Wtedy Polska po 123 latach odzyskała niepodległość bez wielkich ofiar i kolejnego krwawego powstania narodowego. Za sprawą roztropności zwykłych patriotów, którzy do rozbrajania zaborców przystąpili w dogodnym momencie, wtedy, kiedy ci już wojnę światową przegrali. Ale również dzięki rozumnym działaniom polityków, którzy się uzupełniali w swoich staraniach, chociaż równocześnie konkurowali o władzę w odradzającym się państwie.
W świetle nadspodziewanie powszechnego uczestnictwa Polaków w wyborach parlamentarnych teraz na dowartościowanie zasługuje również data pierwszego wolnego głosowania w odrodzonym kraju: do Sejmu Ustawodawczego 26 stycznia 1919 r, kiedy to pomimo trwającej epidemii śmiercionośnej grypy hiszpanki, trzaskającego mrozu oraz zniszczonych dróg i mostów do urn udało się 76,7 proc. uprawnionych – więcej niż w niedawnym głosowaniu październikowym, kiedy to z prawa wyborczego skorzystało 74 proc z nas.
To nie był dzień jak każdy inny
Tamte pierwsze wolne wybory w dziejach Polski stały się jednak możliwe jedynie za sprawą wcześniejszych wydarzeń. I w tym sensie wybór na święto narodowe obchodzone od 1937 r. daty 11 Listopada okazuje się oczywiście symboliczne – bo nie wszystko, co najważniejsze, jednego dnia się zdarzyło – ale też głęboko uzasadnione. Nawet jeśli porywa nas swada sformułowania: tak ni z tego ni z owego, była Polska od pierwszego, autorstwa samego Piłsudskiego, wtedy już Marszałka (wypowiedział je na zjeździe legionistów w Kaliszu w 1927 r.). I urok innej formuły Juliusza Kadena-Bandrowskiego: “radość z odzyskanego śmietnika”. Wiele cezur używanych przez historyków ma charakter umowny – ale z pewnością nie był to dzień jak każdy inny.
Dopiero nad ranem 11 listopada komendant Józef Piłsudski, od niespełna 24 godzin przebywający w Warszawie, do której przyjechał po uwolnieniu z twierdzy magdeburskiej, gdzie więziono go za odmowę złożenia przez Legiony przysięgi na wierność Niemcom – uzyskał od przedstawicieli zrewoltowanej niemieckiej rady delegatów żołnierskich, sprawujących u nas władzę po ucieczce generalnego gubernatora Hansa Beselera, postanowienie, że liczące 80 tys wojska niemieckie zostaną z terenu b. Królestwa Polskiego wycofane. Zapobiegło to masakrze, bo stanowiąca zalążek polskiej władzy przy okupantach Rada Regencyjna dysponowała siłą zbrojną dokładnie szesnaście razy mniej liczną: 5 tys osób pod bronią. Zapobiegło to masakrze, bo chociaż Niemców na ulicach rozbrajano już przed zawarciem porozumienia, nie zawsze na to pozwalali: do strzelaniny doszło m.in. na placu Teatralnym. Jednak w Niemczech trwała już rewolucja (komendant obserwował ją, gdy eskortowano go na dworzec w Berlinie) a żołnierze po ponad czterech latach wojny światowej, nazwanej później pierwszą, nade wszystko pragnęli wrócić do domów. Nie da się też ukryć, że doświadczenia, jakie Józef Piłsudski wyniósł z wieloletniej działalności w organizacji w Organizacji Bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej ułatwiły mu porozumienie z radykalną radą delegatów żołnierskich. Na ich znaczenie dla wypracowania zawartego nad ranem kompromisu zwraca uwagę socjolog i historyk Andrzej Anusz, autor wnikliwej książki “Wokół Marszałka”. Piłsudski przecież dopiero wtedy “wysiadł z czerwonego tramwaju na przystanku Niepodległość” jak głosiło inne znane powiedzenie.
Również 11 listopada 1918 r. Rada Regencyjna przekazała Piłsudskiemu dowództwo nad polskimi siłami zbrojnymi.
