Wiktor Bater, jeden z nas

0
56

Stał się ikoną polskiego dziennikarstwa. Pomimo to, również po przedwczesnej śmierci – potrzebuje reklamy. Z tego powodu, żeby symbolem świata mediów po zmianie ustrojowej nie zostali Tomasz Lis ani Michał Adamczyk, usłużni wobec silniejszych, a brutalni wobec słabszych od siebie. Autorom niemal tysiącstronicowej książki o dzielnym korespondencie wojennym Wiktorze Baterze udało się pokazać go jako nie tylko zawodowca, budującego najwyższe standardy, ale człowieka,  kochającego życie.

Wysiłek Izoldy Kiec i Jaremy Jamrożka opłaca się, bo za ich sprawą poznajemy zarówno przemiany mediów od czasów opozycyjnych począwszy i meandry rozlicznych konfliktów w poradzieckiej Rosji, które opisywał, przestrzegając, ku czemu prowadzą, a co dziś oglądamy w przekazach telewizyjnych niestety już nie autorstwa Wiktora Batera – ale również otrzymujemy portret najmłodszego pokolenia sprzeciwiającego się władzy komunistycznej i pierwszego, które ustanowiło realną czwartą władzę, bez respektu kontrolującą wszystkie pozostałe. Z korzyścią dla odrodzonej polskiej demokracji.    

Wiktor Bater pozostawał jednym z nas, w podwójnym, z punktu widzenia środowiska znaczeniu. Po pierwsze, pomimo młodego wieku z jakim wkraczał w rok przemiany ustrojowej 1989 – sam miał wtedy 23 lata – zdążył uczestniczyć  w działaniach opozycji antykomunistycznej.

Po drugie – zaliczał się do czołówki tych,  którzy pojawiając się w odnawianych w oparciu o doświadczenia drugiego obiegu polskich mediów, w krótkim czasie zmienili ich format i upodobnili je do zachodnich. 

Jak “Wiadomości” TVP za dyrekcji Karola Małcużyńskiego czy Polskie Radio w czasach, kiedy jego moskiewskim korespondentem został Wiktor Bater, wreszcie jak “Życie” pod redakcją Tomasza Wołka, dziennik prasowy dla którego pracowaliśmy obaj pod koniec lat 90. – Bater w Moskwie i na frontach wojen na peryferiach rosyjskiego imperium, zaś  ja na sejmowych korytarzach i mityngach kolejnych kampanii wyborczych. Sam Bater zaznacza, że zmiana jaka dokonywała się w polskim dziennikarstwie sprawiła, że w niczym nie przypominało tego, co przedtem, a ścieżki swoje wywodzi z opozycyjnej działalności, bo chociaż nie był zawodowym działaczem ukrywającym się w użyczonym przez zaangażowanych mieszkaniu – było mu dane przeżyć rewizję we własnym domu. Podobnie jak później w dziennikarskiej misji wiele ostrzałów w Czeczenii czy Abchazji. Życie wybrał sobie barwne, stając się – jak głosi tytuł –  wesołym rajskim ptakiem. Na przekór zagrożeniom i traumom.  

Na wojnie zawsze jakoś się uda…

Czasem jednak przychodzi utknąć gdzieś na bezdrożach. I wtedy: “Z pomocą przychodzi Said. Poznaliśmy się przed rokiem,  oglądając transmisję z mundialu w przydrożnej kafejce. Ja postawiłem piwo, on przyniósł wędzoną rybę. Mecz się skończył, a  my do świtu prowadziliśmy twardy polityczny spór na temat Kaukazu. Potem okazało się, że Said to dagestański “biznesmen oligarcha” (czytaj: mafioso), szara eminencja, człowiek o przeszłości tak ciemnej, jak czerń jego limuzyny BMW za pół miliona dolarów. 

– Do Botlichu? – pyta przez telefon. – Nie ma sprawy. Mój dziadek tam mieszka. Za dwie godziny macie samolot.

I mamy.

Z Juergenem z Deutsche Welle docieramy do stolicy Dagestanu – Machaczkały. (..) Po północy Said przyprowadza rudego jak ogień Ismaiła. Będzie naszym tłumaczem w Botlichu.  Ismaił dyskretnie trzyma się na uboczu – taki zwyczaj. Szanowana rodzina, intruzem nikt nie chce być. Ismaił nas nie opuści – takie otrzymał polecenie od “starszych” w Machaczkale. Jest więc gotów oddać za nas życie” [1].       

Niewiele zresztą do tego brakuje, co okaże się już, gdy zbliżają się do celu.

