Banaś sprawdza koła w samochodzie

0
128

Marian Banaś za każdym razem teraz starannie sprawdza, czy wszystkie koła w jego samochodzie są prawidłowo dokręcone. Pozostaje przekonany, że rzucił wezwanie potężnemu układowi a nie tylko rządzącym. Splot okoliczności sprawił, że Najwyższa Izba Kontroli ma szefa niezależnego od władzy. Prezes doniósł o przestępstwie, jakie przy okazji nieudanej próby przeprowadzenia wyborów kopertowych popełnić miał premier Mateusz Morawiecki oraz trzej jego ministrowie: Michał Dworczyk (Kancelaria Premiera) Jacek Sasin (aktywa państwowe) oraz Mariusz Kamiński (sprawy wewnętrzne). 

Banaś wcale nie ukrywa, że ostatniego z nich uznaje za sprężynę działań, wymierzonych zarówno w niego samego jak w najbliższą rodzinę. Syn prezesa NIK Jakub stracił pracę, postawiono mu zarzuty i przeszukiwano dom pod pretekstem, że zamierza jakoby popełnić samobójstwo.

Szefa NIK nie doceniła jednak ani władza – bo okazuje się wobec niej niesterowalny – ani opozycja, która widziała w nim na początku pisowską marionetkę i bohatera medialnych afer w związku z wynajmem kamienicy kręgom z krakowskiego półświatka. Postrzeganie usamodzielniania się Banasia jako wewnętrznych porachunków w obozie pisowskim postawiło oponentów wyłącznie w roli statystów w jego sporze z innym prezesem – Jarosławem Kaczyńskim.

Liderzy obozu demokratycznego nie wczytali się nawet w biografię Mariana Banasia, Górala, wieloletniego opozycjonisty do czasów studenckich, mistrza sportów walki (w karate ma czarny pas i 1 dan), więźnia politycznego przez półtora roku po grudniu 1981 r. wreszcie zaś biznesmena “za chlebem” w USA i urzędnika wolnej Polski tropiącego karuzele vatowskie. Nie złamały go ani liczne nieszczęścia (poronienie, jakie żona przeszła w stanie wojennym w związku ze stresem spowodowanym lękiem przed represjami wobec męża i śmierć jednego z synów w trakcie wspinaczki Pirenejach) ani akcje defamacyjne, w trakcie których nawet opozycyjni niby to dziennikarze wypytywali polityków dobrego PiS kiedy to pozbędzie się z NIK złego Banasia. Niezależnie od błędów jakie niewątpliwie popełnił w szemranych krakowskich interesach żaden urzędnik państwowy nie stał się w ostatnich latach obiektem równie brutalnej nagonki. Nie tylko jednak ją wytrzymał ale jego postawę utwardziła, pojawił się element przekory i nieugiętości. Banaś okazał się naprawdę “pancernym Marianem” jak go od dawna nazywano za sprawą opozycyjnej biografii. Kaczyński zaś, co sam jak pamiętamy “13 grudnia spał do południa” a potem wyczekiwał w przedpokojach opozycyjnych salonów nie docenia jak się wydaje “ludzi stamtąd” jakby nie był w stanie pojąć, że urzędnik – zwłaszcza przez niego powołany –  może kierować się motywacjami wyższymi niż tylko władza i kasa.   

