Baba z wozu koniom lżej

0
300

Operetkowa resztówka siłą rozpędu posługująca się historyczną nazwą NSZZ Solidarność wycofała się z fasadowej Rady Dialogu Społecznego, równie pozbawionej znaczenia. A media podają to jak poważną informację.

Problem jednak pozostaje istotny: w Polsce czasu pandemii nie ma kto bronić interesów pracowniczych, a tym bardziej negocjować ich z właścicielami przedsiębiorstw ani z rządem.

Przewodniczący NSZZ “Solidarność” – a raczej tego, co ze związku zostało po latach gorszącego sojuszu z PiS – Piotr Duda oznajmił o wycofaniu się z Rady Dialogu Społecznego. Dudzie mniejszemu – jak nazywają go sami związkowcy, dbający nikt szefa nikt nie pomylił z prezydentem, noszącym to samo nazwisko – nie podoba się podporządkowanie spraw pracy i dialogu wicepremierowi Jarosławowi Gowinowi. Paradoks tkwi w tym, że w odróżnieniu od przewodniczącego Dudy minister rozwoju, pracy i technologii Gowin pochwalić się może pięknym solidarnościowym życiorysem, a obecny przewodniczący NSZZ “Solidarność” w stanie wojennym w czerwonym berecie wojsk powietrzno-desantowych chronił gmach komunistycznej telewizji przed solidarnościową ekstremą. Żołnierz LWP Piotr Duda bronił, chociaż opozycja wcale nie kwapiła się atakować, bo Solidarność wybrała pokojową drogę i trzymała się jej również, gdy zdelegalizowały ją komunistyczne władze.

Brak życiorysu, którym można się pochwalić, albo przynajmniej go nie wstydzić łączy Piotra Dudę z Jarosławem Kaczyńskim, któremu demonstranci przed willą skandują: 13 grudnia spałeś do południa. Psychologicznie tłumaczy to zdumiewające uzależnienie lidera neo-Solidarności od prezesa PiS.

Demonstracja niezależności, na jaką zdobył się teraz Piotr Duda, okazuje się więc nie tylko pozbawiona znaczenia, ale niezrozumiała dla szeregowych związkowców, wcześniej zszokowanych ustępliwością lidera wobec pisowskiej władzy, tym bardziej, że ekipy rządowe w innych politycznych barwach nie mogły na nią liczyć. To za rządów PiS dialog społeczny zamarł, ze stratą nie tylko dla salariatu ale dla pracodawców (bo rząd sobie poradzi, jeśli strawestować znane powiedzenie Jerzego Urbana) przeciw czemu aparat NSZZ “S” nie protestował. Dawną Komisję Trójstronną, która liczyła się jak negocjacyjne forum z udziałem władzy, innych pracodawców i związkowców, na mocy uchwalonej jeszcze przez większość PO-PSL ustawy zastąpiła Rada Dialogu Społecznego, pod patronatem prezydenta, przy czym nieskory zwykle do decyzyjności Andrzej Duda rości sobie prawo do określania kształtu tego gremium. W proteście i po nominacji Gowina, który jako minister rozwoju, pracy i technologii będzie działania Rady koordynował, Piotr Duda ogłosił wycofanie z niej reprezentacji NSZZ “S”. Żaden to news, baba z wozu, koniom lżej. 

Gdy półtora roku temu strajkowali nauczyciele, domagając się godziwych warunków pracy i płacy, wspierani przez samorządowców i pisarzy, w tym przyszłą noblistkę Olgę Tokarczuk – nauczycielska “Solidarność” pod wodzą Ryszarda Proksy zawarła z pisowskim rządem rozłamowe porozumienie, uwzględniające zaledwie ułamek wysuwanych postulatów. Wbrew nazwie własnej Związku “S” wystawiła więc do wiatru Związek Nauczycielstwa Polskiego, Forum Związków Zawodowych a także nauczycieli niezrzeszonych. To wtedy “Solidarność” zyskała sobie miano “żółtego związku”, jak pogardliwie określa się organizacje zawodowe faktycznie reprezentujące stanowisko władz. Oznacza to równanie do Centralnej Rady Związków Zawodowych, rozwiązanej po Sierpniu 1980 r: chętnie zajmowała się socjalem, ale pracowników nie broniła. Nie rzecznikuje im również obecny związek, milczący nawet wobec ewidentnych patologii stosunków pracy, związanych z pandemią: pracownicy zagranicznych sieci handlowych ale również państwowych urzędów, zatrudnieni przy bezpośredniej obsłudze klientów i petentów, skarżą się na niedobór środków ochronnych, które czasem muszą z własnych środków nabywać i przynosić z domu, żeby się przed wirusem zabezpieczyć. 

