Użyciu siły w tym gazu łzawiącego wobec przedsiębiorców, domagajacych się pomocy w czasie pandemii od państwa, które z własnych podatków utrzymują, towarzyszy agresja werbalna pisowskich mediów. Przekazy w policyjnym stylu uwypuklają, że protesty są nielegalne, co zwalnia z pochylenia się nad ich treścią.
Warto prześledzić jak to działa bo protestów będzie więcej
Władza tylko w maju i tylko przeciwko przedsiębiorcom użyła siły trzykrotnie – w sobotę 16 maja, kiedy wśród poszkodowanych znaleźli się parlamentarzyści, ale też przedtem 7 i 8 maja. Hejterskie kampanie pisowskich mediów trwają niemal bez przerwy, nawet na konferencjach kandydatów na prezydenta propagandyści z TVP indagują ich o szczegóły odkrytych jakoby tajemnych powiązań i życiorysów uczestników protestów. Nic nowego.
Pracująca w trybie 24-godzinnym szczujnia TVP Info akcentuje egzotyczny charakter antypisowskiej koalicji, jaka zawiązuje się przy okazji ulicznych protestów, co wydaje się stanowić podstawowy błąd myślowy, bo wielobarwność ulicznej opozycji wzbudza raczej sympatię telewidza.
70 proc zatrzymanych „przedsiębiorców” nigdy nie prowadziła działalności gospodarczej – donosi w stylu propagandy stanu wojennego internetowy przekaz TVP Info z 14 maja br.
Ten cudzysłów wydaje się kluczowy. Dla socjalnego wyborcy PiS żyjącego z 500+ i innych świadczeń przedsiębiorca to przecież i tak brzydkie słowo. Zaś przedsiębiorca w cudzysłowie to osobnik wzbudzający już zdwojoną odrazę.
Prominenci i wyrostki
Zaraz po sierpniu 1980 r. dziennikarz jednego z oficjalnych mediów cytował własnego dozorcę, uskarżającego się, że po piwnicach bloku szwendają się jacyś prominenci. Rzeczywiście to słowo oznaczające beneficjenta władzy nabrało wtedy pejoratywnego charakteru, a jego właściwy sens albo dla wspomnianego ciecia się zatarł albo w ogóle nie był mu znany. Przed sierpniem żart by nie przeszedł w druku, bo słowo prominent zdejmowała cenzura. Podobnie zresztą – cenzura zdejmowała samo słowo cenzura, oficjalnie na Mysiej mieścił się Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, o którego działaniach jednak nie informowano, zwłaszcza że oficjalny patron ustroju Karol Marks głosił pogląd, że cenzura podobnie jak niewolnictwo nigdy nie powinna zostać prawnie zalegalizowana.
Już po 13 grudnia 1981 r. prasa oficjalna, telewizja skupiająca żurnalistów o standardach podobnych obecnej TVP i radio uparcie określały młodych uczestników demonstracji ulicznych staropolskim w tym znaczeniu słowem „wyrostki” – chociaż w codziennej polszczyźnie mówionej i pisanej występował… już tylko wyrostek robaczkowy. Odkąd kurs propagandy złagodniał, to pierwsze użycie występuje już tylko w słownikach zwykle z kwantyfikatorem: przestarzałe. Albo w powieściach Gąsiorowskiego czy Dygasińskiego.
Robotnicy 80 i pracownicy z neozwiązków
Również po sierpniu 1980 r. w jednym z pism wydawanych oficjalnie ukazał się żart rysunkowy. Przedstawiał babcię z wnuczkiem. – Ukłoń się Kaziu, pan robotnik idzie – pouczała babcia. Oddawało to ówczesne nastroje społeczne.
Nakręcony wtedy film dokumentalny „Robotnicy 80” w reżyserii Andrzeja Chodakowskiego i Andrzeja Zajączkowskiego prezentowany był w warszawskich kinach, co „Trybuna Ludu” w drukowanym u siebie ich programie zwykła oddawać eufemizmem: wszystkie seanse zarezerwowane.
