Bohaterstwo żołnierza i harcerza oraz wsparcie ludności cywilnej nie pomogły, bo przegrały z geopolityką. Polacy bronili się nie tylko przed niemiecką ale radziecką inwazją pomimo ucieczki władz. Wiele okoliczności wydarzeń z 1939 r. wciąż nie jest powszechnie znanych, chociaż mogą posłużyć za instruktaż, jakich błędów nie popełniać w przyszłości.

Pakt zawarty w Moskwie między Joachimem Ribbentropem a Wiaczesławem Mołotowem 23 sierpnia 1939 r. który jeśli nawet nie przesądził bezpośrednio o losie Polski to sprawił, że miała dwóch okupantów – nie był gromem z jasnego nieba. Współpraca bolszewickiej Rosji z Niemcami datowała się od czasów, gdy nie było jeszcze nazwy ZSRR, a Niemcy pozostawały jeszcze weimarskie a nie hitlerowskie. Oba kraje kwestionowały porządek wersalski, ustanowiony przez zwycięzców I wojny światowej na konferencji paryskiej: Francję, Niemcy i Stany Zjednoczone przy elementarnym uwzględnieniu interesów mniejszych państw zwykle jednak nie wykraczającym poza… potwierdzenie ich prawa do istnienia. Polski też to dotyczyło.


Polska była jednak wtedy jak łaska Boża, bez granic – to popularne wtedypowiedzenie zwykł cytować obecny prezes Instytutu Józefa Piłsudskiego i wykładowca Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego prof. Wiesław Jan Wysocki. Te ostatnie trzeba było wtedy wywalczyć, do czego geniusz Naczelnika Państwa wydatnie się przyczynił, bo to manewr znad Wieprza pozwolił na odparcie bolszewików znad Wisły w 1920 r. i potwierdzenie w traktacie ryskim już w następnym roku przynależności do nas Wileńszczyzny, Wołynia czy Polesia. Rubieży zachodnich nie dały pokojowe plebiscyty na Śląsku ani werdykty mocarstw, trzeba je było wzmocnić czynem zbrojnym – zwycięskim Powstaniem Wielkopolskim i trzema insurekcjami śląskimi. Nawet o kształt granicy południowej przyszło walczyć z Czechami pod Cieszynem. Zaś o polski Lwów – z nacjonalistami ukraińskimi. W przeddzień września 1939 r. tylko z dwoma sąsiadami utrzymywaliśmy poprawne kontakty: z Łotwą i Rumunią. Jednak ta druga zdradziła nas i sojuszniczą Francję, internując zamiast przepuścić polskie władze.

Za to Niemcy i ZSRR sprzeciwiały się ładowi powersalskiemu – co znalazło wyraz już w układzie z Rapallo w 1922 r. zawartym przez komisarza Gieorgija Cziczerina i szefa weimarskiej dyplomacji Walthera Rathenaua. Na radzieckich poligonach Niemcy testowali później zakazane im przez Wersal bronie.

Pakt Ribbentropp-Mołotow, starannie przygotowany, zawierał klauzulę o podziale ziem polskich. Roboczą mapę jednak później korygowano. Najpierw linię demarkacyjną wyznaczać miały Narew, Wisła i San, później dopiero Bug, przy czym delimitacja nie była tożsama z powojenną granicą Polski, bo Białystok a nawet Łomża znalazły się w ZSRR.   
W maju 1939 Józef Stalin odwołał z funkcji komisarza spraw zagranicznych pełniącego ją od dziewięciu lat Maksima Litwinowa, pochodzącego z żydowskiej rodziny z Białegostoku. Dyktator nie wierzył bowiem, że może on z przekonaniem realizować taktyczny sojusz z antysemickim reżimem Adolfa Hitlera. 