“(..) Najpierw duszny gazik, podrygujący od ciągłych wybuchów,  plandeka, sztywne mordy bezpieczniaków, a potem w ręku tego największego, o posturze bawołu, błyska ostrze bagnetu od kałasznikowa.

(..) – Wszyscy jesteście na usługach tych czeczeńskich skurwysynów. Przyjeżdżacie, żeby tym bandytom pomagać (..) – argumentuje oficer i przystawia mi ostrze do gardła.

– Ostre, co? Wasze reportaże też takie ostre” [2].      

Nic dodać, nic ująć, jeśli chodzi o charakterystykę twórczości Wiktora Batera. Nie wszędzie jednak odnajdował się równie doskonale, jak na regionalnych wojnach od Palestyny po Afganistan. 

…za to sejmowy stolik dziennikarski to miejsce przeklęte  

“Ale do Sejmu oczywiście też musiałem chodzić. Bo musiałem się nauczyć tej roboty od podstaw, czyli przede wszystkim pogoni za newsem. Od początku to było bardzo trudne, bo już wtedy był skrystalizowany stół dziennikarski w Sejmie, gdzie siedziały tuzy Radia Zet, Trójki, między innymi Monika Olejnik. Oni na nowych patrzyli oczywiście jak na koty. Przychodzi taki do Sejmu, nic nie umie. Czego tutaj chcesz? Co ty tutaj robisz? Na początku była taka fala wobec kotów, jak w wojsku (śmiech),  że nikt ci nie pomoże,nikt ci nie podpowie, a jeszcze gotowi są w maliny wpuścić, żeby wyciąć konkurencję. Ale tak się porobiło śmiesznie,  że ta ekipa,  którą zebrał Jacek [Piotrowski, szef newsroomu Polskiego Radia – przyp. ŁP], z łapanki, tak na dobrą sprawę, tak jak mnie, to byli ludzie, którzy bardzo szybko zaczęli być konkurencją dla Zetki i RMF-ki” [3]. Mniejsza o rywalizację logotypów i skrótowców. Dziś mało kogo ona interesuje.

Istotne okazuje się co innego: Bater jako dziennikarz wyszedł spod ręki Jacka Piotrowskiego, wcześniej twórcy Radia Solidarność jeszcze na emigracji w Paryżu, które zresztą siedzibę znalazło w jego mieszkaniu w “stolicy świata”. Kierownik poznał się na jego talencie i skutecznie jego rozwój wspierał. Szkołą charakteru dla Batera okazały się jednak nie media czasów transformacji, lecz opozycja antykomunistyczna z lat 80. Zaliczał się do najmłodszych jej roczników. W Sierpniu jeszcze w podstawówce, tuż przed wprowadzeniem przez władze stanu wojennego wspierał strajkujących  junaków – bo takim dziwacznym określeniem nazywano studentów mundurowych – z Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej sąsiadującej przez płot z jego żoliborskim liceum Joachima Lelewela.  

                                 …a najlepiej było w opozycji

“Jako nastolatek pierwszy raz usłyszałem nagrane na kasetę magnetofonową czeskie piosenki z Praskiej Wiosny. Sam z tego powodu nauczyłem się grać na gitarze  i kolportowałem te pieśni masowo i mniej masowo. Ta muzyka była na każdej wojnie, jakieś strzępy tych piosenek, które śpiewaliśmy, kołatały mi w głowie w różnych momentach” [4].

Nie wszystko jednak okazywało się równie romantyczne. Pierwszy solidny łomot, jak sam rzecz określa, szesnastoletni Wiktor Bater odbierze w trakcie demonstracji 3 Maja 1982 r. Przejdzie przez zomowską “ścieżkę zdrowia” na Freta czy Franciszkańskiej, gdzie dokładnie, już nie pamiętał, gdy opowiadał. Nosił wtedy opornik, symbol sprzeciwu  wobec władzy. Zamiast go zgarnąć, milicjanci wywieźli go pod Łomianki i tam zostawili. Mniej szczęścia miała siostra, gdy pojechała specjalnie na demo do Wrocławia, z izby dziecka wyciągać ją musiał partyjny tatuś przez zaprzyjaźnionego funkcjonariusza, zresztą rodzice już się wcześniej rozwiedli, aczkolwiek nie polityka stała się tego przyczyną.

