Co ma zrobić polska gastonomia, tworząca milion miejsc pracy
Wbrew sugestiom i obietnicom rząd nie otworzył restauracji ani kawiarń, mogą sprzedawać tylko na wynos, co oznacza 10-20 proc obrotów sprzed pandemii. Teraz dogodnym argumentem żeby branży nie odmrażać okazuje się trzecia fala koronawirusa, chociaż w restauracji, barze lub kafejce z pewnością trudniej się nim zarazić niż w kasynie. Wedle sondażu IBRIS obecnie 70 proc Polaków opowiada się za otwarciem restauracji i kawiarń. W tym większośc wyborców partii rządzącej…
Przedsiębiorców nie interesuje partyjna polityka, nas interesuje rozwój. Kiedy i jak będziemy działać. Dziś tego nie wiemy. Bo przedsiębiorczość to strategia działania – tłumaczy Krzysztof Kwinto. Do Sejmu przyszli przedstawicele Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej.
W gmachu Sejmu ktoś zaszlochał po raz pierwszy od czasu od pamiętnego wystąpienia Beaty Sawickiej. Wtedy jednak posłanka Platformy Obywatelskiej płakała nad własną naiwnością po tym, jak została wykorzystana i wmanewrowana w aferę przez agenta CBA Tomka, później zresztą też posła PiS Kaczmarka. Tym razem restauratorka z Krakowa Dorota Rydygier zapłakała publicznie nad bezdusznością władzy wobec przedsiębiorców z jej branży, co wywarło wielkie wrażenie na uczestnikach czwartkowej konferencji prasowej Izby w Sali Kolumnowej Sejmu, tej samej, w której kiedyś pracowała komisja śledcza do spraw afery Lwa Rywina a pięć lat temu PiS uchwalał tam budżet w konspiracji przed opozycją, dla odmiany okupującą wówczas salę plenarną.
Wiele sie w tym miejscu działo, ale tym razem stawką jest milion miejsc pracy jakie zapewnia Polakom branża gastronomiczna oraz los 76 tys przedsiębiorców prowadzących restauracje, bary, kawiarnie, pizzerie i kebabownie oraz członków ich rodzin.
Human story – jak mawiają w swoim slangu dziennikarze – restauratorki Doroty Rydygier rozciąga się między Francją a Polską. Właścicielkę krakowskiej “Voila” jej druga ojczyzna potraktowała bez porównania gorzej niż pierwsza.
Za zarobione we Francji pieniądze Dorota Rydygier otworzyła restaurację w lutym 2020 r. w Krakowie. Niewielką pomoc dostała w związku z pierwszą fazą pandemii. Jednak wraz z drugim lockdownem skończyły się możliwości.
Dziś zmuszona była pozbyć się wyposażenia knajpy z powodu konieczności spłaty długów.
Paradoks polega bowiem na tym, że w sytuacji, gdy władza zabroniła działalności restauracjom, kawiarniom, klubom fitness i podobnie społecznie użytecznym instytucjom, pełną parą działają nie podlegające żadnym ograniczeniom lichwiarnie specjalizujące się w tzw. pożyczkach pozabankowych oraz firmy windykatorskie, a handel długami kwitnie jak nigdy dotąd. Wiele z firm krzaków bogacących się w zdwojony sposób na cudzym nieszczęściu podczas pandemii również stosuje metody przywodzące na myśl zorganizowane grupy przestępcze zza Buga.
Dyrektorem jednej z czołowych firm pożyczkowych jest brat jednego z czołowych kandydatów na prezydenta w ubiegłorocznych polskich wyborach. Kłopotu z dojściem do polityków nie mają. Ich lockdown noie objął, ani pierwszy ani drugi. Na kolejnych jeszcze więcej zarobią.
“Nie pozwól by pączek stanął Ci w gardle, spłać swój dług wobec Aforti Collections i zapewnij sobie spokojny Tłusty Czwartek!” – to autentyczny i pełny tekst sms-a wysłanego 11 lutego br o godz. 15,15 z numeru 48782096776 i z sugestią wykonania telefonu na kolejny nr 814775055, przy czym – co również istotne – nazwa rzeczonej Aforti Collections odbiorcy tego okolicznościowego przekazu… nic nie mówi. Dziwne? Ale prawdziwe. I z pewnością niepokojące.
