Koniec roku kalendarzowego nastraja do wspomnień i podsumowań. Ja jednak wolę spojrzeć w 2021 rok. Może to trudne i ryzykowne, ale o wiele bardziej potrzebne, bo znaków zapytania sporo, a błędy i zaniechania mogą być bardzo kosztowne dla państwa, dla narodu, dla każdego z nas. Dlatego spróbuję wymienić zagrożenia – te najważniejsze, których powinniśmy się ustrzec. Czy tak się stanie, zależy od naszej mądrości i zgody we współdziałaniu.
Zagrożenie pierwsze nazywam „odreagowaniem”. To będzie stan po wprowadzeniu masowych szczepień, przy malejącej liczbie zachorowań i zgonów. Nagle zostanie „odblokowany” normalny bieg wydarzeń. Przejawów odreagowania będzie wiele. Wyliczmy te najbardziej oczywiste: rezygnacja z maseczek, rękawiczek, mycia i dezynfekcji rąk, częste spotkania bez zachowania dystansu, wypady do klubów, dyskotek, siłowni, miejsc rozrywki. Trudno się temu dziwić, po długim poście zwykle następuje karnawał. Będzie podsycany przez nadgorliwych polityków wyznających starą, rzymską zasadę „ludowi chleba i igrzysk”. Tę narrację wzmacniać będą też media nadając reklamy produktów, które powinniśmy natychmiast kupić. A wszystko to w tempie przypominającym wulkan w chwili erupcji.
Odreagowanie może spowodować nawrót epidemii, co gorsza w zmutowanej postaci. Już teraz część dzieci, które bezobjawowo przeszły zakażenie zapadają na nową, dziwną, okrutną chorobę (nadano jej nazwę PIMS-TS) stanowiącą bezpośrednie zagrożenie dla ich życia. Obyśmy byli mądrzejsi i nie zatracili się w beztrosce i radości korzystając ze swobodniejszych zachowań.
Drugim zagrożeniem jest „zachłyśnięcie”, powiem stanowczo – „uwiedzenie” propagandą rządzących co do łatwości wyjścia z kryzysu ekonomicznego. Na czym to zagrożenie polega?
Głośno ostrzegałem, że straszenie wetem ze strony premiera Mateusza Morawieckiego członków Unii Europejskiej i naszej rodzimej opinii publicznej jest funta kłaków warte. Rządzący pieniędzy unijnych potrzebują jak przysłowiowa żaba błota, a otoczenie finansowo-bankowe i urzędnicze z góry narzuciło im, jak daleko mogą się posunąć w blefowaniu. Prawda jest okrutna. Władza i jej poplecznicy mają coraz bardzie „lepkie ręce”. Już w pierwszych miesiącach epidemii ujawnili, że chcą i potrafią cynicznie i bezwzględnie, nie oglądając się na ofiary, zarabiać na ludzkiej biedzie i krzywdzie. Podziału łupów już dokonują ponieważ nie mają pewności, że rządzić będą dłużej niż do końca kadencji, czyli przez następne trzy lata. Jednocześnie uważają, że „jak nie my, to kto” ma prawo do dzielenia i przyznawania sobie pieniędzy budżetowych i unijnych. Schemat jest prosty – nam i swoim jak najwięcej, resztki z pańskiego stołu tym, którzy na nas zagłosują, pozostałym zostają obietnice bez pokrycia.
