Gorąca wojna i zimna krew

0
78

W konflikcie Rosji z Ukrainą granice “wojny gorącej” zostały przekroczone, chociaż nie ustają wcześniej podejmowane działania hybrydowe i informacyjne ani walka w cyberprzestrzeni. Faza manewrowa się jednak skończyła, od świtu w czwartek w Kijowie wyją syreny alarmów przeciwlotniczych.

Do podjęcia działań zbrojnych skłoniła prezydenta Rosji Władimira Putina wcześniejsza nieskuteczna reakcja państw zachodnich na dotychczasowe działania państw zachodnich. W pierwszych 24 godzinach obowiązywania sankcje nie zaszkodziły nawet rosyjskiej giełdzie ani nie osłabiły kursu rubla. 

Wojna toczy się jak nigdy od kilkudziesięciu lat blisko polskich granic. Bombardowany był Łuck, zaledwie o 100 kilometrów oddalony od Polski. Przed wojną do 1939 r. stanowił siedzibę władz jednego z województw Rzeczypospolitej. Także gdy w komunikatach wojennych pojawia się Lwów, nie jest to dla Polaków miasto obojętne, z przekazów agencyjnych albo folderów biur turystycznych. 

Ofiary cywilne przyczyniają do zmiany oceny sytuacji przez światową  opinię publiczną. Nie chodzi już o geopolitykę, wojnę nerwów ani globalną grę dotyczącą sojuszy i dominacji. Cierpią zwykli ludzie.

W tej sytuacji najważniejszym zadaniem dla rządzących w Polsce powinna stać się skuteczna ochrona naszych rodaków z Ukrainy. Nie są żadną “Polonią” jak sami podkreślają, bo nigdy z Polski nie wyjeżdżali oni ani ich bliscy. To politycy przesuwali granice. Zaś rodacy zza kordonu zachowali piękną polszczyznę jak z powieści naszych XIX-wiecznych klasyków, patriotyzm, przywiązanie do polskiej tradycji, zwyczajów i historii, poczucie przynależności do narodowej wspólnoty. 

Pomimo słabości obecnej ekipy rządzącej oraz pogarszającego się z jej winy wizerunku i malejącego autorytetu Polski w świecie – nasza dyplomacja odegrała jednak  w obecnym kryzysie międzynarodowym ważką i pozytywną rolę. W przeddzień magicznej daty 16 lutego, kiedy to wedle nieoficjalnych wiadomości miała się rozpocząć rosyjska inwazja, minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau jako rotacyjny przewodniczący OBWE spotkał się w Moskwie ze swoim rosyjskim odpowiednikiem Siergiejem Ławrowem. Dało to wschodniej Europie jeszcze ponad tydzień pokoju. Nie mamy powodu, by się tej misji wstydzić. Ale ten ograniczony w czasie sukces nie uczynił nas potęgą. 

Mocarstwem, nawet regionalnym, nie jesteśmy. Co gorsza, za zakończonych już rządów Antoniego Macierewicza w resorcie obrony, z przyczyn politycznych osłabiono armię i faktycznie zlikwidowano wojskowe służby specjalne. Dla obrony Polski nie mają znaczenia promowane przez pisowską ekipę “szwejki” z obrony terytorialnej. Wciąż mamy jednak atuty, obce sytym, zamożniejszym krajom demokratycznego Zachodu. 

Nasze społeczeństwo, w znacznej części pamiętające jeszcze czas masowych niedoborów z okresu stanu wojennego jak również zagrożenie, jakie łączono z koncentracją wojsk Układu Warszawskiego na naszych rubieżach w latach 1980-81  – nie ulega panice ani chaosowi, nie poddaje się zbiorowej depresji.   

W Sejmie premier Mateusz Morawiecki chwalił siebie i Jarosława Kaczyńskiego, jak to obaj przewidzieli zaostrzanie się sytuacji. Żenujący to występ. Gdy konia kują, żaba nogę podstawia.

Pochwalić za to wypada z całą mocą wielką odporność i cierpliwość, jaką wykazało się społeczeństwo polskie w trudnym, dwuletnim już – a końca wciąż nie widać – okresie pandemii, Pomoc sąsiedzka, rodzinna i w ramach grup rówieśniczych wiele razy zastępowała nieudolne działania państwa, na które obywatele nie mieli co liczyć. Ostrzegaliśmy się przed wirusem i powiadamialiśmy siebie nawzajem – jak na początku zarazy, w której aptece można kupić maseczki. Pomimo zmęczenia, objawiona wtedy solidarność międzyludzka nie wygasła. Pamiętamy ją zresztą także z wcześniejszych akcji dobroczynnych i pomocy ofiarom powodzi stulecia (1997 r.). 

Znane polskie powiedzenie głosi: umiesz liczyć, licz na siebie. Można to rozszerzyć: liczmy na siebie nawzajem. Na pewno nie na władzę, która już tyle razy zawiodła. 

Dla Polaków jednak słowo “solidarność” nie jest tylko zwykłym pojęciem ze słownika. Ani Wspólnota narodowa fantasmagorią, co wiele razy w ostatnim czasie potwierdzaliśmy. Zachowamy więc zimną krew, nawet gdyby rządzącym jej zabrakło. Po wszystkim i tak zostaną ocenieni.          

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 3

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here