W szczycie walki z pandemią Andrzej Duda zabłysnął twierdzeniem, że jeśli są warunki, by chodzić do sklepu, to są również, by pójść na wybory. Dotychczas to politycy PiS szkodzili swojemu prezydentowi i kandydatowi na następną kadencję, teraz to on swoim nieśmiesznym grepsem podważył powagę premiera Mateusza Morawieckiego jako koordynatora ogólnopolskiej walki z koronawirusem, bo taką faktycznie rolę szef rządu spełnia.

Trudno wymagać od innych wyrzeczeń, wzywać do cierpliwości oraz odpowiedzialności i równocześnie z nich żartować. Ale obecna władza i to potrafi. 

Wybory to nie zakupy, komisja to nie sklep. Wiedzą o tym nie tylko ekspedientki i ochroniarze oraz mężowie zaufania i członkowie komisji, również klienci i obywatele, jednym słowem my wszyscy. W sklepach można oprócz dezynfekatorów w sprayu i foliowych rękawiczek wprowadzić zasadę obowiązkowych odstępów między kupującymi oraz nimi a obsługą. W lokalu wyborczym tłoku nie da się uniknąć – bliskiego kontaktu wymaga choćby moment, gdy starszej, krótkowzrocznej lub po prostu słabiej znającej procedury osobie członek komisji wskazuje, gdzie się ma na liście podpisać, co dopiero uprawnia do pobrania karty do głosowania, skreślenia i wrzucenia jej do urny. Dziwne, że trzeba objaśniać rzeczy oczywiste, ale warto to robić, by wskazać kontekst wypowiedzi głowy państwa, zaskakującej w obu aspektach – epidemiologicznym jeśli tak rzec można i przedwyborczym. Pierwszy raz od hiszpanki sprzed stu lat, której nikt już nie pamięta,  mamy w Polsce tak groźną pandemię: nawet straszny atak ospy w 1963 r. we Wrocławiu miał regionalny czy lokalny charakter i pochłonął mniej ofiar niż obecna pandemia, a plaga gruźlicy tuż po wojnie utonęła w morzu innych, związanych z przesiedleniami, odbudową i nadużyciami władzy ówczesnych problemów. Po raz pierwszy też – choć mieliśmy już niesławne wybory brzeskie z 1930 r, powojenny cud nad urną i smutne głosowania po stanie wojennym w Polsce generałów w 1984 (do rad narodowych) i 1985 r. (do Sejmu PRL) – rządzący stają przeciw ogółowi społeczeństwa forsując sam termin wyborów, w okresie zagrożenia. Z sondaży wynika bowiem, że ledwie 16 proc Polaków podziela pogląd Jarosława Kaczyńskiego i Ryszarda Terleckiego, że nie zdarzyło się nic takiego, aby wybory w maju odbyć się nie mogły. Duda dołącza do forsujących takie stanowisko, ale uzasadnia je w sposób, który wydaje się jeszcze gorszy od samego uporu rządzących dziś Polską, którzy nie przejmują się, że 72 proc ich rodaków opowiada się za przełożeniem głosowania, jeśli sytuacja się nie poprawi [1].

To nie sklep, chciałoby się powiedzieć, to lombard, w którym Polacy – obywatele, którzy tę władzę wybrali i wszyscy inni, podatnicy, którzy tak czy owak ją utrzymują, bo nie ma u nas jak w Niemczech na wskazany kościół odpisu podatkowego na ulubioną partię, więc płacimy na wszystkie, na PiS najwięcej – to lombard, w którym my wszyscy zastawiliśmy na rzecz rządzących zdrowie i życie. Porównanie do instytucji finansowej ma sens również z tego powodu, że nie tylko lewicę oburza dziś fakt przeznaczenia z rządowego programu 70 mld zł na pomoc dla banków i 7 mld dla służby zdrowia. Jak wiemy, Morawiecki nie pracował wcześniej w szpitalu… Ale też tym razem – trawestując nieodżałowanego Jacquesa Chiraca – da się powiedzieć, że zmarnował doskonałą okazję by przestać uchodzić za bankstera.    