Psychologia żadnego z dwóch prezesów, Banasia ani Kaczyńskiego, choć dla sprawy istotna nie wyczerpuje jednak tematu. Najwyższa Izba Kontroli pod kierownictwem pierwszego z nich okazała się dla rządzących nie tylko niesterowalna, ale przysparzająca im większych kłopotów niz jakikolwiek inny organ państwowy. Sam Banaś zaś pozostaje zaś najwyższym po marszałku Senatu dygnitarzem niezależnym od PiS. Nigdy żadnemu premierowi ani ministrom w dobie transformacji ustrojowej nie postawiono podobnych zarzutów co Morawieckiemu i jego podwładnym. Rzecz dotyczy przestepstwa z art 231 par 1 kodeksu karnego, które mówią o przekroczeniu uprawnień przez urzędnika na szkodę interesu publicznego lub prywatnego. Mowa po prostu o nadużyciu władzy. Jak wiadomo, przeprowadzenie wyborów korespondencyjnych przez Pocztę Polską w maju ub. r. forsował sam prezes Kaczyński co niedawno przyznał w wywiadzie medialnym. Nie doszły do skutku z powodu załamania się niezbednej logistyki oraz sprzeciwu wicepremiera Jarosława Gowina. Przeprowadzone wreszcie w czerwcu i lipcu zarówno w tradycyjnej formie w komisjach wyborczych z wrzucaniem kartki do urny jak korespondencyjnej jeśli obywatel tak wolał – przyniosły w drugiej turze zwycięstwo popieranemu przez PiS Andrzejowi Dudzie, ale uczciwości głosowania ani obliczania wyników nikt nie kwestionuje. Jeśli nawet bagatelizować, że wnioski NIK zawierają rzeczy oczywiste, urząd Banasia pozostaje pierwszym organem państwowym, który na ich sformułowanie się zdobył. 

Wcześniej NIK wielokrotnie deprecjonowano i utrudniano pracę jego kontrolerom. Przy okazji sprawy Polskiej Fundacji Narodowej rządzący szukali takiej wykładni prawnej, która miałaby dowieść, że Izba w ogóle nie ma prawa PFN sprawdzać. W wielu kwestiach utajniano przed kontrolerami co się dało i jak się dało. Tymczasem im silniejsze okazują się organy kontrolne, tym lepiej funkcjonuje demokracja więc z rosnącej swobody działań NIK, jaką zawdzięcza ona zarówno buntowi Banasia jak detreminacji kontrolerów wypada się tylko cieszyć. Banaś się nie boi, co najwyżej jest ostrożny i jak każdy normalny człowiek troszczy się o rodzinę i pragnie ją uchronić przed zemstą za jego własne działania. 

Prezes NIK nie pęka – powiedzieć można ulubionymi słowami jego głównego dzisiaj wroga ministra spraw wewnętrznych Mariusza Kamińskiego. Dobrze to wróży wybijaniu się izby na niezależność. Wykazała się nią już w stopniu wystarczającym, by po raz pierwszy od ponad pięciu lat w Polsce to nie obywatele bali się władzy tylko rządzący kontroli. 

Teraz pewna bariera została przełamana: poważny urząd państwowy wbrew naciskom zrobił, co do niego należało. W świetle tego zdarzenia dalsze losy zawiadomienia, jakie NIK kieruje do prokuratury nie okażą się wcale najważniejsze. Wyłom już został dokonany. Państwo PiS wbrew Kaczyńskiemu i jego adiutantom przestaje być monolitem, zaś jeśli chodzi o system demokratyczny, to właśnie ujawniły się mechanizmy samoobronne. 
Pomimo obiecujących wydarzeń z ostatnich dni wciąż nie wiemy, czy zupełna swoboda działań NIK i jej trwała niezależność stanowią rzeczywistą intencję jej prezesa. Warto jednak pamiętać, że likwidacja komunizmu nie była zamiarem Michaiła Gorbaczowa gdy zaczynał pierestrojkę i głasnost, ale do takiego właśnie efektu te działania doprowadziły. Po raz kolejny demokracja w Polsce okazuje się wcale nie tak słaba, jak twierdzą jej anemiczni obrońcy, a jej instytucje zdolne do wypełniania swoich konstytucyjnych zadań. Sprzeciw Banasia dodał podległym mu kontrolerom wnikliwości, odwagi i determinacji co może przynieść jeszcze wiele zaskoczeń. Jeśli zaś czegoś w państwie PiS brakuje, to bardziej praworządności niż kolejnych kwestii do sprawdzenia i prześwietlenia. Blady strach padł na obóz władzy. Widać to było już po pierwszych niezbornych reakcjach na działania Najwyższej Izby Kontroli, która całkiem niedawno jeszcze wydawała się potulnym składnikiem pisowskiego państwa partyjnego. 

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 5

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here