czyli Sejm za zamkniętymi drzwiami

Tworząc obecny kształt kompleksu budynków polskiego Sejmu Bohdan Pniewski kierował się ideą architektury demokratycznej, chociaż trudne tuż powojenne czasy temu nie sprzyjały. Obronił jednak swoją wizję. Jeszcze pięć lat temu okoliczni mieszkańcy swobodnie mogli skracać sobie drogę przez teren sejmowy, tylko sam gmach objęty był systemem przepustek. Za rządów PiS ze wszystkich stron wyrosły metalowe bariery. Kancelaria planuje wzniesienie z tyłu monstrualnej bramy, tak masywnej, że ma być zamykana wyłącznie na czas… demonstracji i świąt.

W chwili narodzin demokracji Polska międzywojenna miała kłopot z jej symbolem i siedzibą. Wcześniej w Rzeczypospolitej szlacheckiej, Księstwie Warszawskim i Królestwie Polskim do 1831 r. parlament debatował na Zamku Królewskim. Ten jednak został zdewastowany przez Niemców, którym służył jako biuro generalnego gubernatora Hansa Beselera, który gdy wojna okazała się przegrana uciekł statkiem w dół Wisły przed własnymi zrewoltowanymi podkomendnymi, tworzącymi rady żołnierskie. Poszukano więc innej siedziby Sejmu Ustawodawczego.

Jak pisze Piotr A. Tusiński: “W tej sytuacji jako najbardziej odpowiedni (ale tymczasowy, bo planowano wybudowanie okazałego obiektu parlamentu opodal Zamku Ujazdowskiego) przyznano Sejmowi, na wniosek architekta Franciszka Lilpopa, gmach po byłym Instytucie Aleksandryjsko-Maryjskim Wychowania Panien przy ulicy Wiejskiej 4/6/8, który do końca grudnia 1918 r. poddano pospiesznej adaptacji (nie udało się jej skończyć do chwili inauguracji obrad” [1]. Na ich potrzeby przeznaczono salę jadalną instytutu. 
W trakcie przebudowy kanał dla sejmowych stenografów wzorowano na operowym dla orkiestry. Na galerie dla publiczności na antresolach wydawano w sumie 200 kart wstępu “w obawie przed zawaleniem” [2]. Swoje loże mieli: Naczelnik Państwa, korpus dyplomatyczny, członkowie rządu i – osobno, żeby hierarchię podkreślić – podsekretarze stanu. Skarżono się na kiepską akustykę. Na parterze były kuluary i czytelnie, za nimi bufet sejmowy, poczta i telegraf, pomieszczenia klubów poselskich, gabinety marszałków oraz wicemarszałków – dziś tylko co ostatni ich nie mają. 

Na początek rolę strażników pełniła związana z Polską Partią Socjalistyczną Milicja Ludowa. Dopiero w 1921 r. Straż Marszałkowską powołał endecki marszałek Wojciech Trąmpczyński. Zatrudniono komendanta z 12 strażnikami – dowiadujemy się od Tusińskiego.  

Ojcem nowoczesnego projektu parlamentu był Kazimierz Skórewicz, który niczym Cezary Baryka do Polski przyjechał z azerskiego Baku, gdzie do dziś pysznią się gmachy przez niego zaprojektowane. W podwarszawskim Sulejówku zaprojektował dla Józefa Piłsudskiego dworek Milusin. Nowy kompleks budynków sejmowych zbudowano w latach 1925-28. Ucierpiał znacznie podczas wojny, chociaż ocalała sala posiedzeń. 

