami. (..) Kluczowa niekonsekwencja obecnej władzy polega na tym, że nie chcąc rzekomo ręcznie sterować mediami publicznymi, unika zarazem systemowego rozwiązania problemu. W efekcie różne siły polityczne z większym lub mniejszym szczęściem starają się zdobywać większe lub mniejsze przyczółki władzy” [1]. Podaje Śmiłowicz przykład Włodzimierza Czarzastego jako kadrowego TVP. Sam też wcześniej pisałem, że wpływy lidera Nowej Lewicy w siedzibie odzyskanej przez koalicję telewizji pozostają niewspółmiernie rozległe, jeśli wziąć pod uwagę wyniki wyborcze i mierzoną w sondażach popularność jego formacji. Całkiem niedawno działo się tak, że gdy kogoś nie lubił, to ten nawet przepustki wstępu “na Woro” nie dostał.    

Czy łatwo im pójdzie obrzydzić nam telewizję 

Jeśli TVP nadal działać będzie tak jak obecnie, już wkrótce pojawić się może argument, że po co komu ona. Zarówno władza jak wyborcy Koalicji 15 Października mają przecież TVN. Popierającą Tuska jeszcze bardziej żarliwie. Co do wyważenia i wiarygodności przekazu telewizja TVN, którą jeszcze sam wielki Andrzej Wajda określił mianem “naszej”, kiedy występował nie jako reżyser, lecz członek komitetu poparcia Platformy Obywatelskiej, zbliża się coraz bardziej poziomem hałasu i napastliwością do pisowskiej Telewizji Republika, gdzie azyl znalazły gwiazdeczki i propagandyści z czasów rządów Jacka Kurskiego w gabinetach i studiach na Woronicza.   

TVN zapewne się nie zmieni. Ale też nikt nam nie każe jej oglądać. Za to TVP, nawet z wprowadzonym tam ponad pół roku temu likwidatorem, pozostaje dobrem ogólnonarodowym.  Podobnie jak warszawski stadion na bliskiej Pradze, łódzka szkoła filmowa czy filharmonia. Nikt nie zadaje pytań o zasadność ich istnienia. Wiadomo bowiem, że dla cywilizowanego państwa pozostają niezbędne. Ale telewizja publiczna również, jak pokazuje przykład Wielkiej Brytanii i BBC, Niemiec gdzie stacje publiczne są aż dwie: ARD i ZDF a także Francji i Włoch. 

Jeśli punktem odniesienia pozostać ma zdominowana przez PIS w czasach Jacka Kurskiego i jego następcy w prezesowskim fotelu Mateusza Matyszkowicza, filozofa z wykształcenia, TVP – trzeba oczywiście potwierdzić, że jest lepiej. Bo mniej natrętnie. Ale to wątpliwy powód do radości, bo przecież wyborcy z 15 października nie oczekiwali wyłącznie prostego przejęcia sygnału telewizyjnego przez nową ekipę rządzącą i pogonienia stamtąd najbardziej skompromitowanych wykonawców poleceń z siedziby PiS przy Nowogrodzkiej ze sławetną “Danką Koreanką” na czele. 

Kiedy będzie lepiej? Już było?

Obiecywano nam przywrócenie telewizji publicznej. Realnie istniała ona w Polsce w latach 1990-2015 r. i nie ma to wiele wspólnego z ramami prawnymi. Ustawa o radiofonii i telewizji przyjęta przez solidarnościową większość realnie zaczęła bowiem działać dopiero w 1994 r. a więc kiedy ten obóz władzę stracił. Wzorowana na najlepszej w świecie francuskiej nie była idealna ale stwarzała pole do budowania zrównoważonego przekazu. Nie czekała na nią zresztą ekipa “Obserwatora”, pierwszego dziennika bez komunistów, już w latach 1990-91 nadająca program w myśl zachodnich standardów. Ani Karol Małcużyński, wywodzący się ze szkoły BBC, który w okresie 1992-93 uniezależniał z kolei “Wiadomości” od polityków. Pomimo licznych osobistych słabości, konkretne zasługi dla wzmocnienia prestiżu informacji telewizyjnej położył Adam Pieczyński. Przejrzystość i profesjonalizm przedkładali nad zobowiązania wobec polityków, co ich na stanowisko wyznaczyli, szefowie Wiadomości Jarosław Grzelak i Piotr Sławiński. Wielobarwność programu gwarantował prezes TVP Jan Dworak, w którego czasach w publicystyce współpracowały ze sobą osobowości tak odmienne jak Małgorzata Raczyńska i Andrzej Godlewski, w jednej drużynie.

Jednak to co najlepsze i stanowi miarę wiarygodności, w TVP wiąże się mniej z najprzyzwoitszymi nawet lokatorami prezesowskich i dyrektorskich gabinetów ale z kompetencjami samych dziennikarzy. Przekaz z Sejmu pozostawał bezstronny i wysokiej jakości, gdy zajmował się nim Grzegorz Miecugow. Również w dużo późniejszym czasie parlamentarne relacje Danuty Ryszkowskiej i Iwony Sulik pokazywały, że dziennikarska ekspresja nie kłóci się w niczym z obiektywizmem i starannym rozłożeniem racji. Żeby je jednak umiejętnie zrównoważyć, trzeba się na tym znać, jak wymienieni przed chwilą sprawozdawcy sejmowi. I tu wydaje się tkwić główny deficyt obecnej załogi TVP, bo przecież pracujący tam wiedzą, że w lizusostwie wobec rządzących nie przebiją kolegów z TVN, nawet jeśli “Tuskoniusem” nazywa się w środowisku nie “Fakty” lecz “19,30”.    

