Wszystkie symbole Czerwca

0
90

Plakat z szeryfem z klasycznego westernu “W samo południe” Freda Zinnemanna, zdjęcia kandydatów z Lechem Wałęsą, afisz z budzikiem i hasłem “Nie śpij, bo cię przegłosują” oraz wpadająca w ucho melodyjka Studia Solidarność stworzyły przyjazną aurę wokół kampanii Komitetu Obywatelskiego przed 35 laty. Jednak o porażce władzy, którą uosabiała PZPR, zdecydowały nie symbole, lecz całkiem konkretna ocena wcześniejszych 45 lat rządów komunistycznych w Polsce.

Z komunizmem rozstawaliśmy się wprawdzie bez euforii, bo trudności życia codziennego do niej nie nastrajały, ale jednoznacznie i bezapelacyjnie. Wynik wyborów z 4 czerwca 1989 r. okazał się tak przejrzysty, jak nigdy przedtem ani później w historii Polski. Pomimo ograniczonej puli miejsc możliwych do zdobycia. Solidarność uzyskała wszystko, co możliwe: 161 mandatów poselskich oraz 99 na 100 do Senatu, gdzie nic dla komunistów z góry nie zarezerwowano, a jedyny mandat, nie przejęty przez “drużynę Lecha” też nie przypadł kandydatowi PZPR, bo wywalczył go Henryk Stokłosa, przedsiębiorca z branży mięsnej i miliarder z Piły. Pod wpływem szoku porażki rozpadła się niebawem większość “koalicyjno-rządowa”, co po upływie trzech miesięcy pozwoliło na wyłonienie rządu, wywodzącego się z Solidarności.

Czerwiec – dotychczas kojarzony w najnowszej historii ze zdarzeniami bolesnymi, jak masakra poznańskich robotników w 1956 r. czy represje wobec ich kolegów z Radomia, Ursusa i Płocka w 1976 r, gdzie broni już tym razem nie użyto, ale zatrzymanych brutalnie przepędzano przez ścieżki zdrowia, jak od nazwy osiedlowych torów przeszkód określano szpalery bijących funkcjonariuszy milicji – stał się w 1989 r. symbolem zmian nie tylko w naszej części Europy, które zapoczątkowały rozpad globalnego imperium komunistycznego. Ta sama data zawiera jednak w sobie podwójną symbolikę: również 4 czerwca na pekińskim placu Tiananmen czołgi chińskiej armii rozjechały demonstrację studentów, pokojowo domagających się zmian demokratycznych. Warszawa i Pekin oznaczają odtąd dwa sposoby rozwiązywania konfliktów społecznych. W Polsce tego historycznego dnia nie wybito nawet jednej szyby.

Niespodzianka… bez cudzysłowu

W Warszawie ikoną zmiany stała się kawiarnia o nazwie – nomen omen – “Niespodzianka”, przerobiona przed czerwcowymi wyborami na sztab Komitetu Obywatelskiego Solidarność. W usytuowanej na MDM-ie, dzielnicy zbudowanej w czasach dominacji architektury realizmu socjalistycznego, przy placu Konstytucji, którego nazwa upamiętniała ustawę zasadniczą z 1952 r. wzorowaną na radzieckiej (na nową Polska musiała poczekać aż do 1997 r, w okresie przejściowym dominowały tymczasowe regulacje), “Niespodziance” zawsze kłębił się tłum, spotykali się sympatycy i wolontariusze. Mieszkańcy przychodzili najczęściej z pytaniami, jak poprawnie oddać głos na kandydatów Solidarności. Były to bowiem pierwsze wybory jeszcze nie całkiem wprawdzie wolne (większość miejsc do Sejmu objął polityczny kontrakt), ale z uczciwie policzonymi wynikami, od 1928 roku. Po tej dacie rezultaty kolejnych głosowań powszechnych fałszowała najpierw sanacja, później komuniści. Kto więc głosował jako 21-latek w poprzednich rzetelnych wyborach, ten idąc na nie po raz kolejny, był już liczącym sobie 82 lata emerytem. 

Nad brakiem tradycji demokratycznej przeważyło jednak umiłowanie demokracji przez Polaków. 

Podziwiane po raz kolejny przez obywateli państw, z którymi w XX wieku historia obchodziła się bez porównania łagodniej.

A głosowanie okazywało się wówczas trudniejsze niż dzisiaj. Nie stawiało się krzyżyków. Zamiast nich należało wykreślić z listy wszystkich kandydatów, których się nie popiera. Aby oddać głos ważny i skuteczny, trzeba było wiedzieć z góry, że w Warszawie czy Katowicach należy na kartce pozostawić po trzy nazwiska popieranych pretendentów do Senatu, w pozostałych województwach – po dwóch. Komitet Obywatelski w zmasowanej kampanii dostarczył wyborcom wiedzy, jak prawidłowo głosować w zgodzie z zamierzeniami. A także uzasadnienia, po co to robić.

