0 85-leciu śmierci Józefa Piłsudskiego warto pamiętać – nie pomimo powagi obecnej sytuacji w dobie pandemii ale właśnie z jej powodu. Skoro podobnie jak wtedy znajdujemy się w trudnym położeniu, do odpowiedzi na obecne dylematy przyda się refleksja nad dorobkiem Marszałka.      

Nie potrzeba już walczyć o pamięć Komendanta, co zawdzięczamy Wacławowi Jędrzejewiczowi, Marcinowi Królowi i Bohdanowi Urbankowskiemu oraz pokoleniom studentów zaczytujących broszurki o nim i emerytom wydającym ostatni grosz w antykwariacie na jego pisma. Warto się zastanowić, czego się możemy od niego nauczyć. Do pokonania komunizmu wystarczała legenda Józefa Piłsudskiego. Teraz potrzebny jest nam ten prawdziwy.

Józef Pilsudski odszedł na wieczną wartę 12 maja 1935 r. Państwo, które stworzył przetrwało jeszcze tylko cztery lata. To miara jego tragizmu ale i wielkości. Następcy nie poradzili sobie z jego dziełem.

Jeszcze przed śmiercią Marszałka dało się przewidzieć, że tak się stanie. Jak przyznaje najwybitniejszy jego biograf Wacław Jędrzejewicz: „Chorobę Piłsudskiego trzymano w zupełnej tajemnicy. Wiedzieli o niej prezydent Mościcki, Sławek, Prystor i parę innych osób poza najbliższym otoczeniem” [1]. Dowiadujemy się też, dlaczego tak się działo: „20 marca 1935 Sejm przyjął tekst nowej konstytucji, który powrócił po rocznej dyskusji w Senacie” [2]. Pomimo tej daty przeszła ona do historii pod nazwą kwietniowej i nie była już demokratyczna jak marcowa z 1921 r.    

Czasem warto odwołać się do rodzinnej anegdoty. Wiadomość o śmierci Marszałka przyniosła mojemu dziadkowi, kierownikowi wiejskiej szkoły jego uczennica, córka niemieckich osadników w wielojęzycznej osadzie pod Sochaczewem. Jej rodzice słuchali radia berlińskiego, które informację o odejściu założyciela sąsiedniego państwa podało szybciej niż warszawskie. Ta różnica w przepływie danych i środkach łączności rozstrzygnęła w cztery lata później o wyniku wojny między obydwoma państwami.

Przyczynił się do klęski wrześniowej również sam Piłsudski, walcząc w 1920 r. o Polskę zbrojnie pod Kijowem zamiast pokojowo pod Olsztynem, gdzie można było wygrać z pokonanymi w wojnie światowej Niemcami plebiscyt i o wiele kilometrów odsunąć od Warszawy trudną do obrony granicę, co w perspektywie 1939 r miało kolosalne znaczenie. Na błąd wówczas popełniony zwracał uwagę Komendantowi sam Stefan Żeromski, pomimo słabego zdrowia (wcześniej przeszedł grypę hiszpankę) dzielnie uczestniczący w polskiej akcji plebiscytowej na Mazurach i Warmii.

Ale też w tym samym roku 1920 okazał się Piłsudski zwycięzcą bitwy warszawskiej, która powstrzymała pochód bolszewików na podbój Europy i nie był to żaden „cud nad Wisłą” lecz efekt bohaterstwa milionowej, w przeważającej większości chłopskiej armii z poboru i zgody polityków, spośród których Wincenty Witos – późniejszy oponent i więzień polityczny Marszałka – objął funkcję premiera, poproszony o to przez emisariuszy wysłanych do jego rodzinnych Wierzchosławic. Przedtem inne porozumienie z oponentami doprowadziło do wykorzystania dyplomatycznych talentów Romana Dmowskiego i Ignacego Paderewskiego w trakcie konferencji paryskiej do obrony polskich granic i uzyskania przez nas godziwych warunków w Traktacie Wersalskim (1919 r.). Umiał też Piłsudski, chociaż jako dawny bojowiec Polskiej Partii Socjalistycznej dawno już „wysiadł z czerwonego tramwaju na przystanku niepodległość” dogadać się z lewicą na tyle, że gdy tylko wrócił z Magdeburga w listopadzie 1918 r. podporządkował mu się radykalny społecznie rząd lubelski Ignacego Daszyńskiego. O zdradzie społecznych przekonań trudno zresztą mówić, skoro powszechnie już uznawany rząd Jędrzeja Moraczewskiego wprowadził m.in. ośmiogodzinny dzień pracy, ubezpieczenia społeczne, prawo do strajku i legalizację związków zawodowych co w ówczesnej Europie wcale nie było standardem, zaś Polki uzyskały prawa wyborcze 30 lat wcześniej niż Francuzki i 50 lat niż Szwajcarki. Wszystko to uznał kolejny, związany już z prawicą gabinet Paderewskiego. Zaś w styczniu 1919 r. chociaż trwała jeszcze epidemia grypy hiszpanki i wojna na wszystkich granicach Polacy poszli zagłosować w wyborach do Sejmu Ustawodawczego, których wyniku Komendant nie podważał, chociaż nie był po jego myśli. W 1921 r. mieliśmy już Konstytucję Marcową, jedną z bardziej demokratycznych.             

