Jeśli ktoś spyta, co właściwie zamierzamy świętować 4 czerwca – książka Andrzeja Anusza „Nielegalna polityka” da na to odpowiedź. Napisana przez intelektualistę, ale też polityka znaczącego dla ówczesnych wydarzeń, rozszerza pojęcie drugiego obiegu na wszystkie opozycyjne działania.
Na Uniwersytecie Warszawskim pod koniec lat 80 książki drugiego obiegu kolporterzy najpierw sprzedawali potajemnie na wydziałach. Potem stoliki z nimi stanęły na dziedzińcu. Z każdym dniem coraz bliżej bramy głównej. Wreszcie, chociaż formalnie wciąż jeszcze Polską rządziła PZPR, a publikacje te były zakazane, sprzedawcy literatury niezależnej wyszli ze swoimi straganami na Krakowskie Przedmieście. Ich głównymi klientami stali się przechodnie, a nie studenci.
Ta symboliczna ekspansja najlepiej obrazuje stopniowe rozszerzanie się przestrzeni wolności. Wkrótce znane ze stolików tytuły trafiły do położonej naprzeciwko Uniwersytetu księgarni Prusa, bo cenzurę złagodzono, potem zniesiono, a wydawnictwa istniejące lub nowe postanowiły zarabiać na „książkach zbójeckich”.
Opowieść o drugim obiegu nie jest jednak historią z happy-endem. Niedawno rozmawiałem dla PNP 24.PL z kulturoznawcą Mirosławem Pęczakiem o tym, dlaczego zaledwie 37-38 procent Polaków czyta rocznie przynajmniej jedną książkę. Nie wiadomo, czy trzy dekady po upadku komunizmu jesteśmy bardziej wolni, bo trudniej to zmierzyć, ale mądrzejsi z pewnością nie. Wtedy świat nas podziwiał, dziś się z nas śmieje. Sami na to zapracowaliśmy. Książka Andrzeja Anusza, analizująca wzloty i upadki najnowszej historii Polski ułatwia odpowiedź na pytanie, co się właściwie w naszym życiu zdarzyło przed 30 laty.
W kulturze nie zawsze większość ma rację
Dlaczego 62 proc z nas nie przeczytało w ciągu roku żadnej książki Rozmowa z Mirosławem Pęczakiem, kierownikiem Zakładu Interdyscyplinarnych Badań nad Kulturą na Wydziale Pedagogicznym UW – Jeszcze w latach 80. wszystkie podstawowe produkty kupowało się na kartki, a jugosłowiański samochód zastava był symbolem zamożności, ale przybysze z Zachodu podziwiali oczytanie Polaków: Francuzi nie mogli […]
„Nielegalna polityka” rozszerza odnoszony zwykle do ruchu wydawniczego termin drugi obieg na wszystkie opozycyjne działania. Nie bez uzasadnienia, bo pojęcie konspiracji przestało mieć sens z czasem, gdy coraz więcej spotkań odbywało się jawnie, a ich efektem stały się oświadczenia, podpisywane nie pseudonimami, ale nazwiskami uczestników. Prawdziwie budującym zjawiskiem nie stało się kolportowanie wydawnictw niezależnych na UW – studenci wszędzie w świecie kontestują władzę, zwłaszcza tak absurdalną jak generalska – ale wydawanie George’a Orwella w Siedlcach i Józefa Czapskiego w Skarżysku-Kamiennej.
Upowszechnienie ruchu opozycyjnego, stanowiące zasługę pierwszej dziesięciomilionowej Solidarności, sprawiło że wolnościowa działalność i publikacje z elitarnej rozrywki środowisk artystycznych i studenckich Warszawy, Poznania i Krakowa stała się zjawiskiem ogólnopolskim. To z kolei sprawiło, że komuniści przeliczyli się, przystając przy Okrągłym Stole na taką ordynację, w której los wyborów rozstrzygał się w mniejszych województwach (wtedy było ich jeszcze 49, zwanych gierkowskimi). Prawem paradoksu, tam gdzie czuli się najpewniej, w czerwcu 1989 przegrali najsromotniej.
I w tym wypadku happy-endu się nie doczekaliśmy. W nagrodę za zaufanie, jakie mieszkańcy zielonych województw wykazali wobec Solidarności, stawiając krzyżyki na kartach wyborczych przy nazwiskach kandydujących stamtąd profesorów z Krakowa czy reżyserów z Warszawy – przyszło im wkrótce ponosić główne koszty transformacji ustrojowej.