Pakt nie był więc dzieckiem chwili, lecz wyrozumowanym wyborem strategicznym. Również wkroczenie na ziemie wschodniej Polski 17 września 1939 r. nie miało na celu – jak uzasadniano to do końca poprzedniego ustroju – ochronę ludności tych terenów przed Niemcami. Białoruscy i ukraińscy chłopi represjonowani byli jako kułacy niekiedy na równi z “polskimi panami”, bo o celach NKWD decydowały kryteria klasowe. Jeśli zaś chodzi o tak liczną na Kresach Wschodnich ludność żydowską, to procent przymusowo wywiezionych okazał się jeszcze wyższy niż wśród ludności polskiej. Z podobnych względów – drobnych kupców i rzemieślników uznano za klasę posiadającą. Smutnym faktem pozostaje, że bojówki rekrutowane spośród mniejszości narodowych sporadycznie atakowały wycofujących się polskich żołnierzy a niepolska ludność Kresów stawiała niekiedy najeźdźcom bramy triumfalne, jednak przynajmniej ta druga szybko tego żałowała.

Za to ludność polska wspierała żołnierza nie tylko na szańcach Warszawy przeciw Niemcom – gdzie jak na Opaczewskiej na Ochocie nastolatki szły na czołgi z butelkami z benzyną, a cywilem był przecież również komisaryczny prezydent miasta Stefan Starzyński, który wyróżnił się bezprzykładną ofiarnością – ale również na Kresach przeciw Sowietom. Chociaż Grodno było w międzywojniu miastem garnizonowym województwa białostockiego, również cywilni bohaterowie wsparli wojsko w jego obronie (20-22 września 1939 r.). W odwet radzieccy najeźdźcy rozstrzelali tam dwudziestu uczniów, broniących Domu Strzelca oraz kierownika miejscowej szkoły. Zabijali też wziętych do niewoli żołnierzy polskich. Dwa lata później gen. Władysław Sikorski podczas inspekcji armii polskiej w ZSRR dowodzonej przez gen. Władysława Andersa spotkał się z ocalałymi z Grodna obrońcami i powiedział im, że są nowymi Orlętami, nawiązując do czynów nastoletnich bohaterów ze Lwowa z 1918 r. 

Radzieccy i niemieccy najeźdźcy nie tylko podzielili się polskim terytorium, ale zanim to nastąpiło – współdziałali wojskowo. Kazimierz Pluta-Czachowski pisze, że oddział polskiej 41 dywizji piechoty został 23 września w rejonie Łęczna – Świdnik rozbity “przez wspólne natarcie czołgów sowieckich i niemieckich” [1]. Gdy agresorzy zawarli kolejne porozumienie, zobowiązali się nawet do wspólnego zwalczania polskiego ruchu oporu, trafnie przewidując, że rychło się on utworzy na okupowanych ziemiach. Wiarołomni często sojusznicy w tym wypadku rzeczywiście słowa dotrzymali, chociaż oczywiście tylko do 22 czerwca 1941, kiedy to Niemcy zaatakowały ZSRR na całej długości granicy. Tę wyznaczono wcześniej – o czym warto pamiętać – na obszarze wspólnie zlikwidowanego dawnego państwa polskiego. Nie obroniły go ani egzotyczne sojusze (Francuzi wojnę wypowiedzianą Niemcom we wrześniu 1939 r. sami nazwali drole de guerre, czyli dziwną czy śmieszną, bo paczki ulotek zrzucanych na pozycje nieprzyjaciela z samolotu na wszelki wypadek rozwiązywano, żeby przypadkiem nie zabić jakiegoś Niemca, również Brytyjczycy nie kwapili się “umierać za Gdańsk”) ani pakty o nieagresji, które – to znów okrutna ironia muzy dziejów Klio – zawarliśmy z obydwoma wrześniowymi napastnikami: z III Rzeszą w 1934 r, ze Związkiem Radzieckim jeszcze wcześniej, bo w 1932 r. Jednak jesienią 1939 r. czołgi radzieckie operowały pod Mińskiem Mazowieckim i Stoczkiem Łukowskim, a wielu walczących do końca dowódców, od gen. Franciszka Kleeberga po mjra Henryka Dobrzańskiego, zanim przybrał pseudonim “Hubal” zmagać się musiało na zmianę z oddziałami obu agresorów.

Określenie “czwarty rozbiór Polski” nie jest więc tylko publicystycznym ozdobnikiem, ale trafnie oddaje dramatyczne fakty historyczne. Pozostaje też wiecznym memento dla dyplomatów i polityków.

[1] Kazimierz Pluta-Czachowski. Organizacja Orła Białego. PAX, Warszawa 1987, s. 70     

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 6

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here