
Gdy w części pierwszej opisałem wewnętrzną sytuację polskiej polityki, czas na analizę naszej pozycji międzynarodowej.
W Polsce panuje domniemany konsensus, dotyczący spraw, wokół których praktycznie się nie dyskutuje, na przykład bezapelacyjnego zagrożenia ze strony Rosji (wszystko jedno czy realnego, czy wyimaginowanego), albo kosztownego sojuszu militarnego z Ameryką (który nie wiadomo, jakie przyniesie konsekwencje).
Mimo że od 1989 roku mijają już trzy dekady, to punktem odniesienia w debacie politycznej jest ciągle okres Polski Ludowej. Wypowiedzi polityków na ten temat rażą ahistorycznością, prowincjonalnym zacietrzewieniem i chęcią wymazania części historii. Świadomie pomija się uwarunkowania geopolityczne tamtego czasu. Polska stanowiła państwo satelickie Moskwy, ale dla wszystkich na Wschodzie i Zachodzie było rzeczą oczywistą, że jej powojenna zachodnia granica, wytyczona z woli i przy determinacji Stalina, została uznana dzięki ZSRR.
Po upadku komunistycznego imperium polskie rządy zapomniały o tych gwarancjach, ciesząc się zarówno z historycznej klęski Niemiec, jak i rozpadu państwa radzieckiego. Dzisiejsze drażnienie obu sąsiadujących z Polską mocarstw pretensjami historycznymi nie sprzyja stabilności geopolitycznej. Unia Europejska nie przyjęła na siebie żadnych zobowiązań, dotyczących geopolityki, a ta, jak wiadomo, jest funkcją zmiennych układów sił. Jeśli Rosja stanie się kiedyś rzeczywistym partnerem zachodnich potęg, po raz kolejny interesy Polski zostaną złożone na ołtarzu wielkomocarstwowych stosunków. Kto wątpi, że historia nie lubi się powtarzać, ten jest naiwnym idealistą.
Państwo frontowe
W sprawach polityki zagranicznej elity polityczne nie potrafiły wykreować oryginalnej myśli politycznej, sięgając za to do mitomanii własnej wielkości, albo do koncepcji historycznie przebrzmiałych (od idei Międzymorza, poprzez pomysły Jerzego Giedroycia, po ideę jagiellońską). Elity polityczne są wyobcowane i coraz bardziej izolowane, a przez to narażone na rozmaite upokorzenia. Te upokorzenia mogą być udziałem nie tylko konkretnych osób, ale także państwa i jego autorytetu.
Nie stworzono profesjonalnego aparatu służby zagranicznej, ani niezależnych ośrodków analitycznych i eksperckich, które byłyby w stanie pokazać prawdziwy obraz sytuacji. Z tych wszystkich powodów występuje dezorientacja w rozpoznawaniu trendów w polityce międzynarodowej i przemian zachodzących w poszczególnych państwach.
Z obserwacji procesów ekonomicznych wynika, że system międzynarodowy znalazł się w trudnym momencie, kiedy załamuje się przewaga cywilizacyjna Zachodu, podważa się przywództwo Stanów Zjednoczonych, a wyłania się globalny kapitalizm wielobiegunowy, póki co bez naczelnego hegemona. Słabnąca pozycja USA skłania je do podejmowania chaotycznych, awanturniczych działań i do militarnego angażowania się w różnych rejonach świata. Rywalizacja o utrzymanie dotychczasowych i walka o nowe strefy wpływów prowadzi do ożywienia wyścigu zbrojeń, który może doprowadzić do nieobliczalnego starcia. USA poniosły porażki w Afganistanie, Iraku, Libii i w Syrii, doprowadzając przy tym te państwa do ruiny.
Celem odwrócenia uwagi od tych porażek kreują nowe źródła zagrożeń (np. Iran), a wielu polityków na świecie daje się omamić tej propagandzie. Tworzy się klimat nowej „zimnej wojny”, aby uzasadniać dążenia militarystów amerykańskich do wypróbowania kolejnych generacji broni, na której produkcję nakłady są większe niż za czasów istnienia radzieckiego „imperium zła”.
Na takim tle Polsce wmawia się, że jest ciągle ofiarą rosyjskiego imperializmu, zatem powinna wchodzić w takie powiązania z Zachodem, zwłaszcza ze Stanami Zjednoczonymi, aby odsuwać od siebie jak najdalej rosyjskie zagrożenie. Tymczasem nic nie wskazuje na to, aby Rosja miała napadać na Polskę. Dzisiejsza Rosja nie jest dawnym Związkiem Radzieckim. Postawy polskich polityków wobec Rosji są oparte na histerycznym strachu, frustracjach, kompleksach i jakiejś niezrozumiałej desperacji, pchającej Polskę w ramiona Ameryki, stawiającej ją w pozycji największego wroga Rosji, a być może także „zapalnika” konfliktu globalnego.
Militarystyczna i agresywna geostrategia amerykańska czyni z Polski państwo frontowe w konfrontacji z Rosją. Mało kto dostrzega paradoks, że im więcej amerykańskiej obecności wojskowej na obszarze Polski, tym będzie ona bardziej zagrożona, a mniej bezpieczna. Paradoks baz amerykańskich (wszystko jedno pod jaką nazwą) polega właśnie na tym, że zamiast ochrony przed atakiem z zewnątrz, będą one taki atak prowokować. Jest przecież dość oczywiste, że system zbrojeń amerykańskich w Polsce staje się elementem strategii ofensywnej i uderzeniowej na Rosję. Gdy ta zareaguje swoim zdecydowanym sprzeciwem, możemy mieć do czynienia z „polskim kryzysem rakietowym”, przypominającym odległe czasy kryzysu karaibskiego 1962 roku.