Mieszkają z matką u cioci w Izabelinie. “Gdy wprowadzono stan wojenny, tam się zaczęła prawdziwa konspira. W naszym domu ukrywali się działacze opozycyjni – rotacyjnie, po dwóch, po trzech, jedni przychodzili, drudzy odchodzili. Poza tym był kolportaż NOWEJ w garażu w Izabelinie.   U nas miała być drukarnia, w końcu z drukarni zrezygnowano. Ale gilotynowaliśmy, czyli przycinaliśmy arkusze książek, które wydawała NOWA. Podjeżdżały samochody i zabierały te wory. No i siłą rzeczy ktoś sypnął, więc była rewizja. Po stanie wojennym, w 82 albo 83 roku.  Poważna rewizja, kipisz. Z aresztowaniem” [5].               

Czasem warto powtarzać rzeczy oczywiste. “Agnieszka Iwaszkiewicz ocenia, że w okresie 1982-88 ukazywało się w całej Polsce ponad 3000 czasopism (Archiwum Opozycji, Ośrodek Karta, Warszawa 2006). Były oczywiście wśród nich pisma wydawane przez czas dłuższy i takie, które upadły po 2-3 numerach. Były pisma o zasięgu regionalnym i zakładowym, solidarnościowe i studenckie. Niemniej wszystkie one tworzyły zupełnie nową rzeczywistość – powszechności nieocenzurowanego słowa. Bibuła w latach stanu wojennego miała tę samą funkcję co w innych wcześniejszych okresach. Łamała monopol władzy na określanie charakteru i zakresu obiegu informacji (..) i tworzyła odmienny od narzuconego obraz rzeczywistości. W systemie, w którym zasadą ustrojową był monopol informacyjno-propagandowy, tak potężny obieg niecenzurowanego słowa niszczył sam system’ – charakteryzuje prof. Andrzej Friszke [6].        

Drugi obieg wciąga, stanowi szkołę charakterów ale i lekcję poglądową innego dziennikarstwa niż znane ze śmiertelnie nudnej prasy oficjalnej. Co nie znaczy, że nic interesującego nie pojawia się w oficjalnym życiu kulturalnym i literackim PRL. W państwowych wydawnictwach publikują przecież najwybitniejsi reporterzy: Ryszard Kapuściński, opisujący słynną “wojnę futbolową” między Salwadorem i Hondurasem, obserwator kilkudziesięciu rewolucji i wojen w Trzecim Świecie, a także Krzysztof Kąkolewski tropiący po całym globie z magnetofonem zbrodniarzy hitlerowskich, którzy wymknęli się sprawiedliwości, żeby zadać im tytułowe pytanie: “Co u pana słychać?” [7]. Bater jeszcze nie wie, że gdy sam zacznie już kursować między Sarajewem a Bagdadem, często będzie z nimi porównywany.

Na razie jednak nastoletni jeszcze Wiktor Bater obrzuca komendy milicji wydmuszkami wypełnionymi czerwoną lub pomarańczową farbą. która pięknie się na ich frontonach rozpryskuje. 

Znaczki z Lechem Wałęsą, zatopionym w żywicy, produkują we dwóch z Adamem Malinowskim, teraz wykładowcą matematyki i informatyki na UW. Nie sprzedają ich, lecz rozdają. 

Krąg rówieśniczy to Kamila Ceran, u której w piwnicy domu przy Reymonta się spotykają i tańczą w rytmie Zorby, Artur Domosławski co kiedyś zostanie kontrowersyjnym biografem red.  Kapuścińskiego, wreszcie Anna Adamiak.

Niespodziewaną rolę w życiu licealisty z Lelewela odegra nauczycielka rosyjskiego Natalia Woroszylska, żona opozycyjnego poety Wiktora Woroszylskiego, zresztą w młodości zatwardziałego stalinowca. Za jej sprawą wybierze rusycystykę.

Rozległość jego zainteresowań przełoży się na nikłą frekwencję na zajęciach akademickich i przysporzy mu kłopotów na studiach, co z kolei grozi skreśleniem z listy i powołaniem do wojska. Stąd wyjazd do Berlina Zachodniego. Niby na stałe. A w praktyce na krótko, jak się okazuje. Przecież strasznie tam nudno. Ważne naprawdę rzeczy dzieją  się w Polsce. I już nikt nie zwraca tu uwagi na – za przeproszeniem – stosunek do służby wojskowej. Wszystko jak trzeba poukładać w głowie pomogą Baterowi starsi o dekadę: reżyser Waldemar Dziki – niebawem nakręci film “Pierwszy milion” o beneficjentach przemian ustrojowych – oraz aktorka Daria Trafankowska. 