Podporządkował mu się także, rozwiązując się, Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej z socjalistycznym premierem Ignacym Daszyńskim, utworzony w nocy z 6 na 7 listopada w uwolnionym od okupantów austriackich Lublinie.
Tego samego dnia 11 listopada 1918 r. w wagonie kolejowym we francuskim Compiegne przedstawiciele walczących stron podpisali rozejm, kończący I wojnę światową. Oznaczał porażkę państw centralnych, kontrolujących do niedawna całe terytorium Polski.
Zaś w jeszcze bardziej odległym waszyngtońskim Białym Domu prezydent Stanów Zjednoczonych Woodrow Wilson przyjął też 11 listopada 1918 r. reprezentującego Komitet Narodowy Polski Romana Dmowskiego. Do poważnego potraktowania polskiego polityka przez twórcę czternastopunktowego planu pokojowego w Europie, którego punkt trzynasty przewidywał odtworzenie naszego niepodległego państwa, przyczynił się pianista Ignacy Jan Paderewski, wówczas najbardziej w świecie rozpoznawalny Polak, bez reszty zaangażowany w działania na rzecz odrodzenia kraju.
Data 11 Listopada, chociaż więc dla przebiegu wydarzeń prowadzących do odzyskania przez Polskę niepodległości po 123 latach zdecydowanie najważniejsza, pozostaje więc symboliczna, ponieważ był to proces a nie jednorazowy akt. Właściwie powrót państwa polskiego można by zacząć świętować już w październiku, jeśli dosłownie trzymać się łańcucha wydarzeń.
Jak Żeromski razem z endekami rządził Zakopanem
Jak opisuje bowiem ówczesną sytuację biografka Wincentego Witosa, Małgorzata Olejniczak: “Alianci przełamują linię frontu. W październiku wynik wojny jest już właściwie przesądzony. Parlament austriacki jeszcze obraduje, uchwala budżet, ale państwo jest już fikcją. Zwycięstwo aliantów pod Piavą przesądza o jego upadku. Na froncie wschodnim żołnierze armii austro-węgierskiej pakują się i wracają do swoich domów! Przez trzy tygodnie w tej strefie okupacyjnej nie ma żadnego garnizonu ani nawet urzędnika.
Pierwszym “wyzwolonym” w ten sposób miastem jest Cieszyn. Księstwo Śląska Cieszyńskiego proklamuje niepodległość, chęć włączenia do wolnej, choć nieistniejącej jeszcze Polski, już 28 października 1918 r. Za nim wolność odzyskują Kraków i Lwów, który przejmują i Polacy i Ukraińcy (..). W wolnej Galicji przywódcy Koła Polskiego w Radzie Państwa powołują Polską Komisję Likwidacyjną, której działania obejmują tereny na zachód od Sanu. Wincenty Witos zostaje jej prezesem. Komisja składała się z 23 przedstawicieli wybranych wedle klucza partyjnego” [1]. W trzy dni od jej powołania obejmuje 31 października władzę w Krakowie.
Co tak precyzował Bolesław Wieniawa-Długoszowski: “Przejęto formalnie władzę cywilną i wojskową, wezwano ludność do zachowania porządku i spokoju, wojsko do poddania się rozkazom brygadiera [Bolesława] Roi, który został komendantem polskiej siły zbrojnej. Przejęcie władzy w całym kraju odbyło się spokojnie i bezkrwawo” [2].
Z kolei Jerzy Paszek opisuje, że “Endecja stworzyła w Zakopanem Organizację Narodową. Przewodniczącym został wybrany [Stefan] Żeromski. 31 października 1918 r. oficerowie [Franciszek] Nowotny i [por. Marian] Bolesławicz złożyli pisarzowi meldunek, że “zlikwidowali już Austrię na swoim terenie” i chcą się oddać pod rozkazy polskiej władzy cywilnej. 1 listopada powołano prezydium Rady Narodowej Zakopanego. Przewodniczącym znów został Żeromski. Prawie przez cały historyczny listopad pisarz rządził “Rzeczpospolitą Zakopiańską” [3].
