czyli ile PiS zawdzięcza niemieckim mediom, które atakuje
W kampanii prezydent alarmował, że Niemcy chcą za pośrednictwem swoich polskojęzycznych mediów wybrać nam prezydenta. Kokietował w ten sposób narodowy elektorat. Teraz PiS zapowiada zakulisowo ograniczenie samowoli obcego kapitału na rynku medialnym pod marką dekoncentracji. Prawda jednak jest szokująco inna: to właśnie niemieckie media przed laty wykreowały PiS, zatrudniały na etatach jego partyjnych dziennikarzy i promowały “moralną rewolucję” w czasach, gdy słowa te nie budziły jeszcze śmiechu w konfrontacji z partyjnym sposobem działania formacji Jarosława Kaczyńskiego.
Gdy wydawany po polsku przez niemiecki koncern Axel Springer brukowiec “Fakt” skrytykował ułaskawienie pedofila przez Andrzeja Dudę, sam prezydent w trakcie spotkania w Bolesławcu (3 lipca br) zapytywał retorycznie:
– Czy ten koncern, Axel Springer z niemieckim rodowodem, który jest właścicielem gazety “Fakt”, chce wpłynąć na wybory prezydenckie w Polsce? Tak? Niemcy chcą wybierać w Polsce prezydenta? To jest podłość. Nie zgadzam się na to.
Mocne słowa – chciałoby się rzec – ale nie pierwsze.
Przypomina się słynne “Niemcy mnie biją”, które skutecznie ośmieszyło Jana Rokitę, zwłaszcza, że przyczyną awantury na pokładzie samolotu Lufthansy okazał się sprzeciw obsługi wobec próby zawieszenia przez polityka własnego płaszcza w klasie pierwszej, a miał wówczas Rokita bilet klasy drugiej. Skończyło się obezwładnieniem niedoszłego premiera z Krakowa przez załogę i wpisaniem go na listę klientów, których niemiecki przewoźnik nie obsługuje. A eks-poselski płaszcz okazał się najsłynniejszym po szynelu z Gogola…
Doskonale te czasy pamięta dawny kolega Rokity z klubu poselskiego AWS Adam Bielan, który już w roli rzecznika kampanii walczącego – jak się później okazało skutecznie – o reelekcję Dudy zaapelował do niemieckiego ambasadora, by “porozmawiał z właścicielami gazety Fakt”, bo ta wtrąca się do polskich wyborów.
Amerykanów – co charakterystyczne – wolą pisowcy nie zaczepiać. Duda pielgrzymował przecież przed wyborami po poparcie do Donalda Trumpa. A ambasador USA w Warszawie Georgette Mosbacher pozostaje nieprzejednana, jeśli chodzi o interesy amerykańskich firm w Polsce, czy mowa o TVN, Uberze czy koncernach farmaceutycznych. W kwietniu sformułowała ostrzeżenie wobec pisowskiej władzy w obronie pozostającej własnością amerykańskiego Discovery telewizji TVN, atakowanej wtedy przez rządową TVP, nikt nie wierzy, że bez wsparcia decydentów.
Niemieckie media – z oczywistych względów – pozostają bardziej dogodnym przeciwnikiem propagandowym niż amerykańskie. Zwłaszcza, że inwestujące nad Wisłą, a jeszcze chętniej nad Odrą koncerny nie cieszą się dobrą reputacją. Springerowski brukowiec “Bild Zeitung” niejednokrotnie w przeszłości ożywiał resentymenty ziomkostw i lamenty “wypędzonych”. Wydawca prasy lokalnej z Passau, choć to konkurent Springera, też nie adresuje przekazu do wyrobionej publiczności a obraz Polaka na łamach raczej podtrzymuje stereotypy i uprzedzenia niż pomaga je przełamywać.
Nie zmienia to jednak faktu – tym razem pisanego już małą literą i bez cudzysłowu – że akurat PiS wydaje się ostatnią z partii, która miałaby powody skarżyć się na niemieckie koncerny prasowe.
Dziennikarze pisowscy na niemieckim wikcie Zarówno “Newsweek Polska” jak “Fakt”, również “Dziennik” – wszystkie należące do Springera, ale też stanowiąca własność konkurencyjnego koncernu z Passau “Polska The Times” – przez lata trzymały na etatach pisowskich dziennikarzy, a ich kolegom dawały zarobić jako autorom z zewnątrz.
Niebagatelne to wsparcie, zważywszy, że mowa o czasie, kiedy PiS własnych mediów poza partyjnym bo wydawanym przez słynny koncern Srebrna S.A. “Nowym Państwem” nie miało. A zwolennicy PiS wśród dziennikarzy – eufemistycznie rzecz ujmijmy – raczej do elity tego zawodu się nie zaliczają. Na wolnym rynku pewnie nie mieliby czego szukać.
“Newsweek Polska” wszedł do nas w 2001, a więc w czasie kiedy PiS zadebiutowało w Sejmie, w ławach opozycji i z zaledwie 43-osobową załogą. Ale za rządów Tomasza Wróblewskiego w “Newsweeku” odnaleźli się żurnaliści tacy jak Marcin Dominik Zdort, później szef portali internetowych w TVP za rządów PiS w kraju i Jacka Kurskiego w stacji.
