
Dokonał się w Polsce 13 października niezmiernie ważny zwrot, jakby w zgodzie z wcześniejszymi wskazaniami, że to najważniejsze głosowanie od 30 lat, wbrew sondażom, rejestrującym wyraźną dominację jednego ugrupowania i stałej presji państwowej telewizji, jawnie prowadzącej niewybredną kampanię na rzecz PiS. Po raz pierwszy odkąd wybieramy parlament w sposób w pełni swobodny – a dzieje się tak od 1991 r., bo w czerwcu 1989 w wolny sposób wyłaniano tylko Senat, część mandatów sejmowych objęto kontraktem – wyborcy rozdzielili większość w obu izbach. W Sejmie dali ją ponownie PiS, za to w Senacie – sprzeciwiającemu się partii rządzącej obozowi demokratycznemu. Wola wyborców wskazuje na potrzebę równowagi zamiast monopolu lub swarów.
Równocześnie po raz pierwszy okazało się, że nie mieli racji przeciwnicy ordynacji większościowej w okręgach jednomandatowych, utrzymujący, że metoda wyboru nie zmienia dominacji partii, zwyciężającej przy ordynacji proporcjonalnej – bo senackie wyniki, gdzie obowiązuje ten pierwszy sposób pokazały, że można głosować na człowieka, a nie partyjny szyld. W obu okręgach podwarszawskiego „obwarzanka”, w Mysłowicach a nawet zwykle rekordowo propisowskim Lublinie osobowości z opozycji pokonały kandydatów obozu rządzącego, choć w głosowaniu do Sejmu PiS wszędzie tam zwyciężało bezapelacyjnie. Zwolennicy reformy ustrojowej – na naszych łamach optują za nią m.in. poseł poprzedniej kadencji Janusz Sanocki i politolog dr Wojciech Błasiak – zyskali poważny argument, ale nie jest to jedyne optymistyczne przesłanie płynące z tej małej rewolucji październikowej przy urnach.
Partie wyposażone w telewizje, bombardujące 24 godziny na dobę umysły obywateli swoim nienawistnym przekazem, w którym polityczny przeciwnik malowany jest w roli diabła, a o ważnych tematach jak ustrój państwa, uprawnienia obywateli – ani słowa.
Wyborcy mądrzejsi od wybrańców
Nadzieje wzbudziły także szczegółowe wyniki głosowania. Również wyborcy, uchodzący za najmniej wybrednych – elektorat PiS pozostaje wedle badań najsłabiej wykształcony i najmniej zamożny, to nie kamień obrazy tylko fakt politologiczny – nie wpuścili do obecnego Sejmu Krzysztofa Czabańskiego, autora sławetnego projektu, pod pretekstem ochrony zwierząt pozwalającego radykalnym ekologom na wkraczanie do gospodarstw i hodowli nawet pod nieobecność właścicieli. Nie została kolejny raz posłanką pielęgniarka Bernadeta Krynicka, bo obywatele z Podlasia odrzucili ją za to, że z paskudnym grymasem na twarzy uciekała parlamentarnym korytarzem przed proszącymi ją o interwencję protestującymi niepełnosprawnymi i ich rodzicami.
Szczerze antykomunistyczni wyborcy z Podkarpacia nie chcieli, żeby w sejmowych ławach reprezentował ich dawny prokurator stanu wojennego Stanisław Piotrowicz. Pomimo ich werdyktu, PiS zadbał o zasłużonego w walce o podporządkowanie sądów partii rządzącej polityka i wystawił go do Trybunału Konstytucyjnego obok Krystyny Pawłowicz oraz byłej wiceminister finansów Elżbiety Chojny-Duch, która w komisji śledczej do spraw afery vatowskiej obciążała koalicję PO-PSL, chociaż już po jej zeznaniach okazało się, że mafia vatowska rozpanoszyła się w resorcie za rządów Mariana Banasia z PiS, których prace komisji z woli parlamentarnej większości nie obejmowały.
Niestety liderzy już po wyborach czynią wszystko, żeby korzystne i optymistycznie rokujące dla demokracji decyzje obywateli zniwelować, konserwując przy tym dotychczasowe mankamenty polskiej polityki. Jej grzechy główne to partyjność, sekciarstwo, a także transakcyjność zastępująca kategorię dobra wspólnego wzajemną wymianą usług i transferowość pozwalająca kaptować sytuacyjnych partnerów obietnicą doraźnych korzyści.