Przewodniczący Duda angażował się również w spory ideologiczne o prawo do pamiątek po Sierpniu 1980 r, chciał tablice z 21 gdańskimi postulatami odbierać Europejskiemu Centrum Solidarności, chociaż tam pracują ich twórcy. Aparat związkowy niewolniczo wsparł w tej kwestii PiS, chociaż wśród liderów tej partii brak ludzi ze znaczącymi życiorysami z opozycji antykomunistycznej. Za to gwiazdami pisowskiej telewizji pozostają dawni sekretarze KC PZPR jak stały komentator Marek Król oraz kandydatka Leszka Millera na prezydenta Magdalena Ogórek, a twarzą pisowskiego wymiaru sprawiedliwości prokurator stanu wojennego Stanisław Piotrowicz. 

Pomimo zachowania historycznej nazwy NSZZ Solidarność przez ostatnich pięć lat, kiedy rządził PiS, przypominała słodki sen generałów Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka, którzy jak wiadomo w stanie wojennym zamyślali o reaktywowaniu pod tam samym szyldem związku opartego o “nurt robotniczy”, czyli w slangu marksistowskim ugodowy, oczyszczonego z ekstremistów ale i szerszych zainteresowań niż rozdawanie pracowniczych deputatów na zimę. Opór społeczny zniweczył realizację tej koncepcji. 
Piotr Duda przypomniał o swoim istnieniu i ożywił się dopiero, gdy Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki nie tylko powtórnie powołali do rządu Jarosława Gowina, ale wśród nowych kompetencji przydzielili wicepremierowi kwestie pracownicze i dialogu społecznego. Uległy dotychczas Duda uaktywnił się niesamowicie. Gowina lubi bowiem mniej więcej tak, jak jego patron Kaczyński Donalda Tuska.

– Jakby napluto w twarz i PiS zrobiło to Solidarności – podsumował Duda. Gowina nazwał liberałem, chociaż to raczej konserwatysta. Zresztą o tym, kto jest liberałem w Polsce nie decydują związki zawodowe. Ich rola zmniejszyła się głównie za sprawą rozpolitykowania Solidarności i rozpościerania przez nią parasola ochronnego nad kolejnymi rządami. Pozostawało to uzasadnione w czasie gdy alternatywę stanowiło objęcie władzy przez postkomunistów ale w okresie późniejszym tłumaczy się wyłącznie pędem aparatu związkowego do stanowisk politycznych. Ulegli wobec PiS etatowi związkowcy zasiadają z jego list w sejmikach samorządowych i radach miejskich a z rekomendacji rządzących we władzach licznych spółek. Dla nich to doskonały interes.

Nie brak wciąż w Solidarności ludzi dzielnych, pracowitych i prawych, jak przewodniczący Regionu Ziemia Radomska Zdzisław Maszkiewicz czy lider Ziemi Łódzkiej Waldemar Krenc. Ton nadają jednak postaci operetkowe, jak znany z niezliczonych anegdot szef Podlasia Józef Mozolewski, przezywany Józkiem z Bagien przez analogię do bohatera czechosłowackiego klipu czy przewodniczący Regionu Mazowsze Andrzej Kropiwnicki, który na pytanie o pierwszą Solidarność reaguje atakami furii, bo porównanie dotkliwie boli.

Nie ma potrzeby, by rozwijać zestawienie obrażalskiego aparatczyka z Mazowsza z największym spośród jego poprzedników Maciejem Jankowskim, który bronił zakładów pracy w tym Huty Warszawa, a sam wykonując przedtem zawód spawacza, z profesorami i biznesmenami nie tylko gadał jak równy z równym, ale nawet ich onieśmielał. Widać było po nim autentyczną charyzmę robotniczego przywódcy. Jankowski wraz ze studentami z NZS i KPN za sprawą strajku na Uniwersytecie Warszawskim zapobiegł załamaniu protestów w maju 1988 r, kiedy to władza siłą rozbiła Nową Hutę. Gdy w nocy milicja spacyfikowała strajk hutników, od rana stanął Uniwersytet. Uratował tym samym strajkową falę, która jeszcze w tym samym roku zmusiła władzę do rozmów. Szefami Mazowsza byli m.in. Zbigniew Bujak i Michał Boni a z prawej strony Jacek Gąsiorowski.
W Regionie Śląsko-Dąbrowskim, który historycznie kojarzy się z Tadeuszem Jedynakiem, charyzmatycznym liderem czasów podziemia i członkiem ogólnopolskiej TKK, przewodniczący Dominik Kolorz niedawno ogłosił wielki sukces: likwidację kopalń w 29 lat, wygaszenie do 2049 r. ostatniej z nich. Problem w tym, że brakuje zarówno koncepcji skąd będziemy wtedy czerpać energię (przedtem bowiem PiS uchwalił przepisy utrudniające funkcjonowanie farm wiatrowych, dostarczających zdrowej zielonej energii). Nie słychać też o pomysłach przeciwdziałania zubożeniu i degradacji Górnego Śląska gdy w przeszłość odejdzie zamożna i mająca stabilne gwarancje zatrudnienia grupa zawodowa o patriotycznych i gospodarnych tradycjach. Nie zaplanowano rekompensat dla właścicieli sklepów czy punktów usługowych, którzy stracą na tym, że ich klientami przestaną być zasobni i zapobiegliwi górnicy, a zostaną im zarabiający grosze dorywczy pracownicy usług kserograficznych czy tych siłowni osiedlowych, które przetrwają restrykcje związane z pandemią. Solidarność wyzerowanie górnictwa popiera, bo to projekt PiS, chociaż oznacza on, ze wkrótce będziemy zmuszeni sprowadzać ze Wschodu węgiel albo energię. Tak nie było nawet w czasach PRL i nie po to zginęło dziewięciu górników z Kopalni Wujek 16 grudnia 1981 r, wkrótce po wprowadzeniu stanu wojennego.

