Pożegnanie Longina Pastusiaka (1935-2024)
Poziomem wiedzy i kultury zawsze przerastał swoje otoczenie. Jeszcze w PRL wydał słynną sagę: trzy tomy sylwetek prezydentów USA, potem jeszcze osobno kolejny o Ronaldzie Reaganie. Longin Pastusiak umiejętnie zbudował swoją markę, bo niewiele tam było marksizmu, mnóstwo za to autentycznej historii i anegdoty. W nowej Polsce Longin Pastusiak został po latach wicemarszałkiem Senatu i chociaż kadencja, w której tę funkcję sprawował (2001-5) nie zaliczała się do spokojnych – wystarczy przypomnieć aferę Lwa Rywina czy zatrzymanie prezesa Orlenu Andrzeja Modrzejewskiego – nie przypominam sobie zastrzeżeń co do sposobu, w jaki pełnił to stanowisko.
Karierę rozwinął na fali Października, korzystając z pierwszych stypendiów na zachodnie uniwersytety. Zaliczał się z pewnością do wybranych i promowanych, jako zwolennik panującego ustroju i zięć Edwarda Ochaba, przez krótki czas I sekretarza KC PZPR po śmierci Bolesława Bieruta a przed powrotem do władzy Władysława Gomułki. Jakby chcąc zaprzeczyć, że wyjazd zawdzięcza protekcji, wykazał się zarówno w waszyngtońskiej Szkole Spraw Zagranicznych im. Woodrowa Wilsona jak na Uniwersytecie Stanowym Wirginii niespotykaną wręcz pilnością, za sprawą której podziwiali go nawet studenci z państw Trzeciego Świata. Zaś on sam, ślęcząc nad skryptami przy marnej lampie aż do zamknięcia akademickiej biblioteki, nabawił się zapalenia spojówek. Dużo bardziej dotkliwie od jego objawów odczuł bezwzględny zakaz czytania czegokolwiek przez dwa tygodnie, orzeczony przez okulistę z uczelnianej przychodni.
Amerykanie chętnie inwestowali wtedy w młodych i w miarę bystrych politologów z Europy Wschodniej, licząc, że z czasem zliberalizują oni system – na campusach USA obowiązywała wtedy teoria konwergencji, zakładająca nieuchronne zbliżanie się i wzajemne upopodobnianie ustrojów z obu stron Żelaznej Kurtyny. Promotorzy kariery Pastusiaka, ci zza Oceanu, nie podejrzewali jednak wtedy w najśmielszych marzeniach, że kształcą przyszłego członka Zgromadzenia Parlamentarnego NATO, co więcej, że adept będzie tam przewodniczył komisji do spraw kontaktów transatlantyckich (w 2000 r.).
Pastusiak nad doktoratem pracował zarówno w American University w Waszyngtonie jak w warszawskiej Wyższej Szkole Nauk Społecznych przy Komitecie Centralnym Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, kuźni kadr reżimu, co również nabiera symbolicznego wymiaru. Jednak jego książki mieli na półkach również ci, co do komunizmu odnosili się bez cienia sympatii. Wygrywały choćby w porównaniu z kolejnymi woluminami korespondenta “Trybuny Ludu” Zygmunta Broniarka, pisane barwniejszym od nich i bogatszym językiem i mniej propagandą obciążone. Zapraszany jako ekspert do telewizji też przemawiał zwyczajnie i bez zadęcia.
Przez ponad trzydzieści lat Longin Pastusiak pracował w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. Profesorem został niedługo po czterdziestce.
Paradoksalnie dopiero dokonana za sprawą Solidarności zmiana ustrojowa otworzy wieloletniemu członkowi PZPR (od 1961 r.) drogę do wielkiej polityki w roli jej aktora a nie tylko komentatora. Towarzysze namówią go bowiem do startu w wyborach do Senatu z 4 czerwca 1989 r. PZPR sięga wtedy po swoich celebrytów: dziennikarzy, przedstawicieli wolnych zawodów a nawet znanego z telewizji milicjanta Jana Płócienniczaka. Wszystko nadaremno. W kampanii na spotkania profesora przychodzi czasem po kilka osób tylko. A głosowanie przekształci się w plebiscyt i surową ocenę 45 lat rządów partii-matki. W Warszawie Pastusiak zdobędzie niespełna 15 procent głosów.
Ta porażka wiele go jednak nauczy. Następne wybory już tylko wygrywa. Zostanie posłem kolejno I, II i III kadencji (1991-2001). Zaś po bezdyskusyjnym zwycięstwie SLD – senatorem i marszałkiem “izby refleksji”. Chociaż funkcję pełni przez całą kadencję (2001-5), w Senacie nie dochodzi wówczas do żadnych ekscesów, chociaż w tym samym czasie marszałek Sejmu Marek Borowski każe straży marszałkowskiej wynosić nad ranem z sali obrad okupującego ją w proteście przeciw prywatyzacji energetyki posła Gabriela Janowskiego.
Kolejny paradoks, wiążący się z życiorysem Pastusiaka polega na tym, że wiceprzewodniczącym Sojuszu Lewicy Demokratycznej zostanie dopiero wówczas, gdy partia chyli się już ku upadkowi: pełni tę funkcję w latach 2008-12.
Żywa polityka nie pozbawi go sprawności erudyty ani uroku gawędziarza. Drzwi jego pięknego mieszkania w Alejach Niepodległości pozostają też otwarte dla dziennikarzy. Urządzone jest bez nowobogackiego zadęcia, z jakim spotykamy się w wielu domostwach postkomunistów. Wszędzie książki, ale porządek wzorowy. Nie ulega żadnej wątpliwości, że każdą z nich dogłębnie przeczytał.
Przyjmował chętnie zaproszenia do programów telewizyjnych, nie tylko TVN i TVP. Pamiętam, jak gościłem go w “Pod Palmą” telewizji internetowej Polityczni.pl za kadencji Baracka Obamy. I o tym prezydencie wiedział wszystko. A kiedy w jakiejś historycznej dygresji pomyliłem się w drobnym szczególe, dotyczącym Jerzego Waszyngtona czy Thomasa Jeffersona, od razu poprawił mnie rzeczowo. Jak wykładowca studenta.