Kandyduję w wyborach do Sejmu i na spotkaniach z mieszkańcami Garwolina, Siedlec czy Pułtuska na pytanie co jest ich największym problemem nie pada odpowiedź, że służba zdrowia, szkolnictwo czy ochrona środowiska. Okazuje się, że problemem numer jeden są niskie wynagrodzenia, nie tylko mieszkańców Mazowsza, ale całej Polski. Jak to jest, przecież większość Polaków pracuje dużo, ciężko i wydajnie. Dlaczego więc sprzedawczyni w Lidlu w Polsce zarabia średnio 2500 zł, a w Niemczech 2500, ale euro. Dlaczego Polacy mało zarabiają?
Amerykanin na pytanie skąd bierze się prąd odpowiada, że “z gniazdka”. Na pytanie “dlaczego Polacy mało zarabiają’’ opowiedziałby: bo “pracodawca mało płaci’’. Prawidłowa odpowiedź jest jednakże dużo bardziej skomplikowana.
Średnie miesięczne wynagrodzenie Polaka jest trzykrotnie mniejsze od wynagrodzenia Niemca, a średnia emerytura nawet czterokrotnie mniejsza. Co jest tego przyczyną?
Z pewnością jednym z powodów jest wysokie opodatkowanie. Polak płaci procentowo i kwotowo więcej podatku dochodowego niż Amerykanin. Oprócz podatku dochodowego Polak płaci VAT 23% – jeden z najwyższych w Europie, gdy tymczasem w USA na Florydzie VAT wynosi 7%, a w Szwajcarii 8%. Do zapłacenia jest jeszcze ZUS – 1500 zł, która to kwota dla pracodawców zatrudniających kilku pracowników, a takich to firm jest najwięcej, stanowi często barierę nie do pokonania.
Każdy Polak pracujący w sektorze prywatnym pokrywa ze swojego wynagrodzenia pensje osób zatrudnionych przez państwo i samorząd w tym urzędników, prokuratorów, sędziów świadczących często usługi wątpliwej jakości, za które jak w przypadku sądów dodatkowo musimy płacić w postaci opłat sądowych, kancelaryjnych, czy też rekordowo wysokiej opłaty za ksero (1 zł za stronę). W Polsce 23% ogółu pracujących zatrudnionych jest w sektorze publicznym, a w Niemczech 15%.
Największymi pracodawcami są urzędy i instytucje publiczne. (Policja – 100 tys., ZUS – 43 tys.). Wartość produkowanych usług przez pracowników tych instytucji jest równa zeru. Do gigantycznej armii urzędników (700 tys.) należy doliczyć bezrobotnych.
Pomimo 30 lat kapitalizmu wartość dóbr i usług, które wytwarza Polak w ciągu roku jest trzykrotnie mniejsza niż w Niemczech, a w porównaniu z Amerykanami czterokrotnie niższa. Jaka jest tego przyczyna? Ponieważ w Polsce produkujemy proste produkty i usługi, na które marże są niskie. Najczęściej montujemy gotowe elementy i wytwarzamy produkty o niskim zaawansowaniu technologicznym. W Polsce nie mamy firmy o zasięgu globalnym, natomiast każdy Polak znajdzie produkty tych firm lub usługi. Nawet proste wydawałoby się produkty jak sprzęt ogrodniczy produkowany i sprzedawany jest przez firmy zagraniczne, a nie polskie.
Jak można mówić o innowacyjności polskiej gospodarki, jeśli 580 tys. Polaków po studiach w 2017 r. mieszkało w krajach Unii Europejskiej. Prawdą jest, iż po 1989 r. powstało wiele prywatnych szkół wyższych, jednakże nastawionych bardziej na zarabianie niż kształcenie. Znacznie zwiększył się wskaźnik osób z wyższym wykształceniem, ale absolwenci tych wyższych szkół to głównie politolodzy, historycy, specjaliści od marketingu i zarządzania. Najlepsze polskie wyższe uczelnie nie plasują się nawet w rankingu 400 najlepszych uczelni na świecie. Polskie instytuty badawcze nie mają większych osiągnięć. Ilość patentów rejestrowanych w Polsce znacznie odbiega od średniej unijnej. Przedsiębiorcy nie chcą płacić za nowe rozwiązania, a uczelnie nie potrafią ich sprzedać.
Dlaczego w Polsce zarabiamy 4 razy mniej niż w bogatych krajach? Emigracja.
Polacy w wieku produkcyjnym, nie znajdując w naszym kraju możliwości zatrudnienia, dostrzegają swoją szansę w innych wspólnotach ekonomicznych. W 2014 roku liczba Polaków pracujących w UE zwiększyła się do ponad 1,9 mln ludzi, zazwyczaj młodych i energicznych, powiększając tym samym liczbę Polaków pracujących za granicą do 2,3 mln. Polscy emigranci tylko w latach 2014-2020 wytworzą […]
W Polsce na większą skalę produkują głównie firmy zagraniczne, które tu zainwestowały przede wszystkim ze względu na tanią siłę roboczą i dotacje państwowe. Przykładem może być bank inwestycyjny J.P. Morgan Chase, który otrzymał z kasy państwowej dotacje w wysokości 20 milionów złotych. Decyzja polskiego rządu jest o tyle kuriozalna, iż to ten bank wielokrotnie uderzał w interesy polskie rekomendując sprzedaż polskiej waluty i wystawiając polskiej gospodarce fatalne oceny. Niemiecki koncern Daimler AG, w którym Polacy niewolniczo pracowali podczas wojny, na otwarcie swojego zakładu również został wsparty dotacją państwową w wysokości 19 mln euro.
Polskie firmy, które miały być traktowane na równi z zagranicznymi nie mogą liczyć na dotacje państwowe. Przykładem może być polska firma Ursus, produkująca ciągniki rolnicze, której polski rząd odmówił pomocy. Za to Państwowa Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości hojnie wsparła kwotą 40 mln zł, tak to niestety nie żart, budowę restauracji przez (i tu bez ironii) naszą prawdziwą chlubę narodową Roberta Lewandowskiego.
W Polsce nie ma wielkich prywatnych korporacji inwestujących i czerpiących zyski na całym świecie. Spółki skarbu państwa takie jak Orlen – rafineria w Możejkach – czy też KGHM – inwestycja w Chile, jest dobrym przykładem nieudolności i braku kompetencji nominatów partyjnych w roli menadżerów. Polskie prywatne firmy nie mają niezbędnego kapitału, ani też wsparcia. Od Amerykanów a w szczególności Francuzów długo jeszcze będziemy się uczyć, jak państwo dba o interesy firm inwestujących za granicą.
Polacy najzwyczajniej w świecie nie mają kapitału i nic nie wskazuje, że go będą mieć. Wiele firm ma problemy z płynnością, także tych które są notowane na polskiej giełdzie, przeżywającej od 2008 r. poważny kryzys. W szczególności dotyczy to spółek Skarbu Państwa nieudolnie zarządzanych przez przysłowiowych obajtków. Firmy te są drenowane poprzez fikcyjne umowy sponsoringowe, usługi konsultingowe, prawnicze, gigantyczne wynagrodzenia i odprawy, rozpasane fundusze reklamowe, czy też obowiązkową zrzutkę na Polską Fundację Narodową, z której pieniądze wypływają do stowarzyszeń dobrze żyjących z władzą.
Dlaczego polskie państwo niszczy Ursusa?
Nie ma wiadomości, która by bardziej ucieszyła. Firma Ursus „w cuglach” i bezapelacyjnie wygrała wielki przetarg na wyprodukowanie tysiąca autobusów elektrycznych w Polsce. Udowodniła tym samym, że nie tylko nie ma konkurentów w kraju, ale nikt w Europie nie może się z nią równać. Wypada zapytać: Polski Fundusz Rozwoju – z Panem Prezesem Pawłem Borysem […]
Polska pomimo 15 lat obecności w Unii Europejskiej należy wciąż do jednych z najbiedniejszych krajów w Europie. Dwie wojny światowe spowodowały, że Polacy nie mieli szans na gromadzenie majątku, a często tracili to co udało się zdobyć z tak wielkim trudem.
Jeszcze wcześniej Polska doświadczyła potopu szwedzkiego. Jego katastrofalne skutki porównywalne tylko z gehenną drugiej wojny światowe to gigantyczne zniszczenia, rabunek dóbr materialnych i kulturalnych, znaczne straty w ludności. Z dziesięciu milionów mieszkańców przeżyło sześć. Za wojną nadciągnęła zaraza. 123 lat zaborów to zapaść gospodarcza Polski, której skutki odczuwalne są do dziś. Przemarsze wojsk napoleońskich i nakładane kontrybucje, jak w przypadku Śląska doprowadziły do jego katastrofy gospodarczej.
Po 1989 r. miała miejsce prywatyzacja majątku państwowego i uwłaszczenie nomenklatury. Dla maluczkich był Program Powszechnej Prywatyzacji, który miał uczynić z Polaków kapitalistów, a który zakończył się kompletną klapą. Narodowe Fundusze Inwestycyjne rozwiązano w 2005 r. Co stało się z ich majątkiem? Kto go przejął? Reforma emerytalna, słynne OFE, jedna z trzech reform za czasów rządów premiera Buzka to, kolejny przykład wyprowadzania z Polski majątku Polaków.
Od 1989 r. Polska podlega stałej dezindustrializacji. Zniszczone zostały i to nie przez okupanta całe gałęzie przemysłu tak mozolnie budowanego po 1945, a przecież mieliśmy na dobrym technicznym poziomie przemysł stoczniowy, maszynowy, chemiczny, hutniczy, przemysł lekki, instytuty badawcze z dobrze wykształconą kadrą inżynierską.
