Zwyciężył Trump, histeria nic nie zmieni

0
87

Powrót Donalda Trumpa do władzy w USA uznaje za dobrą wiadomość 39 proc Polaków, martwi się tym co trzeci z nas. Zarazem nieznaczna większość spodziewa się, że Stany Zjednoczone ograniczą za jego rządów pomoc dla Ukrainy w jej wojnie obronnej z Rosją [1].

O stosunkach międzynarodowych nie decyduje jednak, z całym dla niej szacunkiem, opinia publiczna. Chociaż oczywiście nie tylko dyplomaci je stanowią. 

Nie taki diabeł straszny

Histeria w niczym nie pomaga. Również “Gazeta Wyborcza” najpierw w tytule zapytująca dramatycznie “Donald Trump wyprowadzi USA z NATO?” już w treści sygnowanego nim artykułu wykazuje, że podobna decyzja musiałaby spowodować kryzys konstytucyjny. Czyli, jeśli rzecz ująć po ludzku, stałaby się nieprawomocna. Wymaga bowiem zgody także Izby Reprezentantów i Senatu [2]. Wprawdzie wybory do obu gremiów również wygrali republikanie, ale nie oznacza to zbiorowej psychozy wśród kongresmenów i senatorów. Chociaż oczywiście nie mogący się już ubiegać o kolejny wybór Trump okaże się trudniejszy do poskromienia także dla luminarzy własnej partii.   

Na razie rosyjska telewizja pokazała zdjęcia nagiej Melanii Trump,  która w styczniu powróci do roli First Lady,  już przez nią pełnionej w latach 2017-21. Fotografie pochodzą sprzed niespełna ćwierćwiecza. Z mężem Kamali Harris, nobliwym prawnikiem, podobnych kłopotów by nie było, jednak to nie kandydatka demokratów wygrała wybory. 

“New York Times” spodziewa się, że jeśli Trump po inauguracji wypowie układ międzynarodowy, to nie stanie się nim Sojusz Atlantycki lecz Porozumienie Paryskie w sprawie walki ze zmianami klimatu [3]. Dla nas, jako “kraju węgla i stali” to raczej dobra wiadomość, bo chociaż wspomniany pakt od tego nie upadnie, również Unii Europejskiej trudniej przyjdzie wywierać na nas presję w kwestiach klimatycznych.

Postawił nas w jednym rzędzie z pomagierami Hitlera 

Jeśli o presję chodzi, to dziwić się można tylko, że entuzjazmu polityków przedstawiających się w Polsce jako prawicowi i konserwatywni dla werdyktu amerykańskich wyborców nie tonuje pamięć o przeforsowaniu właśnie za rządów Trumpa sławetnej “ustawy 447” (jej oficjalna nazwa brzmi JUST) o restytucji mienia pożydowskiego, zachęcającej powstałe już po wojnie organizacje w USA do ubiegania się o rekompensaty za majątki zrabowane przez nazistów obywatelom Polski i innych krajów, zamordowanych podczas Holokaustu. Zobowiązanie do zwrotu jakichkolwiek środków wspomnianym organizacjom narusza naszą suwerenność. A przy tym zrównuje nas z krajami czynnie współdziałającymi z Niemcami przy zabijaniu żydowskiej ludności, jak czyniły to Słowacja czy Węgry.

Zaś najwięcej drzew posadzonych w Instytucie Yad Vashem ku czci tych, co Żydów skutecznie przed Holocaustem ratowali, upamiętnia Polaków właśnie. Na tym tle zatrutym drzewem pozostaje JUST, uchwalony w 2017 r. za rządów Trumpa o czym nie da się zapomnieć. 

Krótka pamięć Konfederacji (wtedy protestującej głośno) oraz PiS pokazuje, że histeria po ponownym wyborze republikańskiego kandydata na prezydenta Stanów Zjednoczonych nie ogranicza się do jednej tylko strony naszej sceny publicznej. Zdziwienie wzbudza fakt, że nie czeka się nie tylko na działania prezydenta elekta ale nawet jego w miarę wiążące deklaracje. Z góry wiemy lepiej?