„Nielegalna polityka” Andrzeja Anusza pokazuje, za czyją sprawą ta przemiana w ogóle stała się możliwa. To nie zepchnięty do podziemia aparat Solidarności ani grupa zawodowych konspiratorów zmieniły Polskę. Okazało się to realne za sprawą kolejnych roczników, dla których drugi obieg stał się drugim, a z czasem pierwszym życiem. Pokolenie dopiero wchodzące w dorosłość w latach 1988-89, tak studenci jak robotnicy, wyciągnęło wnioski z porażki wielomilionowej Solidarności sprzed siedmiu lat, pod której urokiem pozostawało. Mimo, że nie odrodził się ruch masowy, kolejna generacja zrealizowała wolnościowe cele wielkiej Solidarności, chociaż nie dotknęła nawet równościowych, a i o braterstwie ciężko było mówić w warunkach wojny na górze, rychło w obozie zwycięzców rozpętanej przez Lecha Wałęsę za radą jego głównego kapciowego Jarosława Kaczyńskiego.
Biogram autora wydaje się znakomitym motywem… jego własnej książki. Drugi NZS, którego jednym z liderów pozostawał student historii Andrzej Anusz zasadniczo różnił się od pierwszego, kierowanego przez leserów na urlopach dziekańskich tym, że przywódcy normalnie studiowali i działali na swoich macierzystych wydziałach. To odrodzony NZS sprawił, że studenci skutecznie wsparli robotników w 1988 r. Po rozbiciu przez władze strajkującej Nowej Huty, protest zaczął Uniwersytet Warszawski. Dołączanie się kolejnych ośrodków zmusiło władze do rozmów, z których wyłonił się Okrągły Stół, a z niego wybory czerwcowe. Anusz prowadził kampanię Jacka Kuronia. Potem wsparł Lecha Wałęsę, wchodzącego w spór z salonem warszawskim i krakowskim. Później bezskutecznie próbował demokratyzować Kaczyńskiego, co oczywiście się nie udało i zakończyło rozłamem w niedoszłej partii władzy – Porozumieniu Centrum. Wreszcie był sekretarzem klubu parlamentarnego AWS, gdy rząd Jerzego Buzka wprowadzał cztery wielkie reformy. Teraz wydaje „Opinię”.
W gorszącym sporze o prawo do świętowania 4 czerwca pod stocznią zderzają się dwa radykalizmy: arogancji władzy, zawłaszczającej nie swoją tradycję (nie bez racji przecież demonstranci skandują pod willą Jarosława Kaczyńskiego: “13 grudnia spałeś do południa”) – i euforii opozycji, uznającej własne historyczne wybory za jedyne słuszne. Pewnie lepiej zastanowić się, co właściwie zamierzamy świętować.

“Nielegalna polityka” Andrzeja Anusza naprowadza nas na taką właśnie refleksję. Pokazuje, czym był zrodzony z dziesięciomilionowej Solidarności drugi obieg i jak rzutował na postawy Polaków, że po latach klęsk za nową Solidarnością zagłosowali. Objaśnia także, z jakiego powodu było nas przy urnach zaledwie 62 proc. i dlaczego KPN nie dopuszczono do startu z głównych list opozycji. Wnioski każdy sam wyciągnie, ale pewnie warto świętować 4 czerwca, skoro nikt nie chodzi już po ulicy z rolkami papieru toaletowymi na szyi, a przypadkowi przechodnie nie wypytują go, gdzie ten rarytas udało mu się kupić – bo tak wyglądała codzienność Polski Jaruzelskiego.
Z drugiej strony, gdy całą Polskę ogarniają uzasadnione protesty kolejnych grup społecznych: nauczycieli, rolników, taksówkarzy, niemal codziennie przekonujemy się, jak za sprawą cynizmu polityków daleko odeszliśmy od narracji tamtej Solidarności, co z powodu likwidacji jej społecznej bazy – wielkich fabryk i skupisk robotniczych – wydaje się nieodwracalne. Dlatego fetowaniu 4 czerwca towarzyszyć musi specyficzny smutek zwycięzców.
Andrzej Anusz. Nielegalna polityka. Akces, Warszawa 2019
Przedsiębiorcy z głową w książkach
Akces czyni użytek z kontaktów z pięknych lat 80. Tyle że teraz już nie na smolących ręce powielaczach, ale na cyfrowych maszynach produkuje ambitne książki. Najlepsza kawa na Żoliborzu jest w Akcesie – o tym wiedzą wszyscy w branży. Podaje ją Grażyna Wawrzyńska, siostra prezesa Roberta Nowickiego. Wiadomo też, że do tego nie ogranicza jej […]
[…] […]