Więcej niż wilcze prawo opozycji

0
125

Wniosek o votum nieufności wobec ministra rolnictwa Grzegorza Pudy to coś więcej niż rutynowe działanie na rzecz odwołania członka rządu, którego jedynym efektem okazuje się publiczna dyskusja nad jakością pracy osoby objętej tą procedurą. Z arytmetyki sejmowej wynika bowiem niezbicie, że szansa na pozbawienie Pudy stanowiska okaże się większa, niż w wypadku kogokolwiek innego z tej ekipy. 

Nie ma nic bardziej naturalnego w parlamentarnej praktyce niż zgłoszenie przez Polskie Stronnictwo Ludowe, znajdujące wyborców głównie na wsi i w mniejszych miastach, w encyklopediach określanych zwykle jako “ośrodek usługowy zaplecza rolniczego” – wniosku o odwołanie szefa właśnie tego resortu. Tyle, że obecny wydaje się wyjątkowo starannie uzasadniony, ale też – nie pozbawiony szans. A także konkretnych i przemawiających do wyobraźni podstaw, skoro każdego dnia upada w Polsce kilkanaście gospodarstw.

Grzegorz Puda nie jest postacią z twardego rdzenia PiS, w odróżnieniu od Krzysztofa Jurgiela, który kiedyś kierował tym resortem. Zaś po Jurgielu ministrem pozostawał Jan Krzysztof Ardanowski, zdobywający się na odruchy niezależności. 39-letni Puda, poseł drugiej dopiero kadencji a więc jak na zrutynizowaną partię niemal beniaminek, wcześniej zatrudniony w samorządzie i marketingu prywatnej firmy – z racji młodego wieku i braku obciążeń miał dane, żeby stać się świeżą twarzą w tym rządzie. Mógł zagrać rolę człowieka sukcesu, jako chodzący dowód dla młodych profesjonalistów, że z PiS warto trzymać, skoro już obejmując resort miał dom, jacht, dwa samochody i zasoby pieniężne  w wysokości 162 tys zł a więc zapewne więcej niż przeciętny polski czterdziestolatek, zaś o statystycznym rolniku nawet wspominać tu nie warto. Wiele wskazuje na to, że sympatyczny z wyglądu okularnik wszystkie szanse, by w przaśnej pisowskiej ekipie uchodzić za młodego zdolnego technokratę… skutecznie zmarnował. 

Skonfliktował się z rolnikami, a z hodowcami w szczególności, gdy zaangażował się bezkrytycznie w forsowanie tzw. piątki Kaczyńskiego. Podsunięta nie mającemu pojęcia o gospodarce liderowi zamiast zamierzonej ochrony zwierząt zawierała liczne zapisy, dyskryminujące polskich hodowców, korzystne za to dla ich zagranicznych konkurentów. Sprzeciw wobec ustawy zjednoczył rozmaite środowiska, opór społeczny organizowali m.in. Komitet Obrony Polskiego Rolnictwa i Hodowców Zwierząt z Dariuszem Grabowskim oraz ruch samoobronny samych “futerkowców” ze Szczepanem Wójcikiem na czele. Wobec ograniczeń, których projekt przygotował  jeszcze w poprzedniej kadencji poseł PiS Krzysztof Czabański, nie rolnik, tylko były szef Polskiej Agencji Prasowej, Puda w odróżnieniu od swojego  poprzednika Ardanowskiego zastrzeżeń nie zgłaszał. Co gorsza – jeszcze jako poseł a nie minister stał się twarzą projektu skrajnie niekorzystnego wobec polskiej wsi. Już w obecnej kadencji sławetna “piątka Kaczyńskiego” przeszła przez Sejm, bo pod pretekstem ochrony zwierząt wsparli ją również liczni posłowie Koalicji Obywatelskiej. Prac nad nią jednak nie dokończono, wobec buntu we własnych szeregach i wrzenia na wsi.

Złośliwi pokpiwali, że chociaż ustawę nazwano nazwiskiem lidera, to Jarosław Kaczyński ze zwierząt futerkowych zna tylko kota, a o problemach hodowców nie ma pojęcia. Hamletyzowali nawet popierający zwykle PiS liderzy “Solidarności” Rolników Indywidualnych. Zaś AgroUnia kierowana przez młodego kontestatora Michała Kołodziejczaka wybrała lekką i happeningową formę akcji protestacyjnej, w trakcie której ustawiono przed Sejmem pryzmę z główek kapusty – każdą z nich opatrzono wizytówką z imieniem i nazwiskiem posła, co zagłosował za niefortunną “piątką”.

