Podczas sejmowego briefingu wiceminister funduszy i polityki regionalnej Waldemar Buda zapowiedział ustawę, wychodzącą naprzeciw potrzebom mieszkańców terenów postpegeerowskich. Zawierać ma zarówno ulgi dla inwestorów jak obietnice socjalne dla samych mieszkańców. Szczegółów nie znamy, a faktem pozostaje, że ludzie z dawnych PGR doczekali się zainteresowania dopiero po pięciu latach rządów PiS oraz trzech dziesięcioleciach transformacji ustrojowej, która ich samych lub rodziców pozbawiła miejsc pracy.
Przez trzy dekady, jakie minęły od zmiany ustrojowej mieszkańcy popegeerowskich wsi mogli spodziewać się zrozumienia wyłącznie ze strony społecznych autorytetów, zwolenników wrażliwej gospodarki oraz, co znamienne, intelektualistów – historyków idei, pojmujących wyrządzoną im krzywdę i jej negatywne reperkusje dla polskiej tkanki społecznej.
Gdy uchwalano plan Leszka Balcerowicza – mieszkańców likwidowanych jako nierentowne Państwowych Gospodarstw Rolnych pozostawiono samych. Dziesięciu ustawom, uchwalonych w ekspresowym tempie pomimo bożonarodzeniowej pory jeszcze przez kontraktowy Sejm w 1989 r. nie towarzyszył żaden pakiet działań osłonowych, w zachodniej Europie pozostających już wówczas społecznym standardem. W sensie sympatii politycznych PGR-owskie wsie nie były wcale skansenem myślenia postsocjalistycznego: w Lubogórze pod Swiebodzinem w dzisiejszym Lubuskiem jeszcze w 1981 r. jesienią miał miejsce długotrwały strajk pracowników państwowego gospodarstwa, spowodowany złym traktowaniem robotników przez dyrektora. Znamienne, że był to – jak mówią specjaliści od konfliktów społecznych – typowy protest godnościowy, zaprzeczający całkiem stereotypom biernych, obojętnych i czasem nadużywających alkoholu “czereśniaków” czy “pegieerusów”, nieobcym części mocno rozwarstwionej polskiej wsi i wywodzących się z niej mieszkańców wielkomiejskich blokowisk.
Gdy w 1994 pojechałem z ekipą Wiadomości TVP na strajk do likwidowanego PGR Zegartowice na Pomorzu Toruńskim pod Chełmżą, protestujący przeciw bierności władz mieszkańcy z dumą przytargali przed kamerę ocaloną z dziejowych zawieruch tablicę z napisem “Gospodarstwo Rolne Skarbu Państwa Zegartowice”. Stanowiła dowód, że to nie komuniści stworzyli ich miejsca pracy. Państwowe gospodarstwo ustanowiono tam po nacjonalizacji majątku jednego z junkrów pruskich na mocy ustawy o przejęciu mienia wrogów Narodu Polskiego po 1918 r. Prosperowało przez całe dwudziestolecie. Pamiętam też, z jaką nieukrywaną dumą miejscowi chwalili się, że w ich PGR-owskiej wsi codziennie kupuje się w kiosku więcej gazet, niż w sąsiedniej, gdzie dominują indywidualne gospodarstwa.
Jedyny społeczno-gospodarczy pomysł na ulżenie doli mieszkańców dawnych PGR sformułował przed blisko ćwierćwieczem Ruch Odbudowy Polski mec. Jana Olszewskiego. Przygotowana przez jego ekspertów i działaczy “Umowa z Polską”, nad którą pracowali m.in. ekonomista Dariusz Grabowski i sen. Zbigniew Romaszewski proponowała przekazanie rolnikom ziemi po dawnych PGR – nieodpłatnie lub za symboliczną kwotę, w zależności od sytuacji. Wtedy jednak ROP wprowadził do Sejmu tylko 6 posłów (wybory z 1997 r.) i nie miał możliwości forsowania własnych ustaw. Zaś grunty postpegeerowskie wykupili często spekulanci ziemią czy wzbogaceni naprędce latyfundyści.
Wbrew stereotypom – ludność dawnych PGR-ów nie stanowi wyłącznie wyborczej klienteli partii populistycznych, chociaż oczywiście poparcie dla Samoobrony, póki działała, zwykle przekraczało tam średnią krajową. Mieszkańcy dawnych państwowych gospodarstw ochoczo wsparli jednak w referendum integrację z Unią Europejską. Trafił do nich argument, że głosują dla dobra własnych dzieci. W województwach, gdzie byłych PGR najwięcej – warmińsko-mazurskim, lubuskim, opolskim, zachodniopomorskim czy pomorskim najliczniejsi okazali się również zwolennicy akcesji. Również później w dawnych PGR głosowano chętniej na Platformę niż na PiS, podobnie jak na całych ziemiach zachodnich i północnych, bo tam głównie dawne państwowe gospodarstwa były ulokowane.
Kalka z systemu radzieckiego, stanowiły dla władzy wybieg, by wbrew dekretowi o reformie rolnej nie rozdawać ziemi chłopom ani służbie folwarcznej. Dawne majątki junkrów władza postanowiła zachować w całości, nie ufając tradycyjnej chłopskiej gospodarce pomimo narzuconego jej rygoru dostaw obowiązkowych.
Za mieszkańcami PGR o których zapomnieli – jeśli pominąć mec. Olszewskiego i jego współpracowników z drem Grabowskim na czele – politycy demokratycznej Polski, ujął się historyk idei i autor zaczytywanej w drugim obiegu broszury o ewolucji myśli politycznej Józefa Piłsudskiego prof. Marcin Król, już w tytule głośnej książki bilansującej transformację ustrojową oznajmiając: “Byliśmy głupi”.
Trudno krytykować PiS za to, że podejmuje kwestię rekompensaty społecznej dla mieszkańców PGR za lata dotykających ich zaniedbań, warto to jednak robić z tego powodu, że czyni to tak późno. Wystarczy przypomnieć, że sam Jarosław Kaczyński spośród 31 lat transformacji ustrojowej posłem, za sprawą werdyktu wyborców z 1993 r, nie był tylko przez cztery… Okazji więc nie brakowało. Zaś obecna inicjatywa, której szczegółów jeszcze nie znamy, siłą rzeczy przypominać będzie plan odbudowy ze zniszczeń wojennych uchwalany… w ponad trzy dziesięciolecia po podpisaniu pokoju… Po tak długim czasie zapewne nawet sam George Marshall nie byłby już skuteczny. Amerykański generał, uznany później za dobroczyńcę odbudowanej wedle jego projektu Europy Zachodniej ze swoim planem wystartował raptem dwa lata po zakończeniu działań wojennych…