Wszystkie wojny reportera

Od tego czasu Bater będzie już jeździł raczej na Wschód. Stanie się zapewne największym od czasów Andrzeja Drawicza, odkrywającego jak w “Pocałunku na mrozie” pod imperialną skorupą Związku Radzieckiego warstwę żarliwości i geniuszu  [8], znawcą Rosji. Jeśli chodzi o znajomość także jej realiów i życia codziennego konkurować może jeszcze ze starszym o trzydzieści lat Jerzym Hoffmanem, który wojnę spędził jako dziecko na Syberii. Bo Bater to nie Maria Przełomiec, odklepująca w telewizyjnym studiu banały, które usłyszeć możemy od nie lubiącego “ruskich” warszawskiego taksówkarza. Ani Maria Stepan, zdolna ale dziwacznie zafascynowana przemocą, tyle, że przeciwko rosyjskiemu imperializmowi zwróconą, jak pokazuje jej znany materiał o “cyborgach” ukraińskich (formacjach tyleż doborowych co morderczych). Podobnie zdrowy rozsądek zachowa jeszcze Konstanty Gebert, co stanie się zresztą przyczyną jego rozstania z “Gazetą Wyborczą”. 

Sukces za sukcesem,  tworzenie metra sewrskiego dla gorącego jak wojny, które opisuje, dziennikarstwa reporterskiego – składają się na biografię Batera w pierwszych dekadach transformacji ustrojowej. Nadstawia jednak karku w czasie, gdy inni brylują na ściankach i zostają celebrytami. Kiedy relacjonuje atak islamskich terrorystów na szkołę w Biesłanie, sam zostaje ranny. 

Zamiłowanie do motocykli oraz luksusowych samochodów, nawet jeśli jest to jak w Moskwie podstarzały już Jaguar Sovereign rocznik 1982, popsuty mocno  pod pretekstem licznych napraw przez miejscowych mechaników –  a zarazem erudycja, gawędziarski talent i mocna głowa zjednują mu sympatię twardych ludzi i ułatwiają kolejne misje specjalnego wysłannika. 

Wzbudza za to zawiść i agresję żurnalistów małych i cwanych. Tomasz Lis, męska odmiana lalki Barbie, który rychło okaże się bestią w zbotoksowanej z wyglądu skórze wobec kobiet i podwładnych, z wygodnego gabinetu w Warszawie ruga Batera, że w lodowatym Dżalalabadzie w trakcie wojny afgańskiej napił się dla rozgrzewki i kurażu, co dało się zauważyć na antenie podczas wejścia na żywo. Telewidzowie wolą jednak naprutego Batera od trzeźwego Lisa. Staje się bohaterem wyobraźni zbiorowej. 

Inni mają mu za złe, że za żonę pojął – bo skoro to księżniczka, to tak mówić wypada – wojenną uciekinierkę z Abchazji, bo ta w rodzinie ma przestępców, za którymi chodzi rosyjska FSB. Zresztą rozwiodą się po latach. Później żoną Wiktora Batera zostanie Justyna. Z prawie tysiącstronicowej książki dowiemy się o  niej tyle, że zawsze przynosił jej kokosanki. Nie znosiła ich. Ale wcale to jej do niego nie zraziło. Nawet  ona nie była jednak w stanie Wiktora Batera uratować.

Zawodowo bowiem działo się z nim coraz gorzej. Wilki podchodzą ze wszystkich stron, jak w  tytule tomu opowiadań Marka Nowakowskiego. Los Wiktora Batera zaczyna przypominać sytuację bohatera filmu “Bez znieczulenia” Andrzeja Wajdy. 

Media po czasie burzy i naporu przechodzą recesję. Z tamtych czasów zapamiętałem, jak w “Życiu” po zastąpieniu przez właścicieli Tomasza Wołka anemicznym Pawłem Fąfarą niejaka Marta Stremecka, przezywana “redaktor Kiepską” bo ten serial szedł właśnie w Polsacie, strofowała przez telefon satelitarny przedzierającego się już po World Trade Center do talibańskiego jeszcze Afganistanu reportażystę Wojciecha Czuchnowskiego, żeby szybko wracał, bo trzeba dokończyć materiał o potomkach szlachty herbowej do niedzielnego wydania. W mediach po czasach przełomu kołtun zastępował twórcę,.a lojalność zaczęła być w cenie w miejsce kreatywności.   

Nie dają Baterowi pracować nawet na drugim planie polskich mediów,  w Superstacji, zależnej od Polsatu.