Dla Polski istotne znaczenie mieć będą nominacje sterników polityki międzynarodowej i obronnej. Syn naszego wielkiego rodaka, Zbigniewa Brzezińskiego, który skutecznie doradzał prezydentowi Jimmy’emu Carterowi obronę praw człowieka w Polsce,   co utorowało drogę legalnemu istnieniu Solidarności – reprezentant kolejnego już dyplomatycznego pokolenia Mark Brzeziński (rocznik 1965) z pewnością przestanie być gospodarzem ambasady przy Alejach Ujazdowskich. Nie jest obojętne, kto go zastąpi. Za pierwszej kadencji Trumpa amerykańską placówką w Warszawie kierowała Georgette Mosbacher. Na sprawach polskich się nie znała, nie czuła ich wcale, ani nimi nie przejmowała. Jej powołanie stanowiło raczej gratyfikację za znaczącą pomoc, jakiej w kampanii przedwyborczej jej rodzina udzieliła Trumpowi. Pani Mosbacher zajęła szpetne stanowisko wobec ustawy 447, jeszcze mniej zrozumiałe okazało się jej upominanie się o prawa społeczności LGBT w Polsce:   po pierwsze sprzeczne ze stanowiskiem własnej partii, po drugie, co ważniejsze – nie uwzględniające faktu, że nikt gejów w Polsce nie dyskryminuje. 

Wkrótce  okaże się, czy Trump obsadą placówki w Warszawie znowu spłaci kolejny dług wyborczy czy wyśle do nas jednak wytrawnego dyplomatę.

Czy rozważni urzędnicy powściągną zapędy szefa 

Jeśli chodzi o koordynatorów globalnej polityki amerykańskiej, to pojawiające się w personalnych spekulacjach nazwiska kandydatów nie budzą raczej wielkiego sprzeciwu.

Sekretarzem stanu, a więc faktycznym szefem dyplomacji USA, ma szansę zostać Marco Rubio.

Od lat pozostaje prominentną postacią obozu republikańskiego. Zaś jako Kubańczyk z pochodzenia, wybierany z Florydy, gdzie ta latynoska diaspora pozostaje wyjątkowo liczna – nie powinien raczej kierować się sympatią dla Rosji Władimira Putina, otwarcie przecież nawiązującej do postradzieckiej tradycji imperialnej,  której część stanowiły stacjonujące na rodzinnej wyspie Rubia za rządów braci Fidela i Raula Castro wymierzone w USA rakiety. Jednak o tym, co konkretnie znaczy po pytyjsku brzmiąca wypowiedź, że “nie trzeba być fanem Władimira Putina,  żeby chcieć zakończenia wojny” przekonamy się dopiero po tym, kiedy Marco Rubio rzeczywiście zostanie w administracji Trumpa sekretarzem stanu.  

Z kolei na sekretarza obrony typowany jest Mike Pompeo, który za pierwszych rządów Trumpa stał na czele Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA), a potem został sekretarzem stanu. Kiedy pełnił obie funkcje, nic złego w sektorze bezpieczeństwa z punktu widzenia Polski się nie wydarzyło. Pompeo domaga się ściślejszego powiązania pomocy wojskowej dla Ukrainy w jej wojnie obronnej z korzyściami. jakie miałby z tego wynieść amerykański przemysł zbrojeniowy. Podobna jej reorientacja nam nie szkodzi, ważne raczej, by waszyngtońska kroplówka nie została odcięta, bo wtedy kremlowskie oddziały również do naszych granic nieuchronnie się przybliżą.  

Obu republikańskich prominentów znamy więc doskonale i wiemy mniej więcej czego się po nich spodziewać. Co szczególnie istotne w sytuacji, gdy za nieobliczalnego uchodzi ich przyszły bezpośredni przełożony: Donald Trump.

Zapewne lepszy dla nas był demokratyczny sekretarz stanu w administracji Joe’go Bidena. Antony Blinken. Wychował się w Paryżu i doskonale rozumie Europę. Zaś jego ocalony z Holocaustu ojczym, intelektualista oraz wysoki urzędnik ONZ i UNESCO Samuel Pisar pochodził z Białegostoku, przeszedł za okupacji piekło tamtejszego getta i nigdy nie ulegał negatywnym stereotypom dotyczącym postaw Polaków, bo nas znał. Z kolei pradziadkowie Douglasa Emhoffa, męża nieudanej kontrkandydatki Trumpa, Kamali Harris, przez cztery lata pani wiceprezydent u boku Joe’go Bidena – pochodzili z małopolskich Gorlic.  

