W cieniu wojny

0
41

O najnowszej książce Roberta Kuraszkiewicza, analityka, który przewidział rosyjską inwazję na Ukrainę

Polska nie ma polityki zagranicznej, musi ją dopiero stworzyć  – z takim szokującym może poglądem zgodzili się uczestnicy promocji “Świata w cieniu wojny”. Robert Kuraszkiewicz prognozuje w nim, że Ameryka stopniowo wycofa się z Europy, bo głównym jej rywalem stają się Chiny. Osią najważniejszej globalnej konfrontacji będzie już nie Atlantyk lecz Pacyfik. W tej sytuacji Polska powinna uczestniczyć w budowie nowego systemu bezpieczeństwa europejskiego. Jeśli zaś o integracyjne aspiracje Ukrainy – możemy w nich skutecznie pośredniczyć w wariancie optymistycznym. W pesymistycznym zaś – i tak się urzeczywistnią, ale ponad naszymi głowami.  

Kto trafnie przewiduje przyszłość – zyskuje premię zaufania jako ekspert. Autor “Świata w cieniu wojny” a wcześniej “Polski w nowym świecie” Robert Kuraszkiewicz przed wojną na Ukrainie przestrzegał jeszcze zanim Rosja “pełnoskalowo” zaatakowała. Podobnie jak Nassim Taleb zawczasu prognozował globalną pandemię, a Nouriel Roubini – kryzys, zapoczątkowany upadkiem Lehman Brothers.

Zawstydzający swoją przenikliwością akademickich analityków dawny prezes Banku Pocztowego Robert Kuraszkiewicz nie jest jednak wróżem ani prorokiem. Tylko eseistą i znawcą geopolityki, na równi z prognozami obecnej w jego kolejnych szkicach.

Geopolityka po polsku i Ukraina jako sworzeń

Co do tej pierwszej, tak kwestię ujmuje Leszek Moczulski: “Syntetyzując różne jej definicje, najtrafniej istotę rzeczy ujawnia najprostsza. Geopolityka zajmuje się zmiennymi układami sił na niezmiennej przestrzeni. Chodzi o wszelkie możliwe układy, biorące pod uwagę wszystkie czynniki, jakie mają znaczenie historyczne, w kategoriach zaś pragmatycznych i doraźnych – również polityczne” [1]. 

Nazwę “geopolityka” stworzył Rudolf Kjellen, profesor historii i nauk politycznych w Goeteborgu i Uppsali oraz deputowany do parlamentu neutralnej wtedy Szwecji. Spopularyzował ją jednak w książce “Państwo jako forma życia” wydanej w 1916 r, a więc w czasie wojny światowej, nazwanej później pierwszą. 

“Za właściwych twórców geopolityki jako odrębnej dyscypliny naukowej powszechnie uważane są trzy osoby: Amerykanin Alfred Trayer Mahan, Brytyjczyk Halford John Mackinder oraz Niemiec Karl Haushofer. Punktem wyjścia nie było dla nich odosobnione państwo, lecz szerszy układ międzynarodowy, obejmujący liczne państwa; było to spojrzenie globalne, a w dążeniu do szerszej analizy – regionalne” – zaznacza Moczulski [2].  Mahan był kontradmirałem i wykładowcą wojskowej uczelni. Mackinder członkiem Izby Gmin i wysokim komisarzem brytyjskim przy armii Antona Denikina w trakcie wojny domowej w Rosji. Klaus Haushofer to niemiecki generał z I wojny światowej a potem profesor geografii w Monachium. Skoro nową naukę ustanowili głównie wojskowi, zarzucano jej służenie rozmaitym imperializmom, całkiem niesłusznie, bo syn Haushofera stracony został przez nazistów za udział w przygotowaniach do zamachu na Hitlera.

