Wicepremier Jadwiga Emilewicz przemawiała z ambony na tydzień przed wyborami prezydenckimi, jak na ironię w trakcie mszy w intencji przedsiębiorców, dla których rząd niewiele robi, choć ponoszą największe koszty pandemii. Stało się źle, bo mszy nie wolno dla polityki wykorzystywać. Ale też i dobrze, bo dla Kościoła polskiego częstochowskie wydarzenie stało się okazją do deklaracji, że nie popiera żadnego kandydata.
Trudno chyba o reakcję szybszą i bardziej jednoznaczną. Rzecznik Episkopatu ks. Paweł Rytel-Andrianik zastrzegł, że misja Kościoła na czym innym polega. Ambona służy głoszeniu Słowa Bożego. Rolą Kościoła nie jest angażowanie się w kampanię któregokolwiek z kandydatów.
Kościół w Polsce – jak się wydaje – po raz trzeci po wyborach czerwcowych 1989 r. kiedy “republika proboszczów” jednoznacznie opowiedziała się za Solidarnością, demokratyzacją i zmianą ustrojową oraz po deklaracji samego Jana Pawła II w kilkanaście lat później potwierdzającego prawo Polski do miejsca w Zjednoczonej Europie – objawia swój obywatelski charakter.
Biskupi wiedzą, że sympatie wiernych są podzielone. Zaś żaden z kandydatów i sztabów nie ma monopolu na chrześcijańską tradycję i prawdę.
Wystąpienie Jadwigi Emilewicz stanowiło próbę wplątania Kościoła w politykę bieżącą. Bulwersującą tym bardziej, że miała związek z przedsiębiorcami, na których obecny rząd przerzuca koszty spowodowanego zarazą kryzysu. I którym nie okazuje zrozumienia, gdy niektórzy z nich próbują demonstrować niezadowolenie na ulicach polskich miast. Podległa obecnej ekipie policja represjonowała ich wówczas za… brak masek na twarzach lub zaniedbanie przyjętych w czasie pandemii odstępów, co jasno pokazuje intencje władzy. Z drugiej zaś strony politycy PiS, nazywający siebie Zjednoczoną Prawicą, wielokrotnie zawodzili biskupów, koniunkturalnie porzucając składane im obietnice. Świadczy o tym choćby niekonsekwencja w kwestii aborcji. Dwulicowość PiS i samego Jarosława Kaczyńskiego w tej kwestii wykorzystują kontrkandydaci Andrzeja Dudy z prawej flanki sceny politycznej: Krzysztof Bosak i prof. Piotrowski. Zaś katolicka opinia publiczna wie doskonale, że nie ma jednego tylko chrześcijańskiego kandydata.
Kościół, mający dziś wiele problemów, nie związanych bezpośrednio z polityką – jak choćby obejmujące praktycznie już cały świat afery pedofilskie – odnajduje się w zmieniającej się rzeczywistości. Jego nową rolę określa zarówno postępująca laicyzacja życia codziennego, jak potrzeby duchowe ludzi, ujawniające się w związku z grozą pandemii i wzmagajaca się potrzeba wspólnoty.
Najnowsze oświadczenie rzecznika Episkopatu pokazuje, że Kościół w tych procesach właśnie… odnajduje się a nie gubi. Zgodnie z nauczaniem Jana Pawła II, z którego nieodżałowaną śmiercią nie skończył się przecież polski katolicyzm.
Zawodowi przeciwnicy Pana Boga mają problem. Obłudni obrońcy Kościoła – zawsze najbardziej aktywni wtedy, gdy nikt nie atakuje – również.