Zresztą polska dyplomacja raczej nie umiała podobnych sentymentów wykorzystać dla budowania naszej “miękkiej siły” w Waszyngtonie. Ostatnim tam sprawnym ambasadorem pozostawał Ryszard Schnepf. Po nim zaś nastał za rządów PiS wybitny wprawdzie specjalista, ale nie od  polityki międzynarodowej, lecz kultury polskich arian z XVI i XVII stulecia Piotr Wilczek: to jego zaniechaniom zawdzięczamy uchwalenie sławetnego “JUST-u” lepiej u nas znanego jako “447”, o którym była już tu mowa.   

Zniósł wizy i upokarzające procedury, mamy za co być mu wdzięczni

Za to Donald Trump zaskarbił sobie wdzięczność  zwyczajnych polskich obywateli, podejmując historyczną decyzję o zniesieniu dla nas wiz. 

Wcześniej kolejne ekipy rządzące w USA posługiwały się poniżająco dla nas absurdalnym wytłumaczeniem, że zrobić tego się  nie da,  ponieważ… zbyt wiele jest odmów ich przyznania. Mieliśmy więc do czynienia nie tylko z przejawem “samospełniającego się proroctwa” ale również uzasadnieniem uwłaczającym powadze “najlepszego sojusznika Ameryki”, za którego nas półoficjalnie uznawano – i to na polu jak najbardziej oficjalnych monitów.   

Równie dotkliwe jak odmowy okazywały się upokarzające ambasadzkie procedury, traktowanie tam Polaków  składających wnioski jak przestępców, terrorystów czy co najmniej przedstawicieli półświatka. Niczym bowiem na to nie zasłużyliśmy. A działo się to w czasie, gdy bez wiz podróżowali już do USA Słowacy czy obywatele Cypru. 

Cześć więc i chwała Trumpowi za to, że wreszcie ten wizowy wrzód przeciął. Z korzyścią, co podkreślić wypada, dla obu narodów. 

Paradoks z kolei sprawił,  że nie bardzo mieliśmy kiedy się tym nacieszyć. Wybuchła bowiem światowa pandemia koronawirusa, ograniczając podróże do minimum. Obowiązek wizowy dla Polaków Amerykanie znieśli symbolicznie na 11 Listopada 2019 r, a jeszcze w tym samym miesiącu zaczęła się w chińskim mieście Wuhan epidemia COVID-19, do marca następnego roku rozwleczonego po całym świecie.  Granice na długo zamknięto.

To dobitny dowód, że nie zawsze w dyplomacji rzeczywistość potwierdza zakładaną z góry hierarchię celów. Warto i teraz mieć to na względzie.

                                             Amerykanie zdecydowali,  nasza ocena nic nie zmieni

O obsadzie najważniejszego nie tylko w ich kraju stanowiska zdecydowali amerykańscy wyborcy. Pouczanie ich – zwłaszcza post factum – o demokracji i związanych z nią powinnościach najmniejszego sensu nie ma. Pozostaje czekać na działania naszego najpotężniejszego sojusznika. Bez strachu i obrażania się ale również trudnej do zrozumienia euforii, manifestowanej na długo zanim zaistniały jakiekolwiek istotne dla nas polityczne fakty. 

Trump nie będzie z pewnością osobiście zajmował się Warszawą ani doglądaniem naszej wschodniej granicy. Co więcej: obywatele Stanów Zjednoczonych wybrali go właśnie dlatego, że obiecał im, iż skupi się na Ameryce. Kluczowe dla nas pozostaje, jakich ludzi sobie dobierze do roli decydentów w sprawach polityki USA wobec naszego regionu. A nas samych żadna jego decyzja z odpowiedzialności nie zwolni.          

[1] sondaż UCE RESEARCH dla Onetu z 6-7 listopada 2024

[2] por. Donald Trump wyprowadzi USA z NATO?… Opr. Julia Panicz, gazeta.pl z 9 listopada 2024

[3] “New York Times” z 8 listopada 2024

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 4

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here