Sztab Rafała Trzaskowskiego zachowuje się tak jakby druga tura wyborów prezydenckich miała odbyć się już wkrótce i jakby z góry było wiadomo, kto się w niej znajdzie. Gdy kandydatką Platformy Obywatelskiej pozostawała Małgorzata Kidawa-Błońska jej kampania cierpiała na deficyt dynamizmu. Teraz można się zastanawiać czy nie jest go za dużo w taktyce jej następcy – bo polski wyborca bywa przekorny.
Kandydat spogląda ze stoisk z gazetami w każdej Żabce czy Carefourze: dwie kolejne okładki sobotnio-niedzielnego wydania “Gazety Wyborczej”, także “Polityka” z coverową adnotacją, że Trzaskowski przywrócił nadzieję wyborcom opozycji. Platformy Obywatelskiej na pewno, z tym przynajmniej można się zgodzić. Wszędzie go pełno a jedno z jego haseł zaczyna się od słów “silny prezydent”. A przecież dopiero niedawno ogłosił, że kandyduje, zaś do wyborów pozostaje wciąż kilkanaście dni. Do ich pierwszej, a nie drugiej tury. Podobną dynamikę objawił pięć lat temu Andrzej Duda. Osobowościowo słaby czy łagodniej powiedzmy – enigmatyczny, zgarnął masę krytyczną niezadowolenia po ośmiu latach rządów PO. Teraz PiS władzę sprawuje od pięciu lat, ale rozczarowanych jest więcej: prospołeczna niby ekipa okazała się bezradna wobec pandemii koronawirusa a co gorsza krewni jej ministrów i ich totumfaccy umieli jeszcze na tragedii zarobić – bez przetargu i bez wstydu.
Na ich tle Trzaskowski może ogłaszać się odnowicielem. W Warszawie wielkich rzeczy nie dokonał chociaż do dyspozycji miał znakomite projekty, przygotowane również przez ekspertów, którzy jak Dariusz Grabowski wcale się o prezydenturę stolicy nie ubiegali. Trzaskowski przez dwa lata zarządzał i administrował, nie był lepszy ani gorszy od poprzedników. Ale porównujemy go z rządem PiS nie z burmistrzami największych europejskich aglomeracji.
Teraz staje przed swoim życiowym zadaniem. Chociaż nieubłagane sondaże pokazują że w drugiej turze to Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia mieliby większe szanse pokonania Dudy. Trudniej ich bowiem zwalczać. Pierwszy zaprezentował się w kampanii jako mądry lekarz od pandemii drugi jako ofiarny wolontariusz. Tyle, że ich szanse na bezpośrednią walkę w drugiej rundzie maleją wraz z każdym kilometrem przejechanym w tej kampanii przez Trzaskowskiego. Platforma w formie wielkiej operacji medialno-propagandowej odzyskuje pole, oddane lekkomyślnie gdy Kidawa-Błońska wezwała do bojkotu głosowania, planowanego wtedy jeszcze w formie pocztowej i na 10 maja.
Wspiera ją paradoksalnie PiS, Trzaskowski patrzy na nas również z okładek prorządowych piśmideł – bo dla partii Jarosława Kaczyńskiego to przeciwnik wymarzony. Odmraża się na użytek zwalczania go bank informacji o “układzie warszawskim” i miesza w to wszystko nawet filozofa Spinozę jak Wiadomości TVP. Chociaż kampania do intelektualnych na pewno się nie zalicza.
Gdzie w tym wszystkim sam kandydat? Nauczył się przemawiać ze schodów przez wielką tubę jak pod Państwową Komisją Wyborczą. Z każdym dniem musi jednak nabywać nowych umiejętności. Skoro PO zachowuje się jakby druga a nie pierwsza tura była tuż, tuż – oznacza to, że jeśli jej kandydat zwolni to przegra.
Musi też nas przekonać, że dorósł do swojej roli. I wie czego chce.
Gdy Bill Clinton wybierał się na studia jego wychowawczyni Edith Irons z Hot Springs w stanie Arkansas nie tylko doradziła mu Uniwersytet Georgetown w Waszyngtonie – chociaż to szkoła jezuicka a jej uczeń był baptystą – ale udzieliła mu szczegółowych instrukcji. Jak opowiedziała biografowi prezydenta Robertowi Lewinowi: “z powodu wielkich trudności w dostaniu się do Georgetown zaproponowałam mu, żeby złożył dokumenty w paru innych szkołach. Zrobił wszystko, co mu powiedziałam, ale nie starał się o przyjęcie do żadnego innego uniwersytetu” [1].
Czy dostrzegacie Państwo u kandydata Trzaskowskiego podobną determinację, znamionującą męża stanu, którą przejawiał już osiemnastoletni Clinton?
Nietrudno zgodzić się z Trzaskowskim, kiedy mówi, że nigdy w historii silny prezydent nie był potrzebny aż tak jak dziś. Musi jednak przekonać, że to właśnie on nim zostanie.
Gdy w 2000 r. do dwubiegunowej logiki odwoływał się walczący z Aleksandrem Kwaśniewskim Marian Krzaklewski – Polacy zimną wojnę domową odrzucili. Drugi w wyborach był niespodziewanie odrzucający wtedy partyjne poparcia Andrzej Olechowski, a kariera lidera AWS i całej formacji skończyła się rychło. Bo Polacy nie lubią, gdy coś się im wmawia zbyt natrętnie.
Wielki komentator piłki nożnej Jan Ciszewski miał swoje powiedzenie: – Nie uprzedzajmy faktów.
Właśnie…
[1] Robert E. Lewin. Bill Clinton. Portret polityka. PWN, Warszawa 1993, s. 48