Poprzednimi, którzy odważyli się pozbawić Warszawę części jej funkcji administracyjnych okazali się Niemcy, w czasach okupacji ustanawiający siedzibę Generalnego Gubernatorstwa w Krakowie, bo Hans Frank chciał rządzić z Wawelu. Nawet komuniści zarzucili pomysł przeniesienia stolicy do Łodzi, której mieszkańcom z tych projektów pozostały szkoła filmowa i uniwersytet. Teraz PiS realizuje koncepcję odwetu na „warszawce”, jak mawia Andrzej Duda
Warszawa zachowa funkcję stolicy kraju ale straci region. Pomysł PiS nie znajduje odpowiednika w świecie. Porównanie z Washington DC nie ma racji bytu, bo stolica USA pelni wyłącznie funkcje administracyjne dla których została zbudowana, a pozostałe realizują inne miasta: Nowy Jork biznesową, Los Angeles kulturalną, San Francisco akademicką. Nigdzie nie ma tak, jak chce u nas PiS.
Wcześniej PiS zakładał więcej zmian na mapie administracyjnej Polski. Planował podział na 19 województw zamiast dotychczasowych 16. Oprócz nowego Mazowsza bez Warszawy ze stolicą nie wiadomo gdzie (Siedlce? Płock? Radom? – wszędzie tam pisowscy notable składali obietnice, ale wszystkich funkcjami centrum regionu obdzielić się nie da) przybyć miało odrodzone Koszalińskie pod marką województwa Środkowo-Pomorskiego oraz Staropolskie z siedzibą w Częstochowie. To ostatnie nie stanowi oryginalnego pomysłu PiS, lecz projekt forsowany przed ponad dwudziestu laty przez samorządowca Tadeusza Wronę, przewodniczącego Ligi Krajowej Miejskiej i Wiejskiej ale nie zrealizowany przez ówczesny rząd AWS-UW. Mankamenty wydają się oczywiste: województwo z siedzibą w Koszalinie stałoby się najuboższym ze wszystkich, to w Częstochowie – najmniej ludnym i o nikłej powierzchni. Ale pierwszy z tych problemów dotyczy również boleśnie „nowego” Mazowsza.
Nikt nie zyska, wszyscy zbiednieją
Teraz bowiem 87 proc dochodów Mazowsza wytwarza Warszawa wraz z okolicznymi powiatami (m.in. legionowskim, pruszkowskim, piaseczyńskim, otwockim i wołomińskim), które mają zostać z niego wyłączone na mocy założeń pisowskiej zmiany administracyjnej.
Nowemu województwu mazowieckiemu bez Warszawy i „wianuszka” otaczających ją powiatów pozostanie więc 13 proc dotychczasowych dochodów Mazowsza. Czyni to powstający region obiektem porównań z rumuńskimi i bułgarskimi. Nie chodzi tylko o prestiż, Rumunia – jak podkreśla dawny przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek – na masową skalę marnowała fundusze pomocowe. W ocenie Buzka Rumunia zużyła jak należy poniżej 10 proc środków regionalnych z Unii Europejskiej [1].
Mazowsze obecne, z ponad 5 mln mieszkańców porównywane jest dużo korzystniej z Danią czy Finlandią. Szczyci się również najszybszym rozwojem regionalnym w calej Unii. A także może pochwalić się najwyższym w Polsce udziałem obywateli w demokratycznych głosowaniach. W niedawnych wyborach prezydenckich frekwencja wyniosła tu 70 proc, w żadnym innym województwie nie było lepiej.
Powód do dumy stał się zarazem przyczyną kłopotów Mazowsza. Mieszkańcy głosowali bowiem nie na tego co trzeba kandydata. Mazowieckie okazało się jednym z 10 spośród 16 województw, w których Rafał Trzaskowski wygrał z Andrzejem Dudą. Po porażce w kraju pozostaje prezydentem w Warszawie a PiS za wszelką cenę dąży do osłabienia jego pozycji. Widzi w nim bowiem głównego opozycyjnego lidera, daleko bardziej jednoznacznie nawet niż… demokratyczna opinia publiczna w kraju.
Dzielić region, by wrogom zabrać posady
Wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej Marcin Kierwiński powiedział nam, że PiS planuje w ogóle likwidację funkcji prezydenta Warszawy. Jego rolę przejąłby marszałek, wyłaniany pośrednio, bo przez radnych sejmikowych a nie głosami wszystkich mieszkańców [2].
Drugim celem dla PiS pozostaje podważanie pozycji Adama Struzika, od 20 lat marszałka na Mazowszu. Samorządowiec z Polskiego Stronnictwa Ludowego po klęsce prezesa Władysława Kosiniak-Kamysza w wyborach prezydenckich stał się najmocniejszym, najbardziej wpływowym i cenionym politykiem tej partii. Jego nazwisko wiąże się z udanym pozyskiwaniem przez Mazowsze unijnych funduszy rozwojowych. A PSL pozostaje głównym konkurentem PiS w walce o głosy na wsi i w małych miastach.