Aż wreszcie reputację tej dziedziny wiedzy na zawsze, jak się wydaje, poprawił Zbigniew Brzeziński, doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego prezydenta Stanów Zjednoczonych Jimmy’ego Cartera (1977-1981). Nasz rodak zza Oceanu, jak pisze znów Leszek Moczulski, stał się “głównym twórcą wprowadzenia do praktycznej polityki oraz do analiz geopolitycznych praw człowieka oraz wartości moralnych jako zasadniczego elementu. Geopolityka była dla niego nie tylko relacją sił, ale również relacją idei. Współtworzona przez Brzezińskiego polityka obrony praw człowieka jako wartości nadrzędnej okazała się praktycznym i skutecznym narzędziem rozrywania systemu totalitarnego” – chwali prezydenckiego doradcę autor książki “Geopolityka” [3].  

To właśnie Zbigniew Brzeziński – co charakterystyczne – przed ćwierćwieczem w książce “Wielka szachownica” w odmiennych jeszcze warunkach docenił znaczenie Ukrainy jako “sworznia geopolitycznego”. Tym mianem określa się kraje, których znaczenie wynika z samego położenia geograficznego nie zasług, takich jak Turcja, Iran, Korea Południowa czy Azerbejdżan [4]. 

Polskie myślenie o geopolityce na emigracji zapoczątkował Juliusz Mieroszewski, którego koncepcje autoryzował Jerzy Giedroyc włącznie z najważniejszą zwaną “ULB” od pierwszych liter nazw krajów, których dotyczy. Polegała na oddzieleniu przyszłej wolnej Polski od Rosji pasem przyjaznych nam państw narodowych: Ukrainy, Litwy i Białorusi, stąd skrót ULB. Jak to ujmował sam Giedroyc w książkowej rozmowie z Krzysztofem Pomianem (“Autobiografia na cztery ręce”): “Najważniejszym wkładem Mieroszewskiego do “Kultury” była jego publicystyka. “Kultura” jako pismo polityczne istniało w dużym stopniu dzięki niemu (..). Za najważniejszy składnik jego dorobku uważam ideę ULB. inne rzeczy, które pisał, miały za przedmiot zmieniającą się scenę polityczną i ulegały często dezaktualizacji. Ale ta idea jest czymś trwałym. Jestem przekonany, że choćby jako jej twórca Mieroszewski zajmie ważne miejsce w historii polskiej myśli politycznej po drugiej wojnie światowej” – wskazywał Książę z Maisons-Laffitte [5].

Geopolityczna doktryna Mieroszewskiego i Giedroycia w polityce wschodniej wystarczyła na ponad trzydzieści pierwszych lat po odzyskaniu niepodległości, chociaż problem czy wyjątek od niej pojawił się już w dekadzie lat 90, kiedy to Białoruś po początkowych sukcesach tamtejszej demokracji i przyjaznych nam rządach Stanisława Szuszkiewicza wyłamała się z “paryskiego” i bezpiecznego dla nas formatu, gdy zaczęła zmierzać do narastającej dyktatury Aleksandra Łukaszenki. Ale zupełny kres aktualności “zapory ULB” przyniosła dopiero kremlowska pełnoskalowa agresja na Ukrainę. I tak żywotność projektu Giedroycia okazała się imponująca. Z innych zaś zrodzonych w tym wypadku w kraju doktryn geopolitycznych wciąż warta wzmianki pozostaje koncepcja Międzymorza, przygotowana – pod oczywistym wpływem Leszka Moczulskiego – przez pozostającego w kręgu KPN myśliciela Tomasza Szczepańskiego. Zawiodła, bo szybko okazało się, że kraje regionu wolały konkurować ze sobą, licytować się i zwalczać przy okazji gromadnego przyjmowania ich do NATO niż UE niż współpracować czy tym bardziej budować przejściowe struktury. Dalekim echem tej doktryny okazało się sławetne “NATO bis” Lecha Wałęsy, przeciwstawiane kursowi wyznaczonemu przez mec. Jana Olszewskiego, który zakładał mozolną lecz konsekwentną i bez przystanków drogę Polski do atlantyckich struktur bezpieczeństwa. Naprzeciw tej z kolei wizji wyszedł wychowanek akowca i żołnierza armii Andersa prof. Zbigniewa Pełczyńskiego ze studiów w Oksfordzie, demokratyczny prezydent Stanów Zjednoczonych Bill Clinton, przyjmując Polskę do Sojuszu w dziesięć lat po przełomowych wyborach z 4 czerwca 1989 r. Zanim jeszcze znaleźliśmy się w Unii Europejskiej.  

Pozostaniemy w niej, co dla Kuraszkiewicza nie ulega wątpliwości. Podobnie jak konieczność egzekwowania sojuszniczych zobowiązań od innych członków NATO. Autor “Świata w cieniu wojny” uważa też, że słusznie wspieramy Ukrainę. Wszystko to prawda, najpierw jednak warto zrekapitulować, jakie miejsce realnie w europejskim czasie i przestrzeni zajmujemy.   

Nasze miejsce w Europie   

“Nazistowskie i komunistyczne eksperymenty kosztowały nie tylko Polskę, ale całą ludzkość morze cierpienia” – przypomina Robert Kuraszkiewicz. “Komunizm jednak w końcu upadł, a wcześniej Niemcy przegrały wojnę. Jesteśmy teraz pełnoprawną częścią struktur świata Zachodu, które to zapewniają nam dawno niewidziane bezpieczeństwo i szanse rozwoju. Decyzją Stalina zostało wydarte z mapy świata pruskie zagrożenie, które wisiało nad Polską przez stulecia. W efekcie na zachodzie mamy idealne położenie geograficzne – granicę na Odrze i Nysie i wspaniały pas wybrzeża Bałtyku z dwoma wielkimi na skalę europejską systemami portowymi (Szczecin-Świnoujście i Gdynia-Gdańsk). To wszystko przerasta nie tylko plany, ale i marzenia Romana Dmowskiego z pierwszej połowy XX wieku. Jeżeli Rosja zostanie wypchnięta za Donieck, to stworzy to unikalną historycznie przestrzeń dla Polski” [6].

Rosja, atakując Ukrainę, odcięła się bowiem od Europy. Pogłębi to transformacja energetyczna, gdy jej rola jako “stacji benzynowej” zacznie słabnąć. Od Europy oddzieli ją Ukraina, zbliżając się do struktur zachodnich.  Z kolei Waszyngton, jak to ujmuje Kuraszkiewicz “potrzebuje całej Unii w kontekście rywalizacji z Chinami i odciążenia swojego zaangażowania militarnego w Europie (..). W wielobiegunowym świecie Ameryka stara się uniknąć przeciążenia imperialnego i buduje sieć sojuszników, ponieważ nie chce i nie może już być policjantem świata” [7]. Trudno się temu dziwić. Warto za to znajdować środki zaradcze.

Biden zatrzymał się w Warszawie, bo miał po drodze

Zwłaszcza, że Kuraszkiewicz koncertowo rozprawia się ze snami o potędze, jakie próbuje wzbudzać groteskowo nieporadna w sprawach bezpieczeństwa narodowego i dyplomacji pisowska ekipa rządząca. Autor “Świata w cieniu wojny” nie ma wątpliwości, że prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden wracając z  Kijowa zatrzymał się w Warszawie wyłącznie z tego powodu, że… miał po drodze [8]. Głosząc prawdy tak dla rządzących obrazoburcze, Kuraszkiewicz nie zostanie nigdy za rządów PiS ministrem spraw zagranicznych. Chociaż kwalifikacje ku temu posiada zapewne najlepsze zaraz po Ryszardzie Schnepfie, byłym ambasadorze w Waszyngtonie, któremu w trakcie pełnienia tej misji udało się kwestie sławetnej gratyfikacji za mienie po ofiarach Holocaustu utrzymać za progiem amerykańskiego parlamentu, tak, że rozważano je wyłącznie w okolicznych barach, gdzie stykają się pijani lobbyści: niestety za jego pisowskiego następcy przybrała postać “ustawy 447” pośrednio zrównującej nas ze sprawcami Zagłady, co stanowi jeden z wielu przykładów, że również za granicą PiS zachowuje się niczym słoń w składzie z porcelaną.

Dlaczego tak się dzieje, w prosty sposób i zgodnie objaśnili uczestnicy promocyjnego panelu ku czci książki “Świat w cieniu wojny”: w hierarachii prezesa Kaczyńskiego polityka zagraniczna służy wyłącznie tej krajowej. Tylko tyle i aż tyle.   

Jeszcze jakieś pytania?

Ilekroć przy okazji rozlicznych solidarnościowych rocznic mam przyjemność rozmawiać ze Zbigniewem Bujakiem i słuchać jego przenikliwych komentarzy, pytam go, czym się zajmuje i uzyskuję odpowiedź, że pracuje nad społeczną historią Solidarności. Za każdym razem dla siebie zachowuję wtedy zrozumiały, żal, że to nie doktor Kaczyński dokumentuje dziś dzieje wielkiego ruchu, który zmienił oblicze świata. I że nie dawny robotniczy lider a później przywódca podziemia rozstrzyga o obliczu polskiej polityki. Realia są jednak znane. Podobnie chwilowo przynajmniej pogodzić się trzeba z faktem, że ster polskiej dyplomacji trzyma teraz Zbigniew Rau, którego życiowym osiągnięciem pozostaje – jak pamiętamy – odwleczenie wybuchu “pełnoskalowej” wojny na Wschodzie o parę dni. Nie oznacza to jednak, że tak zostanie na zawsze. Ani że nie warto szukać rozwiązań, w których Polska przynajmniej w naszej, coraz ważniejszej dla reszty wolnego świata, części kontynentu odegra istotną rolę nie tylko za sprawą chwalebnego zaangażowania całego społeczeństwa w największą od czasów II wojny światowej akcję humanitarną pomocy wojennym uchodźcom z Ukrainy – ale również działań państwowych. Pozostaje przygotować się na czas, w którym to nastąpi. “Świat w cieniu wojny” nas do podjęcia tego wyzwania przybliża.

Podczas promocji książki Kuraszkiewicza fundamentalne pytanie postawił prof. Antoni Dudek: – Czy polska klasa polityczna zdolna jest do podjęcia krytycznej ciągłości polskiej polityki zagranicznej? 

– Nie ma sporu co do tego, że wszyscy chcemy, żeby Ukraina zachowała niepodległość a Rosja przegrała tę wojnę – wskazał były marszałek Sejmu Marek Jurek. 

Z kolei Krzysztof Bosak z Konfederacji wskazał, że polityka międzynarodowa toczy się w przeważającej mierze poza Polską. – Możemy włączać się w te procesy albo dryfować – tak widzi nasz dylemat polityk czwarty w wyborach prezydenckich sprzed trzech lat. 

Do kogo zadzwonił prezydent Biden, kiedy zaczął się pucz Jewgienija Prigożyna? Nie był to prezydent Andrzej Duda – kpił Paweł Zalewski z Polski 2050 Szymona Hołowni. Ostrzegł też, że Polska zniszczyła instrumenty polityki zagranicznej: – Czym jest dzisiaj MSZ? Biurem podróży dla polityków PiS – odpowiedział sam sobie.

Sam autor zaś zauważył przekornie, że wojna na Ukrainie – paradoksalnie i z całym szacunkiem dla jej bohaterów i ofiar – nie jest najważniejszym procesem, jaki dzieje się w świecie. Inne bowiem to transformacja energetyczna, tworzenie się systemów regionalnych z nowymi liderami, wreszcie nowy porządek europejski. Polska powinna się w tym wszystkim odnaleźć, jeśli nasze interesy mają być chronione i reprezentowane. 

Wprawdzie każdy miesiąc wojny będzie Rosję kosztować coraz więcej, ale widać, że na napaści Kremla na Ukrainę zyskuje globalne Południe. Podczas gdy dla Zachodu korzyści i straty raczej się równoważą. Tymczasem – jak opisuje w swojej książce Kuraszkiewicz – choćby Arabia Saudyjska poszła Rosji na rękę, forsując na forum OPEC zmniejszenie produkcji ropy naftowej, co pozwala na utrzymanie jej wysokich cen. Sankcje zachodnie nie okazały się tak skuteczne, jak zakładano. Rubel nie stracił gwałtownie na wartości. Kreml nie utracił kierunków dostaw broni, o czym świadczy napływ dronów z Iranu. Okazało się też, że reszta świata nie podziela zasad, żywionych przez wspólnoty: atlantycką i europejską. Woli więc z Rosjanami dalej handlować i zachować umiarkowanie w potępianiu inwazji.