Opór społeczny przeważył, Kaczyński ustąpił nie bacząc na ruinę prestiżu – bo przecież upadła ustawa jego imienia. Ale już wcześniej przy okazji “protestu czarnych parasolek”, gdy przestraszył się demonstracji i zaprzestał forsowania bezwzględnego zakazu aborcji, lider PiS pokazał, że wobec manifestacji ustępuje, gdy staną się naprawdę masowe. Polskich hodowców uratowała więc ich własna determinacja. Puda był wtedy ich wrogiem a nie rzecznikiem, a przynajmniej tak go odbierali. Przed dziannikarzami wprawdzie nie uciekał jak wielu pisowskich ministrów, ale też niewiele konkretnego zwykł mieć do powiedzenia. Zaś w PiS wciąż jeszcze szuka się prowokatora, co podsunął pomysł z “piątką”.

Ludzkie słabości i przejawy niekompetencji Pudy sprawiają, że wydaje się świetnym celem dla opozycji realizującej swoje “wilcze prawo”, jak w parlamentarnej praktyce zwykło się określać składanie wniosków o votum nieufności wobec członków rządu. Negatywne dossier Pudy nie kończy się bowiem na blankietowym – a zatrącającym o lizusostwo – poparciu dla sławetnej “piątki Kaczyńskiego”.

Ministrowi rolnictwa zarzuca się również liczne zaniechania w walce ze “świńską zarazą” ASF. Dochodzi do tego brak dialogu z organizacjami rolniczymi, jeśli pominąć liczne ich demonstracje przed siedzibą resortu. Brak gwarantowanych cen skupu dla sadowników. Nie powstał narodowy holding spożywczy. Razi także niedotrzymanie przedwyborczych obietnic PiS, zapowiadających stopniowy wzrost dopłat bezpośrednich dla polskiego rolnika aż do wyrównania ich do poziomu z najbogatszych krajów. Żadnych konkretnych kroków w tej sprawie nie podjęto. Chociaż komisarzem Unii Europejskiej do spraw rolnictwa pozostaje… wywodzący się z Prawa i Sprawiedliwości Janusz Wojciechowski. 

Zaś Grzegorza Pudę obarcza się też odpowiedzialnością za nieudane “ustawki” medialne. Gdy premier Mateusz Morawiecki w jego towarzystwie odwiedzał wraz z liczną świtą i w obecności mediów gospodarstwo uprawiającego zboże wzorowego rolnika z warmińsko-mazurskiego Brzydowa, do obejścia wstawiono imponujące maszyny, wypożyczone na tę okazję z wyspecjalizowanej firmy. Gdy wizyta dobiegła końca, nowoczesny sprzęt zabrano. W ten sposób rolnik z ostródzkiego powiatu Andrzej Zakrzewski zagrał w reklamówce rządzących i… został z tym, co wcześniej miał. Wykorzystany i porzucony przez rządzących, niczym cała polska wieś. Opowiadał o tym ze szczegółami na piątkowej konferencji w Sejmie prezentujący wniosek o odwołanie ministra poseł PSL Stefan Krajewski. Pod votum nieufności podpisali się również liczni posłowie Lewicy.

Ministrowi oponenci zarzucają też, że w resorcie buduje niemal Bizancjum. Obraził się i zrugał urzędnika, gdy nie załatwiono mu miejsca w samolocie wedle statusu VIP, a ponieważ spóźnił się i na pokład go nie zabrano, ściągał naprędce limuzynę. Pamiętamy, że chodzi o urzędnika przed czterdziestką, o którym jeszcze parę lat temu nikt nie słyszał. Bardziej pasowałoby mu luzackie podejście niż dygnitarskie.

Dlatego politycy PSL argumentują, że Grzegorz Puda to minister rolnictwa gorszy od poprzedników: Jana K. Ardanowskiego i Krzysztofa Jurgiela.

Jeszcze niedawno to samo powtarzał wiceprzewodniczący sejmowej komisji rolnictwa i rozwoju wsi Jarosław Sachajko z Kukiz’15, jeden z trójki posłów, których domniemana pomyłka w głosowaniu nad odłożeniem obrad do września dała marszałek Elżbiecie Witek alibi do przeprowadzenia reasumpcji i tym samym przepchnięcia – chociaż na razie tylko do Senatu – kontrowersyjnej ustawy, wymierzonej w prywatną stację TVN.

