Niepotrzebny PiS-owski most w Stalowej Woli

Kilkanaście lat temu, gdy byłem prezydentem Stalowej Woli, uznałem, że dla szybszego rozwoju miasta potrzeba poszerzenia jego granic za rzekę San. Temu celowi miała służyć budowa mostu. Most był ponadto potrzebny dla połączenia przyszłej obwodnicy miasta i jednej z dróg ekspresowych z terenami przemysłowymi.

Niestety, wówczas miasto nie miało możliwości finansowych, by podołać takiemu wyzwaniu, a zadłużenie uznawałem za zbyt ryzykowne. Największymi przeciwnikami tej koncepcji byli politycy z PiS-u. Obecni marszałek województwa i prezydent miasta publicznie twierdzili, że ten most nie jest potrzebny. Wysuwali przy tym zwyczajnie głupie uzasadnienia, których nie warto powtarzać.

I oto nagle bęc! Z wielką pompą ogłoszono, że most będzie budowany i będzie kosztował około 360 milionów złotych. Obecni prezydent i marszałek oczywiście stali w szeregu pisowskich dygnitarzy, którzy o tym radośnie obwieszczali. Co się takiego stało, że ci ludzie zmienili zdanie? Jeżeli dopiero po kilkunastu latach zrozumieli potrzebę budowy, to niestety świadczyłoby to o dużej ociężałości umysłowej, co swoją drogą w PiS raczej nie powinno dziwić.

Puszczając mimo tę na poły złośliwą uwagę, muszę zauważyć, że ta decyzja świadczy o czymś gorszym. Tym czymś jest kompletny brak polityki regionalnej PiS-u i rozdawanie ogromnych pieniędzy po partyjnym uważaniu. Teraz uzasadnię to ciężkie oskarżenie.

Jak już napisałem, lokalizacja mostu w tym konkretnym miejscu, miała dwie zasadnicze przyczyny, które czyniły ją racjonalną. Jednak dzisiaj tych przyczyn już nie ma. Obecne władze miasta nie mają zamiaru poszerzać jego granic, a i Stalowa Wola przestała rozwijać się gospodarczo. Zatem po co miastu most za 360 milionów? Mówienie o tym, że most rozwiąże problemy komunikacyjne, można skwitować uśmiechem politowania. Most ma być oddany w 2026 roku. Chciałbym być fałszywym prorokiem, ale przy obecnym tempie wyludniania, to do roku 2026 w Stalowej Woli będzie około pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców i ta liczba będzie się zmniejszać.

Wypada więc zadać pytanie po co rozbudowywać tak kosztowną infrastrukturę skoro miasto ze średniego zmierza do rozmiarów małego? Dla mieszkańców Stalowej Woli nowy most, to zawsze jakaś atrakcja. Machając ręką na racjonalne potrzeby i koszty, to most nawet w szczerym polu jakoś ludzi zbliża. Marny to jednak argument dla wydania 360 milionów. Dla porównania trzeba dodać, że na podobną kwotę kilka lat temu wyceniano koszt budowy wspólnej obwodnicy Stalowej Woli i sąsiedniego Niska, która ma mieć dziewięć kilometrów i co najmniej kilkanaście mniejszych i większych mostów i wiaduktów.

Trzeba w tym momencie nawiązać do podpisanego niedawno porozumienia czterech miast, a to Stalowej Woli, Niska, Tarnobrzegu i Sandomierza. To porozumienie wyrasta ze słusznego wniosku o potrzebie łączenia potencjałów i przeciwdziałaniu degradacji miast średnich i małych, co jest jednym z największych zagrożeń dla polskiej prowincji. Wydawałoby się, że jak już jest takie porozumienie, to wypada myśleć kategoriami rozwoju regionu, który mają tworzyć te miasta.

Jeżeli chodzi o budowę mostów w czwórmieście, to najpilniejszą potrzebą jest budowa drugiego mostu w Sandomierzu, o co od kilku lat bezskutecznie ubiegają się władze tego miasta. Sandomierz się korkuje, a jest to póki co główny wyjazd z Tarnobrzegu i Stalowej Woli w kierunkach zachodnim i północnym. Dla rozwoju czwórmiasta most w Sandomierzu ma obecnie zdecydowanie większe znaczenie niż most w Salowej Woli. Jednak go nie będzie. Dlaczego? trudno o inne wytłumaczenie niż to, że w Sandomierzu nie rządzi PiS.

I taka to jest regionalna polityka PiS-u.

[Total_Soft_Poll id=”37″]

Czytaj inne teksty Andrzeja Szlęzaka: