Dzięki Klaudii Zwolińskiej unikamy cechującego poprzednie olimpiady frustrującego oczekiwania, kiedy wreszcie będzie ten medal. Srebro zdobyła już w drugim dniu – jeśli nie liczyć otwarcia – trwania paryskich igrzysk.
Utyskiwanie na przedłużające czekanie na podium dla naszych to zmora postrzegania olimpiad przez Polaków, nie tylko kibiców, więc tytuł – nawiązujący do “podziękowania traktorzyście” jednego z klasycznych motywów ikonicznych sztuki realizmu socjalistycznego, wydaje się uzasadniony. Oceny zwykle charakteryzuje skłonność do narzekania i dorabiania ideologii do pochopnych pierwszych obserwacji, więc ten kontekst również jakoś się tłumaczy.
Do historii przeszła dla nas olimpiada w Atlancie w 1996 r. kiedy to za sprawą mistrzyni strzelectwa Renaty Mauer objęliśmy na krótko prowadzenie w klasyfikacji medalowej igrzysk, akurat na stulecie ich historii. Chociaż, co oczywiste, wcale go nie utrzymaliśmy (skończyło się na 11. miejscu) – ze wszystkich biegłych w strzelaniu a noszących nazwisko Mauer osób świeża mistrzyni stała się najbardziej rozpoznawalną zaraz po “Franzu”, bohaterze “Psów” Władysława Pasikowskiego. Miała jednak nad nim jedną podstawową przewagę: pozostaje postacią realną, nie fikcyjną. Lepiej też od Franza Mauera – który jak pamiętamy trafił za kraty, gdzie spędził cały długi czas między “Psami” a ich sequelem – poradziła sobie w życiu. Do złota jeszcze w tej samej Atlancie dorzucila drugi medal, brązowy, a w cztery lata później w Sydney powtórnie została mistrzynią olimpijską. Skończyła też studia z zarządzania, została radną z ramienia demokratycznego sojuszu Rafała Dutkiewicza i Platformy Obywatelskiej we Wrocławiu, pracuje też jako nauczycielka akademicka. Stała się kolejną polską bohaterką olimpiad, chociaż już w Atlancie osobowości na najwyższym podium nie brakowało, bo stanęli na nim m.in. fenomenalny dżudoka Paweł Nastula i chodziarz Robert Korzeniowski.
Podobnie do historii przeszedł w Moskwie w 1980 r. – kiedy pomimo spektakularnych zwycięstw Bronisława Malinowskiego i Władysława Kozakiewicza komentatorzy skłonni byli już ogłosić klęskę Polaków, bo czym były dwa złota wobec siedmiu cztery lata wcześniej w Montrealu – jeździec Jan Kowalczyk. Wygrał z kolei… ostatnią rozgrywaną konkurencję igrzysk, wprowadzając zarazem rzutem na taśmę Polskę do pierwszej dziesiątki klasyfikacji medalowej. Co więcej – oczywiste pozostawało, że to jego ostatnia olimpiada. W chwili triumfu w Moskwie liczył sobie 38 lat i przymierzał się już do zakończenia kariery.
25-letnia Klaudia Zwolińska w swojej karierze była już dwukrotnie brązową medalistką mistrzostw świata i też dwa razy srebrną Igrzysk Europejskich, ma też na swoim koncie wicemistrzostwo Europy i trzecie miejsce w tej imprezie. Jednak w odróżnieniu od lekkoatletów czy siatkarzy, jednym słowem – sportowców najpopularniejszych dyscyplin, specjaliści od kajakarstwa górskiego mają możliwość pokazania się szerszej publiczności wyłącznie na olimpiadach. Inne ich zmagania – pewnie jest w tym coś niesprawiedliwego – powszechnego zainteresowania nie wzbudzają. Klaudia Zwolińska swoją szansę wykorzystała, zarazem sprawiając radość milionom rodaków. Już nie musimy na ten pierwszy medal czekać bez końca.
Zwolińska nie jest też cyborgiem ani prostoduszną kandydatką na celebrytkę, co udowodniła przed rokiem przy okazji Igrzysk Europejskich upominając się o warunki bytowe przedstawicieli mniej popularnych dyscyplin. Wskazała, że czasem inwestują nawet własne pieniądze a ona sama, jeśli kariera jej się nie powiedzie, po jej zakończeniu może znaleźć się “pod mostem”. Jeśli bowiem – czego mówić już nie musiała, bo wszyscy o tym wiedzą – system finansowania sportu zmienił się od igrzysk w Montrealu, kiedy to w 1976 r. zostaliśmy szóstą potęgą świata – to akurat na niekorzyść: poupadały masowo kluby, związane z ówczesnymi gigantami socjalistycznej gospodarki. Zaś państwo wciąż finansuje mistrzów, ale.. dopiero, gdy już medale zdobędą.
Teraz przekonaliśmy się wszyscy, że medal w kajakach znaczy w klasyfikacji narodowej tyle samo, co ten w piłce nożnej, którego zresztą doskonale opłacani polscy zawodnicy (na igrzyskach gra zawsze drużyna młodzieżowa ale w tej kategorii gracze też pobierają więcej od mistrzów kajakarstwa) nie zdobędą, bo na olimpiadę po prostu nie byli w stanie się zakwalifikować. Ktoś spełnił nasze oczekiwania, należą mu się za to cześć i szacunek.