Pisarz Jakub Żulczyk nie poniesie odpowiedzialności karnej za to, że nazwał prezydenta Andrzeja Dudę debilem. Sąd Okręgowy w Warszawie umorzył postępowanie w tej sprawie. Jak się wydaje, sędzia Tomasz Grochowicz podjął jedyną w tej sytuacji decyzję ocalającą powagę wymiaru sprawiedliwości państwa polskiego. Alternatywę stanowiło bowiem ewentualne skazanie literata na przymusowe prace społeczne, a więc rozwiązanie żywcem z czasów Związku Radzieckiego.

Uniknęliśmy więc najgorszego, ale przy okazji wiele nowego dowiedzieliśmy się o życiu publicznym, celebrytach i zawodowych obrońcach praw człowieka, którzy jeszcze przed wyrokiem pospieszyli do Żulczyka z wyrazami poparcia jakby jego wypowiedź miała głęboko odkrywczy charakter, zaś po orzeczeniu sądu ustawiali się w kolejce z gratulacjami. Odwagą Żulczyka zachwycają się m.in. Łukasz Orbitowski i dawny nieformalny rzecznik noblistki literackiej Wisławy Szymborskiej Michał Rusinek. Polska tradycja zna też jednak inne powiedzenie: dziś odwaga staniała, rozum zdrożał. Kto innych nazywa debilami, sam je znać powinien. Inkryminowanego słowa pisarz Żulczyk użył, komentując zachowanie Dudy, który zamiast pogratulować demokracie Joemu Bidenowi wyboru na prezydenta Stanów Zjednoczonych wydziwiał, że zaczeka na ogłoszenie decyzji kolegium elektorskiego bo do końca sprzyjał jego rywalowi republikaninowi Donaldowi Trumpowi. Swoją drogą: tyle emocji wokół amerykańskich wyborów… w Polsce… też trochę dziwi i sugeruje szukanie pretekstu chociaż przysłowia o kiju i psie do i tak już wystarczająco spostponowanej głowy państwa nie wypada odnieść.

Tymczasem pochwalić warto raczej zimną krew sędziego Grochowicza. Nie uległ pokusie ani histerii. Prezydent nie jest świętą krową, pochodzi z wyborów powszechnych i podlega nawet daleko idącej krytyce. W najstarszej w świecie demokracji amerykańskiej przedmiotem długiej dyskusji pozostawało swego czasu prawo do publicznego palenia narodowej flagi z 50 gwiazdami, co w mniej obeznanych z tematem wzbudzać może zgrozę. W Polsce bowiem biało-czerwoną flagę spalił przed kamerą w stanie wojennym jeden tylko żurnalista Dziennika TV po to, by oskarżyć o to uczestników antykomunistycznej demonstracji, jednak dzięki odwadze jego ekipy zdjęciowej intryga się wydała.

Zresztą bez niedomówień – oddajmy głos polonijnemu dziennikarzowi Erickowi Rudnickiemu z Bostonu: “W Stanach Zjednoczonych od 1989 roku można palić flagę narodową bez ponoszenia odpowiedzialności karnej. Dzieje się tak na podstawie Pierwszej Poprawki do Konstytucji USA, mówiącej o wolności religii, słowa, prasy, zgromadzeń i petycji oraz na podstawie wykładni interpretacyjnej tej poprawki dokonanej werdyktem Sądu Najwyższego USA” – wyłuszcza autor z “Dziennika Polonijnego Polish Daily News” [1]. Wspomniany werdykt zapadł za sprawą postępowania odwoławczego Gregory’ego Jonesa, którego wcześniej skazano na rok więzienia za to, że spalił flagę amerykańską przed miejscem obrad konwencji republikańskiej z udziałem Ronalda Reagana w 1984 r. – zresztą Orwellowskim.

Jednak kwestia co zwyczajni Amerykanie robią z flagą narodową nie pozostaje zbyt złożona. Wywieszają ją każdego 4 Lipca na rocznicę ogłoszenia Deklaracji Niepodległości w ogródkach przydomowych. I tyle.   

Podobnie odpowiedź na pytanie, co wolno w demokracji pisać o prezydencie nie zawiera się w jednym tylko słowie “wszystko”, ale… wydaje się mu bliska, z wyłączeniem oczywiście gróźb karalnych. Nie karano przecież tych, co pokojowego noblistę Lecha Wałęsę witali skandowaniem “kupa mięsa” albo “Bolek, Bolek” zaś o rządzącym podobnie jak Duda dwie kadencje Aleksandrze Kwaśniewskim wyśpiewywali “Olek Kwaśniewski to czerwona szmata jest, za pieniądze KGB” w czasach gdy “Życie” publikowało sławetne opowieści o kontaktach głowy państwa z Władimirem Ałganowem. Bliźniaków Kaczyńskich przezywano bez sankcji kartoflami, gdy Lech pozostawał prezydentem, a Jarosław premierem. Bronisława Komorowskiego zaś “komoruskim” chociaż był dawnym bohaterem antyradzieckiego Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela.  