Symboliczna okazuje się zmiana w dolnośląskiej Solidarności. W dawnym regionie Władysława Frasyniuka, Józefa Piniora a także do czasu Kornela Morawieckiego, ojca urzędującego dziś premiera – przewodniczącym był Janusz Łaznowski, człowiek ciężkiej pracy, jeden z najlepszych znawców dialogu społecznego w Polsce, w ówczesnej Komisji Trójstronnej niestrudzenie broniący interesów pracowniczych. Z czasem zastąpił go jednak działacz o nazwisku Kimso. – Kiedyś byli Bujak i Jedynak, Wałęsa i Frasyniuk, a teraz… nikt nie wie, Kimso… – żartują nie tylko z nieszczęsnego pana Kazimierza skorzy do nabijania się z własnych liderów związkowcy.

Jednak ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Dialog społeczny nie jest fantomem ani fanaberią rozbestwionych syndykalistów. W wielu zamożniejszych i lepiej zarządzanych od nas krajach, w sprawniej funkcjonujących demokracjach jak we Francji stanowi podstawową formę rządzenia państwem. Również w Niemczech decyzje strategiczne poprzedzone są mozolnym ich uzgadnianiem przez partnerów społecznych, co warunkuje powszechną dla nich aprobatę. 

Władza: pragnienie i gorący kartofel

Rząd przerzuca odpowiedzialność za walkę z pandemią na kogo się da: od służby zdrowia po samorządy. Opozycja nie przejęła władzy, chociaż miała ją w zasięgu ręki. Nie wynika to jednak z przemyślności polityków, lecz ich indolencji.

Read more

Faktem pozostaje, że istniejące reprezentacje środowisk zawodowych – czego neo-Solidarność okazuje się najsmutniejszym ale nie jedynym przykładem – nie spełniają pokładanych w nich oczekiwań.

Solidarność powróci, nie ta Dudy jako podnóżka PiS, teraz z dnia na dzień zbuntowanego, bo urażonego w swoich wybujałych ambicjach. Również nie ta pierwsza Solidarność dziesięciomilionowa, która przybliżyła Polaków do wolności, bo jej historia stanowi piękny ale już zamknięty rozdział. Jednak potrzeba wyłonienia autentycznych reprezentacji, tak środowisk pracowniczych, jak tych, które miejsca pracy tworzą, stanie się niewątpliwie jednym z wątków procesu odbudowy gospodarki i relacji społecznych po pandemii, która kiedyś ustąpi. Dialog i wzajemne uzgadnianie staną się wówczas koniecznością. Powróci projekt odrodzenia powszechnego samorządu gospodarczego, reprezentującego interesy przedsiębiorców, faktycznie finansujących państwo wraz z jego kosztownymi programami społecznymi. Niezależnie od faktu, czy poważnego partnera do rozmów znajdą we władzy, będą musieli go poszukać wśród przedstawicieli salariatu.

Z przełamaniem najgłębszego po wojnie kryzysu przyjdzie poradzić sobie tylko wspólnie. Zaś żarty i ambicje domorosłych Napoleonów będą musiały ustąpić miejsca nowemu dialogowi. Bez współpracy czy nawet odrodzenia wspólnoty nie damy rady, wbrew gromkiemu hasłu PiS sprzed pięciu lat…  

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 4.4 / 5. ilość głosów 7

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here