Zemsta drugorocznych

0
51

czyli Nauczyciel pod presją

Zapowiedź kolejnego protestu nauczycielskiego, który zacznie się wraz z nowym rokiem szkolnym, demaskuje cynizm rządzących, głuchych na postulaty środowiska, co ze swej natury nie jest w stanie walczyć o swoje tak jak inne, miotając śrubami i mutrami. Zawstydza też jednak opozycję, w ostatnim czasie odmieniającą we wszystkich przypadkach kwestię ideologicznego podręcznika prof. Wojciecha Roszkowskiego do nowego przedmiotu “Historia i teraźniejszość”, ale niezdolną wesprzeć pedagogów w walce o godną płacę.   

Książka byłego eurodeputowanego PiS, zresztą poza gorszącymi treściami najnowszej publikacji bezsprzecznie historyka wybitnego (Roszkowski pod pseudonimem Andrzej Albert napisał cztery dekady temu i wydał w drugim obiegu czterotomową syntezę dziejów Polski 1944-80, jedną z najwartościowszych), wprowadza do szkół kolejny element wojny ideologicznej, co okazuje się dotkliwe nie tylko dla nauczycieli nowego przedmiotu, ale też dla ich kolegów, prowadzących lekcje WF-u i geografii czy biologii. Skupienie jednak przekazu na namolnym powtarzaniu, że “HiT to kit” dowodzi zupełnego oderwania opozycyjnych parlamentarzystów od głównego problemu środowiska nauczycielskiego.

Ten zaś bierze się z przekonania PiS, że warunków pracy nie ma co belfrom poprawiać, skoro i tak zagłosują na opozycję. A jeśli się zbuntują – to się ich protest przetrzyma, jak przed pandemią.

Zdecydowaną większość z grona 600 tys polskich nauczycieli stanowią wszak kobiety. Co najwyżej w propagandzie wypomni im się długie wakacje i dorabianie korepetycjami, chociaż to ostatnie raczej nie dotyczy pań od wychowania plastycznego czy nawet geografii. Z drugiej strony alarmy opozycji, że zdolni nauczyciele ze szkół odchodzą, po pierwsze nie znajdują pokrycia w faktach, po drugie bezmyślnie upokarzają tych, co pozostali. Podobnie jak powtarzany czasem, a wywodzący się z czasów poprzedniego ustroju, stereotyp “selekcji negatywnej” do zawodu nauczycielskiego. Jako absolwent polonistyki wiem doskonale, że najgłupsi po tym wydziale szli do pracy do cenzury, wcale nie do szkolnictwa. Niejeden zaś znalazł przytulisko w mediach lub urzędach i teraz podobne komunały propaguje lub powtarza, jakby zamierzał pedagogów sprowokować.  

Nie pokruszą kredy, nie odejdą od tablicy

W sposób najbardziej dojrzały zachowują się sami nauczyciele. Nie pokruszą kredy ani nie odejdą od tablicy. Dzieci im powierzonych nie zostawią bez opieki. Od 1 września w szkołach zacznie się łagodna w formie akcja informacyjna, upowszechniająca postulaty polskich belfrów.

Ich żądań zaś nie da się określić inaczej niż mianem zdroworozsądkowych. Pedagodzy domagają się, żeby ich płace wzrosły o 20 proc. Przy inflacji wynoszącej oficjalnie 16 proc trudno to uznać za wygórowane oczekiwanie, nawet bez wdawania się w wiarygodność wspomnianego wskaźnika. Nauczycieli nie cieszy przecież, ze tanieją lokomotywy – niczym za rządów Władysława Gomułki. Martwi za to, że drożeją podstawowe produkty, a także raty kredytów, których jeszcze na początku transformacji często nie chciano im udzielać. – Bo przy takich zarobkach.. – słyszeli zwykle w bankowym okienku, nierzadko od tych samych, których wcześniej słusznie na drugi rok zostawiali.

W roli wiecznego drugorocznego występuje tym razem władza, oferująca podwyżkę 9 proc i to od nowego roku – uwaga: kalendarzowego a nie szkolnego.   

