Wrzesień 1939: ofiarność i samotność

0
33

Bohaterstwo żołnierza na polach bitew nad Bzurą i pod Kockiem, w obronie Westerplatte i Wizny oraz ofiarność ludności cywilnej: pracowników Poczty Polskiej w Gdańsku i mieszkańców Warszawy wznoszących na Ochocie barykady przeciwko niemieckim czołgom nie zapobiegły przegranej w kampanii wrześniowej w 1939 r. i utracie polskiej państwowości. Chociaż Polska powróciła już po sześciu latach na mapy, na pełną suwerenność przyszło nam poczekać równe pół wieku od klęski wrześniowej.

Sojuszników mieliśmy wtedy daleko i – jak mawiano – egzotycznych, zaś wrogów blisko. W dodatku ci ostatni tuż przed 1 września porozumieli się co do rozbioru Polski, bo takie ustalenia zawarła tajna klauzula paktu Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 r.  Wielu historyków jak Leszek Moczulski uznaje, że koncepcja obrony nawet na przedmościu rumuńskim stwarzała szanse odwrócenia losów kampanii a o upadku państwa zadecydował radziecki “nóż w plecy” 17 września. 

Ze wszystkich naszych sąsiadów dobre stosunki II Rzeczpospolita utrzymywała wyłącznie z Łotwą i Rumunią, przy czym ta druga też obietnic nie respektowała, bo zamiast przepuścić do Francji ewakuujące się z Polski władze, internowała je na swoim terytorium. Z drugiej strony wódz naczelny Edward Rydz-Śmigły i premier Felicjan Sławoj-Składkowski popełnili historyczny błąd po 17 września uciekając z kraju, w sytuacji gdy żołnierze walczyli aż do 6 października jak podkomendni gen. Franciszka Kleeberga pod Kockiem a oddział byłego olimpijczyka w jeździectwie mjra Henryka Dobrzańskiego-Hubala w ogóle nie złożył broni i przeszedł do działań partyzanckich toczonych aż do śmierci dowódcy w ostatnim dniu kwietnia 1940 r. 

Druga wojna światowa zaczęła się bowiem w Polsce 1 września 1939 r. ale dla Polaków w sensie symbolicznym a nie formalnym skończyła się dopiero z chwilą,   kiedy prezydent na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski przekazał w 1990 r. wybranemu w wolnym i powszechnym głosowaniu Lechowi Wałęsie insygnia swojej władzy. Instytucje wywodzące się z międzywojnia, jak paryski miesięcznik “Kultura”, kierowany przez dawnego młodego piłsudczyka Jerzego Giedroycia, wspierały przez dziesięciolecia opór przeciw dyktaturze w kraju i wyznaczały kierunki działań na rzecz niepodległości. W Polsce jej hasło rzuciła utworzona w 1979 r, i również odwołująca się do tradycji II Rzeczypospolitej Konfederacja Polski Niepodległej, wcześniej za pełną suwerennością opowiedzieli się po Październiku 1956 r. studenci redagujący “Po Prostu”, ale warunki jej odzyskania stworzył dopiero wielomilionowy ruch Solidarności, nominalnie pozostającej tylko związkiem zawodowym, chociaż wolnym od wpływu władzy.

Słabe gwarancje i determinacja “dwóch wrogów”

Wkrótce po zajęciu bez wojny Pragi czeskiej (15 marca 1939 r.), co stało się możliwe za sprawą obłudy i słabości zachodnich aliantów (układ monachijski z września 1938 r.)  “kanclerz” III Rzeszy niemieckiej Adolf Hitler wzmógł nacisk na rząd polski. W pierwszym dniu wiosny 1939 r. skierował do nas żądania dotyczące przyłączenia Gdańska, pozostającego wtedy Wolnym Miastem oraz wytyczenia przez polskie terytorium “korytarza” z Prus Wschodnich do reszty Rzeszy. Polska otrzymała jednak wtedy gwarancje brytyjskie: kolejno od ambasadora w Warszawie Howarda Kennarda (30 marca) i premiera Neville’a Chamberlaina dzień później w Izbie Gmin, wreszcie 6 kwietnia w trakcie wizyty szefa dyplomacji Józefa Becka w Londynie. W tydzień później podobnych gwarancji udzielił niepodległości naszego kraju premier Francji Edouard Daladier. 

Jednak jak opisuje prof. Wojciech Roszkowski: “Niestety, hitlerowskie Niemcy parły do wojny nie licząc się z niczym. W końcu marca Hitler wydał rozkaz przygotowania planu ataku na Polskę pod kryptonimem “Fall Weiss”. Wytyczne ogólne przekazano dowódcom poszczególnych broni 3.04 i odtąd niemiecka armia intensywnie przygotowywała agresję. Propaganda niemiecka  kierowana przez Josepha Goebbelsa nieustannie nasilała kampanię kłamstw o rzekomych prześladowaniach mniejszości niemieckiej w Polsce. 28.04.1939 Hitler wygłosił w Reichstagu słynną mowę w której kreślił planu uzyskania dla Niemiec “przestrzeni życiowej”, nazwał twórców i obrońców systemu wersalskiego “podżegaczami wojennymi” oraz powtórzył “ostateczne” żądania wobec Polski (..). Wreszcie wśród histerycznych wrzasków uznał polsko-niemiecki pakt o nieagresji za “jednostronnie pogwałcony przez Polskę i wobec tego nie obowiązujący”” [1].

