Najbardziej rosyjski życiorys
Nawet nazwa grupy Wagnera nie pochodzi od jego pseudonimu, ale kryptonimu Dmitrija Utkina, byłego podpułkownika rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU, który najemników organizował. Oddaje to zakulisowy styl działania faktycznego jej twórcy Jewgienija Prigożyna. Gdy rozpadał się Związek Radziecki, miał trzydzieści lat, z czego dziesięć przesiedział po więzieniach i koloniach karnych. Wcale nie jako dysydent. Za kraty trafił za rozboje i oszustwa.
Ale już w dziesięć lat po upadku ZSRR ten były kryminalista we własnej restauracji, mieszczącej się na statku zacumowanym na Newie, osobiście niczym zwykły kelner obsługiwał nie tylko Władimira Putina ale podejmowanego przez niego po królewsku w rodzinnym Petersburgu charyzmatycznego prezydenta Francji Jacquesa Chiraca. Scena całkiem jak z powieści Bohumila Hrabala “Obsługiwałem angielskiego króla”, na ekran przeniesionej przez Jirziego Menzla.
Kelnerowanie to też praca rąk, a i dziadek Putina Spirydon był z branży nieodległej: jako osobisty kucharz Josifa Wissaronowicza Stalina cieszył się zaufaniem generalissimusa i przeżył czystki. Władimir Władimirowicz nie miał też specjalnych powodów, żeby brzydzić się kryminalnymi zaszłościami Prigożyna. On sam bowiem, mały Wowa w Leningradzie, syn weterana wojennego, w młodości chuliganił po podwórkach i nawet nie należał do Komsomołu. Ścieżki życiowe wyprostowała mu dopiero nauczycielka Wiera Dmitrjewna Guriewicz. Zachęciła go skutecznie do porządnej nauki niemieckiego, który przydał mu się po latach na placówce KGB w enerdowskim jeszcze Dreżnie. Sama zaś przeszła na emeryturę w randze kapitana milicji.
Jewgienij Prigożyn miał w życiu jeszcze bardziej pod górkę niż Wowa Putin. Chociaż chodził do szkoły sportowej i liczono, że zostanie mistrzem biegów narciarskich. Wychowany bez ojca, pochodził z biednej rodziny i w breżniewowskim ZSRR szedł z uczciwej drogi w wieku osiemnastu lat, co zaowocowało aż trzynastoletnim, chociaż nie w całości odsiedzianym wyrokiem.
Od hot-dogów do oligarchii
Gdy rozpadał się Związek Radziecki, Prigożyn wspólnie z ojczymem zarabiał na życie sprzedawaniem hot dogów. Wkrótce jednak wraz ze szkolnym kolegą założył sieć sklepów spożywczych “Kontrast”, sprzedających produkty wcześniej w Rosji niedostępne w poradzieckim handlu państwowym. Na gastronomię przyszedł czas później. Firma cateringowa Konkord, którą założył, zaczęła z czasem obsługiwać oficjalne imprezy prezydenta: stąd wzięło się przezwisko Prigożyna: kucharz Putina. Zbierała też kontrakty na zamówienia dla szkół i wojska, przy czym dostawy posiłków dla armii prawie zmonopolizowała. Zapewne więcej jednak zarobił Prigożyn na remontowaniu i wznoszeniu obiektów wojskowych.
Wymyślił też Prigożyn i przez dziesięć lat zawiadywał siecią restauracji “Blin! Donald’s” łączącą, jak sama nazwa wskazuje, skojarzenia z rodzimą tradycją kulinarną i potęgą potentata w branży fast-foodowej.
Określenie oligarcha niewątpliwie do niego pasuje, ale o ile zaliczani do tej kasty próbowali dogadywać się ze służbami specjalnymi i opłacać ich funkcjonariuszy, to Prigożyn poszedł dalej. Stworzył służby własne. Stąd patronat nad najemnikami Wagnera. Wzorowani na francuskiej legii cudzoziemskiej i podobnych formacjach z Republiki Południowej Afryki w Rosji wedle prawa nie powinni działać, skoro zabrania się tam tworzenia prywatnych armii.