Władza, wybrana w czasie stosunkowo dobrej koniunktury, której przez pierwsze cztery lata przed swoją reelekcją pomimo rozlicznych starań nie zdążyła zepsuć – stawić ma czoła problemom, które wydają się ją przerastać. Gdy ziemie polskie pustoszyła na przełomie 1918/19 grypa hiszpanka, a równocześnie Polska odzyskiwała niepodległość, walczyła o granice i uznanie międzynarodowe – sternikami państwa byli Józef Piłsudski i Ignacy Paderewski, Wincenty Witos i Ignacy Daszyński. Nie znalazłem w żadnym przekazie, aby któryś z tych mężów stanu żarty sobie stroił ze śmiercionośnej grypy. Albo żeby porównywał wybory do pierwszego Sejmu Ustawodawczego (hiszpanka szalała do końca stycznia tegoż roku) do robienia zakupów u subiekta w czasach kiedy w sklepie wędliniarsko-mięsnym prosiło się jeszcze o „rozmaitości” a nie o puszki z Łukowa dla naszego rasowego ulubieńca.

A On mówić nie może! Mundur na nim szary – czytamy w słynnym wierszu Jana Lechonia o Józefie Piłsudskim. Czego główny twórca odrodzonej państwowości, który nie bał się carskiej ochrany ani strażników w Magdeburgu obawiał się w listopadzie 1918 r. tak, że powstrzymał się od przemawiania? Bolało go gardło, a nie chciał, żeby było jeszcze gorzej, bo ziemie polskie trapiła nowa zaraza. Jak i inne zagrożenia, również to oceniał Piłsudski realnie.  

Pierwsze zachorowania na hiszpankę odnotowano we Lwowie w lipcu 1918 r, jednak o epidemii da się mówić od końca września 1918 r. Zaś 4 listopada Komisja Zdrowia Publicznego przy związanej jeszcze z okupantem niemieckim ale polskej Radzie Regencyjnej rekomendowała jako środki zaradcze… mniej więcej to, czym się dzisiaj zapobiega wirusowi z Wuhan: unikanie udziału w zgromadzeniach oraz przestrzeganie higieny zwłaszcza częste mycie rąk i płukanie gardła [2]. 

Komendant Piłsudski jak już wiemy profilaktyki przestrzegał i gardła nie nadwyrężał, więc na straszną odmianę grypy nie zapadł. Jednak na tydzień przed Bożym Narodzeniem 1918 r. odeszła na zawsze z powodu hiszpanki córka Kazimierza Sosnkowskiego, a on sam – jeden z ludzi Piłsudskiemu najbliższych – chorował już w styczniu 1919 r. tak ciężko, że wątpiono, by pozostał wśród żywych. Czym była klęska grypy dla ówczesnych Polaków oddaje film Łukasza Barczyka „Hiszpanka”, tak świetnie pomyślany i słabo wykonany, że krytycy ochrzcili go „nieudanym arcydziełem”.     