Sam Stefan Żeromski szczegółowo ale i z dystansem to sprawozdawał w późniejszym liście do Tadeusza Łopalewskiego: “Sprawowałem ten niezapomniany, śmieszny i wzniosły urząd (..) gdy się mama Austria waliła w gruzy. Zaprzysiągłem uroczyście wojsko, policję, szpiclów, gminę, pocztę i telegraf na wierność nowemu państwu a nawet prowadziłem wojnę o odzyskanie wsi Głodówki i Sucha Góra od inwazji czeskiej” [4]. Przy czym, jak nadmienia biograf, “pisarz należał do tych przedstawicieli stronnictwa nowotarskiego, którzy wypowiadali się za powściągliwością w rozszerzaniu terytorium polskiego na ziemie Węgier i Czechosłowacji” [5].
…a dla rządu Daszyńskiego słowo “Rzeczpospolita” brzmiało zbyt zachowawczo
Z kolei Ignacy Daszyński już 8 października apelował do niemieckiego kolegi- socjalisty i sekretarza stanu w rządzie, Philippa Scheidemanna (nie mogąc wiedzieć, że adresatowi tej prośby już w miesiąc od jej wystosowania dane będzie z berlińskiego balkonu proklamować powołanie… Republiki Weimarskiej) o zwolnienie Józefa Piłsudskiego wraz ze współpracownikami z twierdzy magdeburskiej, zaś do swoich już 24 października o “organizowanie się Polaków w zaborze austriackim, by wejść do Wolnej Polski w ładzie i bez ciężaru dla niej. Podczas zgromadzenia ludowego w “Sokole” w dniu 3 XI – z udziałem licznych ludowców (przewodniczył Wincenty Witos) (..) ostrzegał równocześnie klasy posiadające, że “Polska nie może być macochą ludu lecz winna być jego matką najmilszą, domem najdroższym, jego własnością, dumą i prawem” [6].
Już jako premier powołanego w nocy z 6 na 7 listopada Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej (nawet słowo “Rzeczpospolita” nie pasowało bowiem jako zbyt konserwatywne do ówczesnych nastrojów) w Lublinie na wiecu Polskiej Partii Socjalistycznej i Polskiego Stronnictwa Ludowego 10 listopada, Ignacy Daszyński objaśniał, że ten właśnie rząd “utworzył się na podstawie nakazu stronnictw polskiego ludu pracującego, robotników, włościan i tej części inteligencji mieszczańskiej, która uznaje prawa ludu do władzy. Ani w Krakowie, ani w Lublinie ręce nasze nie splamiły się krwią polską. Lud władzę wziął mocą swej liczby i siły, mocą nieskończonych cierpień i ofiar, nałożonych mu przez wojnę światową” [7].
Jak Piłsudski mógł ale nie chciał zostać dyktatorem
Zaś w Warszawie Rada Regencyjna zwraca się do Piłsudskiego 11 listopada 1918 r. o utworzenie rządu narodowego. Sama się w trzy dni później rozwiąże, swoje kompetencje w ostatnim dekrecie przekazując Komendantowi.
Misję sformowania nowego gabinetu powierza Piłsudski po rozmowach z politycznymi stronnictwami jeszcze 13 listopada Ignacemu Daszyńskiemu, który jednak rządu nie utworzy i rezygnuje z tego zadania 17 listopada. Dwa dni później uda się to innemu socjaliście Jędrzejowi Moraczewskiemu. Bez porównania lepiej widzianemu przez prawicę, chociaż ta oczywiście w skład rządu nie wejdzie.
Na mocy rządowego dekretu tymczasowym Naczelnikiem Państwa zostaje 22 listopada Józef Piłsudski z prawem powoływania ministrów i zatwierdzania budżetu, zanim 26 lutego następnego już 1919 roku złoży władzę w ręce wybranego miesiąc wcześniej przy wspomnianej już 77-procentowej frekwencji Sejmu Ustawodawczego. Nie ulega wątpliwości, że mógł zostać dyktatorem ale świadomie dążył do ustanowienia w Polsce demokracji. Chociaż po ponad siedmiu latach to on właśnie zada jej decydujący cios w dniach zamachu majowego.
