chcą mieć na nie wpływ
Przedsiębiorcy albo mają przed sobą przyszłość albo idą na dno – tak dramatyczny dylemat przedstawił w trakcie debaty w biurze niezależnych samorządowców na Koszykowej ekonomista i animator ruchu na rzecz klasy średniej Dariusz Grabowski. Alarmował, że tylko w ostatnim roku padło 20 tys polskich sklepów, za to zysk Biedronki wzrósł o 30 proc.
W spotkaniu w siedzibie Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej uczestniczył zarówno rzecznik małych i średnich przedsiębiorców Adam Abramowicz jak przedstawiciele tego właśnie środowiska – inicjatorzy rosnącego w siłę ruchu społecznego na rzecz odrodzenia Powszechnego Samorządu Gospodarczego. Gospodarze z MWS zaangażowali się już wcześniej w zbieranie podpisów pod obywatelskim projektem ustawy wprowadzającej dobrowolność składki zusowskiej.
Doktor Grabowski zaznaczył, że podpisał się pod nim, co traktuje jako gest, bo pomysł to słuszny. Tyle, że nie wystarczy. Cały system należy zmienić, bo dziś jest on anarchią. Dowód? Sędziowie ani funkcjonariusze w mundurach nie płacą składek, nalicza im się emeryturę w wysokości 70 proc ostatniego wynagrodzenia. Przedsiębiorcom należy się choćby zrównanie szans w dostępie do kredytu.
Ich faktyczną rolę wykazał Jacek Czauderna, restaurator z Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej. – Wytwarzamy 50 proc produktu krajowego brutto. W 50 proc utrzymujemy państwo polskie.
Tymczasem 270 tys polskich rodzin jest dziś windykowanych za nie zapłacone składki. Dramatyczny przypadek, w którym interweniował, opisał rzecznik małych i średnich przedsiębiorców Adam Abramowicz. Zawodowy kierowca założył firmę przewozową. Jednak koniunktura się popsuła za sprawą następstw pandemii i wojny za wschodnią granicą. W dodatku zapadł też na zdrowiu. Przez trzy lata nie płacił ZUS. Przyszli go eksmitować z mieszkania. Na szczęście zwrócił się do rzecznika. Ten znalazł furtkę ratunkową: niedługo wcześniej uchwaloną ustawę o abolicji.
Po mojej interwencji i gdy ten przypadek nagłośniłem, ZUS przestał wyrzucać z mieszkań – pochwalił się Abramowicz. – Udało mi się go uratować przed licytacją mieszkania. Ale i tak większość jego emerytury idzie na spłatę długów.
Rzecznika Abramowicza pochwalił z kolei ale ironicznie adwokat Marek Czarnecki: – Jak pan mówił, musiałem się uszczypnąć. Bo rzecznik mówi jakby wywodził się z opozycyjnej PO, a był posłem PiS.
Ten natychmiast replikował: – Gdyby PO chciała wprowadzić inny system, zrobiłaby to przez osiem lat rządów.
Walorem spotkania na Koszykowej, którego gospodarzem była Mazowiecka Wspólnota Samorządowa stała się konfrontacja stanowisk rzecznika Abramowicza – w którego nazwie funkcji zawiera się obrona interesów małych i średnich przedsiębiorców – i ich samych właśnie.
Zarówno dr Grabowski jak restaurator Jacek Czauderna wskazali na potrzebę powołania odrodzonego Powszechnego Samorządu Gospodarczego jako reprezentacji klasy średniej, zanim będzie na to za późno.
Nawet COVID to pikuś, rzeczywisty kryzys zacznie się dopiero, kiedy klasa średnia zubożeje – przestrzegł Czauderna. Wskazał, co już teraz trzeba zrobić, by temu zapobiec. Gdy MWS zbiera podpisy pod projektem dobrowolnego ZUS, to środowisko jego izby gospodarczej – pod obniżeniem do 5 proc VAT za usługi gastronomiczne.
Dziś rozmawiamy o ZUS – zastrzegł rzecznik Abramowicz. Wprowadzeniu dobrowolności składek się nie sprzeciwia. Co więcej, daje do zrozumienia, że system to wytrzyma. ZUS dysponuje 300 mld zł rocznego budżetu. Składki przedsiębiorców sumują się do 13 mld zł. Przy założeniu, że 50 proc z nich zostanie w systemie a 50 proc z niego odejdzie – wpłacać będą 8 mld zł więc nic się nie zawali. Zresztą ZUS już teraz dotowany jest obficie z budżetu państwa.
30 proc mężczyzn w Polsce nie dożywa wieku emerytalnego. Zaś 4,1 mln Polaków nie płaci żadnych składek. Dla wielu te 1417 zł co miesiąc stanowi problem: zwykle mniejszy w stolicy, gdzie średnio zarabia się 8 tys, większy pod Zamościem, gdzie ta średnia wynosi 4,5 tys. Tymczasem państwo wciąż stosuje tę samą wysokość składki – podobnie zresztą jak płacy minimalnej – dla całego kraju.