Pośród polskich elit politycznych istnieje przekonanie, że im większe będzie zaangażowanie Waszyngtonu w sprawy regionu, tym silniejsze będą motywacje kolejnych administracji amerykańskich do poświęceń w obronie tej części świata. Pomija się w tym kontekście wielostronną strategię Stanów Zjednoczonych, które prowadzą grę na wielu globalnych azymutach i w imię swoich egoistycznych interesów uprawiają politykę dynamiczną, pełną przewartościowań i zwrotów w duchu Realpolitik.
Wbrew temu, co się sądzi w Warszawie, w odniesieniu do Rosji dzisiejsze sprzeczności interesów państw Zachodu, w tym USA, nie mają charakteru antagonistycznego. Mimo doraźnie zarządzanych wobec Rosji sankcji, jej stosunki dyplomatyczne z Zachodem mają charakter otwarty i nie pozbawiony elementów współpracy. Tymczasem Polska przyjmując pryncypialne antyrosyjskie stanowisko wyklucza siebie z wszystkich możliwych „formatów” dialogu.
Przyjęcie tezy o śmiertelnym zagrożeniu dla interesów egzystencjalnych Polski ze strony Rosji służy kręgom politycznym – tak obozu rządzącego, jak i szerokiej opozycji – do podejmowania bądź promowania inwestycji kosztownych, a nawet szkodliwych (np. w zakresie uzbrojenia czy zakupu drogiego gazu amerykańskiego). Stanowi kamuflaż dla rosnących uzależnień od decydentów zewnętrznych i rozmaitych grup interesu, a także pretekst do zamykania ust krytykom obranego kursu w polityce.
Mamy do czynienia ze zjawiskiem nachalnej demonizacji, czyli budowania wiedzy o pewnych podmiotach czy zdarzeniach jako wyjątkowych zagrożeniach. Ich urzędowe i medialne definicje nie podlegają dyskusji. Są wyłączone z debaty publicznej, mimo że dotyczą spraw o strategicznym znaczeniu dla państwa i kolejnych pokoleń obywateli.
Doświadczenia ostatnich lat dobitnie pokazują, że dotychczasowa manifestacyjnie proamerykańska polityka Polski nie przynosi pożądanych efektów. Jest wyrazem słabości i politycznej dezorientacji, wynikającej z braku zręczności i niezrozumienia mechanizmów gry rozmaitych sił za oceanem. Wycofanie się ze zmian w ustawie o IPN pod presją środowisk żydowskich z Ameryki i Izraela, a także w wyniku nacisków samego Waszyngtonu dowodzi, że w godzinie nawet dość banalnej próby, związek Polski z USA przybiera skrajnie trudny charakter, a „parasol ochronny” staje się wątpliwy.
Widać przy tym wyraźnie, że bezpieczeństwa nie można kupić raz na zawsze i że ma ono swoją cenę wcale niepolegającą na kosztach kupowanych w USA samolotów i rakiet, czy gotowości bojowej amerykańskich żołnierzy, stacjonujących na polskiej ziemi. Istota gwarancji sprowadza się do woli respektowania statusu państwa polskiego, poważania jego autorytetu. Jeśli brakuje tych wartości, stajemy się państwem niepoważnym i marginalizowanym, wobec którego wszelkie, nawet najmniej eleganckie wolty są dopuszczalne i możliwe.
Przypadek Polski pokazuje, że słabszym państwom o wiele trudniej przychodzi realizacja rozmaitych zamierzeń wbrew interesom silniejszych graczy. Dlatego tak ważne jest mądre skorelowanie własnych wizji ładu międzynarodowego z pomysłami i wyobrażeniami państw o uznanym statusie, które mają szansę realizacji. W tym kontekście potrzebne jest uczestnictwo w rozmaitych grupach kontaktowych, inicjujących, konsultacyjnych, sterujących, zarządzających i decyzyjnych, przede wszystkim w ramach największego ugrupowania integracyjnego, jakim jest Unia Europejska.
Dzięki dobremu przygotowaniu i wyspecjalizowaniu się w określonych obszarach czy zagadnieniach, Polska ma szansę na wypracowanie interesującej oferty międzynarodowej. Warunkiem podstawowym jest jednak wyzbycie się etnocentryzmu i egocentryzmu rządzących. Politycy w państwie demokratycznym zmieniają się u władzy dzięki alternacji sił politycznych, a państwo, które stawia na trwałe zaangażowanie i demonstruje wolę uczestnictwa w rozwiązywaniu trudnych problemów, zdobywa nie tylko coraz większy szacunek, ale wpływa także na kształtowanie wzorów zachowań i reguł gry w środowisku międzynarodowym.
Twoim zdaniem…
[democracy id=”63″]
Czytaj część pierwszą tej analizy:
Rzucanie słów na wiatr i monopol na patriotyzm
Żyjemy w czasach anemokracji. Greckie słowo anemos (wiatr) przydaje się dla wyjaśnienia istoty dzisiejszych zachowań politycznych. Rzucanie słów na wiatr, pustosłowie, czcza gadanina i fałszywe obietnice wyborcze – wszystko to pokazuje, na jakim poziomie toczy się dyskurs polityczny. Slogany i frazesy zastępują realne programy polityczne.