Jarosław Sachajko czuje się związany z rolnikami, bronił ich przed Pudą, jeśli więc teraz zagłosuje w obronie tego samego ministra – jego karierę przyjdzie uznać za zakończoną. Pozostaje politykiem roztropnym, więc o tym wie. Czabański do obecnego Sejmu nie został przecież wybrany. Co charakterystyczne, jeszcze niedawno sam Sachajko powoływał się na przykład Szwajcarii, gdzie do rządu dla dobra wspólnego wchodzą przedstawiciele 5-6 partii i preferuje się fachowców. Dyskretnie dawał do zrozumienia, że czuje się na siłach, żeby wziąć odpowiedzialność za polskie rolnictwo. 

Dlaczego tyle uwagi warto poświęcić postawie resztówki Kukiz’15? Bo te głosy przeważyły w trakcie ostatnich obrad Sejmu: bez nich PiS nie miał większości (pierwsze głosowanie nad wnioskiem Władysława Kosiniak-Kamysza o odroczenie posiedzenia do września), za to z nimi już jak najbardziej (drugie rozstrzygnięcie w tej samej sprawie).

Całkiem niedawno, bo w kwietniu br. Jarosław Sachajko w rozmowie z Magdaleną Kowalczyk charakteryzował dorobek Pudy dość jednoznacznie: “Głównym problemem jest brak kontaktu ze środowiskiem. Minister stara się chyba dopasować do starej maksymy: im mniej robisz tym mniej błędów popełniasz” [1].  Nie przesądza to ostatecznie jak zagłosuje autor tej wypowiedzi, niedawne zachowanie Pawła Kukiza pokazało, że w tym Sejmie każda wolta okazuje się możliwa, ale od ostentacyjnie antypatycznego szefa Sachajko różni się tym, że potrafi zabiegać zarówno o wyborców jak dziennikarzy, zawsze wzorowo uprzejmy i sprawiający wrażenie kompetentnego, zaś domena rolnictwa nie jest mu obca, jak Kukizowi polityka… jeśli w wypadku tego ostatniego pominąć zaskakującą umiejętność zaprzeczania własnym hasłom sprzed lat. Wszystkie te przesłanki czynią ewentualne głosowanie Sachajki w obronie ministra Pudy… skrajnie mało prawdopodobnym, jeśli użyć formuły, którą chętnie posługuje się sam Jarosław Kaczyński.

Doświadczony polityk mawia jednak w takiej sytuacji: poczekajmy na wydruk.  

Nikt z opozycji nie ma powodu, by Pudzie w pozostaniu na stanowisku pomagać. Za to niejeden poseł PiS przypomni sobie przy okazji głosowania o swoich wyborcach na wsi, którzy o urzędującym ministrze rolnictwa mówią jak najgorzej. Za sprawą biernej postawy, jaką wykazał wobec trapiących wieś przeciwności, w tym epidemii afrykańskiego pomoru świń ASF i klęsk żywiołowych a także nieopłacalności produkcji, sprawiającej, że rolnicy z AgroUnii część płodów rolnych ostentacyjnie rozdawali przechodniom w trakcie protestów w miastach. Rażąco niskie okazały się m.in. w skupie ceny owoców miękkich, czego za sprawą zysków pośredników nie odczuwamy już jednak w miejskich marketach. Zaś marszałkini Witek nie może powtarzać każdego głosowania, które zostanie przez PiS przegrane. Odstrzelenie Pudy to żadna katastrofa, po prostu na jego miejsce przyjdzie inny urzędnik wywodzący się z partii rządzącej.    

Czyni to już teraz wynik przyszłego głosowania nad odwołaniem ministra rolnictwa sporą niewiadomą.   

Kaczyński a w ślad za nim cała formacja rządząca mogą też powtórzyć z Grzegorzem Pudą manewr, jaki wykonali wobec premier Beaty Szydło. Najpierw, jak pamiętamy, obroniono ją skutecznie w sejmowym głosowaniu, żeby potem…. z równą sprawnością ją wymienić na Mateusza Morawieckiego. 

[1] Jarosław Sachajko ocenia pół roku działalności ministra Pudy. agroFakt.pl z 8 kwietnia 2021 r.

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 1

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here