Zawarto go w 1934 r, a więc jeszcze za życia Marszałka Józefa Piłsudskiego. Podobny zaś układ ze Związkiem Radzieckim – w 1932 r. Wraz z sojuszami z Wielką Brytanią i Francją oba pakty o nieagresji miały gwarantować krajowi bezpieczeństwo.

Jednak w 1939 r. pomimo udzielonych gwarancji zachodni alianci okazali się wiarołomni, zaś sygnatariusze niedawnych dwustronnych paktów o nieagresji z Polską porozumieli się nawzajem i stali rzeczywistymi “dwoma wrogami”. Dowiódł tego zawarty 23 sierpnia w Moskwie sojusz niemiecko-radziecki sygnowany przez Joachima von Ribbentropa i Wiaczesława Mołotowa, szefów dyplomacji obu totalnych państw.  Formalnie pozostawał wyłącznie układem o nieagresji. Jego tajna klauzula przewidywała faktycznie czwarty rozbiór Polski i likwidację naszego państwa, którego terytorium podzielić się mieli sygnatariusze moskiewskiego  paktu. 

Salwy z pancernika i “nóż w plecy”

Za początek II wojny światowej uznaje się salwy z pancernika Schleswig-Holstein, oddane o świcie 1 września 1939 r. o godz. 4,45. Miarą naiwności aliantów stanowi fakt, że był to jeden z okrętów, które pozwolili Niemcom zatrzymać po przegranej przez nie I wojnie i Traktacie Wersalskim (z 1919 r.).

Niewątpliwie mocniejszym jednak od samego pancernika symbolem stało się ostrzelane przez niego już w pierwszych minutach wojny Westerplatte. Polska placówka wojskowa w Gdańsku, utrzymywana tam na mocy umów międzynarodowych, broniła się aż do 7 września, chociaż jej załogę stanowiło zaledwie 182 żołnierzy.  Przez ten czas poległo ich piętnastu, podczas gdy szturmujących Niemców wielokrotnie więcej. Nazywane “polskimi Termopilami” Westerplatte stało się symbolem oporu. Do jego tradycji nawiązał podczas pielgrzymki do Polski w 1987 r Papież Jan Paweł II, kiedy to w Gdańsku zwrócił się do zebranych: “każdy z Was, młodzi Przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć”. Słowa te stały się nie tyle zapowiedzią co wręcz siłą sprawczą kolejnego przełomu,  protestów z kwietnia i maja oraz sierpnia 1988, prowadzonych przez młodych robotników i studentów, które zmusiły komunistyczne władze do rozmów i ustępstw a w praktyce zaowocowały wyborami z 4 czerwca 1989 r. i odzyskaniem przez Polskę pełni suwerenności.

Jeszcze innym symbolem stała się Poczta Polska w Gdańsku, którą jej cywilni pracownicy zamienili w redutę, zdobywaną przez Niemców z użyciem miotacza płomieni, z niebywałą też brutalnością: wśród śmiertelnie poparzonych znalazła się dziewięcioletnia Erwinka Barzychowska, wychowanka rodziny jednego z pocztowców. Pozostałych przy życiu obrońców Niemcy rozstrzelali.

Bomby już pierwszego dnia spadły na Warszawę. Celem nalotu dywanowego okazał się też niewielki Frampol na Lubelszczyźnie. W chwili niemieckiego ataku nie było tam ani jednego polskiego żołnierza. Cel wybrano ze względu na czytelny układ ulic miasteczka,  które stało się wymarzonym poligonem dla Luftwaffe, na czym ucierpiała ludność cywilna.

Sami mieszkańcy bohatersko bronili Warszawy, budując – jak na Ochocie – barykady, gdy Niemcy zbliżyli się do stolicy. Jedynym bohaterem z grona sanacyjnej ekipy rządzącej okazał się cywilny prezydent Warszawy  Stefan Starzyński, który odrzucił propozycję  ewakuacji szosą na Zaleszczyki i koordynował zarządzanie miastem w trakcie niemieckiego oblężenia.      

Do historii przeszła desperacka obrona przez harcerzy wieży spadochronowej w Katowicach, szturmowanej przez doborowe oddziały wermachtu.

Cudów bohaterstwa dokonywali też polscy żołnierze w Bitwie nad Bzurą, na Helu i Oksywiu, w obronie Twierdzy Modlin i Wizny nad Narwią. 