Józef Piłsudski miał świadomość nietrwałości domu, który odzyskał i zbudował dla obywateli. Oddał to celniej niż historycy czy politologowie inny geniusz, słowa a nie czynu – Czesław Milosz w „Traktacie poetyckim”: Latami będzie chodzić w Belwederze. / Piłsudski nigdy nie uwierzy w trwałość. / I będzie mruczeć: „Oni nas napadną”. / Kto? I pokaże na zachód, na wschód. / Koło historii wstrzymałem na chwilę.” [3]      

Ścieżki obok drogi

Miał zresztą Piłsudski szczęście do literatów i malarzy. W mieszkaniu Żeromskich przy Żabiej w Warszawie w 1898 r. nocowali wraz z ryzykownym bagażem w postaci nakładu „Robotnika”: „Ziuk” czyli Józef Piłsudski oraz Stanisław Wojciechowski. Po niemal trzech dekadach spotkają się na Moście Poniatowskiego we wrogich sobie rolach: sprawcy zamachu stanu i obalanego prezydenta. Pamiętajmy, że to za sprawą Piłsudskiego słowo bibuła weszło do języka potocznego zanim nie zastąpił go – chociaż nie całkowicie – w latach 70. drugi obieg. Bo czasem wciąż się bibuła na druki ulotne i książki zbójeckie mówiło aż do momentu zniesienia cenzury.

Odwiedzał też Piłsudski w Krakowie przy Krowoderskiej samego Stanisława Wyspiańskiego [4]. Już w wolnej Polsce sekretarką Marszałka była znakomita poetka Kazimiera Iłłakowiczówna, a współpracę tę opisała w książce „Ścieżka obok drogi”. Malował Piłsudskiego Wojciech Kossak. Konterfekt na Kasztance stał się ikoną. Gorzej ułożyła się współpraca z podwładnym z Legionów Edwardem Śmigłym-Rydzem, bo ten… malarzem okazał się lepszym niż politykiem w roli następcy mentora, czego koniec okazał się żałosny: po sromotnej ucieczce szosą na Zaleszczyki cichcem wrócił do okupowanego kraju, gdzie umarł w niesławie, pochowany pod przybranym nazwiskiem.    

Kronikarzem Legionów został Juliusz Kaden-Bandrowski, którego „Generał Barcz” bardzo się jednak Komendantowi nie podobał. Gdy ten go za książkę zrugał, autor podobno wyszedł do ogrodu i płakał.

Na charyzmę Marszałka nie pozostała obojętna również Komunistyczna Partia Polski, która w 1926 r. poparła przewrót, wierna bardziej trzeciemu niż pierwszemu członowi swojej nazwy, co potem określiła mianem błędu majowego, choć nie uchroniło to jej przebywających w ZSRR działaczy przed eksterminacją na rozkaz Józefa Stalina.

Już po zamachu stanu dawny dowódca akcji ekspriopracyjnej na rosyjski wagon pocztowy z 200 mln rubli w Bezdanach (1907 r.) za którą kręgi konserwatywne potępiały go jako bandytę  gościł w Nieświeżu u księcia Radziwiłła. Wtedy pojawiła się znana rymowanka to nie sztuka zabić kruka ani sowę trafić w głowę, ale sprawa całkiem świeża trafić z Bezdan do Nieświeża, ułożona  przez samego gościa, a ściślej trawestacja frywolnego wierszyka Aleksandra hr. Fredry, który tym się różnił, że się kończył: gołą dupą siąść na jeża. Z osobą gospodarza z kolei wiąże się greps, oddający jego stosunek do demokracji: moja kucharka głosowała na komunistów, ponieważ powiedziano jej, że są to tacy, co codziennie przystępują do komunii. Ponad podziałami, poglądami i biografiami – co zdumiewające – jednak się porozumieli, spotkanie nieświeskie politycznie przyniosło sukces, bo żubry kresowe wsparły sanację.     