W czasach nie przesadnie odległych, bo w połowie lat 90. w Wiadomościach redaktorami wydań pozostawali w tym samym okresie: wspomniany już Miecugow i senatorówna Agnieszka Romaszewska, relacjonowaniem działań Unii Wolności i  SLD zajmowała się Katarzyna Kolenda-Zaleska zaś Akcji Wyborczej Solidarność i Ruchu Odbudowy Polski piszący te słowa.  O ekrany telewizorów, coraz większe zgodnie z zaznaczającą się wtedy modą (kto miał na całą ścianę, uchodził za człowieka sukcesu), nie popękały wcale od nadmiaru pluralizmu. Co więcej, warto spojrzeć na ówczesną oglądalność, dziś nieosiągalną – nawet po zsumowaniu ich wysiłków – dla urzędników z TVP i jeszcze bardziej od nich usłużnych wobec władzy hunwejbinów z TVN. Nie chodzi  o powtarzanie po raz kolejny żartu o Radiu Erewań. Pytanie brzmi: Kiedy będzie lepiej. A  odpowiedź; – Już było. Raczej o wyciągnięcie wniosków, także dotyczących ewidentnego powiązania wiarygodności z zawodowstwem, co zapobiega utyskiwaniom albo równie jałowym zapowiedziom nowelizacji ustaw, które urzędujący prezydent i tak zawetuje, o czym wiemy z góry.

Dlaczego warto ratować Telewizję Polską  

Pluralistyczny przekaz zapewnić może jednak wyłącznie profesjonalna ekipa, bo gdy na ekranie widzimy byle co, odruchowo sięgamy po pilota i uciekamy na inny kanał. Dlatego dziennikarze – z całym szacunkiem – nie są wcale najważniejszym elementem tej nader misternej układanki.

Solą telewizji i rzeczywistą miarą potencjału TVP pozostają artyści sztuki telewizyjnej: operatorzy obrazu i dźwięku, oświetleniowcy i realizatorzy, kierownicy produkcji i montażyści. Wyłącznym źródłem standardów zawodowych w Polsce w tej branży pozostaje niezmiennie telewizja publiczna. Zarówno TVN, jak przyzwoitszy, bo bardziej stonowany w swoim przekazie Polsat od wielu dziesięcioleci (bo przecież ład medialny ukształtował się w Polsce w latach 90.) masowo korzystają z dawnych kadr publicznej zamiast szkolić własne. Tak po prostu wychodzi taniej i prościej.

Widać to na sejmowym korytarzu. Ekipom TVN wystarczy, żeby się nagrało. Bo inaczej będzie awantura; gdzieście byli, kiedy to grali inni… Operatorom obrazu i dźwiękowcom  z TVP jakość wciąż nie jest obojętna. Daje się to zaobserwować, gdy strofują, zwykle całkiem dobrotliwie, przeszkadzających w dokonaniu czystego nagrania ludzi z TVN. W tej obserwacji zawiera się już odpowiedź na pytanie o sens dalszego istnienia TVP.

Po co ma być gorzej, skoro może być lepiej. I dlaczego dobrowolnie mamy skazywać się na bylejakość. Nie kupimy przecież tandetnego samochodu, jeśli w tej samej cenie dostępny jest niezły średniej klasy, co najwyżej drobnej naprawy wymaga – chyba, że robimy żonie na złość, jeśli to ona po zakupy jeździ… Ale z takimi motywacjami idzie się już do lekarza. Nie o medycynie tu mowa, zwycięzcy z 15 października muszą nie tyle zrozumieć, że obywatele pozostają również widzami, bo to rzecz oczywista, ale wyciągnąć z tej prostej prawdy wnioski. Swoich długów wyborczych wobec koncernu TVN, Tusk nie ma prawa płacić naszym kosztem. Warto odmówić ich żyrowania.  

Nie pozwólmy więc politykom na to, żeby nam znowu kit wcisnęli. W  sprawie TVP i tak przystaliśmy już na wiele, włącznie z działaniami na krawędzi prawa, ale dla dobra demokracji, bo przecież sygnał trzeba było przejąć. 

Niech nie opowiadają nam o ustawach, które i tak zawetuje Andrzej Duda. Efekt, ten niezawodny miernik ich intencji, sprawdzimy na bieżąco na ekranie własnych telewizorów.                           

Skoro oni nie poczekali z likwidatorem, my z kolei nie zamierzamy na przyszłoroczne wybory prezydenckie czekać. 

Akcja – reanimacja, tak streścić da się najprostszy program naprawczy dotyczący TVP. Musi uwzględnić oczekiwania widzów ale też dobro tych, co przez lata jej siłę budowali.  

W przeciwnym wypadku telewidzowie zaczną szczerze wzdychać do czasów Miłosza Kłeczka, który wprawdzie na antenie żarliwości swoich przekonań zbyt starannie nie ukrywał, ale ikry miał więcej i coś do powiedzenia przy tym w odróżnieniu od pierwszego prelegenta obecnej TVP, byłego radiowca Rocha Kowalskiego, co z charyzmą cechującą zwykle urzędnika skarbowego, bez natręctwa wypytującego nas o trzeci załącznik do PIT-a 39, nawet w wejściach na żywo usypia nas tak gorliwie, że udziela nam się jego bylejakość i tracimy energię niezbędną do sięgnięcia po pilota, zanim sen nas zmorzy.    

Pomyślmy więc przed zaśnięciem i wspólnie znajdźmy dobre rozwiązanie, czego Państwu i sobie życzę.  

[1] Piotr Śmiłowicz. Medialny dryf. “Tygodnik Powszechny” nr 29 z 17-23 lipca 2024

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 15

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here