W ciemnym lesie

0
219

Noblista Jon Fosse daje nam rebus do rozwiązania

Jedno okazuje się pewne: bohater skręca samochodem z głównej drogi w las. Gubi się na kolejnym rozwidleniu leśnej przesieki. A gdy wysiądzie z wozu, nie do końca wiadomo, po co – również samochodu potem już nie odnajdzie. Nie ulega też wątpliwości, że zaczyna padać śnieg. Jeśli zaś chodzi o późniejsze zdarzenia – nie wiemy już, czy w rzeczywistości miały miejsce czy tylko się niefortunnemu kierowcy przywidziały.

“Białość”, mikropowieść aktualnego noblisty z literatury opowiada o samotności współczesnego człowieka. Norweg Jon Fosse czyni to w sposób tak zajmujący, że nie polecam lektury osobom o depresyjnych skłonnościach. Jednak komu optymizmu nie brakuje, może się z tą wizją zmierzyć. Warto.

Czy książka o nudzie powinna być nudna

Nie czyta się tego lekko, niech – żeby dać pojęcie o narracji – wystarczy próbka, jak Jon Fosse oddaje dialogi swoich rzeczywistych bądź widmowych postaci: “Mówię: dlaczego idziesz ze mną. Istota mówi: tego nie mogę powiedzieć. Mówię: dlaczego. Istota mówi: bo nie mogę – a ja myślę, że rzeczywiście nie ma sensu jej o nic pytać, więc równie dobrze mogę nie pytać o nic. Mówię: nie możesz zaprowadzić mnie do ludzi – a istota nie odpowiada. Nie możesz wyprowadzić mnie z lasu – a istota nie odpowiada i myślę sobie, że nie to nie, jeśli nie chce powiedzieć, to niech nie mówi, ale przecież odpowiedziała mi ze dwa razy (..)” [1]. Jak widać, noblista Fosse znalazł niebanalne rozwiązanie odwiecznego dylematu autorów, czy książka o nudzie powinna być nudna. Zaś o depresji była już tutaj mowa…    

O bohaterze wiemy niewiele, poza tym, że mieszka sam i nie zawsze nawet ma chęć, by ugotować dla siebie obiad. I oczywiście – że ma samochód, co kluczowe. Nie dowiemy się, czy pracuje, a jeśli tak, to w jakim zawodzie. Wprawdzie ma rodziców, ale nie podpowie nam to, w jakim jest wieku, zresztą w jego rodzinnej Skandynawii żyje się długo. A on sam przyznaje, że nie pamięta kiedy się ostatni raz z nimi widział – kilka dni temu, godzin, czy miesięcy, a może nawet parę lat od tego czasu minęło…     

“Białość” – chciałoby się jednak dorzucić sentencjonalnie – to nie bladość. Lecz całość niezmiernie wyrazista przy dochowaniu wierności zasadzie minimalizmu.

Krótka opowieść o odwiecznych problemach

Fosse podobnie jak inni nobliści – Ernest Hemingway w opowieści “Stary człowiek i morze” oraz Albert Camus w “Upadku” maksymalnie skondensował przekazywaną historię, co wydaje się nawiązywać do obu najwybitniejszych “long short stories” pochodzących jeszcze z lat 50. Temat: człowiek w chwili próby, w obliczu sytuacji krańcowych i skupienie narracji na jednym bohaterze zbliża go do wielkich patronów, za to bez porównania surowszy okazuje się norweski mistrz dla własnych czytelników. Nie ma co bowiem liczyć na lekturę łatwą, lekką i przyjemną. Bo jeśli tamte dzieła ktoś mógł prostodusznie odebrać tylko jako opis połowu czy scenę barową – podobnie jak liczni czytelnicy “Azylu” Williama Faulknera, gdy wydano go w  paperbacku  byli przekonani, że obcują z kryminałem – to Fosse takiej szansy nie daje. Jego bohater wdzięczyć się do Was nie będzie. Kto zaś czeka błyskotliwego rozwiązania nawarstwiającej się zagadki – ten się zawiedzie. Prawdziwy rebus wydaje się dotyczyć sensu życia a nie meandrów akcji. Sprowadzającej się przecież do odwiecznego motywu zagubienia w lesie, znanego z baśni i klechdy czy choćby, jeśli wziąć pod uwagę klasykę naszej literatury, ale taką co się nie zestarzała: z “Beldonka” Adolfa Dygasińskiego. 

Autor jednak z pewnością ma nam do przekazania prawdę bez porównania głębszą, niż ta, że łatwiej do lasu wejść, niż się z niego wydostać. Co więcej, pewna sekwencja zdarzeń nieuchronnych nasuwa skojarzenia z inną wybitną mikropowieścią: “Bramami raju” Jerzego Andrzejewskiego o średniowiecznej krucjacie dziecięcej prowadzonej przez odnajdujących swoją tożsamość nastolatków. Fosse pisze tak, jakby uprzednio przeczytał wszystko, nie wątpię, że również naszego Andrzejewskiego, chociaż ten Nobla nie dostał, acz na niego zasługiwał –  bo zaszkodziła mu napisana w amoku realizmu socjalistycznego osławiona “Partia i twórczość pisarza”, gdzie zdobył się jednak na szczerość nieznaną innym, otwarcie deklarując, że w tym ustroju rolą pisarza okazuje się mówienie “tak” władzy, podobnie jak w kapitalizmie – wypowiadanie swojego “nie”. Do końca więc nie go potępiajmy, zwłaszcza, że po latach znalazł się w gronie założycieli Komitetu Obrony Robotników.