Wybiegamy już jednak w przyszłość, a na razie w 1918 r. jak opisuje najznakomitszy kronikarz jego życia, Wacław Jędrzejewicz, “16 listopada Piłsudski notyfikował obcym państwom o powstaniu niepodległego państwa polskiego, wzywając demokracje zachodu o udzielenie pomocy i braterskiego poparcia odrodzonej i niepodległej Polsce. Reakcja na tę notę państw obcych była bardzo różna. Trzeba pamiętać, że w Paryżu Komitet Narodowy Polski, kierowany przez Romana Dmowskiego i jego przyjaciół (..) był uznany przez aliantów jako de facto rząd polski, który nawet dysponował dużą armią pod dowództwem gen. Józefa Hallera. Teraz powstaje rząd w kraju, czyli istnieją dwa rządy polskie: krajowy i emigracyjny. Piłsudski doskonale to rozumiał i wiedział, że taka sytuacja nie może trwać długo, wyraźnie szkodząc sprawie polskiej za granicą. To też rozpoczął starania o związanie Komitetu Narodowego Polskiego w Paryżu z rządem w Warszawie. Akcja ta trwała przez dwa miesiące, do połowy stycznia 1919 r” [8].
Zostanie ona uwieńczona nie byle czym, bo objęciem teki premiera przez samego Ignacego Paderewskiego.
Nie da się też powiedzieć, żeby wspomniana akcja Piłsudskiego nie natrafiła na zrozumienie drugiej strony, chociaż z Dmowskim serdecznie się nie znosili nawzajem. Kiedy w 1904 r. Japonia walczyła na Dalekim Wschodzie z Rosją (wygrała zresztą tę wojnę), Piłsudski udał się do kraju kwitnącej wiśni w celu nawiązania współpracy – plan maksimum przewidywał utworzenie legionu polskiego przy armii japońskiej, Dmowski zaś podążył jego śladem, żeby te wysiłki torpedować i dopiął swego.
Późną jesienią 1918 r. działo się jednak inaczej. To właśnie Roman Dmowski po powrocie ze Stanów Zjednoczonych naprędce studzi gorące głowy współpracowników. Nie ma z tym kłopotu, skoro jego prestiż wzrósł po prestiżowej wizycie w Białym Domu u Wilsona w dniu podpisania rozejmu, kończącego wojnę światową. Prof. Krzysztof Kawalec tak opisuje sposób, w jaki lider Narodowej Demokracji spacyfikował radykałów z własnego obozu: “Powróciwszy do Paryża, Dmowski musiał łagodzić irytację swych współpracowników. 23 listopada, na pierwszym posiedzeniu KNP, w którym wziął udział po powrocie zza oceanu, utrącił wniosek obalenia rządów ludowych siłą, strasząc, że alianci promują rządy “za którymi stoją loże masońskie”, i próba utrącenia podobnych rządów w Polsce mogłaby zakończyć się terytorialnym jej okrojeniem. Cokolwiek myślelibyśmy dzisiaj o podobnej argumentacji, konkluzje – eksponując konieczność kompromisu – brzmiały rozsądnie. Innym argumentem była sugestia, że zepchnięci do opozycji socjaliści mogą zradykalizować swe poczynania, zbliżając się do bolszewików. W następstwie podjętych działań wydelegowano do kraju Stanisława Grabskiego, z misją doprowadzenia do kompromisu z wyłonionymi tam władzami. Jego socjalistyczna przeszłość mogła sprzyjać odegraniu przezeń roli mediatora (..). Historycy są w zasadzie zgodni, że i Piłsudskiemu zależało wtedy na ugodzie (..)” [9]. Owocem jej zaś stało się – powtórzmy – premierostwo Paderewskiego.
Zaraz po przyjeździe do Warszawy 2 stycznia 1919 r. Ignacy Jan Paderewski oznajmił w przemówieniu do mieszkańców:
– Żadne stronnictwo z osobna nie odbuduje Ojczyzny. Odbudują ją wszyscy.
