Mam nadzieję, że szok, jaki wywołały zeznania przed komisją śledczą do spraw wyłudzeń VAT-u na temat pewnej pani będącej „doradcą społecznym” z zagranicznego biznesu podatkowego, a którą na ulicę Świętokrzyską 12 wprowadził minister Rostowski, i jej udziału w tworzeniu przepisów o tym podatku, będzie miał otrzeźwiający wpływ na opinię publiczną, a zwłaszcza podatników.
Teraz już wiemy, jak funkcjonowało „teoretyczne państwo” w czasach liberalnej demokracji, kto faktycznie pisał, a przede wszystkim dla kogo przepisy podatkowe oraz dlaczego tak łatwo okradziono nas na kwoty liczone w setkach miliardów złotych. Były to przecież „przepisy korzystne dla podatników”; teraz trzeba sprawdzić dla których. Już nikt nie uwierzy w zapewnienia, że ówczesne rządy nic nie wiedziały o lukach w regulacjach podatkowych i tylko wrodzona nieudolność i legendarne wręcz lenistwo liberałów nie pozwalały im na zwalczanie oszustw podatkowych. Komisja śledcza i organy ścigania sprawdzą powiązania biznesu podatkowego z politykami i urzędnikami, zawarte wówczas umowy na „doradztwo”, a przede wszystkim kto był faktycznie autorem przepisów dzięki którym (do dziś) można tworzyć „struktury optymalizacyjne” handlujące niczym po to, aby na końcu wyłudzać prawdziwe zwroty VAT-u.
Pod koniec liberalnych rządów urzędy skarbowe wypłacały już co rok 100 mld zł, które wcześniej wpłacili uczciwi podatnicy. Zwroty te przekroczyły 40% wpływów, co obrazuje skalę patologii postkolonialnej gospodarki i wspólnotowego VAT-u w naszej liberalnej wersji.
Dla ludzi zajmujących się tym podatkiem nie jest to jednak żadne odkrycie. O „prywatyzacji przepisów podatkowych” piszę od kilkunastu lat. Niektórzy (większość?) czytelnicy pukali się w czoło i radzili mi, abym „dał sobie spokój”, bo przecież taką rolę wyznaczono nam w Unii Europejskiej, a z wielkimi pieniędzmi wiąże się wielka władza. Po co walczyć z wiatrakami? Przecież można za to oberwać, a zwłaszcza z rąk liberalnych mediów, co zresztą kilkukrotnie się zdarzyło.
Przyznam się jednak do głębokiej naiwności, bo przecież przez lata traktowałem polityków i resortowych ekspertów od podatków za naiwnych dyletantów, którzy tylko dawali się ograć międzynarodowej mafii podatkowej. Byłem prawdopodobnie w błędzie, bo prymitywne ataki ze strony liberalnego członka komisji śledczej dają wiele do myślenia (z litości nie powtórzę jego nazwiska; każdy może zapoznać się w Internecie z poziomem jego wypowiedzi i „pytań” zadawanych mi na posiedzeniu komisji śledczej oraz komentarzami na jego temat wygłaszanymi przez internautów). Być może ktoś mu kazał atakować mnie w niewybredny sposób, a swoimi wypowiedziami na tematy podatkowe udowodnił, że nie ma jakiegokolwiek pojęcia o podatku od towarów i usług.
Degrengolada wspólnotowego VAT-u ma więc możnych protektorów. Ale to nie jest w sumie istotne. Teraz podatnicy wiedzą, że w liberalnym państwie stanowienie przepisów jest biznesem, który jest wrogi dla uczciwych przedsiębiorców. To oni mają płacić podatki za tych, których stać na załatwienie sobie korzystnych regulacji. Bo istotą optymalizacji podatkowej jest wciągnięcie do tej procedury „pożytecznych idiotów”, którym nadaje się tym samym dwie role: mają uwiarygodnić działania „optymalizacyjne” prawdziwych beneficjentów tych operacji, a potem płacić podatki za nietykalnych oszustów.
Aby raz na zawsze przeciąć ten wrzód, organy skarbowe powinny się zająć organizatorami tego procederu. Nie tak trudno ich wskazać. Wystarczy sprawdzić listę klientów biznesu optymalizacyjnego, którzy uzyskiwali największe zwroty VAT-u. Gwarantuję, że dochody budżetowe wzrosną w wyniku tych działań o co najmniej kilka miliardów złotych w ciągu jednego roku. Skutkiem tego będzie:
- likwidacja bezpowrotnych strat w dochodach budżetowych, wywoływanych przez bezpośrednich beneficjentów „optymalizacji” tego podatku;
- brak korzyści podatkowych będących udziałem „pożytecznych idiotów”, którym rzuca się ochłapy za udział w tym procederze.
Pojawią się jednak dwa skutki uboczne, pozornie dość bolesne. Obniży się tempo wzrostu PKB, bo „transakcje optymalizacyjne” w podatku od towarów i usług na niektórych rynkach stanowią nawet 6-9% obrotów (kiedyś było jeszcze więcej). Po wprowadzeniu odwrotnego obciążenia na wyroby stalowe obrót nimi wzrósł o… 90% – to przecież cud ekonomiczny. Nie ma jednak czego żałować, bo jest to wirtualna gospodarka. Drugim skutkiem będzie krytyka ze strony liberalnych mediów, które szermować będą oskarżeniem o „fiskalizm” i „wrogość wobec zagranicznych inwestorów”.
Będą jednak korzyści polityczne. Uczciwi podatnicy już 3 lata czekają na „dobrą zmianę” w podatku od towarów i usług, czyli eliminację prawdziwych oszustów i zakończenie akcji niszczenia ich ofiar. Oczekują również kresu wszechwładzy zagranicznego biznesu podatkowego i jego wpływu na przepisy podatkowe, a także wyrzucenia z resortu finansów wszystkich „doradców społecznych” (bez wyjątku). Ciekawe, kto obecnie pełni tę funkcję?
(podkreślenia – redakcyjne)