W ten sposób, dla wyeliminowania dwóch polityków, PiS gotowe jest narysować od nowa mapę administracyjną kraju.
Nasi przodkowie postępowali inaczej. Po odzyskaniu niepodległości przed ponad stu laty przyjęto koncepcję jednolitego państwa a nie federacji ziem trzech dotychczasowych zaborów. Służyło to szybszemu scalaniu niepodległej Polski. Granice 16 województw (Warszawa została jedynym miastem wydzielonym i równocześnie stolicą województwa) wyznaczano jednak tak, żeby nie przecinać dawnych rozbiorowych i nie burzyć więzi regionalnych i lokalnych. Wynikało to też ze stanu infrastruktury kolejowej, drogowej i pocztowej, odziedziczonej przecież po zaborcach.
Władza wtedy ze względu na tradycję kulturową dowartościowała jako stolicę regionu niewielki ale bliski miejscu urodzenia Adama Mickiewicza Nowogródek (jeszcze w 1933 r. wg Encyklopedii Trzaski Everta i Michalskiego liczył raptem 9,5 tys mieszkańców, tyle co siedziby powiatów w centralnej Polsce, a stał się ośrodkiem ponad milionowego województwa), a także ze względu na polskie osadnictwo w morzu rusińskich wsi – Tarnopol i Stanisławów.
Niektóre województwa w międzywojniu nosiły nazwy historycznych regionów jak pomorskie z siedzibą w Toruniu, wołyńskie ze stolicą w Łucku czy poleskie w Brześciu nad Bugiem – inne pochodzące od stolic (jak łódzkie, lwowskie czy lubelskie). Najwięcej mieszkańców liczyło lwowskie (3,1 mln), najmniej nowogródzkie (1,1 mln). W dwudziestoleciu korygowano ich granice, ale nie liczbę. Autonomią cieszyło się wyłącznie śląskie, mające sejm regionalny.
Władza ludowa kosztem mieszczańskiego Torunia, dokąd trafili przedwojenni wileńscy profesorowie wyniosła do rangi miasta wojewódzkiego bardziej sproletariacką Bydgoszcz, gdzie znalazł siedzibę Pomorski Okręg Wojskowy. Na Ziemiach Odzyskanych wolała województwa lokować w Koszalinie i Zielonej Górze niż w większych ale uchodzących za bardziej niemieckie Słupsku i Gorzowie.
Siedemnaście województw utworzonych w 1950 r, nosiło nazwy od ich stolic (katowickie a przejściowo 1953-56 nawet stalinogrodzkie, nie śląskie; poznańskie nie wielkopolskie), bo komuniści przeciwni byli odrębnościom regionalnym. Funkcjonowało też pięć miast wydzielonych (Warszawa, Łódź, Kraków, Wrocław, Poznań), ale pozostawały one zarazem siedzibami województw „ziemskich”. Granice ich przecinały dawne rozbiorowe.
Edward Gierek zanim po odejściu Władysława Gomułki spowodowanym protestem robotników Wybrzeża w grudniu 1970 r. objął funkcję I sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – przez 14 lat pozostawał regionalnym szefem tejże PZPR w Katowicach. Zbudował tam własne imperium, występując chętnie w roli dobrego gospodarza. Dlatego też po uchwyceniu steru partii zmierzał do osłabienia sekretarzy komitetów wojewódzkich, żeby żaden z nich nie powtórzył jego drogi awansu. Zdecydował się więc na utworzenie w 1975 r. 49 województw, mniejszych i słabszych. Ich stolicami zostały zarówno miasta z tradycjami z międzywojnia (Toruń) lub wcześniejszymi (Radom czy Sieradz) jak również nowe centra, które postanowiono wykreować jak przemysłowy Tarnobrzeg czy związane z naukami rolniczymi Skierniewice, które wygrały rywalizację z bardziej kościelnym Łowiczem. Śmiano się wprawdzie z województwa w Suwałkach, ale gierkowski podział jak poprzedni przetrwał około ćwierć wieku, bo dopiero od 1 stycznia 1999 r. wykreowano – po zmianie ustroju już drogą demokratycznej debaty – nowych 16 województw budowanych w ten sposób, żeby mogły najskuteczniej pozyskiwać przyszłe fundusze unijne, chociaż Polska dopiero do UE zmierzała – referendum akcesyjne odbyło się cztery i pół roku póżniej.
