Pożegnanie Henryka Wujca
Gdy student fizyki Henryk Wujec organizował dyskusję z udziałem katolików i marksistów, oficer komunistycznej służby bezpieczeństwa ostrzegł go, że jeśli będzie tak dalej postępował – wróci do pasania krów. Przyszły poseł nie skorzystał jednak z tej rady, a jako członek uchodzącego w opozycji za lewicowy KOR podkreślał zarówno chłopskie pochodzenie jak swój katolicyzm – co w tym środowisku było wyjątkiem.
Po 13 grudnia 1981 r. władza trzymała go w więzieniu dłużej niż Lecha Wałęsę, bo do 1984 i jako ekstremiście szykowała mu proces pokazowy. Za to już w nowej Polsce ten sam Wałęsa usunął go z funkcji sekretarza Komitetu Obywatelskiego a towarzyszące temu słowa “czuj się odwołany” stały się symbolem… arogancji nowej solidarnościowej władzy. Jak tamte, o pasaniu krów, tej poprzedniej ludowej…
Zawsze z wielką torbą, chociaż mieściła tylko najważniejsze dokumenty spraw, którymi się zajmował. Nigdy nie dbał o ubiór ani wygląd zewnętrzny. Wiecznie się spieszył. Jego pracowitość stała się legendą.
W 1989 r. wśród działaczy opozycji, tych z elity, co mogli wybierać, skąd kandydują, modne były okręgi wyborcze, z którymi… nie miało się nic wspólnego. Za to takie, co o nich wiadomo, że ludność tam pobożna, słucha księży, zaś komunistów nie lubi, bo i nie ma za co…
Również wtedy Henryk Wujec stał się chlubnym wyjątkiem. Powrócił jako kandydat na rodzinną Lubelszczyznę, a ściślej do województwa zamojskiego. Został posłem. Zwykle wystarczało do tego zdjęcie z Wałęsą, ale nie szkodziło mu z pewnością to, że on, chłopski syn, studiując elitarną wtedy fizykę na Uniwersytecie Warszawskim podkreślał zarówno wiejskie pochodzenie jak wyniesioną z domu wiarę, a tę ostatnią kultywował nie tylko w akademickim kościele ale i w źle wtedy jeszcze widzianym przez władze Klubie Inteligencji Katolickiej. Wykorzysta po latach te doświadczenia chodząc w delegacjach KOR i Regionu Mazowsze do kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Uczestnik ruchu marcowego, później poszedł pracować do fabryk, chociaż nie przy taśmie tylko w laboratorium: do Tewy i Unitry. Gdy później pisał i poprawiał teksty do “Robotnika”, którego w drugim obiegu był pomysłodawcą, wiedział, o co chodzi. Znał się na rzeczy, gdy pomagał poszkodowanym z Ursusa.
Należał do Komitetu Obrony Robotników, uczestniczył w słynnej, stanowiącej odpowiedź na wzmożone represje z maja 1977 r. głodówce u św. Marcina i wspierał – to znowu wierność własnym korzeniom – rodzący się niezależny ruch chłopski. I nie porzucił inicjatyw dyskusyjnych, wbrew ostrzeżeniom esbeka, nawet jeśli przyszło za to pocierpieć: pod koniec lat 70 gdy bojówka SZSP rozbijała w mieszkaniu Jacka Kuronia niezależny wykład Towarzystwa Kursów Naukowych z udziałem niezależnej profesury i kontestującej studenterii, Wujec okazał się najciężej poszkodowanym wśród wielu pobitych przez przedstawiających się jako młodzież socjalistyczna karateków z AWF. Jak twierdzą dobrze poinformowani – przyszli ministrowie w pełni już suwerennej, bez porównania z PRL, nowej Polski znajdowali się wtedy po obu stronach, zarówno wśród bijących jak bitych, ale takie są meandry i paradoksy polskich losów.
Po stanie wojennym komuniści trzymali Wujca w więzieniu prawie dwa lata dłużej niż samego Wałęsę, bo jako jednemu z ekstremistów montowali mu proces pokazowy. Wyselekcjonowali wtedy dwie grupy (“czwórkę” i “siódemkę”), składające się na jedenastkę, traktowaną przez władze jak zakładnicy. Z więzienia wyszedł więc dopiero w 1984, potem jeszcze do niego wracał, ale już na krótko, zaś pod koniec lat 80 został sekretarzem Krajowej Komisji Wykonawczej Solidarności.