Puczysta zaś, jeśli uznał to za stosowne – szanował prawo i przepisy. Antoni Slonimski opowiadał, jak w cukierni Loursa, gdzie w pierwszej sali obowiązywał zakaz palenia, Piłsudski przy stoliku zapalił papierosa. Konferował wtedy z Walerym Sławkiem i Bolesławem  Wieniawą- Długoszowskim. Podszedł kelner i sucho powiadomił: – Tu się nie pali. Piłsudski, ku zdumieniu gotowych do skarcenia śmiałka przybocznych, po prostu spokojnie i bez słowa papierosa zgasił…

Cierpiał zresztą z powodu formatu ludzi z którymi przyszło mu współpracować zwłaszcza pod koniec życia. Wiedział, że nie ma komu Polski zostawić. Oddaje to dykteryjka o jego rozmowie z Felicjanem Sławojem-Skladkowskim, którego wezwał do gabinetu.

– Będziecie ministrem – oznajmił podwładnemu Piłsudski.

– Tak jest – trzasnął obcasami Sławoj. Odmeldował się i wyszedł z gabinetu. W przedpokoju jednak o czymś sobie przypomniał i wrócił. Zastał Marszałka pochylonego nad papierami.

– Jakim ministrem? – spytał.

– Głupim ministrem – odburknął Komendant, nie podnosząc wzroku znad dokumentów.       

Z kolei gdy na dziesięcioleciu Niepodległości rozejrzał się po tłumach wypełniających sektory dla dawnych legionistów, zauważył przytomnie:

= Gdybym ja was wtedy tylu miał…

Marszałek prawie współczesny            

Czasem Piłsudski okazuje się zaskakująco współczesny, nie tylko dlatego, że za rządów PiS kombatanci też mnożą się jak króliki – sam się ze zdumieniem dowiaduję, że głównymi aktywistami NZS na polonistyce UW pod koniec lat 80 byli Zdort i Lichocka, chociaż ja, studiując wtedy na tym wydziale i działając w KPN, żadnego z nich w ogóle sobie nie przypominam.

Znane pozostaje powiedzenie Marszałka o obwarzanku, który jest najlepszy z boku, a pusty w środku, odnoszący się do roli Kresów we współczesnej mu Polsce – stwierdził to w rozmowie z Ksawerym Pruszyńskim w trakcie spotkania z młodymi twórcami i politykami, a zainspirowała go podobno niemal tatarska fizjonomia przyszłego autora „Różańca z granatów”. Echo tego poglądu odnajdujemy u noblistki Olgi Tokarczuk w „Biegunach”, gdy mowa o przesiedleńcach, do których zaliczali się jej rodzice.    

We wszystkich swoich wcieleniach – od małego Ziuka z Litwy, który jeśli wierzyć sanacyjnej czytance w czas oberwania chmury wybiegł z domu by z psiej budy dzielnie wyciągnąć zagrożone utopieniem szczeniaki, poprzez zesłańca na Syberii, towarzysza Wiktora z PPS, redaktora „Robotnika” i organizatora Strzelca oraz komendanta Legionów, Naczelnika Państwa, samotnika z Sulejówka, nieformalnego dyktatora po maju 1926 r. i dobrotliwego Dziadka z lat ostatnich – fascynował zwykłych Polaków, ale analitycy nie stanowili tu wyjątku. Drogę jego życia z mrówczą pracowitością i profesorską wnikliwością przedstawił Wacław Jędrzejewicz. Współczesny sens nadał jego przesłaniu lider Konfederacji Polski Niepodległej, pierwszej antykomunistycznej partii między Łabą a Władywostokiem Leszek Moczulski. Ewolucję myśli politycznej przyszłego Marszałka przedstawił Marcin Król w zaczytywanej przez studentów urodzonych w 30 lat po śmierci Dziadka broszurze wydanej w drugim obiegu.      Bohdan Urbankowski w swoim dwutomowym eseju „Józef Piłsudski. Marzyciel i strateg” dostrzega u głównego twórcy polskiej odrodzonej państwowości filozofię czynu i dominującą inspirację romantyczną. Widzieli ją również współcześni bohaterowi poeci, jak Julian Ejsmond: Niejeden w Polsce belfer mędrek i pyszałek kazał kuć wieszcza – potem na wyrywki pytał. Ale dopiero pierwszy – pierwszy jej Marszałek czynem zbrojnym poezję Adama – odczytał.  W języku przywołanego tu belfra rzecz ujmując, wskazać można, że Piłsudskiego – romantyka już „przerobiliśmy”. Czynu zbrojnego z czasu Legionów i bitwy warszawskiej nikt poważny nie kwestionuje. Warto zbadać za to drogi Piłsudskiego-męża stanu: wspólnego działania w obliczu zagrożenia państwa z najwybitniejszym pokoleniem polityków polskich od Daszyńskiego po Paderewskiego i od Witosa po Moraczewskiego. Nie musimy dziś między nimi wybierać, możemy czcić wszystkich. Warszawskie pomniki Dmowskiego i Daszyńskiego stoją tak blisko siebie. Od postaci, które upamiętniają warto się uczyć porzucenia partyjnych partykularyzmów w chwili zagrożenia, chociaż zgoda narodowa nie była trwała. Ale to Naczelnik Państwa jej patronował.

