Gdy Andrzej Duda podpisał ustawę kagańcową, pogrzebał własne szanse na wygraną w pierwszej turze. Jarosław Kaczyński, który wymógł na nim taką decyzję, doskonale o tym wie. Obaj stają się zakładnikami Zbigniewa Ziobry. Minister sprawiedliwości sam liderem nie zostanie, próba tworzenia własnej partii skończyła się sromotną klęską. Ale innych trzyma w szachu.
Z sondażu United Surveys wynika, że w sporze między rządem a Sądem Najwyższym aż 51 proc z nas popiera sędziów, zaledwie 22 proc – władzę [1]. Nie ma żadnej sprzeczności między tymi danymi a wynikami innych badań, potwierdzających jak krytycznie oceniamy sądy. Po prostu – Polacy odrzucają to, co PiS nazywa reformą wymiaru sprawiedliwości, chociaż zapewne poparliby autentyczne zmiany w sądownictwie, choćby wiążące się ze skróceniem czasu trwania postępowań (za rządów PiS jeszcze się one wydłużyły).
Dla ubiegającego się o reelekcję prezydenta Dudy oznacza to, że bezkrytyczne złożenie podpisu pod kolejnymi pisowskimi nowelizacjami ustaw sądowych z kagańcową włącznie praktycznie przekreśla jego szanse na zwycięstwo w pierwszej turze. Zanim spór o sądy się zaognił – Duda zbliżał się w sondażach do 50 proc, teraz jego poparcie zmalało do 38 proc. A w drugiej turze może nastąpić mobilizacja zwolenników wszystkich pozostałych kandydatów, bo inne badania zaświadczają, że Polacy zaczynają mieć dosyć serialowego Adriana w roli głowy państwa. Więcej mu nie ufa, niż darzy zaufaniem, a jeszcze niedawno oceny były odwrotne.
Wie o tym Jarosław Kaczyński, ale i tak wymógł na prezydencie swój podpis. Partii PiS i jej prezesowi wygrana Dudy w pierwszej turze nie byłaby do niczego potrzebna. Kolejne wybory odbędą się przecież dopiero za trzy lata (parlamentarne i samorządowe w jednym roku). W dodatku wygrany w pierwszej turze Duda wbiłby się w pychę tak mocno, że kontola nad nim stałaby się trudniejsza, a skoro trzeciej kadencji nie dopuszcza Konstytucja – PiS nie miałby już czego prezydentowi zaoferować. Za to Duda w roli prezesowskiego notariusza, ordynansa jak go określił Grzegorz Schetyna czy serialowego Adriana wyczekującego stale w przedpokoju – odpowiada Kaczyńskiemu najbardziej.
Jednak żaden z nich nie jest głównym bohaterem telenoweli, którą coraz bardziej przypomina operacja nazywana przez jej autorów reformą wymiaru sprawiedliwości.
Minister zero
Zbigniewa Ziobrę jeszcze niedawno Kaczyński upokarzał jak teraz Dudę. Po wyborach lider kanapowej Solidarnej Polski został wprawdzie ministrem sprawiedliwości – ale nie wicepremierem jak szef Porozumienia Jarosław Gowin. Naruszyło to wyraziście zasadę proporcji i równość wirtualnych koalicjantów partii-matki PiS. Ale Gowina Kaczyński przedtem skaptował z PO, podczas gdy Ziobrę – z własnej partii wyrzucił za próbę rokoszu, podjętą wspólnie z tradycyjnie nielojalnym wobec szefów Jackiem Kurskim (nawet Jana Olszewskiego, który z kiepskiego dziennikarza uczynił go politykiem, obecny szef TVP zdradził). Ziobro przeszedł wtedy polityczny czyściec, założona naprędce partia nie przekroczyła progu, wrócił więc jako fikcyjny koalicjant PiS w ramach Zjednoczonej Prawicy.
Doświadczenie to pokazało, że Ziobro to taki minister zero – nie dlatego, że zerem nazwał go kiedyś Leszek Miller w trakcie przesłuchania w komisji śledczej – tylko przez analogię do kardynała Richelieu. Francuski duchowny określał siebie mianem kardynała zero, zauważając, że jak przed zerem musi stać jakaś cyfra, żeby miało znaczenie, tak i on dla własnej potęgi potrzebuje króla. Podobnie Ziobro nie istnieje bez Kaczyńskiego. W PiS go nie lubią, jako niedawny odszczepieniec nie ma szans na przywództwo, nie zniósłby tego zawsze wierny prezesowi aparat.
Daje to prezesowi pewien komfort. W postępowaniu z nim Kaczyński może być bardziej obcesowy niż wobec Gowina. Ale to komfort zawodny.
