Liczenie manifestantów ma niewielki sens w sytuacji, kiedy dopiero co policzono głosy. I sędziowie z poprzedniego nadania nasz wspólny werdykt uznali.
Najważniejszym wydarzeniem z czwartku 11 stycznia okazuje się potwierdzenie przez Sąd Najwyższy ważności wyborów z 15 października ub. r. , w których udział wzięło prawie trzy czwarte z nas. Policzenie się na ulicach – to kwestia wtórna. Jak się wydaje, zarówno władza i opozycja pozostają w szczerym przeświadczeniu, że realizują własne cele. Nawet, przepraszam za grę słów, jeśli chodzi o przygotowanie tych ostatnich dla byłych ministrów i do niedawna posłów. Z zarzutu o cynizm zwalnia każdego komentatora postawa prezydenta, który łzawo gra na emocjach, publicznie żałuje Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, ale powtórną decyzję o ich ułaskawieniu odłożył. Bo też Andrzej Duda gra o całą pulę: przywództwo w PiS po coraz mniej udolnym Jarosławie Kaczyńskim oraz wskazanie kandydata na własnego następcę w Pałacu.
Powieść gotycka po polsku
Ten ostatni nie okazał się dla Kamińskiego i Wąsika skutecznym azylem niczym paryska katedra Notre Dame w gotyckiej powieści Victora Hugo, a ściślej Duda dał się w tej kwestii ograć pokazowo nie tyle nawet Donaldowi Tuskowi co jego ministrowi spraw wewnętrznych Marcinowi Kierwińskiemu. Gdyby prezydent nie wybrał się bez sensu do Belwederu na spotkanie z Białorusinami i nie zostawił protegowanych na pastwę losu – “wjazdu” policji do Pałacu Namiestnikowskiego albo by nie było albo zyskałby całkiem inny wymiar: dramatu nie farsy. A tak pozostała dogrywka na ulicy…
PiS kluczył i kuglował, nie zmienił tylko terminu, za to hasła niemal z godziny na godzinę. Najpierw miało chodzić o wolne media, pomimo dość oczywistego ryzyka ośmieszenia się, bo nawet większość pisowskiego elektoratu miała powody, żeby nie oglądać TVP również w latach 2016-22 za rządów Jacka Kurskiego, o czym świadczą zarówno statystyki jak sondaże. Potem przekaz związany z “marszem wolnych Polaków” zdominowało uwięzienie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika.
Zacietrzewienie i potęga smaku
W tej ostatniej sprawie – tragicznej również dlatego, że nikt nie zwróci życia głównemu w niej poszkodowanemu b. wicepremierowi Andrzejowi Lepperowi, wobec którego obaj skazani zmontowali fikcyjną aferę – wielu przedstawicieli obozu obecnej władzy zachowało się obrzydliwie. Najgorszym tego przejawem pozostają szokujące słowa “wiceministry” Marii Ejchart (wcześniej używającej też nazwiska Dubois), że każdy ma prawo nie jeść i nie pić, w odniesieniu do ogłoszonej przez Kamińskiego głodówki. Wymiaru wyłącznie szykany a nie działania zdroworozsądkowego nabiera również osadzenie Kamińskiego w zakładzie karnym w Radomiu gdzie trzyma się od lat szefów najbrutalniejszych zorganizowanych grup przestępczych.
Wsadźcie ich zanim oni wsadzą was – ta nowa w polskiej polityce zasada zastępuje dotychczasową bezkarność polityków, opartą na zasadzie zawartej w wiekowym porzekadle “kruk krukowi oka nie wykole”. Społeczeństwo oceni, co lepsze.
Zaś liczenie manifestantów ma sens dość nikły w sytuacji, kiedy całkiem niedawno policzono głosy. Na tej podstawie wiemy, kto ma Polską rządzić. Nie ten przecież, kto głośniej krzyczy albo więcej autokarów swoim podstawi. Budujące, że prawdę tak oczywistą potwierdzili również sędziowie Sądu Najwyższego, trafnie uznając, że przy tak imponującej frekwencji nie może być mowy o nieprawidłowościach i fałszerstwach, bo ich właśnie w tłumie ukryć się nie da. Zawstydzili przy okazji hejterów z TVN i “Gazety Wyborczej”, pokazując, że również neosędziom z izby wrażej zdrowy rozsądek i przyzwoitość nie muszą wcale być obce, podobnie jak patriotyzm i racja stanu. Dla kolegów z mediów bezkrytycznie prorządowych mam radę: skrytykujcie raz dla odmiany nienawistną paplaninę ministry Ejchart i mściwe decyzje szefów więziennictwa. Nie dla Kamińskiego i Wąsika wcale, bo oni i tak rychło wyjdą na wolność za sprawą okrutnie odkładanej decyzji prezydenta. Dudy, lecz dla własnej reputacji… Tylko tyle i aż tyle.
Nas z kolei stać na to, żeby również prezydenta Andrzeja Dudę pochwalić, gdy jest za co. Dobre słowo należy się głowie państwa za publiczne wezwanie do spokojnego i godnego przebiegu demonstracji, kiedy była jeszcze w fazie przygotowania. To również dowód, że racja stanu – do której od czasów mec. Jana Olszewskiego politycy raczej się publicznie nie odwołują – nie musi pozostać tylko pojęciem z politologicznego słownika. A tym bardziej nie z lamusa. Chociaż znana ze spuścizny Zbigniewa Herberta potęga smaku nie okazuje się jakością aktualizowaną w życiu publicznym, chociaż przydałaby do powściągnięcia tak języków jak decyzji tych, co nami rządzą.
Co z 15 października zrozumieli politycy
Taki a nie inny przebieg protestu, stonowany zarówno za sprawą decyzji sędziów o ważności wyborów jak prezydenckiej zapowiedzi ułaskawienia byłych posłów nie zmienia surowej oceny całej polskiej klasy politycznej, skupionej znów na swarach, w sytuacji, gdy w obliczalnej zwykle i umiarkowanej Szwecji rząd i wojsko otwarcie ostrzegają obywateli przed rosyjskim zagrożeniem, przy czym dotyczy już ono gorącej a nie zimnej wojny. Na czas krótki, gdy rosyjska rakieta wleciała na terytorium Polski, a Duda i Tusk natychmiast zebrali się do rozmowy na ten temat, wydawało się, że politycy zrozumieli jak wielkie dla nich zobowiązanie stanowi cud frekwencji z 15 października i świadomość, za co będą – być może ponownie tak masowo – oceniani. Pozostaje nadzieja, że gdy w poniedziałek premier i prezydent spotkają się ponownie, a taką rozmowę zapowiedziano, wymienią przy tej okazji poglądy nie tylko na temat Kamińskiego i Wąsika ani wykładni prawnych dotyczących kwestii, kto ma prawo rządzić w TVP.
Panie Redaktorze, zatrzymanie Kamińskiego i Wąsika to była tzw. ustawka. Wszystko odbyło się za wiedzą i akceptacją Dudy.