Po 1989 r. Polsce narzucono, a nasze elity polityczne się na to zgodziły, neoliberalny model gospodarki. Polska otworzyła bez okresu ochronnego dla polskich firm (tak jak to miało miejsce chociażby w przypadku Korei Południowej) swój duży 40 milionowy rynek konsumentów. Zagraniczni inwestorzy za ułamek ceny przejmowali polskie państwowe firmy często tylko po to, aby je następnie zamknąć likwidując w ten sposób konkurencję.
W tym samym czasie polskie firmy dławione były osławionym popiwkiem tj. podatkiem od wzrostu wynagrodzeń. Wprowadzono sztywny kurs wymiany dolara niezwykle korzystny dla inwestorów zagranicznych, którzy wymieniali dolary po stałym kursie, a następnie umieszczali pieniądze w bankach na wysoko oprocentowanych lokatach, po roku odbierając ze 100 proc. zyskiem.
Do 2004 r. przedstawiciele firm zagranicznych mogli wręczać łapówki w Polsce bez ponoszenia odpowiedzialności we własnym kraju, za to z możliwością dopisania ich do kosztów uzyskania przychodów. Polska była traktowana przez inwestorów zachodnich tak jak najbardziej skorumpowane kraje Afryki, Azji i Ameryki Południowej. Zorganizowany system korupcji przy czynnym udziale polskich oligarchów oraz służb specjalnych miał gwarantować jak najszybsze skolonizowanie gospodarcze Polski.
Obecnie w Polsce 80% banków jest w posiadaniu inwestorów zagranicznych. Największe sieci handlowe to także domena zagranicy. Media (gazety, radio, telewizja, portale internetowe) w zdecydowanej większości to niepolski kapitał. Nawet wywóz śmieci i odpadów w dużych i średnich miastach zmonopolizowany jest przez firmy zagraniczne, które często nie do końca uczciwie transferują zyski do swoich krajów.
Najważniejsze gałęzie polskiej gospodarki są w posiadaniu inwestorów zagranicznych, bądź polskich oligarchów. Żaden z nich nie zbudował swojej firmy od podstaw. Najczęściej przejmował majątek państwowy, bądź tak ja w przypadku firmy Optimus doprowadzał do jej przejęcia przy pomocy aparatu państwowego. Taka postawa doprowadziła do drenażu resztek polskiej konkurencyjności oraz spowodowała rozwarstwienie Polaków na niespotykaną skalę. To polskiemu premierowi Janowi Krzysztofowi Bieleckiemu przypisuje się słowa, iż “pierwszy milion trzeba ukraść, potem zostaje się działający legalnie przedsiębiorcą”.
Polscy oligarchowie doskonale potrafili się dopasować do systemu nieformalnych powiązań pasożytujących na zasobach publicznych. Klientelizm rozszerzył się na skalę niespotykaną w krajach zachodnich, obejmując polskich oligarchów, firmy zagraniczne, a często grupy przestępcze. Ich działanie nie było by możliwe na co wskazuje choćby afera z podatkiem VAT, bez udziału polityków i to na najwyższym szczeblu.
Klientelizm w Polsce ma się doskonale także z uwagi na słabość instytucji państwowych („państwo teoretyczne”), a w szczególności wymiaru sprawiedliwości tj. prokuratury i sądów. Słabość świadomie utrzymywana przez wszystkie rządzące ekipy. Dzięki temu w Polsce można było i nadal można robić gigantyczne interesy nie mając kapitału ani wiedzy, wystarczy licencja na bezkarność. Przykłady? FOZZ, Amber Gold, Get Back, Art –B, Colloseum, WAG, reprywatyzacja nieruchomości warszawskich. Prawdziwi sprawcy tych afer nigdy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności karnej.
Odpowiedź na pytanie dlaczego Polacy mało zarabiają jest skomplikowana. Jeszcze trudniejsza jest odpowiedź co zrobić, aby to zmienić, ale o tym w następnym artykule.
Pytanie do Czytelnika:
[democracy id=”85″]
Tak trzymać Panie Marku; Mazowsze pamięta, że był Pan niezłym eurodeputowanym
W Polsce jest kapitał i można inwestować w nowoczesną produkcję. Nigdzie nie jest napisane, że musimy inwestować w nowe fabryki samochodów lub inne kolosy, ale możemy zająć się produkcją mniejszych wyrobów na potrzeby kolosów.
Jednakże polityka rządów PO-PiS polegająca na sprowadzaniu do Polski tanich robotników z innych krajów powoduje, że płace są w naszym kraju niskie, czego skutkiem jest masowa emigracja Polaków, głównie dobrze wykształconej młodzieży. Gdyby ta młodzież pozostała w Polsce, to byliby wykwalifikowani pracownicy do produkcji wyrobów hi-tech.