16 województw czyli ostatnia wielka reforma
Wprowadzona przez rząd Jerzego Buzka za czasów koalicji AWS i Unii Wolności koncepcja nie była zresztą jedyną. Opozycyjne PSL opowiadało się za przyznaniem samorządowych uprawnień 49 dotychczasowym województwom. Liberałowie z UW i części AWS wpatrzeni we wzór landów niemieckich woleli, żeby województw było nie więcej niż 10, za to o rozległych kompetencjach. Zakładano zdegradowanie Olsztyna co oznaczałoby powrót do czasów pruskich, kiedy to stolica Warmii i Mazur zdominowana była przez ówczesny Koenigsberg (polski Królewiec, dziś rosyjski Kaliningrad) czy Rzeszowa, który znów miał stać się powiatem jak kiedyś w województwie lwowskim. Na szczęście nie tylko dla ich mieszkańców plany federacyjne udaremnił sprzeciw Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego i innych ugrupowań prawicy, przesądzając o zachowaniu unitarnego charakteru państwa. Z kolei prezydent Aleksander Kwaśniewski wetując pierwszy koalicyjny projekt ustawy wymusił na AWS i UW stworzenie szesnastego województwa – świętokrzyskiego z siedzibą w Kielcach. W dwóch województwach funkcje administracyjne rozdzielono. W Kujawsko-Pomorskiem wojewoda pracuje w Bydgoszczy a sejmik w Toruniu, w Lubuskiem ten pierwszy w Gorzowie a radni w Zielonej Górze. Dlatego chociaż województw mamy 16, to ich stolic 18.
Krzywda spotkała ludzi z 31 miast, które wtedy prawa wojewódzkie utraciły, bo podobnie jak w wypadku planu Leszka Balcerowicza reformie nie towarzyszył żaden realny społeczny projekt działań osłonowych. Straciły wiele m.in. Radom i Łomża, wcześniej już mocno poszkodowane przez zmiany ustrojowe. Mieszkańcy likwidowanych województw mieli poczucie niesprawiedliwości, bo gdy komuniści przystali na wybory w 1989 r. dopuszczali przegraną w ośrodkach wielkomiejskich, ale pewni byli, że powetują ją sobie w nowych „zielonych” bo rolniczych województwach, gdzie opozycji czasem w ogóle nie było. Tymczasem wygrana Solidarności w Nowosądeckiem czy Zamojskiem okazała się szczególnie spektakularna, a po niespełna dziesięciu latach… niewdzięczna solidarnościowa władza te regiony zdegradowała.
Jednak reforma wojewódzka a ściślej administracyjno-samorządowa bo tak ją wtedy nazywano okazała się ostatnią z czterech wielkich reform rządu Buzka, których nie cofnęli następcy.
Efektem podziału Mazowsza stanie się ser nie szwajcarski lecz pisowski Najprostsze i zdroworozsądkowe rozwiązanie – referendum wśród mieszkańców Mazowsza czy chcą podziału województwa na dwa – w ogóle nie jest brane pod uwagę przez rządzących. Bo PiS wie, że by je przegrało. Chce mieć jeden sejmik więcej z własną większością, zaszkodzić prezydentowi Warszawy Rafałowi Trzaskowskiemu […]
Reformę ochrony zdrowia odwrócił jeszcze rząd Leszka Millera z SLD, likwidując regionalne kasy chorych. Emerytalną destruowały nie wspólnie ale po kolei najpierw PO potem PiS, bo potrzebowały pieniędzy do budżetu. Reformę edukacji cofnęło PiS likwidując gimnazja a tym samym wracając do schematu nauki „osiem lat plus cztery”, obowiązującego za Gierka i gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Ostała się wyłącznie reforma samorządowo-wojewódzka. W zgodnej opinii ówczesny podział ułatwia pozyskiwanie środków unijnych. W wypadku Mazowsza zresztą podział tzw. statystyczny regionu został już dokonany, co niweluje argument PiS, że rozbiór województwa cokolwiek ułatwi w kwestii regionalnych funduszy pomocowych. Raczej bałagan spowodowany dzieleniem utrudni ich absorbcję.
Prawie jak salamandra czyli kto głupi ten kupi
Gerrymander – tak w światowej politologii zwykło się określać złą praktykę dostosowania granic administracyjnych do bieżących potrzeb wyborczych decydentów. Nazwa wzięła się stąd, że przed laty w USA niejaki Gerry naszkicował granice okręgu wyborczego w ten sposób, że jego kształt na mapie do złudzenia przypominał salamandrę. Komiczny efekt stał się ubocznym efektem zabiegów, mających na celu stworzenie jak korzystnych warunków kandydatom z własnej formacji. Teraz PiS nie rysuje salamandry tylko kształt z wiele mówiącą luką pośrodku. Wygląda to trochę tak, jakby z samochodu wyjąć silnik, maskę podnieść i całość wystawić w nadziei, że kto głupi, ten kupi.