Repetenci dzielą kasę

W gruzy sypie się sens misji nauczycielskiej, zawsze podbudowanej przekazem: jeśli będziesz się uczyć, to do czegoś w życiu dojdziesz. Głównymi beneficjentami pisowskiej inżynierii społecznej okazują się bowiem odbiorcy płacy minimalnej, wykonujący zwykle najprostsze prace, nie wymagające kwalifikacji. – Mięśniaki – tak mówiło się na takich na szkolnym boisku. Ale im dodatkowe grosze wypłaci polski przedsiębiorca, administracyjnie do tego zmuszony, kosztem rozwoju i inwestycji własnej firmy. Przedwojenne jeszcze powiedzenie “ucz się, bo będziesz kamienie tłukł na szosie”, uzupełnić trzeba nieoczekiwanym bonusem: “ale dostaniesz wtedy podwyżkę płacy minimalnej”. Nawet dwukrotną, bo taką władza w ramach przyrządzania kiełbasy wyborczej zaprojektowała. 

Ponowna integracja środowiska nauczycielskiego i jasne artykułowanie uzasadnionych moralnie oczekiwań pokazują, że wbrew poprzedniej – nie populistycznej, lecz liberalnej inżynierii społecznej – inteligencja jako warstwa społeczna nie odeszła w przeszłość. Zgodnie z oczekiwaniami planistów transformacji, rozpaść się miała nieuchronnie na awansującą i radzącą sobie “klasę średnią” oraz pogardzaną i kurczowo pochłoniętą walką o materialne przetrwanie “sferą budżetową”. Interesy jednych i drugich miały stać się antagonistyczne. Inteligencja – jak sama nazwa wskazuje – różni się jednak zasadniczo od królików doświadczalnych z laboratorium. 

Nauczyciel udowadnia, że dziś to on stanowić może wzorzec metra sewrskiego polskiego inteligenta. Czyni to nie tylko wówczas, gdy walczy o swoje, ale gdy pomimo trudnych warunków pandemii wypełnia swoje obowiązki w warunkach nauczania zdalnego lub żmudnych higienicznych restrykcji, jakie w szkole obowiązują. Nie zawiódł też polski belfer w całkiem nowej dla niego roli nauczyciela i wychowawcy ukraińskich dzieci, które przygnała do nas brutalna wojna za wschodnią granicą. Urzędnikom, których coraz więcej, a na płace nie mają powodu się skarżyć, można go za wzór postawić.    

Zapomniana lekcja daremnego protestu

Tuż przed pandemią miarą determinacji nauczycielskiego środowiska stał się przedłużający się strajk w szkołach. Chociaż przegrany, obnażył wiele stereotypów i przełamał uprzedzenia. 

Również dziś nauczyciele, domagając się wzrostu nakładów z budżetu na edukację, pokazują, że nie stracili z oczu kategorii dobra publicznego. Słowa, że “takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” nie pozostają sloganem, wywieszanym raz do roku na użytek akademii w sali gimnastycznej 14 października, w rocznicę Komisji Edukacji Narodowej. Ta ostatnia, jak pamiętamy, przygotowała Konstytucję 3 Maja, słynne już “odrodzenie w upadku”. Również w ostatnich ponad 30 latach miarą polskiego sukcesu stały się nie przekształcenia własnościowe, obfitujące w afery i marnotrawstwo, nie praktyka demokracji, wyznaczana kolejnymi gorszącymi wojnami plemiennymi, lecz boom edukacyjny owocujący swego czasu wśród roczników wyżu demograficznego imponującą liczbą dwóch milionów studentów. Zaś sukcesy polskich twórców kultury, jak literacki Nobel dla Olgi Tokarczuk i Oscar dla “Idy” Pawła Pawlikowskiego, fenomen zbudowanego przez białostockich żaków marsjańskiego łazika i zwycięstwa młodych informatyków w konkursach międzynarodowych, podobnie jak udział pozostającego wciąż w wieku studenckim Jana Krzysztofa Dudy w turnieju pretendentów do walki o szachowe mistrzostwo świata pokazały, że w sferze myśli rekompensujemy sobie skutecznie brak rozpoznawalnej w świecie polskiej marki albo skutecznego sposobu zarządzania krajem. Na każdy z tych sukcesów właśnie polscy nauczyciele zapracowali. 

Rozumiała to sama noblistka Olga Tokarczuk, bo chociaż unika zwykle otwartych deklaracji politycznych, poprzedni nauczycielski protest wsparła jednoznacznie. Podobnie jak liczni samorządowcy, artyści czy ludzie nauki.

Nie pozwólmy, żeby zakompleksieni drugoroczni decydowali za nas wszystkich, chciałoby się dzisiaj powiedzieć.  

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 5

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here