Oczywiście jest o czym dyskutować, zwłaszcza, że Jakub Żulczyk to postać nietuzinkowa. Ambitny pisarz, autor m.in. utrzymanego w niepowtarzalnym klimacie “Instytutu” stanowiącego niesamowitą transpozycję reprywatyzacji w rodzimym wydaniu (dawni właściciele mszczą się w konwencji thrillera na obecnych lokatorach krakowskiej kamienicy). A także przerobionej na popularny serial opowieści “Ślepnąc od świateł”, której bohater wprawdzie zupełnie nas nie przekonuje – bo co nas obchodzi jeżdżący audi dostawca narkotyków – ale klimat z kolei dekadenckiej Warszawy zarysowany tam zostaje sugestywnie i imponująco, najsprawniej od czasów Leopolda Tyrmanda i Tadeusza Konwickiego. Nie za to wszystko jednak sądził literata i celebrytę mądry sędzia Grochowicz.

Wyrok to sprawiedliwy, skoro nikt nie skazał wcześniej Andrzeja Gwiazdy za wyzywanie od ostatnich, najpodlejszymi słowami kobiet uczestniczących w demonstracji Komitetu Obrony Demokracji. Nie uchylono immunitetu Joannie Lichockiej, chociaż cała Polska widziała, jak w sejmowych ławach i wprost do kamer wykonała gest kojarzony zwykle mniej z parlamentarnym kompleksem autorstwa geniusza architektury Bogdana Pniewskiego bardziej zaś z poboczami szos. Sam Jarosław Kaczyński pozostaje bezkarny, chociaż nawymyślał oponentom od kanalii i zdradzieckich mord, co mu brata zamordowały – a na wszystko to są paragrafy. Do zręcznego literata Żulczyka można więc tylko mieć pytanie czy odpowiada mu, żeby jego mocno już zapisane w polskiej prozie nazwisko wymieniano jednym tchem z hejterami życia publicznego. A teraz już tak będzie.  

Żulczyk wygrał sprawę sądową. Wypadało mu kibicować. Gdyby stało się inaczej, dołączyłby do listy pisarzy represjonowanych w Polsce za słowo, jak w każdym kraju o trudnej historii składającej się z wielkich nazwisk. Są na niej Stanisław Cat Mackiewicz osadzony przez sanację w obozie koncentracyjnym w Berezie Kartuskiej za krytykę ministra spraw zagranicznych Józefa Becka, Melchior Wańkowicz represjonowany po powrocie z emigracji za rządów Władysława Gomułki, wreszcie Marek Nowakowski aresztowany za “Raport o stanie wojennym” przez ekipę generałów Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka. Doborowe to towarzystwo. Tyle, że – pora na złośliwość wobec naszego z kolei bohatera – mieli oni o swoich oponentach więcej do powiedzenia w znacznie trudniejszych warunkach niż teraz Jakub Żulczyk o prezydencie Andrzeju Dudzie.  

Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że przestępstwa Żulczyk nie popełnił. Szkodliwość społeczna znikoma. Sąd nie jest jednak arbitrem elegancji. Orzekł tylko, że wypowiadanie się w podobny sposób o prezydencie nie podlega karze, ale nie stwierdził, że jest godne pochwały bądź upowszechnienia. Wiele zachowań – choćby zdradzanie żony czy obmawianie przyjaciół – nie jest penalizowanych, co nie oznacza, że są akceptowane społeczne. A tym bardziej, że stanowią wzorzec do naśladowania.

Na Andrzeja Dudę głosowało półtora roku temu 10,5 mln naszych rodaków. Wciąż cieszy się zaufaniem ponad 40 proc z nas, walcząc o pierwszeństwo w rankingach z Szymonem Hołownią i Rafałem Trzaskowskim. Oczywiście sondaże nie powinny wpływać na wyroki sądów i dobrze, że tak się nie stało. Skoro tyle było mowy o demokracji amerykańskiej, warto przypomnieć słowa Harry’ego Trumana, prezydenta, który powstrzymał komunizm, że gdyby Mojżesz kierował się badaniami opinii publicznej, do dziś siedziałby w Egipcie. Jednak pytanie, czy tak licznym wyborcom Dudy należy się szacunek, czy nie uznać wypada za retoryczne, chociaż sześć i pół roku prezydentury zwycięskiego kandydata PiS daje bilans raczej mizerny czy anemiczny.  

Czekamy na to, co napisze teraz literat Jakub Żulczyk. Nie na twitterze, instagramie ani żadnym innym komunikatorze celebryckim. Na jego kolejną powieść czekamy. Ocenią ją już nie sędziowie, nie krytycy nawet, tylko czytelnicy. Jak rozumiem autor “Instytutu” i “Ślepnąc od świateł” udowodni teraz, że szukając dosadnych określeń piętnujących wielkich tego świata, co aż go na salę sądową zaprowadziło, nie zatracił swojej szerokiej frazy z dawnych lat. Mam taką nadzieję. 

[1] Erick Rudnicki. Taka jest Ameryka. Słowo ponad flagą. “Dziennik Polonijny. Polish Daily News z 5 maja 2020 

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 1

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here