Całkiem zasadne może okazać się zestawienie autora piszącego dla zbiorowości, której przekleństwem był Stalin, ze społeczeństwem, dla którego zmorą ale i wyrzutem sumienia stał się Breivik.

Zostaje niepokój

Opisywaną zaś historię i minimalistyczny świat przedstawiony “Białości” niełatwo datować, właściwie wiemy tyle, że dziać się musi nie tyle w czasach po wynalezieniu samochodu, co po upowszechnieniu motoryzacji. Odłóżmy jednak żarty na bok, skoro temat wymaga skupienia. Całość okazuje się tego warta. Tych czterdzieści parę raptem gęsto zadrukowanych stron daje poczucie obcowania z wytrawną i znakomitą prozą, nawet jeśli po lekturze pozostaną w nas wyłącznie wątpliwości i niepokój. W każdym razie Fosse skutecznie udowadnia, że nie przypadkiem Nobla dostał. Chociaż nie taki chyba był jego cel, aczkolwiek i tego do końca nie możemy być pewni. Jak prawie niczego w świecie znakomitego norweskiego samotnika, pisującego – jak się wydaje – o podobnych sobie bohaterach.     

Stąd bierze się zupełna niemal bezradność komentatorów i recenzentów. Trzyma jeszcze klasę pisarz Łukasz Orbitowski, chociaż myli się, uznając, że “Białość” “opowiada o śmierci”. Akurat nieprawda, bo o życiu właśnie. Niby wszystko jedno, odkąd znakomity Krzysztof Zanussi zdefiniował życie jako śmiertelną chorobę przenoszoną drogą płciową. Też katolik ale nie tak szczery jak Zanussi, Piotr Gociek, dyżurny intelektualista pisowski, przekracza za to ewidentnie granice śmieszności dostrzegając, że “Białość” to… opowieść o doświadczeniu religijnym [2]. Tylko dla fundamentalisty muzułmańskiego religią jest wszystko z barem McDonalda włącznie, ale po co przejmować a co jeszcze gorsze popularyzować podobny punkt widzenia. Nawet prezes wszystkich prezesów przesady nie pochwala.         

Pocieszające za to, że “Białość” skupiona jest na postaci żywego człowieka, chociaż nie tyle bez właściwości, co takiego, którego przymiotów nie poznajemy w nadmiarze – podczas  gdy bohaterem ostatniej książki Davida Fostera Wallace’a a ściślej powieści “Blady król” odtworzonej przez redaktorów z zawartości pisarskiego komputera po samobójczej śmierci autora spowodowanej depresją – okazuje się… amerykański system podatkowy. Znak czasów, czyż nie tak…  

Mała wielka powieść

Jeśli spotkacie Państwo w metrze lub w kolejce do kasy w Lidlu lub Biedronce, w których współcześni jajogłowi robią codzienne zakupy wespół z furmanami i szoferami, faceta wyglądającego jak francuski filozof Jean-Paul Sartre (też noblista literacki, tyle, że nagrodę odrzucił) w okresie, kiedy już nie popierał eksperymentujących na żywym ciele narodu chińskich maoistów lecz protestujących polskich robotników z Radomia i Ursusa – a będzie on miał słuchawki na uszach i kwaśną minę jak po niedawnej wizycie u dentysty powściągliwie stosującego znieczulenie – nie da się wykluczyć, że człowiek ten obcuje właśnie z audiobookiem “Białości”, który ukazał się równo z książką. 

Ale pewności znów nie mamy, jak w żadnej kwestii związanej z ubiegłorocznym i zasłużonym noblistą Fossem. Nie bardzo wierzę natomiast, by najnowsza jego proza zdolna była porwać kogokolwiek przed smugą cienia, chociaż autor reprezentuje bynajmniej nie sędziwy rocznik 1959. To jednak raczej rzecz nie dla studentów ani doktorantów, chyba, że skandynawistyki, bo kraj pochodzenia pisarza ma tu pewne znaczenie: ludzie są przecież w Norwegii bardzo daleko od siebie nawzajem, nie tylko w sensie miejsc zamieszkania, co w znacznej mierze przyczyniło się do tragediii spowodowanej przez Brevika na wyspie Utoya. Chociaż wnioski jakie przy okazji lektury “Białości” się wyciąga mają już wymiar całkiem uniwersalny. To mała wielka powieść, na miarę talentu jej autora, nie da się ukryć. 

[1] Jon Fosse. Białość. ArtRage, Warszawa 2024, s. 23-24, przeł. Iwona Zimnicka

[2] “Białość” Orbitowski: Jan Fosse w niewielu słowach opowiedział o tym, co ważne. Polskie Radio 24.pl z 29 lutego 2024

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 3

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here