Pies wojny… urwał się z łańcucha
Chrzest bojowy przeszli przy aneksji Krymu. Walczyli nawet w Mali i Republice Środkowoafrykańskiej. Ostatnio jednak przede wszystkim na Ukrainie, gdzie wyróżniali się okrucieństwem. Co nie znaczy, że ich koordynator porzucił interesy inne niż militarne. Sprowadzał nawet złoto z Sudanu. Przekonany o swojej mocnej pozycji Prigożyn zaczął zwalczać rosyjskiego ministra obrony Siergieja Szojgu oraz dowodzącego inwazją głównego sztabowca kraju gen. Walerija Gierasimowa. To ich dymisji domagał się bezpośrednio, nie Putina. Wcześniej już podważał sposób dowodzenia na Ukrainie za wysyłanie tam na śmierć nie przygotowanych żołnierzy. Ale gdy jego samego krytykowano za werbowanie do szeregów wagnerowców kryminalistów po koloniach karnych, twardo odpowiadał zwyczajnym Rosjanom:
– Albo oni albo wasze dzieci.
Bunt Prigożyna, z chwilą, gdy oznajmił, że idzie na Moskwę i w tym kierunku naprawdę parły jego czołgi, przy czym kolumną dowodził sam Dmitrij Utkin, a nazwani tak od pseudonimu tego ostatniego wagnerowcy przedtem zajęli Rostów i Woroneż – to coś podobnego jak zaskoczenie jakie w słuchaczach Radia Wolna Europa wzbudził moment, kiedy na antenie pojawił się ze swoimi rewelacjami płk. Józef Światło, wcześniej uchodzący za nieugiętego zarządcę pionu śledczego komunistycznego urzędu bezpieczeństwa.
Pies wojny urwał się z łańcucha – brzmi jeden z komentarzy. Nakręcony przez Johna Irvina według powieści Fredericka Forsytha film o najemnikach “Psy wojny” cieszył się w latach osiemdziesiątych wielkim powodzeniem na Zachodzie i u nas, ale Rosjanie zobaczyli go dopiero na przemycanych kasetach video a w kinach po zmianie ustrojowej. Nie tylko z powodu tego skojarzenia porównanie z psem łańcuchowym okazuje się adekwatne.
Przedtem bowiem Prigożyn skuteczniej niż ktokolwiek inny realizował interesy Kremla i Putina (który urodziny fetował w jego restauracjach) osobiście nie tylko w Rosji i Ukrainie.
Wanted
Założona przez niego specjalnie “fabryka” czy “farma trolli” Internet Research Agency czasem skutecznie dezinformowała internautów z krajów demokratycznych. Również Polskę dotykały jej operacje, gdy na masową skalę użalała się nad losem nie wpuszczanych do nas fałszywych migrantów, podsyłanych i wyekwipowanych przez białoruskie KGB i putinowską FSB.
Ingerował nawet w wybory w Stanach Zjednoczonych. Przez Amerykanów Prigożyn ścigany pozostaje listem gończym. Ogłoszono nawet nagrodę za zatrzymanie go. I osobną za użyteczne o nim informacje.
Tłumaczy to również jego zachowanie od chwili, gdy regularna armia rosyjska zaatakowała obóz jego najemników. Prigożyn nie mógł uciec do żadnego kraju wolnego świata z powodu wspomnianego listu gończego.
Nawet w walce z Putinem i maszerujący na Moskwę Jewgienij Prigożyn w niczym nie przypomina bohatera klasycznego westernu, zgodnie z regułami gatunku nadchodzącego z prawej strony ekranu, jak w filmie “W samo południe” Freda Zinnemanna sam Gary Cooper, którego znamy też z plakatu Solidarności sprzed wyborów czerwcowych w 1989 r. Być może sam Prigożyn spodziewa się, że odegra rolę podobną jak postaci z późnych “antywesternów” z lat 70. w których granica między dobrem a złem zaciera się, jak w “Hombre” czy filmie “Joe Kid” z Clintem Eastwoodem. W schyłkowych westernach czasem szeryf okazuje się pijakiem a bandyta odnajduje w sobie rys szlachetności. Jednak ich fabuł – o czym pamiętać powinien Jewgienij Prigożyn – zwykle nie zamyka żaden happy-end.
Nie mógł również, co oczywiste, przejść do Ukraińców, którzy traktują go – i słusznie – jak zbrodniarza wojennego. Po tym, co wyczyniali jego podkomendni choćby niedawno pod Bachmutem – nawet w roli rebelianta przeciw Putinowi nie ma co liczyć na to, że świat go dobrze oceni. Zapewne również historia nie okaże się dla niego bardziej łaskawa. Wszystkich zaś jego motywacji zapewne nigdy nie poznamy.