Premiera demokracji z cudem frekwencji
Jak referował jego biograf Marian Marek Drozdowski: “w dniach 2-4 stycznia 1919 r. Paderewski konferował z przedstawicielami życia politycznego stolicy. Po południu 4 stycznia spotkał się z Piłsudskim w Belwederze. Piłsudski zgodził się z Paderewskim w sprawie konieczności powołania rządu ogólnonarodowego. Trzeba przypomnieć, że dzień wcześniej Paderewski został powiadomiony przez Tadeusza Dymowskiego o planowanym zamachu stanu, z którym się nie solidaryzował ze względu na niebezpieczeństwo wojny domowej” [10]. Pucz rzeczywiście miał miejsce i to już najbliższej nocy z 4 na 5 stycznia (doskonały epicki jego obraz znajdujemy u Kadena-Bandrowskiego w “Generale Barczu”) ale Piłsudski bez trudu go stłumił, a wobec sprawców: płka Mariana Januszajtisa i Eustachego Sapiehy konsekwencji nie wyciągnął. Napięcie posłużyło mu za to jako pretekst do dymisji rządu Moraczewskiego.
Zastąpił go 16 stycznia 1919 r. gabinet Paderewskiego, w składzie którego znaleźli się Stanisław Wojciechowski (sprawy wewnętrzne) i Zenon Przesmycki ps. Miriam (kultura). Paderewski, jak się okazało, rządził do końca roku.
Ale na kształt polskiej polityki dalece bardziej niż jego premierostwo wpłynął kształt pierwszych wolnych wyborów w Polsce, które odbyły się oczywiście wyłącznie tam, gdzie rozciągała się władza państwowa a nie trwały walki. Jak opisuje bowiem Piotr A. Tusiński (“Sejm Ustawodawczy…”): “w dniu 26 stycznia 1919 r. przy urnach wyborczych w poszczególnych okręgach stawiło się od 56,7 proc (okręg nr 21 Chełm) do 87,5 proc (okręg nr 27 Pińczów) uprawnionych do głosowania, co dało przeciętną frekwencję na poziomie 76,6 proc – a więc bardzo wysoką jak na warunki społeczeństwa steranego wojną i dotkniętego wysokim poziomem analfabetyzmu oraz przy zadeklarowanym bojkocie ze strony części mniejszości narodowych i środowisk ulegających wpływom lewicy rewolucyjnej. Społeczeństwo polskie u progu odradzającego się niepodległego bytu państwowego zdało zatem pomyślnie egzamin z przygotowania do życia w wolnej ojczyźnie” [11]. Cytowanego autora warto nawet poprawić, że próg ten został właśnie przekroczony.
Więcej niż sama niepodległość
Chociaż sama niepodległość stanowiła dla Polaków cel nadrzędny, po 11 listopada 1918 r. uzyskaliśmy dużo więcej: prawo stanowienia o sobie w Europie. A także demokrację, włącznie z nie tylko wolnymi wyborami ale prawem udziału w nich dla kobiet, na co Francuzki musiały czekać aż do zakończenia kolejnej wojny zaś Szwajcarki jeszcze dłużej. Wprowadzono również ośmiogodzinny dzień pracy a także wolność zrzeszania się w związki zawodowe, o którą polscy robotnicy musieli walczyć jeszcze w ponad 60 lat później. Wiele zdobyczy okazało się jednak trwałych.
Wszystkich przyszło jednak bronić na polach bitew, ponieważ – jak głosiło znane powiedzenie, teraz chętnie przytaczane przez prof. Wiesława Wysockiego – Polska była wówczas jak łaska Boża: bez granic.
Jeszcze w listopadzie 1918 r. w obronie Lwowa walczyły bohatersko z Ukraińcami nastoletnie Orlęta Lwowskie: bez klasowych różnic gimnazjaliści zbiegli z dobrych domów i uliczni sprzedawcy gazet. Zaś przyjazd Ignacego Paderewskiego w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia do Poznania stał się sygnałem do wybuchu jedynego w naszych dziejach zwycięskiego Powstania – Wielopolskiego. Żeby do Polski wróciła część Górnego Śląska trzeba było prawie czterech lat, plebiscytu pod nadzorem międzynarodowym oraz trzech powstań pod względem militarnym o remisowym wyniku, nieodzownych jednak, aby alianci przyznali nam znaczny obszar wraz z Katowicami. W roku 1920 przed bolszewikami skutecznie obroniła niepodległość milionowa polska armia i po raz kolejny doświadczyliśmy skutecznego współdziałania polityków: Witos stanął na czele rządu zaś Piłsudski przeprowadził rozstrzygający o losach sierpniowej Bitwy Warszawskiej manewr znad Wieprza. Wileńszczyzna powróciła do Polski za sprawą markowanego buntu Lucjana Żeligowskiego: po prostu Piłsudski, ze względu na niechętne rozszerzaniu naszych granic mocarstwa zachodnie polecił generałowi przeprowadzenie tej akcji w formie puczu.