Już w 1926 r. w maju na ulicach Warszawy polała się krew w bratobójczej walce, w cztery lata później uwięziono posłów Centrolewu w twierdzy brzeskiej, po kolejnych zaś czterech – w reakcji na zabójstwo ministra Bronisława Pierackiego przez nacjonalistów ukraińskich – naciskany przez grupę pułkowników schorowany Marszałek przystał na utworzenie ośrodka odosobnienia w Berezie Kartuskiej, gdzie obok rezunów, oenerowców i komunistów więziono też konserwatywnego publicystę Stanisława Cata-Mackiewicza. Piłsudski za to odpowiada. Ale to nie największy jego dramat.

Wspólne Dwudziestolecie

Ludowcy zabiegają o pełną rehabilitację Witosa. Dwudziestolecie międzywojennej niepodległości obfituje zarówno w budujące przykłady (odparcie inwazji bolszewickiej, budowa Gdyni i COP) jak w epizody wstydliwe (zabójstwo Narutowicza, proces brzeski, w którym skazano Witosa i Bereza Kartuska).

Read more

Zabrakło następców. Nie sprostali zadaniu malarz z Legionów marszałek Edward Śmigły-Rydz, wybitny chemik ale marny prezydent Ignacy Mościcki ani premier Felicjan Sławoj-Składkowski. W fatalnym wrześniu uciekali szosą na Zaleszczyki wraz z całą wyższą kastą sanacyjnych biurokratów objuczeni osobistym dobytkiem. Przez lata ku pokrzepieniu serc roztrząsało się sukcesy Marszałka. Dziś nic nie przeszkadza, by analizować również jego porażki. Czas w którym katastroficzne przewidywania poetów z wileńskiej grupy Żagary, w tym przyszłego noblisty Miłosza okazały się bardziej rzetelne niż gromkie hasła władzy w stylu „nie oddamy ani guzika” czy jej zapewnienia, że Niemcy mają czołgi z tektury – to epoka, co inspiruje i pobudza. Najgłośniejsza historyczna powieść ostatnich lat, „Król” Szczepana Twardocha dzieje się w smutnym 1937 roku i oprócz sensacyjnej akcji pokazuje obumieranie państwa, osłabianego przez intrygi egoistycznych polityków i rozdzieranego społecznymi oraz narodowościowymi konfliktami. To spełniony katastrofizm, od początku wiemy, że happy endu nie będzie. I obraz prawdziwy, nie umniejszający sukcesów Dwudziestolecia: budowy Gdyni i Centralnego Okręgu Przemysłowego, przelotów Żwirki i Wigury, złotego medalu Haliny Konopackiej w rzucie dyskiem na olimpiadzie w Amsterdamie (1928 r.), poezji Skamadrytów czy aktorskiego kunsztu Eugeniusza Bodo ani muzycznego Jana Kiepury.

Stanowczym krytykiem Piłsudskiego pozostaje prof. Witold Modzelewski, zarzucający mu prowadzenie polityki proniemieckiej, na której Polska traciła.

Czas trudny i niepewny sprzyja pochyleniu się nad życiową drogą i myślą Marszałka. Za sprawą pandemii nie musimy w tym roku oglądać tłumu zadufanych twarzy oficjeli, pragnących ogrzać się w blasku jego sławy i legendy. Kameralna forma tej rocznicy sprzyja refleksji – dla Piłsudskiego już obojętnej, bo ma miejsce w historii zapewnione i utrwalone, ale ważnej dla nas samych. Warto tej szansy nie zmarnować.                     

[1] Wacław Jędrzejewicz. Józef Piłsudski 1867-1935. Życiorys.  Polska Fundacja Kulturalna, Londyn 1986, s. 272
[2] ibidem
[3] Czesław Miłosz. Wiersze wybrane. Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 1980, s. 69   
[4] por. Włodzimierz Wójcik. Legenda Piłsudskiego w polskiej literaturze międzywojennej. Wydawnictwo Śląsk, Katowice 1986, passim

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 3.7 / 5. ilość głosów 3

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here