czyli co uchwalił Senat w sprawie futer i uboju rytualnego

Senat zezwolił na ubój rytualny drobiu, za to ponownie zabronił go w wypadku bydła, wydłużając zarazem okres przejściowy na jego obowiązywanie do 5 lat. Farmy zwierząt futerkowych przestaną istnieć, ale nie w 30 dni jak chciał Sejm, lecz w dwa i pół roku. Nie ma co za bardzo przejmować się przyjętymi rozwiązaniami, bo nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt wraca jeszcze do Sejmu. Potem może zawetować ją Andrzej Duda, bo nazywana oficjalnie przez sam PiS “piątką Kaczyńskiego” inicjatywa przysporzyła na razie rządzącym samych kłopotów. 

Zyskać miała Jarosławowi Kaczyńskiemu sympatię i poparcie młodych wyborców, czułych na krzywdę zwierząt, a zamiast tego skutecznie podzieliła klub PiS. Najpierw w Sejmie “piątki” nie poparło 15 posłów z partii PiS, cała 19 z sojuszniczej Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry oraz wszyscy z wyjątkiem Jadwigi Emilewicz z Porozumienia Jarosława Gowina, kolejnego “koalicjanta wewnętrznego” partii prezesa. 

W Senacie – jeśli uwzględnić liczebność klubu – było jeszcze gorzej, bo na 48 senatorów PiS aż siedmiu zagłosowało za odrzuceniem “piątki” w tym tak cenieni jak Jan Maria Jackowski oraz związani z rolnictwem jak przewodniczący Solidarności RI Jerzy Chróścikowski czy Józef Łyczak, który przed rokiem pokonał w wyborach we Włocławku (okręgi senackie są jednomandatowe) samego Jerzego Wenderlicha

Piątka Kaczyńskiego została bowiem fatalnie przyjęta przez polską wieś. Zamykane farmy futerkowe dają co najmniej 9,5 tys miejsc pracy głównie w uboższych regionach Polski (np. okolice Białobrzegów Radomskich). Nawet na mocy złagodzonej wersji senackiej likwidacja uboju rytualnego wyłącznie w wypadku bydła kosztuje hodowców utratę 1,6 mld zł opodatkowanych przecież zysków rocznie, więc dla budżetu państwa okaże się dotkliwa. Obecny deficyt budżetowy już sięga 109 mld zł, a pierwszy pisowski premier Kazimierz Marcinkiewicz przed laty za bezpieczną granicę uznał… 30 mld zł. Dochodzą jeszcze dodatkowe koszty, które trudniej oszacować: odpady organiczne z farm drobiu trafiały jako karma dla norek do gospodarstw futerkowych, na czym kurze farmy jeszcze zarabiały. Teraz ten, kto je prowadzi, będzie musiał dodatkowo zapłacić za utylizację “bebechów”. Odbije się to na cenie polskich kurczaków w marketach, chyba, że właściciele tych ostatnich będą woleli sprowadzić tańsze z zagranicy. W sumie nikt na tym nie zyska poza zagraniczną konkurencją polskiego rolnika i hodowcy, głównie właścicielami farm z Ukrainy, gdzie ograniczenia nie obowiązują. Wyborcy PiS wprost pytali swoich senatorów, dlaczego nie chronią życia poczętego, tylko norki.

Przyjęte w Senacie zmiany poszły dalej niż zakładał to premier Mateusz Morawiecki wraz z nowym ministrem rolnictwa Grzegorzem Pudą proponujący poprawki po tym, gdy stało się jasne, że w PiS ma miejsce pierwszy od pięciu lat rokosz, spowodowany faktem, że senatorowie PiS z wiejskich okręgów obawiają się odrzucenia przez wyborców, rozeźlonych zarówno na spowodowane przez nowelizację straty jak towarzyszący jej klimat: rolnicy czują się bowiem obrażeni faktem, że insynuuje się im, że nie są dobrymi ludźmi, skoro ograniczeniom się sprzeciwiają. Niepokoi ich groźba wkraczania do gospodarstw inspekcji radykalnych organizacji ekologicznych, występujących jako pozarządowe. Zbyt dobrze pamiętają jak to samo czyniła obca władza, milicja czy ORMO.

Z kształtu nowelizacji, w jakim wyszła ona z Senatu niezadowolony był wicemarszałek z PiS Marek Pęk. Podkreślił, że przyjęto rozwiązania kosztowne dla budżetu państwa.

Jak postąpi Sejm, jeszcze nie wiadomo, bo pomimo złagodzeń, PiS nie może już liczyć na bezkrytyczną maszynkę do głosowania własnych posłów: zbyt żywa pozostaje pamięć niedawnych perturbacji. Przeciw piątce Kaczyńskiego zagłosował przecież nawet urzędujący jeszcze wtedy minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski. 
Głosowanie za piątką Kaczyńskiego wprawia w konfuzję również Koalicję Obywatelską, której senatorowie spróbowali zjeść ciastko i równocześnie mieć je na potem: chronić zwierzęta oraz nadać sensowniejszy kształt pisowskiemu przedłożeniu. Zaowocowało to zabawnymi lapsusami. Przewodniczący senackiego klubu Koalicji Obywatelskiej Marcin Bosacki oznajmił bowiem, że… starano się pogodzić prawa zwierząt i ludzi. Dokładnie tak.

Największa formacja opozycji naraziła się w oczywisty sposób swojemu koalicjantowi w Senacie – Polskiemu Stronnictwu Ludowemu, które optowało za odrzuceniem piątki Kaczyńskiego. Demokratyczna większość nie załamie się jednak z dnia na dzień, bo żeby tak się stało, PSL musiałoby dogadać się z PiS – co oznacza realizację porzekadła “z deszczu pod rynnę” – ale Koalicja Obywatelska liczyć może… na wzajemność jeśli chodzi o brak lojalności koalicyjnej, jaką teraz sama się wykazała. 
Wielu polityków rządzącej większości przyznaje, że najlepszym finałem okazało by się zawetowanie feralnej nowelizacji przez prezydenta Andrzeja Dudę. Jednak lider AgroUnii Michał Kołodziejczak twierdzi, że prezydent w bezpośredniej rozmowie powiedział mu, że boi się to zrobić.

Najbardziej jednak bać się można złego prawa i związanych z nim strat. Zwłaszcza, że skutki niby tak humanitarnej i zacnej nowelizacji bezpośrednio godzą w polską wieś, która przez pierwszych piętnaście lat – zanim otrzymała unijne dopłaty bezpośrednie – ponosiła niewspółmiernie wysokie na tle innych środowisk koszty zmian ustrojowych. Pośrednio zaś – w każdego nabywcę kurczaka w sklepie spożywczym.

Czołowy polityk Koalicji Obywatelskiej, zastrzegający sobie anonimowość spodziewa się, że jeśli Sejm powróci do poprzedniej własnej restrykcyjnej wersji (z gospodarczymi herezjami jak zwijanie farm w 30 dni, czego nikt sobie nie wyobraża) – Duda ustawę zawetuje, natomiast jeśli poprawki senackie zostaną w izbie niższej utrzymane, wraz z godziwymi okresami przejściowymi, na co pozwala potencjalna większość wyłoniona przez KO, Lewicę, PSL, Konfederację i prospołeczną część PiS, prezydent taką łagodniejszą nowelizację podpisze. 

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 8

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here