Formalne jak wtedy się mówiło inkorporowanie Wilna do Polski nastąpiło decyzją tamtejszego sejmu regionalnego dopiero w 1922 r, tym samym, kiedy przyłączono Górny Śląsk. Nie był to jednak dobry rok dla Polski, skoro zakończył się zamordowaniem pierwszego w naszych dziejach prezydenta Gabriela Narutowicza przez Eligiusza Niewiadomskiego, fanatyka i marnego malarza. Polistopadowe zdobycze demokracji nie zapobiegły też krwawemu przewrotowi majowemu w 1926 r, kiedy to naprzeciw sobie stanęli niedawni bohaterowie wojny z bolszewikami, bo Piłsudski obalił rząd Witosa a przy okazji prezydenturę niedawnego towarzysza walki z podziemnej PPS Stanisława Wojciechowskiego: przed ćwierćwieczem zaledwie konspirowali wspólnie w warszawskim mieszkaniu państwa Żeromskich.
Ostatnie wolne wybory odbyły się w 1928 r. – na kolejne uczciwe przyszło Polakom poczekać aż do 1991 r, bo w kolejnych wyniki fałszowała sanacja, po niej zaś komuniści, zaś nawet 4 czerwca 1989 r. obejmował je zawarty zawczasu kontrakt polityczny chociaż za sprawą determinacji społeczeństwa nie dało się go utrzymać w mocy, chociaż do tego zmierzali przedstawiciele obu stron. Wola ogółu zniweczyła jednak zakulisowe ustalenia z Magdalenki.
Plamą na honorze międzywojennej II Rzeczypospolitej stały się: sprawa brzeska z 1930 r. (uwięzienie przez sanację opozycyjnych posłów oraz bohatera Powstań Śląskich Wojciecha Korfantego) oraz utworzenie ośrodka odosobnienia w Berezie Kartuskiej gdzie od 1934 r. przetrzymywano niepokornych ze Stanisławem Cat-Mackiewiczem włącznie.
Wysiłek studentów i gimnazjalistów z Polskiej Organizacji Wojskowej oraz robotników z pepeesowskiej milicji rozbrajających w listopadzie 1918 r. na ulicach Warszawy niemieckich żołnierzy ani wyborców brnących w styczniu 1919 r. do punktów głosowania przez śnieżne zaspy i zrujnowane drogi – nie został jednak w całości zmarnowany. Wyłoniony w tamtych niezwykłych wyborach z udziałem 78 proc rodaków Sejm Ustawodawczy uchwalił w 1921 r. Konstytucję Marcową, gwarantującą szerokie prawa obywatelskie i socjalne. Za granicą uznano ją za najbardziej demokratyczną po francuskiej ustawę zasadniczą w Europie.
Chociaż ówczesna niepodległa Polska przetrwała zaledwie 21 lat – obecna już ma za sobą czas półtora raza dłuższy – a następcy Piłsudskiego pomimo bohaterstwa żołnierza w kampanii wrześniowej z 1939 r. nie potrafili katastrofie państwa zapobiec, po czym sami uciekli szosą na Zaleszczyki, to w II Rzeczpospolitej nie tylko władza ale i społeczeństwo osiągnęły wiele: zintegrowano ziemie trzech zaborów, które przedtem dzieliło wszystko, od prawa administracyjnego po rozstaw szyn kolejowych. Zbudowano Gdynię oraz Centralny Okręg Przemysłowy. Wizytówką Polski stały się sukcesy w dziedzinie kultury, jak literacki Nobel dla Władysława S. Reymonta w 1924 r. oraz sportu: złote medale olimpijskie dla Haliny Konopackiej – zresztą również poetki pisującej w skamandryckim stylu a potem żony ministra Ignacego Matuszewskiego – w rzucie dyskiem w Amsterdamie (1928 r.) oraz Janusza Kusocińskiego w biegu długodystansowym i Stanisławy Walasiewiczówny w sprincie w Los Angeles (1932 r). Świat uznawał wybitność matematyków ze szkoły lwowskiej, chociaż dopiero z czasem miał się dowiedzieć o dokonaniach kryptologów z warszawskiego Pałacu Saskiego, co na użytek wywiadu złamali niemiecki szyfr Enigmy.
