Kampania obfituje w brudne chwyty. Być może w ten sposób obaj główni rywale pragną zamaskować niewygodny fakt, jak bardzo są do siebie podobni. Zaś mijanie się z prawdą stało się równie powszechną praktyką wśród oficjeli jak piractwo drogowe – chociaż nigdy władza nie siała na drogach takiego spustoszenia i strachu jak za pięcioletnich rządów PiS. Karierę w sieci robi nagranie szarżującej kolumny Andrzeja Dudy spieszącego na wieczór wyborczy do Łowicza.

Z lat 70 pochodzi śpiewana wtedy przy ogniskach piosenka o festiwalu w Opolu, w trakcie którego piastowski książę nagradza głównym laurem minstrela, który w tekście wyłuszczył, że władca wcale nie ma zeza tylko jest to “spojrzenie skoncentrowane na najważniejszych problemach i kwestiach”.

Ponieważ kłamstwo wbrew dr. Goebbelsowi, który utrzymywał, że sto razy powtórzone staje się prawdą – da się udowodnić we współczesnych warunkach, kiedy paroletnie dziecko jest w stanie wszystko nagrać zwykłym telefonem komórkowym – klasa polityczna w samoobronie wymyśliła pojęcie fakenewsa. Przyszło z Ameryki, gdzie jak pamiętamy co trzeci wyborca republikański swego czasu był przekonany, że Barack Obama jest wyznania muzułmańskiego, co wyczytał na zaprzyjaźnionych stronach. Brzmi jakoś inaczej, solidnie, a zresztą co to za zarzut, że ktoś został przyłapany na fejku. To tyle, ci piłkarz na spalonym.

Adam Bielan, spiritus movens kolejnej już kampanii pisowskiej wylewnie podziękował Krzysztofowi Bosakowi za zapowiedź, że ten czwarty pod względem poparcie kandydat w wyborach prezydenckich w ich drugiej turze nie zagłosuje na Rafała Trzaskowskiego. Sęk w tym, że Bosak niczego takiego po pierwszej turze nie powiedział. Wręcz przeciwnie, ogłosił, że żadnego z pozostałych w grze pretendentów nie wesprze, bo nawet o jego wyborców nie zabiegali.

Pryncypał Bielana prezydent Andrzej Duda ułaskawił skazanego za pedofilię. Konkretnie zaś – uwolnił go od zakazu zbliżania się do ofiary. Wcale nie przeszkadza to Dudzie deklarować, że jest przeciwny… seksualizacji dzieci jako obrońca tradycyjnej rodziny i jej praw. Chociaż trudno o większą seksualizację dzieci niż pedofilia. Jeszcze smutniejsze wydają się wyjaśnienia samego Dudy i prezydenckich urzędników w tym Pawła Muchy, że o zniesienie zakazu miała wnioskować sama ofiara. Każdy, kto zna te straszne sprawy potwierdzi, że elementem seksualnej przemocy w rodzinie pozostaje psychiczne uzależnienie ofiary od sprawcy. Apel taki jest więc prawnie bezwartościowy a nawet powinien stanowić sygnał alarmowy, by go nie uwzględniać.

Propagandyści z Dudą związani czynią też zarzut wymienionemu już w tym skromnym tekście Barackowi Obamie, że rozmawiając z Rafałem Trzaskowskim były amerykański prezydent dokonał ingerencji w wybory w Polsce. Jak rozumiem, gdy na parę dni przed ich pierwszą turą republikański prezydent Donald Trump bez konkretów ale z shake-handem przyjął w Białym Domu Andrzeja Dudę – żadna ingerencja nie miała miejsca.

Z kolei gdy okropna ulewa zalewała Warszawę, zatapiając nawet gmachy urzędów, a woda płynęła ulicami, kandydat Trzaskowski, przecież wciąż urzędujący prezydent miasta – walczył o głosy… w Brodnicy. W wyłgiwaniu się z tej trudnej sytuacji jego sztabowcy przeszli samych siebie, skoro pojawił się argument, że Trzaskowski nie jest Zeusem, władnym burze powstrzymywać. Nie żyjemy bowiem w średniowieczu i meteorologia pozwala przewidywać kataklizmy takie jak podtopienia spowodowane wzmożonymi opadami.

Kampania brutalizuje się a fejk staje w niej elementem codzienności – a ściślej partyjnych przekazów dnia. Jak się wydaje obaj kandydaci utwardzając język przekazu i dowolnie interpretując fakty uciekają od kłopotliwego wzajemnego podobieństwa. Styl i sposób prowadzenia agitacji nie różni się zasadniczo. Trzaskowski – wystawiony w miejsce Małgorzaty Kidawy-Błońskiej – skrojony został na obraz i podobieństwo Dudy, ale nie tego obecnego po pięciu latach jałowej kadencji, tylko niespodziewanego zwycięzcy z 2015 r. Wciąż nie umie się od tego uwolnić. Z kolei Duda stara się powtarzać te zachowania – zwłaszcza wiecowe, w kontakcie z tłumem – które rywalowi przed pierwszą turą przyniosły błyskawiczny wzrost poparcia. Zwłaszcza, że wciąż nie wie, z jakiego kręgu ma brakujących do sukcesu wyborców pozyskiwać. Zbyt wiele środowisk zaraził sobie obietnicami, których nie spełnił – od frankowiczów po związkowców.

Obu kandydatów mogłyby skarcić media, ale ich rola kontrolera w tej kampanii okazuje się jak nigdy ograniczona. TVP pozostaje tubą PiS. Pozostali walczą otwarcie o interes własny, a nie publiczny, co wyszło na jaw w trakcie przetargów o prezydenckie debaty. Wyborcom pozostaje więc bezcenne narzędzie, jakie stanowi obserwacja własna. Zwycięzca nie narodzi się z przekazów medialnych ani z kreacji w sieci. Zdecydują sami obywatele. Oferowane im podpowiedzi brzmią kłamliwie. 

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 4.3 / 5. ilość głosów 6

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here