Dlaczego nie może powstać partia wolnych Polaków?
Jak można osiągnąć 36% głosów bez żadnego programu politycznego, za to z hasłami ideologii cywilizacji śmierci? Olbrzymi sukces Koalicji Europejskiej.
Wieloletniemu prezesowi klubu żużlowego Robertowi Dowhanowi, wybranemu do Senatu z poparciem Koalicji Obywatelskiej, proponowano w zamian za przystanie do PiS – jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie – stanowisko ministra sportu, które właśnie się zwolniło, bo pełniący je dotychczas Witold Bańka został szefem międzynarodowej agencji, zajmującej się zwalczaniem środków dopingujących. Tomasz Grodzki sam ujawnił, że PiS gotów był powierzyć mu ministerstwo zdrowia, jeśli tylko w Senacie przyczyni się do odwrócenia wyłonionej w głosowaniu powszechnym większości.
Obrzydzić ludziom politykę i rządzić bez oporu
Do pogorszenia klimatu politycznego w podobnym stopniu co zjawisko korupcji politycznej przyczyniają się nieroztropne zaklęcia, mające na celu utwardzenie własnych szeregów. Senator i aktor Jerzy Fedorowicz przestrzegł kolegów z Platformy, którzy próbowaliby zasilić obóz władzy, że ryzykują życiem własnych dzieci i wnuków. Elementarz polityki wydaje się wskazywać, żeby nawet jeśli chroni nas immunitet, demokracji nie bronić za pomocą gróźb karalnych, bo działanie takie staje się własnym przeciwieństwem.
Zaś do odbierania polityki jako brudnej gry, w której opłacają się nikczemne zachowania przyczyni się z pewnością wskazanie Macierewicza jako marszałka seniora przez prezydenta Andrzeja Dudę. Zwłaszcza, że ten ostatni całkiem niedawno wymusił odejście Macierewicza z ministerstwa obrony i przypisywał mu ubeckie metody. W przededniu kampanii prezydenckiej tamto starcie okazało się sporem w rodzinie, bo dla PiS liczy się zachowanie przychylności wyborców, przekonanych, że w Smoleńsku dokonano zamachu. Miarę ludzkiego formatu Macierewicza stanowi fakt, że w 1997 r. rozbił Ruch Odbudowy Polski Janowi Olszewskiemu, który pięć lat wcześniej pomimo licznych ostrzeżeń nie tylko wziął go do rządu, ale do końca bronił.
Gdy dobiegała końca misja poprzedniego parlamentu, zaledwie co trzeci Polak uznawał, że Sejm dobrze pracuje, aż co drugi był z posłów niezadowolony [1]. Otwarcie kolejnej kadencji przez zwolennika teorii spiskowych i domorosłego Brutusa wszystkich swoich szefów (Olszewskiemu rozbił partię, a wcześniej prezesa ZChN Wiesława Chrzanowskiego ogłosił agentem) z pewnością tych notowań nie poprawi. Jak w wypadku desygnowania Piotrowicza do Trybunału – politycy partii rządzącej poświęcają majestat kolejnej instytucji państwowej na rzecz doraźnych gier. Z perspektywy rządzących nic by się nie stało, gdyby obrady otworzył Ryszard Terlecki – polityk PiS w zaawansowanym wieku i z zasługami dla opozycji antykomunistycznej.
Korupcja polityczna, czyli jak na Ukrainie
Kaczyński po wyborach nie zawraca sobie głowy takimi bzdurami jak program, gotów jest rozdać ministerstwa wszystkim, jeśli da to PiS-owi bezpieczną większość w Senacie. A jeśli resortów zabraknie, powoła się nowe.
Fantazjujący o agentach i zamachach Macierewicz w roli marszałka seniora Sejmu i dawny betonowy komunista Piotrowicz w trybunale – w oczywisty sposób kompromitujący zarówno te instytucje jak partię, co ich tam powołała – pozostają pionkami w grze. Ich wywyższenie służy pokazaniu, że PiS nie zapomina o tych, którzy się dla niego zasłużyli, ale też nie zamierza się liczyć z osądem opinii publicznej. Chociaż wynik wyborów nie okazał się jednoznaczny, modus operandi partii rządzącej się nie zmienia. PiS próbuje postępować tak, jakby nie przegrało wyborów do Senatu. Najwyżej rozpisze następne.
