Antena, bez niej nie ma programu – głosiło kiedyś hasło reklamowe telewizyjnego tygodnika. Teraz można je strawestować: Konfederacja. Bez niej nie ma większości.
Jedno okazuje się pewne: fala poparcia dla partii, której przewodzą obecnie wspólnie Krzysztof Bosak, czwarty w wyborach prezydenckich z 2020 r. oraz Sławomir Mentzen, nie będący nawet posłem, ale za to mający w mediach społecznościowych, a ściślej każdym z nich z osobna, tylu followersów, ile wielkie miasta w Polsce mieszkańców – nie opada. Konfederacja nie stała się efemerydą.
Jeszcze mocniej niż sondaże (wedle badania United Surveys z 14-17 lipca 2023 r. na Konfederację zmierza zagłosować 14 proc Polaków, według IBRIS z 19-20 lipca – 13 proc z nas) dowodzi tego start z jej list postaci rozpoznawalnych: jak Jakub Banaś, syn prezesa NIK Mariana, z powodu niezależności ojca wobec rządzonych szykanowany przez pisowski aparat represji. Czy Anna Siarkowska, której sam Jarosław Kaczyński na sali sejmowej pogroził palcem, nie zważając na fakt, że była wtedy w widocznej ciąży. Gest prezesa miał miejsce, gdy ówczesna posłanka PiS skrytykowała z mównicy “wycofywanie się ze słusznych reform w obszarze wymiaru sprawiedliwości pod naciskiem instytucji unijnych”.
Konfederacja słaba być nie może, skoro stała się tematem wystąpienia premiera Mateusza Morawieckiego, najchętniej opowiadającego o sukcesach własnego rządu lub nieprawościach Koalicji Obywatelskiej. W Krotoszynie premier – chociaż nie zaliczał się do ubogich jeszcze przed objęciem urzędu, a w trakcie jego sprawowania nie zbiedniał – powiedział o Konfederacji, że ma program darwinistyczny. Gdyby został zrealizowany, bogaci będą jeszcze bogatsi. A biedni coraz biedniejsi.
To samo mniej więcej mówił o projekcie partii Krzysztofa Bosaka i Sławomira Mentzena prezes PiS Jarosław Kaczyński w Stawiskach: – Nie będziemy rządzić z Konfederacją. Ich program to jest doprowadzić was do nędzy.
Utrwalenie pozycji Konfederacji na scenie publicznej, gdzie cieszy się ona od wielu miesięcy niesłabnącym dwucyfrowym poparciem nie zależy jednak od liderów konkurencyjnych partii. Bardziej od tego, czy jej właśni przywódcy potrafią zaprosić na listy wyborcze ekonomistów i przedsiębiorców, rozumiejących gospodarkę jako całość a nie tylko znających się na start-upach. Zdolnych w przyszłym Sejmie kompetentnie pracować nad dotyczącymi jej ustawami.
Ich obecność na listach zada kłam dalszej części wypowiedzi Kaczyńskiego, próbującego stygmatyzować nową “trzecią siłę” w polskiej polityce: – To są pomysły dzieciaków, szaleńców.
Sztuczna inteligencja zamiast nadmiaru urzędników
Uprościmy i obniżymy podatki, odbiurokratyzujemy kraj – obiecuje Sławomir Mentzen. Część urzędników zastąpić chce sztuczną inteligencją.
Oddamy wam Polskę – obiecują liderzy Konfederacji. Jak zastrzega Krzysztof Bosak, największa po Szymonie Hołowni rewelacja wyborów prezydenckich sprzed trzech lat (uzyskał wtedy czwarty wynik i poparcie 7 proc Polaków): “Konfederacja to jest partia, która chce wprowadzać do Sejmu ludzi poważnych, ludzi, którzy chcą realizować program Konfederacji. To są proste podatki, szacunek dla polskiej tradycji, niepodległości, dla wolności i braku paktowania ze skompromitowanymi partiami jak PiS, PO, Lewica i PSL” (w Graffiti Polsat News 5 lipca 2023 r.).
Przekaz ten trafia głównie do młodszych wyborców. Spośród tych poniżej czterdziestki 35 proc zamierza zagłosować na Konfederację, niecałe 16 proc na PiS.
Tytuł tej skromnej analizy nie jest wcale ironiczny – bo odzwierciedla opinię na temat partii jej zwolenników zapowiadających w sondażach, że na nią zagłosują. Nie jest jednak optymistyczny dla głównej bohaterki: same bowiem “fajniactwo”, jak to wtedy określał Paweł Łączkowski nie wystarczyło nawet Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, który wprawdzie jako jedyny do czasu Andrzeja Dudy był prezydentem dwie kadencje ale nie zapobiegł katastrofie własnego obozu politycznego i nic nowego też nie zbudował.
36-latka Sławomira Mentzena z Kwaśniewskim sprzed lat łączą młody wiek (Jarosław Kaczyński i Ryszard Terlecki są dwukrotnie starsi od współlidera Konfederacji) i luzactwo ale też zdumiewający fakt, że publicznie ujawnione zamiłowanie do napojów alkoholowych zupełnie ich wizerunkowi nie szkodzi. Kwaśniewski wygrał w pierwszej turze pomimo nagrań, na których chwiał się w trakcie uroczystości na charkowskim cmentarzu. Mentzen z trudem trzymał się na nogach na warszawskim Nowym Świecie, a gdy dokumentacja tej słabości pojawiła się w sieci, replikował z refleksem i dowcipnie. Zwolennikom się to spodobało. Dla nich niezmiennie jest fajny.
