Przyjaźń polsko-węgierska jest przysłowiowa, ale jeden element polityki Viktora Orbana z pewnością nie pasuje do tego idyllicznego obrazka. Chodzi o sprawy energetyczne i związaną z nimi Rosję. Tutaj nasze drogi mocno się rozchodzą.
Naśladownictwo reform Orbana przez PiS jest bladym cieniem oryginału, ale w sprawach rosyjsko-energetycznych to już idziemy radykalnie innymi drogami. My budujemy fortecę przeciwko Rosji, a Viktor rozgrywa karty, jakie ma do dyspozycji w najbardziej pragmatyczny sposób. Ale żeby taką rozgrywkę móc prowadzić, trzeba mieć karty. I tutaj nie ma żadnych wątpliwości – Węgrom najbliższe są ich narodowe interesy.
Żeby to zilustrować, przypomnieć należy historię wyrwania koncernu naftowego MOL z rosyjskich rąk. Ta narodowa firma węgierska była zagrożona. Austriacki koncern naftowy OMV kupił akcje węgierskiego kolosa, próbując stworzyć środkowo-europejskiego giganta. Jednak Bruksela nie wyraziła na to zgody, i na Prima Aprilis 1 kwietnia 2009 r. jak królik z kapelusza pojawia się nowy właściciel – rosyjski Surgutnieftiegaz. I kupuje 21% akcji MOL. Było to pełne zaskoczenie. Sam MOL o transakcji dowiedział się z gazet. Rosjanie nieźle przepłacili – 1,8 mld dolarów, dwukrotnie więcej niż wynosiła wartość koncernu na giełdzie.
Węgrom jednak nie było do żartów. W kraju panował kryzys, zrezygnował z urzędu premier Ferenc Gyurcsány, bezrobocie rosło. I w tym momencie Rosjanie wykupują rafinerię! Wybuchł konflikt, rozpoczęła się walka o kontrolę nad firmą. Zsolt Hernadi, szef i współwłaściciel koncernu, nazwał przejęcie „nieprzyjaznym ruchem” i rozpoczął wojnę prawną. Rozpoczęto aktywną obstrukcję Rosjan.
Protestował i rząd i prezydent, a opozycyjny wtedy Fidesz twierdził, że MOL w rękach Rosji jest wbrew interesom Węgier i Europy. Viktor Orbán skwitował to bon motem: „Węgry nie mogą być najweselszym barakiem Gazpromu”. I dodał, że nie po to pokazali drzwi Rosji, Związkowi Radzieckiemu i komunizmowi, żeby pozwolić im wejść oknem.
Jednak protesty nic nie pomogły. Jedyne, co osiągnięto, to że przez dwa lata, rosyjska firma, która kupiła ponad 21% akcji, nie miała przedstawicieli we władzach i nie jest dopuszczana na walne zgromadzenie. Na spotkaniach międzyrządowych Węgrzy zwodzili Rosjan mówiąc im że to żadna dyskryminacja, to sprawa regulatorów, sądów i współwłaścicieli MOL-a.
Po objęciu władzy w październiku 2010 r. Orbán zwrócił się do Rosji z propozycją wykupu akcji MOL od Surgutnieftiegazu. Rosja nie zgodziła się, a premier Putin w listopadzie 2010 r. poprosił europejskiego komisarza Oettingera o interwencję. Oskarżył Węgrów, że wbrew prawu nie dają przedstawicielom rosyjskiej firmy wejść do władz spółki. Nie pomogło, a Surgut dwukrotnie przegrał w węgierskim sądzie. Dlatego wizyta Orbána w Moskwie w listopadzie 2010 r. nie była sukcesem, uśmiechów na rytualnym zdjęciu nie było.
Jednak pół roku później, w maju 2011 r. odkupiono akcje MOL za 2,65 mld dolarów, zgodnie z aktualną wyceną giełdową. Przejmując akcje rosyjskie i dodatkowo 2,4 % akcji spółki z funduszy OFE, rząd węgierski przejął kontrolę nad MOL. Viktor Orbán ogłaszając powrót koncernu naftowego do państwa podsumował, że była to ostra walka. Twierdził, że kraj nie może być mocny, jeśli jest całkowicie zależny w sferze energii od zewnętrznych aktorów.
W Polsce komentarze były euforycznie, w tonie: “dzielni Węgrzy przegonili Rosjan”. Po licznych, budzących sprzeciw, działaniach Orbána, wreszcie wydarzyło się coś, co poprawiło humor polskich publicystów i polityków.
Odzyskanie MOL wyznaczyło nieprzekraczalną czerwoną linię z napisem: „możemy robić dobre interesy, ale co nasze – to nasze, nie oddamy”. I rzeczywiście od tej pory tak jest – wykupiono także od zachodnich firm sprzedany wcześniej sektor gazu i energetykę. Dobre interesy można robić nawet z tym, którego na diabła malują. Trzeba mieć karty do gry i tę odrobinę niezbędnej odwagi, by nie czapkować ambasadorom wielkich mocarstw, które traktują kraj jak popychadło i źródło dochodów.
I w tym nasi politycy też są bladym cieniem Viktora Orbána.
Czytaj o Viktorze Orbánie:
Viktora Orbána patriotyzm gospodarczy
„30 lat minęło od końca komunizmu i mamy grupę przedsiębiorstw nowoczesnych i będących w węgierskich rękach. Czekaliśmy na takie firmy w naszym przemyśle spożywczym”.
Rosjanie bynajmniej na tym nie stracili, bo sprzedali akcje ze sporym zyskiem, a i tak dostawali dywidendy.
Musieli się cofnąć z Unii Europejskiej, więc ponieśli porażkę, a Orbanowi nie chodziło o to, żeby ich obrabować (czyli odebrać dochód z własności, ale żeby odzyskać narodowe aktywa. I wygrał.