Obecny kształt nadał sejmowym budynkom Bohdan Pniewski. Peowiak, rozbrajający Niemców w listopadzie 1918 r, potem bohater wojny bolszewickiej, ranny w niej i odznaczony Krzyżem Walecznych, w trakcie kolejnej zaś wykładający studentom architekturę na okupacyjnych tajnych kompletach – inspirował się w swoim dziele nawet weneckim placem św. Marka oraz francuskim zamkiem w Chambord nad Loarą (stąd charakterystyczne kręte schody w Senacie, podobne są jeszcze w dawnym Sejmie Śląskim w Katowicach). Pomimo trudnego czasu – budowano w latach 1948-52 – Pniewski odrzucał podszepty, dotyczące uwzględnienia ornamentyki w stylu realizmu socjalistycznego. Dzięki niemu Sejm na pierwszy rzut oka różni się stylem od MDM. Pozwalano mu robić do chce, bo władzy imponował rozmach projektu. Bohdan Pniewski wierzył, że buduje nie tyle świątynię demokracji, co miejsce, w którym z czasem będzie ona stanowiona i praktykowana. Kierował się zasadą przestrzeni otwartej. Uszanowali ją kolejni lokatorzy gmachu, aż do czasu pisowskiej większości. Pięć ostatnich lat – to czas wznoszenia barier. 

Teraz ma powstać jeszcze jedna, imponująca i symboliczna. Z tyłu terenów sejmowych od ul. Górnośląskiej przestrzeń zamknie trzymetrowej wysokości brama. Władza fortyfikuje się przed tymi, którzy ją do tego gmachu wprowadzili.
Politykę restrykcji w dostępie do Sejmu zapoczątkował poprzedni pisowski marszałek Marek Kuchciński. Ograniczał możliwość obsługi obrad przez dziennikarzy, gdy opozycyjni posłowie okupowali salę, przez kilka dni w grudniu 2016 r. w ogóle nie mogliśmy do gmachu wchodzić. Konferencje prasowe odbywały się wtedy na mrozie pod pomnikiem Armii Krajowej.
Trwałe grodzenie Sejmu ani doraźne otaczanie go stalowymi barierkami nie ma związku z kwestią bezpieczeństwa antyterrorystycznego: już parę lat temu, gdy służby specjalne wykryły plan psychopaty Bronona Kwietnia, który zamierzał zdetonować na terenie parlamentu ciężarówkę lub transporter wypełniony materiałami wybuchowymi, ale został zatrzymany zanim wszedł w ich posiadanie – wszystkie wjazdy dla samochodów zabezpieczone zostały specjalnymi blokadami, które w razie potrzeby będą w stanie powstrzymać podobny atak. Władza nie boi się więc terrorystów, lecz protestujących przed gmachem obywateli.

Fatalnie prezentują się też powstałe w ostatnich latach obiekty, funkcjonalnie uzupełniające założenie Pniewskiego, bo całkiem się z nim kłócą. Dotyczy to zarówno przypominającej ni to biurowiec ni to bunkier konstrukcji wzniesionej w miejscu dawnego parkingu między Wiejską, Matejki i Piękną, przeznaczonej dla komisji sejmowych – jak gorsząco masywnych i kojarzących się z monolitem budek strażniczych. Da się wytłumaczyć, że Sejm nie mieści się w dotychczasowej, choć ogromnej kubaturze – trudniej, że to, co się dobudowuje, pasuje do reszty.

Nowi lokatorzy nie zachowują respektu dla twórców i poprzedników ani zmysłu estetycznego warszawiaków. Podobny los spotkał zresztą historyczny Belweder, w którego panoramę widzianą z Łazienek brutalnie wciął się nowy obiekt urokiem przypominający jedenastopiętrowy szalet, tak przynajmniej postawiona w miejsce wartościowego i ciekawego architektonicznie dawnego Supersamu szkarada kojarzy się parkowym spacerowiczom.Jeszcze pięć lat temu czasem dawało się zauważyć, jak mieszkańcy okolicznych domów skracają sobie przez teren sejmowy drogę z siatkami pełnymi zakupów. W większości stolic – czy to Londyn czy Budapeszt – gmach parlamentu pozostaje wkomponowany w tkankę miasta a nie odgradzany od niego płotami. Skojarzenia, dotyczące demokracji, której sternicy postępują odwrotnie, nasuwają się same…   

 
[1] Piotr A. Tusiński. Sejm Ustawodawczy Rzeczypospolitej Polskiej 1919-1922. Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 2019, s. 69
[2] ibidem, s. 70  

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 10

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here