Za datę wygaszenia epidemii hiszpanki na ziemiach polskich – chociaż nawroty miały miejsce jeszcze wiosną – medycy przyjęli 31 stycznia 1919 r. a pięć dni wcześniej Polacy wybierali pierwszą po ponad 120 latach swoją wolną reprezentację polityczną. Jak pisze Piotr A. Tusiński „głosowanie w wyznaczonym terminie (26 stycznia 1919 r.) nie odbyło się tylko w okręgach okupowanych przez wojska niemieckie: nr 2 Suwałki, gdzie przeprowadzono je w dniu 26 lutego 1919 r. (..), nr 20 Biała Podlaska, gdzie nastąpiło 9 marca 1919 (..) oraz nr 33 (Białystok) i 34 (Bielsk Podlaski), gdzie odbyło się dopiero 15 czerwca 1919 (..). Do głosowania nie doszło też na Śląsku Cieszyńskim, podstępnie zajętym w dniu 23 stycznia 1919 r. przez wojska czeskie, co spwoodowało dokooptowanie już przez Sejm Ustawodawczy w dniu 14 marca 1919 r. do swego składu sześciu kandydatów zgłoszonych przez ugrupowania polskie w okręgu nr 35 na wspólnej liście. W dniu 26 stycznia 1919 r. przy urnach wyborczych w poszczególnych okręgach stawiło się od 56,7 proc (okręg nr 21 Chełm) do 87,5 proc (okręg nr 27 Pińczów) uprawnionych do głosowania, co dało przeciętną frekwencję na poziomie 76,6 proc. – a więc bardzo wysoką jak na warunki społeczeństwa starannego wojną i dotkniętego wysokim poziomem analfabetyzmu (..)” [3]. Nie głosowano oczywiście na ziemiach pozostających jeszcze pod panowaniem pruskim, ani terenach objętych Powstaniem Wielkopolskim i Kresach Wschodnich gdzie trwały walki i niepokoje. Wyłoniony w ostatnich dniach epidemii hiszpanki i w toku sporów o granice z założenia tymczasowy jednoizbowy parlament okazał się zaskakująco skuteczny, przyczynił się do uratowania kraju przed inwazją bolszewicką w 1920 r. i uchwalił m.in. konstytucję marcową z 1921 r, jedną z bardziej demokratycznych w Europie. Wtedy jednak szybkie, tuż po odzyskaniu niepodległości wybranie konstytuanty, bo taką rolę Sejm Ustawodawczy powinien w założeniu wypełnić ułatwić miało legitymizację świeżego państwa i jego granic, zepewnić mu uznanie i szacunek społeczności międzynarodowej i te argumenty podnosili twórcy ówczesnej niepodległości. Wspierali ich zresztą intelektualiści, jak Stefan Żeromski, wcześniej przez cały listopad 1918 r. kierujący „rzeczpospolitą zakopiańską” jako przewodniczący tamtejszej rady narodowej – prowizorycznej lokalnej władzy, później uczestnik polskiej akcji plebiscytowej na Mazurach i korespondent wojenny na probostwie w Wyszkowie zaraz po ucieczce stamtąd bolszewików. W kampanię przed pierwszymi wolnymi wyborami pisarz włączyć się jednak nie mógł. Powód podaje jego biograf Jerzy Paszek: „Zimę 1918 – 1919 spędzili Żeromscy w Krakowie. Pisarz chorował wówczas na grasującą po całej Europie śmiercionośną grypę, tzw. hiszpankę (od miejsca narodzin tej epidemii). Monika przechodziła wtedy tyfus. W lutym 1919 rodzina przeniosła się do Zakopanego. W willi Władysławka Żeromski mógł jedynie werandować taki był osłabiony po przebytej chorobie”  [4].

Wtedy pośpiech przy pierwszym w dziejach Polski głosowaniu powszechnym był wskazany, teraz nic za nim nie przemawia. Dziś trudno podnosić dramatyczne argumenty na rzecz utrzymania majowego terminu wyborów, nie brak ich za to, by je przełożyć. Zwolennicy pierwszego ze stanowisk mogą sobie nawet żartować, bo trudno uznać, że Duda poważnie nie dostrzega różnicy między zakupami a wyborami – gdyby tak było, stawialoby to pod znakiem zapytania jego zdolność do pełnienia urzędu, ale rozwijanie tego wątku mogłoby oznaczać narażenie się na odpowiedzialność karną, ze względu na rozbudowane przepisy prawne, wciąż drobiazgowo chroniące majestat głowy państwa, chociaż stanowiące dość oczywisty przeżytek.              

Styl to człowiek a jak mówią słowa ballady Bułata Okudżawy o Puszkinie każda epoka ma własny porządek i ład.