Nawet niemiecki tygodnik “Der Spiegel” (w edycji internetowej z 17 lipca 2023 r.) nie tylko Mentzenem się interesuje ale uznaje jego spotkania w prekampanii za “najbardziej udany spektakl w polskiej polityce”.
Równie bezradne co Morawiecki z Kaczyńskim wobec fenomenu Konfederacji wydają się “Gazeta Wyborcza” i TVN, próbujące Mentzena atakować za kłopoty z prawem jego brata (na co ten odpowiada, że to efekt nagonki), cytujące w kółko wypowiedzi sprzed lat nieprzychylne Żydom i LGBT, co akurat zwolenników tej formacji nie zrazi, bo czym innym się kierują, ale też, oddajmy im sprawiedliwość, nie za to ją pokochali. Publikatory mainstreamu przypisują jej z góry zamiar zawarcia koalicji rządowej z PiS czy wprost stania się jego przystawką, jak niegdyś Samoobrona czy Liga Polskich Rodzin, której posłem zresztą był wtedy Krzysztof Bosak.
W rzeczywistości jak pokazuje analiza Jarosława Flisa, wyborcy Konfederacji sytuują się we własnym przekonaniu najdalej właśnie od Lewicy i PiS. Dopiero po partii rządzącej na liście formacji najbardziej od nich odległych wymieniają Koalicję Obywatelską. Wiadomo, że z Mentzenem rozmawiał już Donald Tusk. Zaś Robert Winnicki, który przed trzema laty dogadywał się z pisowskim głównym rozgrywającym Michałem Dworczykiem – w ogóle do Sejmu nie wystartuje. Nie kieruje też kampanią, chociaż miał to robić.
Przyszłość Konfederacji zależy w większym stopniu od doboru doradców niż sojuszników. Tych ostatnich zawsze da się zmienić. I wbrew oburzeniu “Wyborczej” nie tak trudno sobie wyobrazić – na początek “techniczny”, czyli prowadzący do kolejnych wyborów, przed terminem – rząd z Tuskiem na czele oraz wicepremierem Mentzenem jako szefem któregoś z resortów gospodarczych. Ale ten ostatni odnaleźć się może również jako zastępca Morawieckiego. Chociaż oczywiście nie ten, co zawiaduje 800plus. Ponad pięćdziesiąt mandatów poselskich w przyszłym parlamencie, jakie wróżą Konfederacji instytuty demoskopijne, błyskawicznie przeliczające notowania na mandaty – to znaczący atut.
Przed laty na pytanie, kto będzie rządzić po wyborach, padała odpowiedź: koalicjant PSL. Dziś brzmi ona: ten, kto dogada się z Konfederacją.
Trwałość jej poparcia i tym samym obecności na scenie politycznej nie zależy jednak w głównej mierze od powyborczych decyzji o sojuszach.
Dziś wygrywa bowiem na przekonaniu, wyrażonym przez rymowankę “PiS, PO, jedno zło”. I paru chwytliwych hasłach. Zgadzamy się, że podatki obniżyć należy a biurokracja doskwiera nam wszystkim.
Z czasem jednak hasła dziś popularne przestaną wystarczać. I pojawi się pytanie, jak to zrobić.
Porozmawiajmy o konkretach
Konfederacja, gdy pomimo wrogości mediów głównego nurtu a za sprawą przekazu internetowego tak znaczne poparcie już zdobyła, staje przed szansą jego zakonserwowania tylko wówczas, gdy nie okaże się wyłącznie partią protestu. Te bowiem nie żyją długo i czasem zamieniają się u schyłku we własne zaprzeczenie jak Ruch Palikota czy Kukiz’15.
Obecni liderzy – chociaż nie brak wśród nich praktyków gospodarki, sam Mentzen zatrudnia w swojej kancelarii doradztwa podatkowego dwieście osób, wprowadził tam nawet obsługę z użyciem specjalnej karty, prowadził też kantor i sklep myśliwski – nie zbudują samodzielnie zadowalającego polskich przedsiębiorców ani nawet młodych adeptów start-upów projektu gospodarczego. Nie chodzi więc o to, by na konfederackich listach znaleźli się goście którzy warzą piwo (czyni to sam Mentzen, także właściciel pubu) czy produkują uszczelki. Potrzeba na nich ekonomistów z wizją, przedstawicieli rodzących się inicjatyw na rzecz reprezentacji klasy średniej i odrodzenia polskiego samorządu gospodarczego. Inaczej efekt świeżości zaniknie a wszystko ugrzęźnie w ogólnikach.
Przedsmak tego mieliśmy już w trakcie jednego z prekampanijnych spotkań Sławomira Mentzena. W Białymstoku wyborcy spytali go, z czego po zapowiadanej przez Konfederację obniżce podatków będą utrzymywane samorządy, teraz finansujące szkoły i szpitale. Mentzen, nie wychodząc z roli prowadzącego rozmowę przy piwie, odpowiedział na to lapidarnym: – No jak to z czego. Z pieniędzy [1].
Konfederacja potrzebuje więc fachowców, zdolnych do całościowego myślenia o gospodarce i jej naprawianiu. A gdy ich znajdzie, poparcia na tym z pewnością nie straci. I tym pewniej i roztropniej sojuszników sobie dobierze. Do Sejmu idzie się przecież po to, żeby wywrzeć wpływ na los kraju, a nie tylko dlatego, że jest tam… fajnie.
[1] por. Dorota Kuźnik. Mentzen odleciał na piwie z fanami… NaTemat.pl z 12 czerwca 2023