Zaś żadna z mnożących się jak króliki organizacji pozarządowych (tylko liczba tych, co poparły kandydatkę Zuzannę Rudzińską-Bluszcz na Rzecznika Praw Obywatelskich liczona była… w tysiącach, to nie żart, tylko typowo polska gombrowiczowska burleska, a pani Zuza i tak zrezygnowała) nie pokusiła się o zestawienie – w bezsprzecznym interesie społecznym – czarnej listy firm-hien, żerujących na pandemii. Świadomość telewidza w tej materii ogranicza się do spraw piętnowanych przez opozycję, jak działania przedsiębiorstw związanych z rodziną byłego już ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, inicjatyw instruktora narciarskiego czy handlarza bronią obracających teraz sprzętem ochronnym. A przecież jeśli na początku pandemii był czas, że zabrakło nawet masek, to stanowi to niezbity dowód, że ktoś nimi spekulował.
Jeśli zaś wrócić do historii Doroty Rydygier, poraża w niej przepaść, jaka dzieli podejście władz obu jej ojczyzn do przedsiębiorców.
We Francji każdy z restauratorów otrzymuje minimum 10 tysięcy euro miesięcznie, do czego dochodzi zwolnienie z bieżących płatności. Państwo żeby ocalić cenione nad Sekwaną, Garonną i Rodanem miejsca pracy finansuje 100 proc wynagrodzeń personelu. To jego problem, nie patrona, jak mawia się w ojczyźnie sera camembert.
A w Polsce? – Nie wiem, jak mam spojrzeć w oczy swoim pracownikom – przyznała pani Dorota. To wtedy polały się łzy.
Dorota Rydygier staje się twarzą pozwu zbiorowego, z jakim przedsiębiorcy z branży gastronomicznej wystąpią przeciw rządowi lekceważącemu ich problemy.
Przedsiębiorcy jak będzie trzeba powołają również zespół ekspertów biegłych w prawie miedzynarodowym, żeby zbadać niezgodność obecnych zaniechań władzy wobec nich z Deklaracją Praw Człowieka Organizacji Narodów Zjednoczonych z 1948 r. a konkretnie z tymi jej zapisami, które gwarantują każdemu człowiekowi prawo do kultury, wyżywienia i pracy.
Już teraz przedsiębiorców z branży restauracji i kawiarń reprezentuje renomowana kancelaria prawnicza Dubois.
Czy jest się o co procesować? Po dobroci, jak sie potocznie mówi, jednak się nie udało.
28 lutego mija termin składania wniosków dotyczących pomocy z tytułu tarczy PFR 2, jak potocznie określa się środki z Polskiego Funduszu Rozwoju 2.0. Branżowi przedsiębiorcy apelują o jego przedłużenie… do momentu otwarcia restauracji, co wydaje się logiczne.
To również jednak moment na podsumowania i bilanse, a te wypadają dla praktyków gospodarki druzgocąco. Dla władzy zaś obciążająco w sposób szczególny.
Gastronomia to w Polsce milion miejsc pracy, w 76 tys przedsiębiorstw. Wśród nich 20 tys już teraz kwalifikuje się do likwidacji – alarmują przedstawiciele branżowego samorządu gospodarczego.
Dlaczego tak się dzieje? Podobno 12 tys przedsiębiorców z branży gastronomicznej dostało pomoc, jak na prawie 80 tys firm to niewiele – wskazuje Kwinto. O konkretne dane izba jednak dopiero występuje, bo władza podaje je niechętnie, chociaż liczbę zachorowań czy ozdrowieńców ogłasza… z dokładnością do jednego człowieka.
Z dotychczasowych przybliżeń wynika, że pomoc otrzymało 15 proc przedsiębiorców z branży.
Kwinto ma restaurację, sześć razy składał wniosek o subwencję z PFR 2, otrzymywał lakoniczne odpowiedzi o odrzuceniu.
Odmów władza nie uzasadnia. Wiele firm, jak opowiada Sławomir Grzyb z Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej, nie otrzymało pomocy, ponieważ nie spełniały wymogów z powodu niewłaściwej kwalifikacji PKD (specjalny numer oznaczający branżę), inne wypadły z rozdzielnika, bo powstały zbyt późno po 1 listopada 2019 r, więc nie mogą porównać obecnych strat z bilansem ostatniego roku przed pandemią, a to stanowi miernik pomocy. Wszystko to nawet sumując się, nie tłumaczy jednak tak wysokiego procenta odmów.
Przedsiębiorcy uważają, że najwyższy czas na wiosnę otworzyć ogródki kawiarń i restauracji, gdzie groźba zakażenia pozostaje minimalna, choćby w porównaniu z galeriami handlowymi.
Powinien też powstać jednolity dla branży protokół sanitarny. Przedsiębiorcy i ich samorząd pracowali nad bezpiecznymi normami. Żeby działać muszą jednak poznać wymagania władzy.
Na razie jednak właśnie działać się im zabrania.