Autorem  słynnego  plakatu  z  budzikiem  i  hasłem:  “Nie  śpij,  bo  cię  przegłosują”  był  Andrzej  Budek,  który  pięć  lat  wcześniej  ukończył  warszawską  Akademię  Sztuk  Pięknych a w czasie studiów prowadził tam poza zasięgiem cenzury pismo Niezależnego Zrzeszenia Studentów “PostFactum”. Wprawdzie najpierw z pomysłem budzika pogonił go Jacek Kuroń, domagający się zamiast tego wizerunku pięknej dziewczyny z hasełkiem: “Głosuj na mnie, Solidarność”, ale artysta jednak postawił na swoim. Zostawił projekt w biurze Komitetu Obywatelskiego i już następnego dnia zobaczył, że tysiące sporządzonych według niego afiszy wiszą na mieście.  Apel poskutkował chociaż rezultat nie okazał się oszałamiający: w pierwszych od ponad 60 lat wyborach z uczciwie liczonymi głosami udział wzięło 62 proc uprawnionych. Odwrotu od ich demokratycznego werdyktu już nie było. Zaś twórca słynnego plakatu, wzywającego, żeby gruszek w popiele nie zasypiać, Andrzej Budek od lat realizuje z sukcesem rozmaite projekty graficzne w ramach własnego studia KOTBURY. 

Kartka wyborcza zamiast pistoletu

Plakat z odgrywającym szeryfa Gary’m Cooperem z kartką wyborczą zamiast pistoletu, doczepionym do kamizelki znaczkiem Solidarności i jej ogromnym logotypem w tle, nawiązywał do afisza, reklamującego kiedyś film “W samo południe” Freda Zinnemanna. Kultowy western wszedł na ekrany kin w Ameryce w lipcu 1952 r. W tym samym czasie, kiedy w Polsce zaczęła obowiązywać konstytucja, jak z dumą wówczas podkreślali jej twórcy, wzorowana na stalinowskiej: ta, której nazwę upamiętnić miał plac, gdzie usytuowana była “Niespodzianka”, dawna kawiarnia zamieniona w sztab wyborczy demokratów. 

Autorem  plakatu  z  szeryfem  był  Tomasz  Sarnecki,  wtedy  student  trzeciego  roku  grafiki  warszawskiej  Akademii  Sztuk  Pięknych.  Długo nie mógł przebić się z tym pomysłem. Bez entuzjazmu odniósł się do niego Henryk Wujec. Wreszcie projekt spodobał się pracującej w kampanii Janinie Jankowskiej, znakomitej dziennikarce radiowej i dawnej więźniarce politycznej w PRL. Na murach stołecznego Śródmieścia afisz – pospiesznie wydrukowany we Włoszech – pojawił się w przeddzień pierwszej tury głosowania. Ciszy wyborczej jeszcze wówczas nie było. Naprędce rozlepiano go również w zajezdniach na wyjeżdżających na trasy autobusach komunikacji miejskiej.  Twórca symbolizującego zmianę epok posteru – za który zresztą nie wziął nawet złotówki – Tomasz Sarnecki zmarł przedwcześnie sześć lat temu [1].   

Tak jak dla radiowych programów Solidarności wielkie zasługi położyła reportażystka Janina Jankowska, tak doskonałym gospodarzem studia telewizyjnego stał się Jacek Fedorowicz. Satyryk potraktował swoją misję niezmiernie poważnie. Sytuacja wymagała zresztą poczucia humoru. 

Do  zdjęć  z  Lechem  Wałęsą,  stanowiących  swego  rodzaju  wizytówki  kandydatów,  ustawiał  ich  sam  Andrzej  Wajda.   Twórcy nie tylko “Popiołu i diamentu”, “Człowieka z marmuru” – filmu o rozczarowaniu socjalizmem czy nagrodzonego Złotą Palmą w Cannes “Człowieka z żelaza” o rodzeniu się Solidarności, ale również “Bez znieczulenia” czy “Miłości w Niemczech”  przyszło  tym  razem  reżyserować  żywą  historię.  Pomysł wspólnych zdjęć z pokojowym noblistą miał po pierwsze dać rozpoznawalność kandydatom, czasem mało znanym, bo nie wszyscy wyborcy przecież słuchali przez lata Radia Wolna Europa i czytali zakazane gazetki drugiego obiegu. Po drugie zaś, służył jasnemu wskazaniu, kogo Wałęsa popiera, ponieważ w niektórych okręgach jak Bytom czy Radom środowiska wywodzące się z Solidarności ale przeciwne Wałęsie i gronu jego doradców układających listy, wystawiły przeciw kandydatom Komitetu Obywatelskiego własnych: tak działo się również na warszawskim Żoliborzu, gdzie z Jackiem Kuroniem walczył, bezskutecznie jak się okazało o mandat poselski mec. Władysław Siła-Nowicki.

Wedle powtarzanej powszechnie wersji jedyny kandydat Komitetu Obywatelskiego Solidarność, który wtedy mandatu nie zdobył, przegrywając walkę o miejsce w Senacie z Henrykiem Stokłosą, działacz opozycji chłopskiej Piotr Baumgart, poniósł porażkę właśnie dlatego, że nie zadbał o zrobienie sobie fotografii z Lechem Wałęsą. Inni uznają, że to tylko mit. Na pewno symbole miały wielkie znaczenie dla tamtej kampanii, chociaż nie one odegrały rozstrzygającą w niej rolę. Raczej wciąż utrzymywane przez rządzących kartki na mięso, na które często brakowało pokrycia (racjonowanie żywności zniósł dopiero z dniem 1 sierpnia 1989 r. rząd Mieczysława F. Rakowskiego) – oraz trzydzieści lat oczekiwania na własne mieszkanie jako życiowa perspektywa dla milionów młodych Polaków.      

[1] por. Tomasz Sarnecki. Dzielny szeryf czy bohaterski oficer? [w:] Konrad Białecki, Stanisław Jankowiak, Rafał Reczek (red.). Krok ku wolności. Wybory czerwcowe 1989 i ich konsekwencje. IPN Oddział w Poznaniu, Uniwersytet im. Adama Mickiewicza, Poznań 2015, s. 332-337

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 6

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here