Problem pojawia się wtedy, kiedy tego ładu trzeba bronić. Międzywojenna Polska zaczynała od entuzjazmu jako realna konstrukcja nawiązująca – za sprawą wspomnianych mężów stanu – do marzeń romantyków i pozywistów, wielkich emigrantów i syberyjskich zesłańców – a kończyła paniczną ucieczką rządzących szosą na Zaleszczyki z ocalałymi dobrami, wśród których skarb narodowy miał najmniejsze dla nich znaczenie.

Cała bezwzględność władzy

Nocne głosowania, nagłe pojawienie się zmian w kodeksie wyborczym zamiast regulacji zwalczających pandemię, uparte trzymanie się celu, który podziela ledwie 12 proc Polaków – w kwestii utrzymania majowego terminu wyborów prezydenckich PiS znów objawiło wszystkie cechy, za które wcześniej było krytykowane

Read more

Teraz granice są zamknięte. I tym razem to rządzący muszą brać przykład z rządzonych, a nie odwrotnie. A kto wymaga wyrzeczeń od innych, musi sam dać dobry przykład. Tym bardziej, że liczne restrykcje – jak wykazują renomowani prawnicy czy Rzecznik Praw Obywatelskich – wobec braku wprowadzenia stanu nadzwyczajnego nie znajdują faktycznych podstaw prawnych. Nawet jeśli są potrzebne to stanowią raczej blankietowe zobowiązanie dla obywateli, odwołanie się do ich poczucia odpowiedzialności. Nie zabrakło go z pewnością w ostatnich tygodniach milionom Polaków, znoszących liczne utrudnienia, nie ulegającym panice, gotowych do dobrych reakcji wspólnotowych, od wymiany informacji po pomoc sąsiedzką.

Smutek mityngów

Za najważniejsze w ostatnich dwóch tygodniach wydarzenia, jak pokazuje sondaż Ibris, uznaliśmy epidemię koronowirusa – czemu trudno się dziwić – oraz przyznanie dwóch miliardów złotych reżimowej TVP [1]. Nie skłania to do optymizmu przed wyborami.

Read more

Ale władza też musi udowodnić, po co znajduje się na swoim miejscu. Będzie śmieszna, jeśli każe policji ścigać nastolatków po parkach (choć obecne regulacje zezwalają nieletnim na wychodzenie wyłącznie w towarzystwie osób starszych), za to okaże się przydatna, jeśli pozgarnia wreszcie lumpów panoszących się na ulicach, bo gdy przechodniów mniej, agresywnych żebraków bardziej widać i stają się podwójnie dokuczliwi, skarci spekulantów zarabiających na maskach ochronnych i odkażaczach, powściągnie hieny z firm windykacyjnych namolnie domagające się wpłat od ludzi nagle pozbawionych dochodów. Wszystko to stanowi abecadło zarządzania kryzysowego, ale nikt władzy w tym nie wyręczy, w pewnych segmentach nie pomoże społeczna ofiarność, bo to nie sąsiedzkie wspólnoty mają gonić łazików czy paskarzy ani tworzyć czarne listy firm-krzaków zarabiających na nieszczęściu i odbierać im za to licencje. Nie po to podatki płacimy, by władze i w tym wyręczać. A prezydentowi też czas powiedzieć: pożartowaliśmy, do roboty…

[1] sondaż United Survey dla RMF i DGP, marzec 2020
[2] por. Agnieszka Krzemińska, Paweł Majewski. Hiszpanka była Amerykanką. „Polityka” nr 34 z 22 sierpnia 2009, zob też tychże autorów: Hiszpanka minęła tak nagle, jak się pojawiła Polityka.pl z 4 listopada 2009   
[3] Piotr A. Tusiński. Sejm Ustawodawczy Rzeczypospolitej Polskiej 1919-1922. Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 2019, s. 31-32
[4] Jerzy Paszek. Żeromski. Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2001, s. 156-157   

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 2

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here