Miarą paradoksu okazał się fakt, że po zmianie ustrojowej, którą zawdzięczamy robotniczej Solidarności i protestom kolejnego pokolenia robotników z Bydgoszczy, Stalowej Woli, Nowej Huty i Stoczni Gdańskiej z maja 1988 r.oraz górników śląskich kopalń z sierpnia tego samego roku – słowo robotnik stało się nie tyle brzydkim, co w przekazach medialnych praktycznie nie używanym. Chociaż nie przeszkadzało Juliuszowi Słowackiemu a w nowszych czasach Janowi Pawłowi II.
Robotnicze dotychczas związki zawodowe wysferzyły się, ich aparat zaczął uważać się za coś lepszego. Politykierzy z Solidarności odrodzonej już tylko z dwoma a nie dziesięcioma milionami członków a dziś liczącej – jako tzw żółty związek popierający władzę ledwie kilkaset tysięcy osób – zamiast o robotnikach zwykli mówić o pracownikach. To praktycznie nic nie znaczy.
Zresztą coraz trudniej przychodziło wspominać o robotnikach, bo wielkie fabryki – dawne twierdze niby zwycięskiej Solidarności – pozamykano. Ekonomista, przedsiębiorca i były doradca Regionu Mazowsze Dariusz Grabowski wspomina, jak to po zmianie ustrojowej związkowcy wyjeżdżali na lukratywne stypendia amerykańskie, z których wracali naładowani świeżymi liberalnymi przekonaniami. Zmiana języka też się w tym zawierała.
Pokaż Ludwiku, co masz…
Władza PiS zmierza do tego, by nazwy grup społecznych przeciwko niej protestujących nabrały pejoratywnego znaczenia.
Pamiętamy słynną rymowankę Ludwika Dorna pokaż lekarzu, co masz w garażu z czasów pierwszych rządów PiS i protestu medyków, których obecny ulubieniec mediów liberalnych od TVN po „Gazetę Wyborczą” zamierzał kapralskim obyczajem brać w kamasze, co mu szybko zapomniano, gdy popadł w niełaskę i przestano go tytułować trzecim bliźniakiem. Wicepremier i najbliższy zaufany Jarosława Kaczyńskiego, Przemysław Gosiewski o okupujących Kancelarię Premiera pielęgniarkach mówił: te panie.
Tacy goście, co robią nielegalne protesty
Diabeł tkwi w szczegółach a ściślej w językowych nawykach.
W ostatnich dniach – nie tylko pisowskich mediów to dotyczy – przedsiębiorcy coraz częściej występują w druku i internecie jako organizatorzy nielegalnych protestów. Tak z maniackim uporem są tytułowani. A jak zrobić legalny protest w czasie pandemii i ograniczeń wprowadzanych prawem kaduka przez rząd Mateusza Morawieckiego, na których brak podstaw zwracał uwagę m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich…
Lokalni samorządowcy walczyli o to, żeby Pruszków i Wołomin, dynamicznie rozwijające się i dobrze rządzone podwarszawskie miasta przestały służyć mediom za eufemizmy oznaczające grupy przestępcze, zwłaszcza że bandyckie falangi z początków transformacji od dawna już nie istnieją, część wyginęła reszta swoje interesy zalegalizowała. Włodarze obu miast korzystali z prawa prasowego, wynajmowali adwokatów, słali do mediów sprostowania. Efekt? Dzisiejsi osiemnastolatkowie raczej już nie kojarzą podwarszawskich miast z przestępczością zorganizowaną. Kampania została wygrana. Podobną – jeśli o przedsiębiorców chodzi – mógłby przeprowadzić powszechny samorząd gospodarczy, gdyby nie to, że zniszczony przez komunistów tuż po wojnie, w dobie transformacji ustrojowej… nie został reaktywowany, w odróżnieniu od innych demokratycznych instytucji. Pojawia się więc jeszcze jeden argument, żeby to zrobić.