Katon nie do odwołania
Tak jak dekadę temu Kaczyński jednym ruchem wyrzucił swojego Katona (minister sprawiedliwości lubi tak być nazywany) z partii – dziś Ziobry nie mógłby już bez konsekwencji odwołać, bo bez prawie dwudziestki zorientowanych na niego posłów utraci większość w Sejmie. Prezes nie zdymisjonuje Ziobry, który stał się twarzą wojny z sędziami, flagowego przedsięwzięcia PiS. Wyborcy kompletnie by tego nie zrozumieli, a czas transferów socjalnych się kończy. Rosnąca drożyzna pochłania coraz więcej ze świadczenia 500+, a dowiedzieliśmy się właśnie, że nie będzie ono rewaloryzowane. Tymczasem przez ostatni rok cena kartofli w Polsce wzrosła… najbardziej w całej Unii Europejskiej. Kiedy braknie chleba, pozostają igrzyska. Dlatego walka z sędziami – choć sądów nie naprawi – pozostaje tak ważna dla taktyki Kaczyńskiego, który – przypominając coraz bardziej Breżniewa – strategii już mieć nie musi. O nią martwić się będą następcy, jeśli w ogóle PiS przetrwa.
Ziobro nie ma szans na sukcesję po Kaczyńskim, nawet z formalnych względów – nie jest przecież członkiem PiS tylko wirtualnym „koalicjantem wewnętrznym”. Pozostaje jednak sprawny w bieżących grach o wpływy. Zwalcza od dawna Dudę. Nie ufa Ziobrze premier Mateusz Morawiecki. Doskonale za to dogaduje się minister sprawiedliwości z poprzednią szefową rządu Beatą Szydło. Z nią zawarł kiedyś sojusz przeciw idącemu wtedy po władzę Morawieckiemu, pomimo przegranej – trwały. Za to wybuch afery hejterskiej w resorcie Ziobry jak się wydaje pokazał, że jego kontakty z koordynatorem służb i szefem MSWiA Mariuszem Kamińskim nie są przyjazne, chociaż łączy ich dystans wobec prezydenta. Ziobro od pięciu lat nieprzerwanie buduje swoją domenę, rozszerzając wpływy w spółkach Skarbu Państwa i telewizji rządowej. Przetrwał nawet zdemaskowanie roli własnego zastępcy w resorcie Łukasza Piebiaka w procederze nękania i hejtowania opozycyjnych sędziów. Po dymisji sprawcy zamieszania Ziobrze pozostali inni hiperambitni urzędnicy jak Sebastian Kaleta czy Michał Wójcik, których łączy z szefem plemienna wręcz niechęć wobec „kasty” sędziowskiej i elit prawniczych w ogóle. Podziela ją „twardy” elektorat PiS co wzmacnia pozycję Katona.
Pozwala sobie na coraz więcej. Kolejne zapowiadane przez Ziobrę zmiany w wymiarze sprawiedliwości – w tym „spłaszczenie” struktury sądów – stanowią zaskoczenie dla PiS jako partii-matki. Ziobro ma je przedstawić na konwencji Solidarnej Polski, na którą Kaczyńskiego zaprosił jako gościa i to w ostatniej chwili [2]. Od dawna nikt nie pozwalał sobie wobec Kaczyńskiego na tak wiele. Odreagowuje wcześniejsze upokorzenia. Kiedy jako lider konkurencyjnej wobec PiS formacji prowadził marsz w obronie Telewizji Trwam, gdy przemawiał, jego uczestnicy przerywali mu okrzykami, by wrócił i przeprosił. Drżały mu wtedy głos i ręce.
Wyznawca sędziego Falcone
Wytrawny polityk, chociaż niezdolny do działania pod własną flagą, trzyma teraz w szachu innych. Dla tych, którzy wierzą w pisowską reformę wymiaru sprawiedliwości stał się symbolem, nawet jeśli dla prezesa pozostaje tylko jej wykonawcą. Usunięcie go odebrane zostałoby jako wywieszenie białej flagi, ustępstwo wobec dyktatu Brukseli. PiS długo odrabiałby straty. Jako typowa sondażowa (bo uzależniająca treść polityki od badań opinii), a nie ideowa partia władzy – PiS nie może sobie na to pozwolić.
Z usunięciem Antoniego Macierewicza z MON czekał Kaczyński bardzo długo, chociaż ten zupełnie się na ministra obrony nie nadawał. Przy okazji prezes rozegrał jak chciał swoich ludzi, bo podejmując decyzję spełnił prośbę zarówno Dudy jak Morawieckiego. Jednak każde porównanie z Macierewiczem pozostaje dla Ziobry obraźliwe: to poważny polityk, chociaż jego działania za pierwszych rządów PiS przyczyniły się – podobnie jak akcje Mariusza Kamińskiego z CBA – do przegrania wyborów i utraty władzy. To Ziobro na konferencji pokazywał dyktafon jako „gwóźdź do politycznej trumny Andrzeja Leppera”. O aresztowanym lekarzu mówił, że „już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”. Gdy dowiedział się o śmierci Barbary Blidy, która zginęła po porannym wkroczeniu służb do jej domu – wpadł w histerię, długo uspokajała go żona.