“Newsweek” zatrudnił też Michała Karnowskiego i Piotra Zarembę, autorów książki “O dwóch takich..” – rozmów z braćmi Kaczyńskimi. Zaremba, także autor biografii Jarosława, publikował też potem w “Polsce The Times”, wydawanej przez również niemiecki, ale wobec Springera konkurencyjny koncern Passauera. Naczelnym “Polski” został Paweł Siennicki, kiedyś z wydawanego przez Srebrną “Nowego Państwa”.
W kierowanym przez Roberta Krasowskiego “Dzienniku”, zakulisowo reklamowanym jako polska wersja “Die Welt”, z czego nic nie wyszło, bo pismo odrzucili sami czytelnicy, publikowała m.in. obecna posłanka PiS Joanna Lichocka – ta od wystawionego palca. Z “Dziennikiem” współpracował też Piotr Semka, kiedyś “druga połówka” Jacka Kurskiego (razem przygotowali w TVP program “Refleks” i napisali książkę “Lewy czerwcowy”), biograf z kolei Lecha Kaczyńskiego (patetyczny tytuł “Opowieść arcypolska”) i autor paszkwilu na Lecha Wałęsę (“Za, a nawet przeciw”). Zastępcą naczelnego był Michał Karnowski zanim… pożeglował dla odmiany do Passauera.
“Dziennik” stał się forum pisowskiej “moralnej rewolucji” po dojściu partii do władzy. Z pomysłu zbudowania przeciwwagi dla “Gazety Wyborczej” nic jednak nie wyszło. Pióra i głowy nie te. Zresztą PiS rządził wtedy raptem dwa lata.
Pisowscy dziennikarze zarabiali też przez lata w “Fakcie”, dziś tak nienawistnym głowie państwa, Robert Mazurek i Igor Zalewski prowadzili tam swoją zainicjowaną kiedyś w “Nowym Państwie” rubrykę satyryczną, o której mawiano, że śmieszy tylko jednego czytelnika – Jarosława Kaczyńskiego. Humor jej był niewybredny, skoro np. Andrzeja Leppera przezywali Mulatem, ale poprawność polityczna w brukowcach wtedy nie obowiązywała. We Francji nie byłyby potrzebne żadne rady ani sankcje, po prostu za ten typ dowcipasów… żaden z szanujących się kolegów dziennikarzy nie podałby im ręki.
Jeszcze teraz dawny publicysta pisowskiego “Nowego Państwa” Robert Mazurek o którego talentach trudno cokolwiek powiedzieć prowadzi rozmowy z politykami w niemieckim – a jakże – radiu RMF. Właścicielem stacji, którą kiedyś zakładał działacz opozycji i antykomunistycznej emigracji Stanisław Tyczyński pozostaje Bauer Media Invest GmbH.
Każdy chciałby mieć takich wrogów, jak PiS niemieckie media…
Bronią polskiej własności kiedy im wygodnie
Problem zaśmiecania polskiego rynku prasowego przez pozostające obcą własnością tabloidy i reprezentowania przez prasę bardziej niemieckich interesów niż rodzimych istnieje, ale nie rozwiąże się go restrykcjami, zakazami ani żadną inną represją biurokratyczną. A już na pewno PiS tego nie zrobi. Pamiętamy, jak szybko wycofał się – pod naciskiem amerykańskim i izraelskim – z pechowej dla siebie nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, wprowadzającej penalizację szpetnej niewątpliwie praktyki przypisywania Polakom fałszywej odpowiedzialności za Holocaust. Milczy PiS w sprawie innych, konkretnych, a nie wydumanych zagrożeń, również tych, które niesie za sobą amerykańska ustawa 447, popierająca roszczenia do mienia bezspadkowego, pozostałego w Polsce po ofiarach Holocaustu ze strony rozmaitych organizacji, powstałych nawet kilkadziesiąt lat po wojnie.
Przed rozstrzygnięciem wyborów prezydenckich Rafał Trzaskowski rozmawiał przez telefon z Barackiem Obamą, a Donalda Trumpa odwiedził w Białym Domu Andrzej Duda. Tymczasem to obóz demokratyczny w Polsce powinien uczyć się od Trumpa. Mniejsza o ekstrawagancje prezydenta USA: ważne, jak zjednoczył klasę pracującą, przełamując stereotyp, że wybory w Ameryce wygrywało się – całkiem jak teraz w […]
Droga do odbudowy polskich mediów, ich wiarygodności, siły i prestiżu prowadzi przez przywrócenie instytucji telewizji publicznej i wyjęcie jej spod wpływów partii rządzącej. Niemcy – skoro głównie o nich mowa – pochwalić się mogą aż dwiema wysokiej jakości stacjami publicznymi (ARD i ZDF). Przez pięć lat sprawowania władzy w kraju PiS szedł w kierunku dokładnie odwrotnym, wasalizując TVP jako stację rządową i masowo zastępując artystów sztuki telewizyjnej dyspozycyjnymi wobec partii karierowiczami o nikłych kompetencjach. Tak bowiem partia Kaczyńskiego pojmuje media narodowe. Ale z tymi kosmopolitycznymi też się zawsze umiała dogadać, więc zapewne i tym razem… krzywdy im nie zrobi.