Jak NIK wybija się na niezależność

0
71

Czy politycy opozycyjni będą zmuszeni wkrótce uznać za sojusznika a może nawet przepraszać Mariana Banasia, którego jeszcze niedawno potępiali w czambuł? Wiele wskazuje na to, że tak. Prezes Najwyższej Izby Kontroli staje się najwyższym rangą po marszałku Sejmu Tomaszu Grodzkim dostojnikiem państwowym, niezależnym od PiS. Prowadzi kontrolę w sprawie działań Beaty Kempy i wnosi o odwołanie dyspozycyjnego wobec partii wiceprezesa izby Tadeusza Dziuby. Potwierdza się, że przypadek bywa w polityce… najlepszym reżyserem.

Marian Banaś okazał się wyjątkowo twardym urzędnikiem, chociaż już skazywano go na pożarcie. Po ujawnieniu przez TVN, że wynajmuje nieruchomość przedstawicielom półświatka oraz perturbacjach z oświadczeniem majątkowym prezes partii rządzącej Jarosław Kaczyński wezwał go do dymisji. Banaś jednak odmówił odejścia i zapowiedział walkę o swoje dobre imię. Chociaż przedtem był ministrem finansów w rządzie Mateusza Morawieckiego, całkiem uniezależnił się od PiS. A nawet ma odwagę przeciwstawić się partii rządzącej, czego nikt poza marszałkiem Senatu ani samorządowcami spośród osób pełniących funkcje oficjalne nawet nie próbuje.

Dziś to Banaś broni niezależności kontrolerów, badających działania ulubienicy Kaczyńskiego i obecnej eurodeputowanej Beaty Kempy z czasów, gdy pracowała jeszcze w Kancelarii Premiera i jako pełnomocniczka zajmowała się pomocą humanitarną. Odsunął blokującego te zamierzenia własnego zastępcę Tadeusza Dziubę i wnioskuje do Sejmu, by go odwołał oraz do prokuratury, by jego działania zbadała. Przeprowadza też audyt w NIK niekorzystny dla poprzedników (jego obecną funkcję pełnił wcześniej obecny senator opozycyjny Krzysztof Kwiatkowski) ale też własnych zastępców z nadania PiS. Pokazuje tym samym, że nie mści się ani nie prowadzi krucjaty przeciw byłym kolegom, lecz wszystkich traktuje równo.  
Zaskakuje to wyłącznie tych, którzy… wcześniej Banasia bliżej nie poznali.

Wywodzi się z nurtu niepodległościowego, działał już w latach 70 w opozycji jako student. Pochwalić się może posągowym życiorysem z tego czasu: za kratami spędził okres 1981-83, siedział więc dłużej w więzieniach i aresztach niż wielu czołowych działaczy. Później dorabiał się w USA. W służbie państwowej dał się poznać jako ratownik budżetu państwa oraz znawca i demaskator sławetnych karuzeli VAT-owskich. Na pewno nie jest człowiekiem, którego złamać łatwo. Wiemy, że nie pomogły biurokratyczne represje wobec rodziny (zwolnienie syna z publicznej posady). Na ataki wydaje się impregnowany.

Po objęciu prezesury Banaś zatrudnił w NIK wielu dawnych działaczy opozycyjnych i samorządowych z lat 80. Nie ulega wątpliwości, że buduje własne zaplecze jako przeciwwagę dla nacisków PiS, obojętne czy ich źródłem pozostają politycy z zewnątrz czy urzędnicy z pisowskiego nadania w samej izbie. Skoro zaś broni kontrolerów, to staje się popularny wśród podwładnych, a NIK skupia wielu kompetentnych specjalistów. Dla PiS oznacza to tykającą bombę.

Za sprawą Mariana Banasia, jego nieustępliwości i twardego charakteru zyskujemy więc niespodziewanie instytucję centralną o sporych możliwościach wolną od pisowskich dyrektyw i przekazów dnia. Pytana o prezesa NIK marszałek Sejmu Elżbieta Witek czyniła wrażenie zakłopotanej i szybko rozgadała się… na inny temat, jakby chciała od tego uwagę odwrócić.
Wybijający się na decyzyjną suwerenność Banaś wprawia również opozycyjnych polityków w wyraźną konfuzję, skoro jeszcze niedawno nie szczędzili mu ostrych słów a niektórzy z nich zdawali się wręcz kibicować Kaczyńskiemu, rozważającego możliwości pozbycia się go z funkcji.
Tyle, że prezes Najwyższej Izby Kontroli pozostaje praktycznie nieodwoływalny. Powinno zresztą tak być i pozostać. To jeden z bezpieczników polskiej demokracji. Nadrzędny z pewnością wobec kontrowersji, jakie wzbudza charakter Banasia i kształt rozwijanych przez niego – zanim objął funkcję – biznesów.

Dla rządzących zaś mniejszym kłopotem pozostaje to, co Banaś już skontrolował – sposób wydawania pieniędzy w urzędzie Kempy oraz rozliczenia poprzedników w NIK, gdzie zdarzały się olbrzymie gratyfikacje dla sekretarek i podejrzane zamówienia, których beneficjentami okazywały się stale te same firmy, wzbudzające zdziwienie wydatki na samochody i meble.
Dalece istotniejsze wydaje się to, co jeszcze Banaś może poddać kontroli. Z zainteresowaniem czekać można na rezultaty badania wydatków i działań związanych ze słynnymi wyborami pocztowymi – pozbawionych wiążącej podstawy prawnej i alarmująco kosztownych. Sam druk kart do głosowania to osobny rozdział. Trudno o bardziej wyrazisty przykład marnotrawstwa, skoro wybory nie odbyły się ani w zakładanym przez PiS terminie 10 maja ani preferowanej przed tą datą wyłącznej formule korespondencyjnej. A ustawy, dające podstawę do działań w zarzuconych później ramach nie wyszły przecież na czas z Senatu. Wielkie pieniądze wydano na podstawie blankietowych decyzji. Wedle przepisów – całkiem bezprawnych. W realnym urzędniczym świecie nie da się przecież powołać na ustawę, nad którą parlamentarzyści… dopiero pracują. Nie tak rozumieć trzeba pojęcie woli politycznej, autorstwa ulubionego myśliciela prezesa Kaczyńskiego, Niemca Carla Schmitta.

Jaki mamy ustrój?

To nie jest zwykła „demokracja”, czyli władza ludu, ale „liberalna demokracja”. To nie tylko wybory, wola obywateli, ale przede wszystkim: rządy prawa, prawa człowieka, gospodarka rynkowa i … wiele innych…

Read more

NIK za Banasia nie tyle więc wybija się na niezależność, co wraca do normalności. Pomógł w tym oczywiście przypadek. Prezes poczuł się zdradzony i szpetnie wystawiony do wiatru przez swoją dotychczasową formację. Ta ostatnia zaś – wobec nieugiętości szefa NIK – ma się czego obawiać, świadczą o tym jej nerwowe w tej sprawie działania. “Planu B” wciąż brakuje, okazał się pisowskim blefem, za to w oczach decydentów pojawia się strach.

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 3

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here