Warto przypomnieć ile szans Kraków przegrał z powodu odcięcia przez granicę rozbiorową od tradycyjnego zaplecza rolniczego, zaliczonego do Kongresówki. Nawet w Galicji stał się miastem prowincjonalnym (te funkcje stołeczne, których nie pełnił Wiedeń, przejął Lwów). Jak charakteryzował Tadeusz Boy – Żeleński („Znaszli ten kraj?…”): „Wciśnięty w sam kąt Galicji, odcięty granicą od całego niemal Krakowskiego, które mieścilo się w zaborze rosyjskim, odcięty drugą granicą od przemysłowego zagłębia na Śląsku, wydziedziczony ze swej stołeczności – bodaj galicyjskiej – przez Lwów, wgnieciony w plan twierdzy austriackiej z zatamowaniem ruchu budowlanego przedmieść, Kraków podcięte miał wszystkie możliwości materialnego rozwoju. Był co się zowie małym miastem. W epoce, gdy chodziłem do szkoły, uczyłem się w statystyce Austrii, że Kraków ma 56 tysięcy mieszkańców (..) Oto losy dawnej stolicy Jagiellonów” [3]. Ale ubogie podkrakowskie miejscowości też straciły na zaliczeniu historycznego miasta do innego państwa i wytyczeniu granicy na jego rogatkach. Do Kielc miały dalej i było tam biedniej.
Podobnie jak Kraków, także Warszawa nie jest samotną wyspą. Promieniuje na region, ale dzięki niemu również korzysta. Dotyczy to także relacji bardziej skomplikowanych niż najprostsza transakcja: względny dobrobyt w zamian za siłę roboczą.
Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich wskazuje na mentalne skutki podziału, którego – jak podkreśla – z samorządowcami władza centralna wcale nie konsultowała, chociaż okazji nie brakowało, skoro tuż przed niespodziewanym wypiętrzeniem się projektu obradowała Komisja Wspólna Rządu i Samorządu. W dodatku na temat… planowanych zmian administracyjnych. Podział Mazowsza sprawi, że pracujący w stolicy, a mieszkający niedaleko od niej ludzie nagle poczują się „słoikami” i w ten sposób zaczną być traktowani przez część miejscowych [4].
Ze złych następstw rozdwojenia Mazowsza zdają sobie sprawę nawet wrogowie „warszawki”, którym zapiekłość w jej osłabianiu nie przeszkodzi na pewno w składaniu przed kamerami wieńców pod Pomnikiem Bohaterów Powstania Warszawskiego iwmiejscachinnychupamiętnień.Wartoimprzypominaćhistorię. Również wcześniejszych powstań, niż to, którego rocznicę obchodzimy 1 sierpnia. Listopadowe zaczęło się od buntu podchorążych w Łazienkach i ataku spiskowców na Belweder, ale bronione było pod Dębem Wielkim. W trakcie Styczniowego walki nie objęły Warszawy sterroryzowanej przez wystawioną przez zaborcę po poprzedniej insurekcji Cytadelę, ale tu w konspiracji przygotowano logistykę walk, toczonych na mazowieckiej prowincji. Losy miasta i regionu splatają się nierozerwalnie.
Od czasów, gdy ważniejsze były Płock i Czersk, Mazowsze nie miało innej stolicy niż Warszawa. W skład powtórnie zjednoczonego po rozdrobnieniu feudalnym państwa polskiego weszło późno ale jako jednolita dzielnica.
Nie o tradycję jednak chodzi ani o sentymenty. Jeśli planowana przez PiS zmiana administracyjna zostanie przeprowadzona, biedni staną się jeszcze biedniejsi, bo na „nowym” Mazowszu pozbawieni wsparcia ze stolicy, zaś ci względnie bogatsi w Warszawie – odcięci od zaplecza i zmuszani od zrzucania się na monstrualne „janosikowe”… zbiednieją również. Takatopisowskarówność…wpauperyzacjiipodsycanychsztuczniepodziałach.
[1] Nieźle się to udało. Rozmowa z Jerzym Buzkiem [w:] Mariusz Ambroziak, Łukasz Perzyna. Kraj odzyskiwany. Wyd. Wspólnota Samorządowa Województwa Mazowieckiego, Warszawa 2013, s. 207.
[2] por. Rozmowa z Marcinem Kierwińskim, wio.waw.pl dostęp od 23 lipca 2020
[3] Tadeusz Żeleński Boy. Znaszli ten kraj?… Zakład Narodowy im. Ossolińskich – Wydawnictwo Wrocław 1983, s. 3-4
[4] por. Rozmowa z Markiem Wójcikiem ze Związku Miast Polskich, wio.waw.pl dostęp od 23 lipca 2020