Patrycja Kotecka stanowi jeden z filarów jego kariery. Ceniona kiedyś dziennikarka śledcza, piękna przy tym i reprezentacyjna, wspiera Ziobrę, doradza mu i załatwia interesy tam, gdzie on nie może – jak niedawno z Wirtualną Polską, kiedy to za sprawą Tomasza Machały oraz reklam i tekstów sponsorowanych środowisko rządzące resortem sprawiedliwości zyskało faktyczną kontrolę nad jednym z głównych portali internetowych dopóki Machały nie zawieszono. Gdy grający rolę pierwszego infamisa Zbigniew Stonoga chciał prokuratora Ziobrę sprowokować – publicznie obrażał jego żonę.
Miękka strategia Andrzeja Dudy
Andrzej Duda wzywa teraz do zasypywania rowów, w których kopaniu sam uczestniczył i demontażu zasieków, które pomagał wznosić. Dlatego wiarygodność prezydenckiego przekazu okazuje się nikła.
Z Dudy można się śmiać, że chociaż urodzony w 1972 r. w ostatnich latach komunizmu nie był już dzieckiem, a jego rówieśnicy działali w Federacji Mlodzieży Walczącej – w latach 80 ma w biografii wyłącznie… ZHP. Za to raptem dwa lata starszy Ziobro zdążył w rodzinnej Krynicy wziąć udział w kampanii Komitetu Obywatelskiego przed czerwcowymi wyborami z 1989 r. Na studia prawnicze pojechał do Krakowa. Akurat w tym czasie szantażysta Gumiś terroryzował miasto podkładając ładunki wybuchowe a rajcy poważnie rozważali wypłacenie mu okupu. Gangsterzy masowo wymuszali haracze od krakowskich restauratorów. Gdy student Ziobro pojechał do Włoch na wakacje, wielkie wrażenie wywarła na nim walka, jaką toczył z mafią sędzia Falcone [3]. Jeszcze w latach 90 założył stowarzyszenie Katon, w założeniu wspierające ofiary przestępstw. Pracował u Lecha Kaczyńskiego dochodząc do stanowiska wiceministra, w 2001 r. został posłem, a sławę przyniosła mu komisja śledcza ds. afery Lwa Rywina. Objęcie przez Ziobrę funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości po pierwszym wyborczym zwycięstwie PiS (2005) nie było niespodzianką.
Za pierwszych rządów PiS (do 2007) wiele ustaw, w tym lustracyjną, zdemontował Trybunał Konstytucyjny, a sądy nie potwierdziły licznych oskarżeń z konferencji prasowych oficjeli. Dlatego po odzyskaniu władzy walka o przejęcie sądów okazała się flagowym okrętem PiS i trwa już od pięciu lat. Twarzą i wykonawcą tej operacji pozostaje Zbigniew Ziobro.
Z chwilą gdy Tomasz Kaczmarek zeznając w prokuraturze obciążył swoich dawnych szefów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, rozpoczęła się być może destrukcja pisowskiej policji politycznej, bo taką faktycznie rolę Centralne Biuro Antykorupcyjne pełni w państwie Jarosława Kaczyńskiego. Omerta, zmowa milczenia została przerwana. Formalnie od dekady już nie jest funkcjonariuszem, ale wtajemniczeni podkreślają, że do […]
Bilans tego, co PiS nazywa reformą sądownictwa wydaje się miażdżący: przewaga w sondażach partyjnych sięgająca 20 proc stopniała do pięciu, Dudę krytykuje nawet promotor jego doktoratu, obecny rząd potępiają nominalni sojusznicy z amerykańskim Departamentem Stanu na czele, Rada Europy zapowiadająca monitoring Polski i Parlament Europejski. Tego samego wieczora, gdy Duda nowelizacje ustaw podpisał – rzecznik zapowiedział, że Komisja Europejska starannie się im przyjrzy i podejmie dalsze działania. Ułatwia to mobilizowanie „twardego” elektoratu pod hasłami zagrożonej suwerenności, chociaż jeszcze niedawno ta sama ekipa nie reagowała na amerykańską ustawę 447 o restytucji mienia, a pod naciskiem USA i Izraela naprędce nowelizowała własną ustawę o IPN dopiero co zmienioną. Jednak wojna o sądy utrudnia pozyskiwanie nowych zwolenników, a bez tego Duda nie wygra wyborów prezydenckich. Nie jest to już jednak problem Ziobry.
Dyżurny Katon prezesa wydaje się głównym beneficjentem sporu. Jego kariera przyspieszyła, to raczej inni w PiS muszą się zastanawiać, co z nim dalej zrobić.
[1] sondaż United Surveys z 25-26 stycznia 2020
[2] por. Ofensywa Zbigniewa Ziobry. Emocje w obozie władzy onet.pl z 4 lutego 2020
[3] por. Łukasz Perzyna. Uwaga, idą wyborcy… Akces, Warszawa 2005, s. 91-95