Podobnie jak nie od razu docenił prozę wycofanego nauczyciela rysunku w drohobyckim gimnazjum Brunona Schulza. Za to powszechnym uznaniem cieszył się kunszt aktorski Eugeniusza Bodo. A polscy szachiści wygrywali międzynarodowe olimpiady. Zaś aktywność formacyjna edukatorów ze Strzelca nawiązująca do legionowej tradycji przygotowała grunt pod kolejne bohaterskie, niestety w znacznej mierze poległe w trakcie następnej wojny światowej pokolenie.
Sen o międzywojniu dodawał siły w ciężkich czasach
Wszystko to sprawiło, że w późniejszych trudnych czasach właśnie okres międzywojnia uznany został za ideał polskiej państwowości. Jeszcze w pół wieku po nim wydawano masowo poza zasięgiem cenzury i zaczytywano “Na probostwie w Wyszkowie” Stefana Żeromskiego o wojnie z bolszewikami czy prace historyczne o II RP pióra Władysława Pobóg-Malinowskiego czy wspomnianego już Cata-Mackiewicza. Zaś w rocznicę oddania Piłsudskiemu władzy przez Radę Regencyjną i lubelski rząd Daszyńskiego kolejne roczniki ganiały się po ulicach z milicją, z czasem coraz bardziej bezradną wobec masowości ich wystąpień, aż w 1988 r, na Uniwersytecie Warszawskim na dziedzińcu uczczono tę datę wprawdzie wciąż nielegalnie ale bez interwencji władzy. Co stanowiło oczywisty probierz postępu demokratyzacji dla tych, co w stanie wojennym też 11 listopada uciekali przed szturmowcami z ZOMO. I znów, jak siedemdziesiąt lat wcześniej, szło o niepodległość, a nie koncesje ze strony uznawanej za obcą władzy.
Również teraz ten dzień nie stał się zwyczajny: wystarczy zerknąć w sieci na zapowiedzi aktywności nie tylko sił politycznych ale wszystkich uczestników życia publicznego. Bo tego dnia Nowa Lewica ma prawo złożyć kwiaty “pod Daszyńskim” a tak samo młoda endecja przejść ulicami w Marszu Niepodległości. Prawo do swobody zgromadzeń wywalczono przecież właśnie wtedy i nie było tu różnicy między Narodową Demokracją a PPS.
11 Listopada stał się jednym z kamieni węgielnych nowoczesnej świadomości polskiej. I współczesnego patriotyzmu.
[1] Małgorzata Olejniczak. Witos. Buchmann, Warszawa 2012, s. 52 i 54
[2] Norman Davies. Boże igrzysko. Znak, Kraków 1991, t. II, s. 7
[3] Jerzy Paszek. Żeromski. Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2001, s. 155
[4] Paszek. Żeromski, op. cit, s. 156
[5] ibidem
[6] Jerzy Myśliński. Ludowy trybun [wstęp do:] Ignacy Daszyński. Teksty. Czytelnik, Warszawa 1986, s. 27-28
[7] Ignacy Daszyński. Teksty, op.cit, s. 218
[8] Wacław Jędrzejewicz. Józef Piłsudski 1867-1935. Życiorys. Polska Fundacja Kulturalna, Londyn 1986, s. 58-59
[9] Krzysztof Kawalec. Roman Dmowski. Ossolineum, Wrocław 2002. s. 195
[10] Marian Marek Drozdowski. Ignacy Jan Paderewski. Zarys biografii politycznej. Wydawnictwo Interpress, Warszawa 1986, s. 140
[11] Piotr A. Tusiński. Sejm Ustawodawczy Rzeczypospolitej Polskiej 1919-1922. Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 2019, s. 32