W jakim punkcie jesteśmy? – pytał podczas promocji Robert Kuraszkiewicz. Z odpowiedzią nie miał kłopotu: – Budowy nowego porządku europejskiego.

Nie ma w nim miejsca dla Rosji, przynajmniej obecnie. Zaś rolę lidera projektu wypełniają Niemcy, czy nam się podoba, czy nie. Autor “Świata w cieniu wojny” też przekornie przekonuje, że powinniśmy się cieszyć z powodu przeznaczenia przez Niemców dodatkowych stu miliardów na własne zbrojenia. I pogodzić z faktem, że wycofująca się z kontynentu Ameryka nie zamierza się angażować w spory o przywództwo w Unii Europejskiej. Ta ostatnia zbudować musi własny system bezpieczeństwa, oby z naszym aktywnym udziałem. 

Z czasem też pojawić się może oferta trudna do odrzucenia: rozszerzenia Unii na wschód w zamian za zmianę jej struktury.  Do tego czasu Polska musi znaleźć pomysł, jak na nią zareagować.

Na niedźwiedziu rosyjskim, nawet jeśli od reszty Europy z jednym może wyjątkiem dyktatury białoruskiej jako ostatniego w regionie sojusznika Kremla, jak wynika z książki Kuraszkiewicza, lepiej jednak za wcześnie skóry nie dzielić. Szczególnie pouczający okazuje się przedstawiony w książce rachunek głowic atomowych. Rosja ma ich niemal 6 tys, Stany Zjednoczone – prawie 5,5 tys. Chiny wprawdzie teraz 350 ale ich liczba będzie wzrastać lawinowo. Francja zaś 290. Z kolei Wielka Brytania – 225, czyli niewiele więcej niż jej dawne kolonie: Pakistan (165) i Indie (160). Izrael dysponuje 90 głowicami jądrowymi. Zaś państwo tak nieobliczalne jak Korea Północna rządzona przez trzeciego już dyktatora z komunistycznej dynastii Kimów – dwudziestoma. 

Ta złowroga statystyka uświadamia nam, o jaką stawkę toczy się globalna gra. Nawet gdybyśmy na chwilę o tym zapomnieli, chociaż telewizyjne przekazy z Ukrainy, ostatnio z bliskiego polskim sercom Lwowa, sprzyjają raczej skupieniu naszej uwagi na zagrożeniach. Kuraszkiewicza pochwalić wypada za rzeczowe do nich podejście: bez pielęgnowania mitów. Bezlitosny pozostaje choćby dla koncepcji polsko-ukraińskiej konfederacji, którą uznaje za mrzonkę, Nie o pokrzepienie serc chodzi. Bardziej o to, by nie musiały bić w przyspieszonym rytmie, gdy niezidentyfikowany złom militarny – rakiety z betonem zamiast głowic czy drony – fruwa nam nad głowami. A władza powiadamia nas o tym po upływie pół roku…       

[1] Leszek Moczulski. Geopolityka. Potęga w czasie i przestrzeni. Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 1999, s. 75 

[2] ibidem, s. 11-12

[3] ibidem, s. 46

[4] por. Zbigniew Brzeziński. Wielka szachownica. Bertelsmann, Warszawa 1998, s. 48-49

[5] Jerzy Giedroyc. Autobiografia na cztery ręce. Opr. Krzysztof Pomian. Czytelnik, Warszawa 1994, s. 207 

[6] Robert Kuraszkiewicz. Świat w cieniu wojny. Wyd. Nowej Konfederacji, Warszawa 2023, s. 250 

[7] ibidem, s. 251

[8] por. ibidem, s. 96-97

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 2

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here