Poselski mandat Wujca nie był zaskoczeniem dla nikogo, za to okoliczności jego odwołania z funkcji sekretarza Komitetu Obywatelskiego stały się symbolem gorszącego podziału w obozie zwycięzców z 4 czerwca 1989 r. Gdy wiosną 1990 r z poduszczenia braci Kaczyńskich Lech Wałęsa wypowiedział “wojnę na górze” zwolennikom Tadeusza Mazowieckiego, Henryk Wujec znalazł się wśród tych, co opowiedzieli się za premierem. W efekcie Wałęsa odwołał go z funkcji sekretarza Komitetu Obywatelskiego. Decyzja ta budziła wątpliwości, bo wprawdzie powołany jeszcze w 1988 KO nosił końcówkę nazwy “przy przewodniczącym NSZZ Solidarność”, a tym Wałęsa wciąż pozostawał – ale Wujca wskazał jednak komitet a nie jednoosobowo szef. Dlatego w czerwcu 1990 r. sekretarz w liście do przewodniczącego wskazał na ten właśnie aspekt i radził ponowne przemyślenie sprawy.
– Czuj się odwołany – tak dokładnie brzmiała całą odpowiedź Lecha Wałęsy na monit Wujca.
Rychło stała się – nie tylko dla korowców i zwolenników Mazowieckiego – symbolem stylu nowej władzy.
Posłem był Wujec przez dwanaście lat, gdy Unia Wolności w 2001 r. do kolejnego Sejmu już nie weszła, nie szukał innej partii. Nużyły go zwykle walki frakcyjne, bardziej wciągała konkretna robota. A o jego pracowitości i niespożytej energii opowiadano długie historie. Doradzał jeszcze Bronisławowi Komorowskiemu. Pewnej granicy nigdy nie przekroczył: gdy Partia Demokratyczna, której liderzy przestawiali się jako następcy obu Unii: Demokratycznej i Wolności, przystała do neokomunistów z Lewicy i Demokratów, Wujec współpracę z nimi zakończył.
W oprawionym w prawdziwą skórę notatniku przywiezionym z Berlina – jeszcze Zachodniego ale już w ostatnich latach podziału – do dziś mam numer telefonu do niego na Stegny, jeszcze sześciocyfrowy, zaczynający się od “42”. Ale kiedy Solidarność wygenerowała już z siebie partie polityczne, do Wujca nie było po co dzwonić, gdy w grę wchodziły wewnętrzne układy w ROAD, Unii Demokratycznej lub Unii Wolności. Z góry wiadomo było, że i tak nic nie powie. Tak pojmował lojalność wobec swoich. To raczej inni zawiedli jego, niż on ich.
Wściekał się strasznie, gdy pisaliśmy o podziałach. Chociaż wszyscy wiedzieli, jak bardzo nie znosi pierwszego kasjera i księgowego III RP Leszka Balcerowicza i Pawła Piskorskiego wraz z jego młodymi wilkami, za jaką podłość uznaje nazywanie dawnych korowców przez liberałów “starymi hienami”, kiedyś w czasach koalicji rządzącej AWS-UW w rozmowie ze mną na sejmowym korytarzu porównał “Życie” do “Trybuny”, bo takie sprawy wyciągamy… Odpowiedziałem mu wtedy przytomnie, że “Trybuna Ludu” atakowała go, gdy był w opozycji i odpowiadać mógł tylko w nielegalnym “Robotniku”, a ja go krytykuję, gdy reprezentuje władzę – bo był wtedy nie tylko posłem ale również wiceministrem. Skromnie jak na dawnego członka KOR i legendę? Nie miał oporów przed objęciem pośledniej funkcji, liczyła się praca, którą ma wykonać. Docenił to nawet specyficzny folklor desperackich robotniczych protestów skierowanych już przeciw solidarnościowym czyli niby własnym rządom, kiedy to uczestnicy w odpowiedzi na masowe zamykanie fabryk czasem rymowali “Bujaka na haka” albo “Bugaja za…” – domyślacie się Państwo za co… Z Wujcem było inaczej, nie znam ani jednego złośliwego wierszyka o nim z tamtych czasów, nie chodzi o to, że nekrolog piszę więc nie wypada, po prostu żadnej naprędce zrymowanej inwektywy o nim sobie nie przypominam. I chyba nie tylko ja…
Nawet biografowie i encyklopedyści nie są zdecydowani, czy przyszedł na świat w 1940 czy 1941 r. bo w tamtych strasznych latach tatusiowie na wsi zwykle później rejestrowali urodzonych w grudniu synów w parafiach, na wypadek, gdyby Niemcy z Polski nie ustąpili i mieli dalej brać chłopaków na roboty… Ale to pewnie jedyna tak zasadnicza wątpliwość, dotycząca życiorysu Henryka Wujca. Już za życia miał swoje miejsce w historii, zapracował na nie rzetelnie..