z podziałem na role
To zabieg bardziej w stylu rzeźnika niż chirurga. Politycy PiS i PO-KO w jednym pozostają zgodni. Podobnie jak wspierające ich media. Łączy ich zamiar pozbycia się konkurentów sytuujących się pomiędzy nimi oraz udaremnienia mogących się pojawić nowych inicjatyw.
Niesie to za sobą serię oczywistych paradoksów: zaciekli niby to wrogowie, głosząc trwały i plemienny podział, skupiają uwagę na sobie nawzajem, reklamując tym samym nie tylko siebie, ale i głównego oponenta.
Pojawiające się w headline’ach najbardziej zaangażowanych stacji TVP i TVN tematy umacniają podział dwubiegunowy: to marsz PO-KO z 4 czerwca wciąż we wszystkich przypadkach odmieniany chociaż oczywiście biegunowo odmiennie oceniany. Przeszli, wrócili do domu – a telewizje wciąż pokazują archiwalne już zdjęcia. Podobnie ma się rzecz z komisją weryfikacyjną do zbadania wpływów rosyjskich, stanowiącą z kolei okręt flagowy PiS. Żeby napięcie wokół niej przypadkiem nie spadło, prezydent Andrzej Duda zaraz po podpisaniu ustawy zgłosił jej kolejną wersję. W pełni sekundują mu w dziele podbijania tematu jako najważniejszego w świecie media liberalno-demokratyczne wspierające PO-KO, które po emisji “Resetu” Michała Rachonia w TVP atakując tę produkcję za tendencyjność w rzeczywistości ją reklamują.
Za to kiedy tworzące, jak przyszła nazwa komitetu wyborczego wskazuje, Trzecią Drogę, Polskie Stronnictwo Ludowe i Polska 2050 Szymona Hołowni zorganizowały debatę na temat edukacji “Przyszłość Plus”, głównym problemem okazała się lista zaproszonych uczestników. Platforma Obywatelska – Koalicja Obywatelska, chociaż niedawno przewodniczący jej klubu Borys Budka popijał sobie na urodzinach pisowskiego dziennikarza Roberta Mazurka z politykami tej partii Markiem Suskim i Łukaszem Szumowskim – nagle uznała, że tym razem pryncypialnie do dyskusji z ludźmi ministra Przemysława Czarnka nie zasiądzie. Zaś sterowane pytania na konferencji prasowej Trzeciej Drogi, zadawane przez żurnalistów sprzyjających PO-KO i jakby zawczasu uzgodnione jak w podstawówce “z podziałem na role” – wyłącznie listy uczestników dotyczyły. Nie istoty problemu, jaki stanowi postulat podniesienia wydatków na edukację z obecnych 5 proc do sześciu, co do czego zresztą demokratyczne ugrupowania się zgadzają.
Za to gdy wcześniej posłowie KO zachowali się tak, żeby umożliwić przejście przez Sejm ustawy o Sądzie Najwyższym, jakoby sprzężonej z kwestią pozyskania przez Polskę środków z Krajowego Planu Odbudowy, a koło Polski 2050 zgodnie z przekonaniem zagłosowało przeciw tejże ustawie – to Szymonowi Hołowni zarzucano złamanie bliżej nieokreślonych wcześniejszych ustaleń. Jeśli rzecz ująć najkrócej: wolno dogadywać się z PiS pod stołem albo nawet na bankietach (oby nie jedno i drugie), pod warunkiem, że czyni tak Koalicja Obywatelska a nie jej polityczni konkurenci. Podobnie rzecz się miała przed ponad 35 laty z Adamem Michnikiem: najpierw wyklął Marcina Króla za to, że ten w osobnych rozmowach z komunistami doprowadził do legalizacji wydawanej wcześniej w drugim obiegu “Res Publiki”. Po czym ten sam Michnik zasiadł po pertraktacji z notablami z PZPR najpierw zakulisowo w Magdalence a potem publicznie już przy Okrągłym Stole. Ewa Milewicz już w nowej Polsce powtarzała, że postkomunistom – ze względu na historyczne zaszłości – wolno mniej. Tymczasem problem stanowi raczej fakt, że wciąż są tacy, któym wolno więcej.
Efekt może się okazać opłakany. Jeśli wycięcie centrum politycznego – a temu służy obecna zmasowana propaganda PiS i PO-KO w tym wypadku całkiem zgodnie dobierająca cele – jednak się powiedzie, o tym, kto rządzić będzie Polską po jesiennych wyborach rozstrzygać mogą posłowie Konfederacji, bez których nie powstanie żadna sejmowa większość. Zwłaszcza najbardziej gorliwych demokratów wspierających PO-KO spytać można, czy naprawdę tego właśnie chcą…