“To był czerwiec 2018 roku, trzy miesiące po tym, jak szefową informacji i publicystyki w Polsacie została Dorota Gawryluk, dziennikarka o prawicowych poglądach,   która już zdążyła zrobić “porządki”  personalne w swojej stacji, co nie wróżyło dobrze dziennikarzom i publicystom Superstacji, a zwłaszcza szefowi newsroomu. Rok później, na początku czerwca, zespołowi przekazano odgórną decyzję o rezygnacji z tematów politycznych i nie zapraszaniu do studia polityków. Wiktor Bater dowiedział się o tym na własnym weselu – tuż po ślubie z Justyną, z którą poznali się w Gdańsku i razem przyjechali w 2015 roku do Warszawy.  Ale wtedy jeszcze Wiktor Bater nie spodziewał się zwolnienia z pracy, próbował robić telewizję “bez polityki”. Wypowiedzenie otrzymał wraz z kilkunastoma innymi osobami pod koniec lipca 2019 roku” [9].                            

Chociaż odznaczył się nie tylko jako reporter wojenny. Przeszedł do historii jako pierwszy dziennikarz,   który podał wiadomość o  katastrofie smoleńskiej.

Odszedł na trzy dni przed jej dziesiątą rocznicą. Niedługo przedtem leczył przez trzy miesiące w klinice pourazowy stres bojowy. jak się jednak wydaje z wojnami poradził sobie lepiej niż z ludzką małością i zawiścią. 

Jego los przywodzi na myśl koniec starszego o siedem lat Krzysztofa Leskiego, najpierw wybitnego dziennikarza drugiego obiegu, potem “Gazety Wyborczej” i prezentera wieczornego wydania “Wiadomości TVP”. A także dawnego działacza Niezależnego Zrzeszenia Studentów z Akademii Wychowania Fizycznego, znakomitego fotoreportera z wielu wojen Krzysztofa Millera. Łączyło ich wszystkich oprócz przedwczesnego odejścia również to, że chociaż  przerastali innych talentem – nie okazywali im wyższości. Raczej empatię i zrozumienie.        

Śmiało Batera nazwać można artystą, ale ten talent realizował bez szkody dla zdolności analitycznych. Aktualne pozostają sporządzone przez niego przed laty charakterystyki kremlowskich notabli czy rosyjskiego rynku mediów jak również kontaktów narodowościowych na Kaukazie. Prominenci i oligarchowie, watażkowie wojenni i królowie życia nie okazują się jednak dla niego ważniejsi  od faceta napotkanego na stacji benzynowej, babci sprzedającej warzywa przy wejściu do metra czy uchodźczyni w muzułmańskiej chuście na głowie. Wszyscy stawali się bohaterami jego artykułów i materiałów filmowych, z których dowiadywaliśmy się o cenach chleba w Moskwie i wysokości zwyczajowej tam łapówki dla milicjanta. O atmosferze w modnych klubach dla oligarchów i stawkach oraz sile nabywczej świadczeń dla emerytów z pobliskiego blokowiska.. A także – chociaż zabrakło go dwa lata zanim zagrożenie to się ziściło w pełnoskalowej, jak teraz mówimy, formie  – o demonach, nadciągających ze Wschodu.   Przestrzegał przed nimi i miał rację.

“Odbudowa imperium jest bowiem nadrzędnym celem Władimira Putina, nawet za cenę bezpieczeństwa i życia własnych obywateli”  – pisał Wiktor Bater na dwa lata przed pamiętnym porankiem 24 lutego 2022 r.,  kiedy mieszkańców Kijowa obudziły wybuchy bomb i rakiet [10].          

[1] Izolda Kiec, Jarema Jamrożek. Wiktor Bater. Wesoły rajski ptak. Ostatnia rozmowa. Artykuły.  Wywiady. Marginesy, Warszawa 2022, s. 261-262

[2] Kiec, Jamrożek. Wiktor Bater… op. cit, s. 263-264

[3] ibidem, s. 119

[4[ ibidem, s. 74

[5] ibidem, s. 65-66

[6] Andrzej Friszke. Bibuła – sto lat doświadczeń [w:] Przegląd Wiadomości Agencyjnych 1984-1990. Przerwana historia ilustrowanej bibuły. Praca zbiorowa pod redakcją Jana Bryłowskiego i Jana Doktóra. Wydawnictwo Dom Na Wsi, Ossa 2009, s. 33 

[7] por. Krzysztof Kąkolewski. Co u pana słychać? Czytelnik, Warszawa 1975

[8] por. Andrzej Drawicz.  Pocałunek na mrozie. Polonia, Londyn 1989

[9] Bater.. op.  cit, s. 423-424

[10] ibidem, s. 848 

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 4

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here