Po powrocie z Brukseli premier Mateusz Morawiecki ogłosił, że środki unijne zostaną rozdysponowane na „wielkie projekty inwestycyjne”. Potwierdził tym, że władza nie próbuje z kimkolwiek – ani z przedsiębiorcami, ani ze środowiskiem naukowym skonsultować i wypracować strategii optymalnego rozdysponowania pieniędzy. W końcu władza wie lepiej. Ja twierdzę, że chodzi o to, by dać zarobić „swoim” i to jak najwięcej, nie dbając o efektywność wydatkowanych środków. Oto przykład. Już słyszałem w mediach jak jeden z wójtów małej miejscowości deklaruje, że za środki unijne zbuduje amfiteatr. Prezydent dużego miasta we wschodniej Polsce chce mnożyć sieć ścieżek rowerowych. Pytam, po co to komu? Czy takie są potrzeby lokalnej ludności i przedsiębiorców? Czy nie lepiej wesprzeć finansowo polskie firmy, które mają patenty i wynalazki, jak: Ursus, Biomed, Fadroma i inne i stworzyć od podstaw polski przemysł samochodowy, lotniczy, stoczniowy? Tymczasem właśnie w grudniu zapadła decyzja o likwidacji stoczni w Świnoujściu. Niestety, grudzień to miesiąc, który dla polskiego Wybrzeża zawsze przynosił złe wiadomości.
Jestem niemal pewien, że ogromne środki unijne zostaną zmarnotrawione na przedsięwzięcia, które nie będą pomnażać zamożności Polski i Polaków, a przeciwnie – będą wykorzystane przez garstkę uprzywilejowanych, a co najgorsze – w znacznym stopniu wytransferowane z Polski.
Trzecim zagrożeniem jest postawa polskich przedsiębiorców. Epidemia i kryzys zrodziły w tym środowisku potrzebę refleksji, przemyślenia co zrobić, by przetrwać, a u części z nich co zrobić, by w przyszłości nie powtórzyła się podobna, dramatyczna sytuacja kryzysowa. Ten proces uważam za ozdrowieńczy i dający nadzieję. Powstały organizacje, jak choćby polskiej gastronomii, zrzeszające właścicieli restauracji i barów – a jest ich ponad 70 tysięcy. Trend do organizowania się, jednoczenia oznaczał przełamanie obsesji, że największym wrogiem dla polskiego przedsiębiorcy jest konkurent za rogiem. Zrozumiano, że trzeba się dogadywać, jednoczyć, razem wystąpić w obronie interesów.
Następnym krokiem powinno być to, o co moje środowisko przedsiębiorców związanych z Ogólnopolską Federacją Przedsiębiorców i Pracodawców i ja osobiście zabiegamy od lat – o utworzenie reprezentacji polskich przedsiębiorców dzięki powołaniu do życia mocą ustawy Powszechnego Samorządu Gospodarczego. Projekt przygotowali naukowcy z Uniwersytetu Poznańskiego. Kryzys pokazał, że bezwzględnie potrzebna jest reprezentacja polskich przedsiębiorców, która w rozmowach z rządem, sporach i negocjacjach wyznaczyłaby reguły wydatkowania pieniędzy budżetowych i unijnych, określiła reguły wspierania rodzimych firm.
Tymczasem mam obawę, że zaprzątnięci własnymi problemami, kłopotami w firmach, nieco lekceważąc i zapominając, jak było źle podczas kryzysu – w myśl beztroskiego rymu „ale to już było i nie wróci więcej’ przedsiębiorcy stracą determinację i motywację do walki o utworzenie Powszechnego Samorządu Gospodarczego. Obawiam się, że rozpocznie się wyścig i wdzięczenie „do pańskiej ręki” urzędników i polityków, zabieganie o dotacje, ulgi, dofinansowanie i inne. Od ponad 30 lat, czyli dłużej niż czas jednego pokolenia polscy przedsiębiorcy nie potrafią wybić się na własną reprezentację w sprawach gospodarczych i politycznych, które ich dotyczą. Nie potrafią sięgnąć po wzory, które mają za zachodnią granicą, choć cały czas podkreślają, że są Europejczykami. Właśnie teraz mamy swoją szansę. Wielu przedsiębiorców znalazło się w tarapatach i szuka wsparcia wśród kolegów z branży, a politycy przestali czuć się bezkarni. Jeśli zmarnujemy ten czas i nie wywalczymy Powszechnego Samorządu Gospodarczego sami sobie… Dlatego składając wszystkim Polkom i Polakom życzenia Do Siego 2021 Roku marzę, by polscy przedsiębiorcy za rok na Gwiazdkę zafundowali sobie Powszechny Samorząd Gospodarczy.