Chociaż rządzący nie przygotowali kraju do obrony jak należy, różnice polityczne nie miały dla Polaków znaczenia. Oddają to słynne słowa wiersza dawnego legionisty, potem związanego z radykalną lewicą Władysława Broniewskiego: “To nic, że nieraz smakował gorzko na tej ziemi więzienny chleb. Za tę dłoń, podniesioną nad Polską – kula w łeb”.

Kiedy do Polski, po to, aby jej bronić, powracali przed Wrześniem dawni opozycjoniści, trafiali na krócej lub dłużej za kraty, jak Wincenty Witos czy Wojciech Korfanty. Sposób ich potraktowania pokazuje, że sanacja nie umiała – jak Witos i Piłsudski w 1920 r. – działać ponad podziałami. Porażający okazał się prymitywizm oficjalnej propagandy, utrzymującej, że Niemcy mają tylko imitacje czołgów z tektury. I przekonującej, że pozostajemy “silni, zwarci, gotowi”. Rymującej przy tym “nikt nam nie zrobi nic, gdy z nami jest Marszałek Śmigły Rydz”. Nic z tego nie zostało, gdy wodzowie uciekli szosą na Zaleszczyki. 

Na domiar złego pod naciskiem sojuszników zachodnich opóźniono rozlepianie plakatów mobilizacyjnych, przez co wielu wojskowych nie dotarło na czas do swoich jednostek. A przewagę w ludziach Niemcy i tak mieli: 1,8 mln wojska wobec 1,2 mln po stronie polskiej. Zaś w ciężkim sprzęcie nawet kilkukrotną. Bohaterstwo żołnierza wszędzie wspieranego przez ludność cywilną nie było w stanie zniwelować tej różnicy.          

Kunktatorstwo mocarstw zachodnich pozbawiło zaś Polskę realnego wsparcia sojuszników.

Wprawdzie Francja i Wielka Brytania wypowiedziały już 3 września 1939 r. Niemcom wojnę, ale nie podjęły praktycznych działań, pomimo, że zdecydowana większość sił  niemieckich znajdowała się wtedy na froncie polskim.

To zaś, co działo się wówczas na Zachodzie, sami Francuzi określili mianem “drole de guerre”, wojny śmiesznej,  lub co najmniej dziwnej.

Kiedy alianckie samoloty zrzucały na pozycje przeciwnika ulotki propagandowe, paczki z nimi rozwiązywano, żeby przypadkiem nie zabić  jakiegoś Niemca.

Nie mieli podobnych skrupułów wkraczający od 17 września na tereny wschodniej Polski Sowieci. Chociaż polskie dowództwo zaleciło żołnierzom unikanie walk, w wielu miejscach nowym napastnikom przeciwstawiła się ludność cywilna. Jak w Grodnie, gdzie radzieccy żołnierze schwytanych w walce harcerzy wiązali do pancerzy czołgów, by ich koledzy przerwali ogień. 

Lepiej od większości ówczesnych analityków zrozumiał sens wydarzeń poeta Zbigniew Herbert,  który napisał w wierszu “17 IX”:

“Moja bezbronna ojczyzna przyjmie cię najeźdźco

a droga, którą Jaś Małgosia dreptali do szkoły

nie rozstąpi się w przepaść [..]

Moja bezbronna ojczyzna przyjmie cię najeźdźco

i da ci sążeń ziemi pod wierzbą – i spokój

by ci  co po nas przyjdą uczyli się znowu

najtrudniejszego kunsztu – odpuszczania win” [2].        

Wszystkim odpowiedzialnym za klęskę Polski we wrześniu 1939 r. przyszło niebawem tego gorzko pożałować. W rok po kapitulacji Warszawy Niemcy defilowali również w zdobytym jeszcze w czerwcu 1940 r. Paryżu, zaś na Londyn w trakcie Bitwy o Anglię spadały ciężkie bomby. Związek Radziecki, wcześniej wedle słów Aleksandra Bregmana “Najlepszy sojusznik Hitlera”, zaatakowany 22 czerwca 1941 r. w ramach “Planu Barbarossa”, w trakcie “wielkiej wojny ojczyźnianej” i w następstwie niemieckich bestialstw na terenach okupowanych i wobec jeńców stracił dwadzieścia milionów swoich obywateli [3]. II wojna światowa zaczęła się w Polsce, bo pierwsza stawiła ona Niemcom zbrojny opór, w odróżnieniu od podbitych wcześniej Austrii czy Czechosłowacji, krajów znacznie od nas zamożniejszych.       

[1] Andrzej Albert [Wojciech Roszkowski]. Najnowsza historia Polski 1918-1980. Polonia, Londyn 1989, cz. I, s. 266

[2] Zbigniew Herbert. 17 IX [w:] Wiersze zebrane, oprac. Ryszard Krynicki. Wydawnictwo a5, Kraków 2008, s. 516

[3] por. Aleksander Bregman. Najlepszy sojusznik Hitlera: studium o współpracy niemiecko-sowieckiej 1939-1941.  Orbis, Londyn 1983

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 4

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here