W zbyt małym stopniu zmienia się również opozycja, bardziej zaklinająca swoich, by nie zdradzili, niż umiejąca wystosować ofertę, pozwalającą na zbudowanie szerszego porozumienia na warunkach godniejszych niż pisowski miks układowo-transakcyjny, przywodzący na myśl bardziej Ukrainę niż rozwiniętą demokrację. Nie wystarczy liczyć senackie głosy, trzeba jeszcze uzasadnić, po co się to robi. Zwłaszcza, gdy media z całą powagą relacjonują… kto gdzie zasiądzie na sali sejmowej, choć problem rozkładu miejsc wydaje się wobec ogromu wyzwań, przed którymi staje nowy parlament w oczywisty sposób niedorzeczny. Również w październiku Komisja Europejska obniżyła prognozowany wzrost produktu krajowego dla Polski w 2020 r. do 3,3 proc. To wskaźnik aptekarski w porównaniu z wzrostem cen podstawowych artykułów.
Posłowie, co pracowali nawet podczas wojny
Politycy, którzy listopadową porą chętnie składają wieńce w miejscach upamiętnień 1918 r, powinni sobie przypomnieć, że zaledwie dwa miesiące po 11 listopada wszędzie tam, gdzie nie toczyły się walki o granice, w styczniu 1919 r. przeprowadzono wybory do Sejmu Ustawodawczego. Ich wynik uznały zgodnie największe stronnictwa polityczne. Dziś partie – niestety również z opozycji – składają masowo kiepsko uzasadnione protesty. Zaś wyłoniony wtedy Sejm Ustawodawczy nie zaprzestał działalności również podczas wojny bolszewickiej, której stawką było istnienie państwa. Posłowie aktywnie włączyli się w jego obronę. Jak wskazywał Michał Pietrzak w książce zbiorowej „Sejmy Drugiej Rzeczypospolitej” [2]:
„W lutym 1920 roku Komisja Spraw Zagranicznych Sejmu Ustawodawczego opowiedziała się za rozpoczęciem rokowań pokojowych z Rosją Radziecką. W lipcu 1920 roku Sejm powołał Radę Ochrony Państwa, której przewodniczącym był wprawdzie Naczelnik Państwa, ale w jej skład wchodził marszałek Sejmu, 10 posłów wybranych przez Sejm Ustawodawczy, premier, 3 ministrów i 3 przedstawicieli wojska, mianowanych przez naczelnego wodza. (..) Rada powołała delegację do prowadzenia pertraktacji pokojowych z Rosją (..) złożoną w większości z posłów, z wicemarszałkiem Sejmu Janem Dąbskim na czele. Ostatecznym efektem jej pracy był traktat pokojowy, podpisany w Rydze 18 marca 1921 r.”
Gwarantował on istnienie niepodległej Polski z Wilnem i Lwowem.
Zyskali mandaty, stracili alibi
Za sprawą decyzji wyborców, PiS nie może się już, jak po 2015 r. powoływać na jednoznaczną wolę suwerena, skoro… do Senatu okazała się ona inna, niż do Sejmu. Opozycja zaś traci możliwość wyłgiwania się z politycznych porażek argumentem o wszechwładzy Jarosława Kaczyńskiego, bo większość senacka oraz teoretyczna możliwość secesji grupy Jarosława Gowina w Sejmie stwarzają jej realne szanse politycznego działania, a nie tylko pryncypialnych protestów. Uznać więc można, że bunt elektoratu przeciw paraliżującemu życie publiczne dwubiegunowemu podziałowi pozbawił zawodowych polityków alibi. Ale można też spojrzeć na to pozytywnie: stworzył im okazję, by naprawiali Polskę i antagonizmy zastępowali skutecznymi sojuszami, a nie tylko o tym gadali.
Wyborcy dali szansę politykom, w takiej formie pierwszą i być może ostatnią. Jeśli ci po raz kolejny zawiodą, werdykt obywateli w kolejnym głosowaniu okaże się dla całej klasy politycznej zaskoczeniem dalece bardziej dotkliwym, niż niespodziewany rezultat z października dla Kaczyńskiego i jego świty.
Twoim zdaniem…
[democracy id=”106″]
[1] CBOS, badanie z 12-19 września 2019
[2] Michał Pietrzak. Parlament w systemie organów państwowych [w:] Sejmy Drugiej Rzeczypospolitej. red. Andrzej Zakrzewski. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1990, s. 65-66
Czytaj inne teksty Autora: