Koniec euforii. W ponad rok po wyborach z 15 października 2023 nie ma co się łudzić, że ówczesne nastroje zostaną podtrzymane. Ze zrywu obywatelskiego niewiele zostało, co stanowi winę polityków, bo nie wyborców przecież. Z najnowszego sondażu wynika, że gdyby wybory odbyły się teraz, najlepszy wynik osiągnęło by Prawo i Sprawiedliwość – całkiem tak jak przed rokiem – tyle, że tym razem to ono objęłoby władzę wraz z trzecią pod względem poparcia Konfederacją.
Na PiS zagłosowałoby teraz 34 proc obywateli, zaś 32 proc poparłoby Koalicję Obywatelską. Konfederacja trwale wyrasta na trzecią siłę polityki wspierana przez 13,5 proc z nas. za to zajmująca to właśnie miejsce po ubiegłorocznych wyborach październikowych Trzecia Droga, sojusz Polski 2050 z PSL, teraz nie przekroczyłaby nawet przewidywanego dla koalicji progu wyborczego 8 proc, więc nie nie miałaby ani jednego posła. Za to szczątkową reprezentację (6 proc) uzyskałaby Lewica [1]. Nic dodać, nic ująć.
Taki wynik oznaczałby Armageddon dla obozu demokratycznego i pełną recydywę autokracji, tyle, że wzniosłe słowa tu nie pasują.
Trafniejsza wydaje się diagnoza, że – jak to czasem bywa po euforii – mamy do czynienia z monstrualnym kacem.
Specjalistą od tego ostatniego zjawiska pozostawał Stanisław Ignacy Witkiewicz, który jak rzecz ujmuje znawca jego twórczości Janusz Degler: “Ubolewał nad tym, że w języku polskim nie ma odpowiedniego słowa na określenie stanu nazajutrz po spożyciu alkoholu. Witkacy wymyślał polskie określenia . – Najczęstszym była “glątwa” ale mnie najbardziej przekonuje “wnętrzostęk” (..)” [2]. Paradoks polega na tym, że objawy z tym stanem porównywalne powinni mieć politycy, ale to nie oni je odczuwają, lecz obywatele, co ich powybierali. Odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się dzieje, szukać można w poważniejszej niż dotyczącej post-alkoholowych doznań części twórczości Witkacego, jak “Nienasycenie”, “Pożegnanie jesieni”, “Szewcy” czy “Jan Maciej Karol Wścieklica” gdzie politycy – najłagodniej mówiąc – nie są pozytywnymi bohaterami.
Rok nie wyrok czyli w poszukiwaniu straconego czasu
Wyborcy wstydzą się za swoich przedstawicieli z powodu nikłego efektu ich rocznych rządów. Zapewne nigdy od czasów rozczarowania po 4 czerwca 1989 r. rozdźwięk pomiędzy oczekiwaniami a rzeczywistością nie okazał się równie szokujący.
Nawet gabinet Tadeusza Mazowieckiego, chociaż premiera wtedy przezywano żółwiem, przez pierwszy rok funkcjonowania zdążył zmienić nazwę państwa z PRL na RP. Orłowi z godła przywrócił koronę. Milicja Obywatelska stała się na powrót policją jak przed wojną. Odeszli “siłowi” ministrowie, wcześniejsi wykonawcy stanu wojennego (Czesław Kiszczak z MSW i Florian Siwicki z MON). Wdrożono reformę samorządową na poziomie gminnym. Za to po stronie obciążeń nowej ekipy znalazły się społeczne skutki planu Leszka Balcerowicza owocującego trwałym wykluczeniem całych środowisk oraz podobnie dotkliwe następstwa likwidacji PGR-ów.
Ekipa Jana Olszewskiego sprawowała władzę przez pół roku zaledwie, a już w kwietniu 1992 r. ogłosić mogła pierwszy wzrost gospodarczy od zmiany ustrojowej, co dla milionów obywateli stanowiło dowód, że warto było od komunizmu odejść. Osiągnął to premier utrzymujący, że sam nie zna się na gospodarce. Dzięki temu, że otoczył się wielobarwnym i kompetentnym zespołem jak ministrowie finansów Andrzej Olechowski i pracy Jerzy Kropiwnicki oraz główny doradca ds. ekonomii Dariusz Grabowski.
Rząd Jerzego Buzka już w pierwszym roku funkcjonowania przyjął reformę samorządową na kolejnych szczeblach: województw i przywróconych powiatów oraz zmniejszył liczbę tych pierwszych, co ułatwiło później pozyskiwanie przez “Małe Ojczyzny” zagranicznych środków pomocowych. Nakreślona przed ponad ćwierćwieczem mapa administracyjna Polski pozostaje od tego czasu niezmieniona.
Na tym tle bilans Donalda Tuska i podległych ministrów prezentuje się nader skromnie. Liczny jak nigdy przedtem rząd po stronie sukcesów zapisać może przejęcie TVP po czasach pogardy z rąk następców Jacka Kurskiego, dokonane jednak na krawędzi prawa. I w podobny sposób przeprowadzone przechwycenie Prokuratury Krajowej. Do wyobraźni zbiorowej nie przemawia raczej wprowadzenie “babciowego”, już większą skalę miało przecież pisowskie 500- a potem 800 plus.
Kotara zdjęta ale za nią tylko pustka
W Sejmie zdjęto kotarę chroniącą nawet nie gabinet marszałka ale korytarz przed nim, jednak zwykłemu obywatelowi, co był tam raz w życiu z wycieczką szkolną lub parafialną pozostaje to obojętne. Podobnie jak skomplikowany łańcuch rozliczeń poprzedniej ekipy, skrupiających się nierzadko na drugoplanowych i nieznanych opinii publicznej postaciach (kogo obchodzi Romanowski czy nawet Wąsik). Szymon Hołownia okazuje się lepszym gospodarzem w Sejmie niż Elżbieta Witek a tym bardziej jej poprzednik Marek Kuchciński, zaś Sławomir Nitras ministrem sportu bardziej kompetentnym od Kamila Bortniczuka, ale zwykły obywatel nie odczuwa z tego powodu żadnej korzyści. Polityka znów – podobnie jak przed magiczna datą 15 października – odbierana jest przez szeroką opinię społeczną jako marność nad marnościami.
To nie PiS zyskuje. To rządzący tracą.
Partia Jarosława Kaczyńskiego nie dokonała przez rok pozostawania w opozycji niczego konkretnego. Nawet proces wyłaniania kandydata na prezydenta łączy się tam z rozmaitymi śmiesznostkami i zachowuje styl opery mydlanej znanej z wenezuelskich seriali telewizyjnych. Opozycja się nie poprawiła. Za to rządzący słabną. Przyrost zwolenników Konfederacji wynika w pewnej mierze z racji demograficznych: partia Sławomira Mentzena i Krzysztofa Bosaka ma zwyczajnie młodszy elektorat niż konkurenci. Ale jej liderzy przez ten czas również prochu nie wymyślili.
Czy da się z obecnych nastrojów wypreparować komunikat dla Koalicji 15 Października optymistyczny? Jeśli tak, to tylko jeden. Do wyborów pozostały jeszcze trzy lata. Żeby to jednak przekuć w realny optymizm i sukces, trzeba umieć tego czasu nie zmarnować, jak już stało się z rokiem, który minął.
Groźne last minute czyli… lepiej nie mówić
Trzy lata do wyborów – to jednak założenie tylko a nie pewnik. Nie tylko sondaże ale i zwycięstwo Donalda Trumpa w amerykańskich wyborach prezydenckich dają PiS wiatr w żagle. Pomóc może także na zasadzie “last minute” kończący drugą i ostatnią kadencję jego polski odpowiednik Andrzej Duda.
Niebawem Trybunał Konstytucyjny z pisowską większością pod batutą Julii Przyłębskiej potocznie przezywanej “kucharką Jarosława Kaczyńskiego” może rozstrzygnąć, że budżet na obecny, kończący się już rok… Sejm uchwalił “z wadą prawną”, bo głosowanie uniemożliwiono wtedy Mariuszowi Kamińskiemu i Maciejowi Wąsikowi, których wygaśnięcie mandatów wobec prawomocnego skazania stwierdził marszałek Szymon Hołownia. Kolejnym krokiem stałoby się – wobec interpretacji, że budżetu zgodnie z prawem nie uchwalono w terminie – rozwiązanie Sejmu przez Andrzeja Dudę. Taka sekwencja działań wynika z prognozy socjologa Andrzeja Anusza, przedstawionej m.in. na spotkaniu w siedzibie Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej [3].
Następstwa podobnych zdarzeń pozostają trudne do przewidzenia. Jeśli rządzący nie uznają decyzji prezydenta – mieć będziemy sytuację podobną do tej na Ukrainie z czasów Euromajdanu sprzed jedenastu lat.
Do wyborów przed terminem może też jednak, w bardziej przewidywalnym i pokojowym wariancie, doprowadzić ewentualne zwycięstwo pisowskiego kandydata w przyszłorocznym głosowaniu prezydenckim. Do niedawna uznawane za niezbyt prawdopodobne, teraz coraz bardziej realne, jeśli okaże się silny… słabością rządzących.
[1] sondaż Pollsteru dla Super Expressu z 12-13 listopada 2024
[2] Kac to skrót niemieckiego “katzenjammer”. Janusz Degler o Witkacym: od dawna przeczuwał katastrofę. aut. sygn: (kord), “Życie Kalisza” z 14 marca 2020; dziennikteatralny.pl z 14 marca 2020
[3] por. czy Duda rozwiąże parlament? Czas niespodzianek. “Opinia” nr 49 (147) jesień 2024, s. 90 i nast.