Politycy opozycyjni gromko przekonują samych siebie, że obecna większość parlamentarna doprowadzi do POLEXIT-u, co więcej – ukrytym celem owej większości jest wystąpienie z tej organizacji. „Ukrytych celów” oczywiście nie znam, ale śmiem wątpić, aby którejkolwiek z partii politycznych o tzw. solidarnościowych korzeniach rodziłoby się coś takiego w głowie.
Nasza klasa polityczna jest zajęta sobą, uwikłana jest w znane i nieznane opinii publicznej wojenki i nie ma czasu a może nawet nie jest zdolna do sformułowania tak odważnej wizji, która zapewne przerasta wyobraźnię nie tylko owej klasy, ale również naszych ekspertów.
Idzie o zakład, że nigdzie, w żadnym, nawet najtajniejszym ośrodku nie ma prognozy wizji Polski „poza Unią Europejską”. Nawet eksperci boją się o tym mówić. Swego czasu byłem członkiem pewnego niepolitycznego gremium, które miało opracować prognozę dla Polski na najbliższe trzydzieści lat. Nie rozumiejąc w czym uczestniczę zupełnie poważnie powiedziałem, że rzetelność nakazuje zastanowić się nad przyszłością Unii Europejskiej, która nie jest – jak każda tego rodzaju organizacja – skazana na wieczność oraz musimy sformułować wariant prognozy przewidujący, że już nie ma nas w tej organizacji, albo jej już nie ma, względnie przekształciła się ona w coś w rodzaju regionalnego ONZ. Denerwująca cisza, która nastąpiła po mojej wypowiedzi zakończyła się dość banalnym wyjaśnieniem, że na takie badania nie ma środków i nigdy ich nie będzie. W czasie przerwy usłyszałem wiele słów uznania „za odwagę”, inni gratulowali jednocześnie twierdząc „prywatnie”, że chyba mi już zupełnie nie zależy na czymś co nazywali „karierą”, przez co być może rozumieli znalezienie dobrze płatnej pracy w strukturach… Unii Europejskiej. Przyznam się, że nigdy nie przyszło mi nawet do głowy, że mógłbym w podeszłym już wieku, gdzie sił i czasu jest coraz mniej, chcieć trwonić życie na jakiś leniwych synekurach – ale to tak przy okazji.
Sądzę, że ani jakakolwiek licząca się siła polityczna nie ma takiego planu, ani tym bardziej obywatele nie poparliby w referendum inicjatywy POLEXIT-u. Lecz nie to jest najważniejsze. Również politycy rządzący tą organizacją nie dopuszczą do tego: na pewno nikt Polski „nie wyrzuci” z Unii. Byłoby to największą klęską polityczną, ekonomiczną i geostrategiczną.
Od naszego członkostwa zależą związki z Brukselą nie tylko państw nadbałtyckich, ale również byłych „demoludów” południowo-wschodniej Europy. Rumunia, Bułgaria a nawet Słowacja i Węgry zostałyby w ten czy inny sposób wypchnięte ze strefy wpływów Berlina, wróciłyby do swoich historycznych uwarunkowań i zależności regionalnych, wzmacniając rolę Turcji, która szybko odbudowałaby swoją politykę północno-zachodnią nie tylko w regionie Morza Czarnego ale również na Bałkanach, czyli nastąpiłby powrót do czasów z XIX a nawet XVIII wieku. W końcu silna demograficznie diaspora muzułmańska w tej części świata uzyskałaby silnego protektora, który kiedyś był tam potężny, a teraz ma w ręku najsilniejszy atut: nadwyżkę demograficzną przy pomocy której można zasiedlić nie tylko niemieckie miasta, ale również całe regiony tej części świata. Turecka polityka w Europie Wschodniej zaktywizowałaby politykę rosyjską, dla której Berlin byłby wówczas wręcz drugorzędnym aktorem politycznym. Nie zawracajmy sobie głowy POLEXIT-em: Stara Europa zbyt dobrze zarabia na podporządkowaniu ekonomicznym i politycznym byłych „demoludów”.
czyli pisowska miara kompromisu Tak jak Viktor Orban a nie Mateusz Morawiecki o Jarosławie Kaczyńskim nie wspominając stał się twarzą frontu odmowy w Unii Europejskiej na pięć minut, czy wedle jego słów na centymetr, zanim rokoszanie poddali swoje pozycje – tak Jarosław Gowin staje się kluczową postacią polskiej polityki. Zbigniew Ziobro żąda wymiany premiera Morawieckiego […]
Kto więc nas ogłupia groźbą POLEXIT-u? Czy jałowy jazgot na ten temat jest tylko specjalizacją naszej opozycji? Nie sądzę. Najbardziej zainteresowanym pogrążeniem nas w tym nonsensie są wszyscy, którzy w ten sposób chcą nas zdegradować, czyli wszyscy, którzy zarabiają na podtrzymywaniu naszej słabości.