Jeśli ktoś się spodziewał, że niejednoznaczny wynik wyborów skłoni PiS do większego poszanowania demokracji – ma dowód, że dzieje się dokładnie odwrotnie. Protesty wyborcze i żądanie ponownego przeliczenia głosów w części okręgów do Senatu, w których partia rządząca przegrała, pokazuje że Kaczyński nie zamierza respektować zasad systemu demokratycznego. PiS stawia na chaos i zimną wojnę.

Łukasz Perzyna

publicysta pnp24

Leopold Tyrmand opisywał grę, którą nazwał pokerem Pernambuco. W jej trakcie ten, któremu w karty nie szło, wyczekiwał, aż na stole znajdą się większe pieniądze. Wtedy wyciągał pistolet, mówił: Pernambuco. I nie wypuszczając broni z ręki zgarniał całą pulę.

Wiemy teraz wszyscy, po co partii rządzącej potrzebne było to, co jej własna propaganda określa mianem reformy wymiaru sprawiedliwości. Również nonkonformistyczny poseł PiS Zbigniew Girzyński przyznał, że ograniczała się ona do wymiany „ich sędziów na naszych sędziów”. Teraz ci nowi sędziowie wyrokować będą o zasadności protestów i ważności wyborów.

Dlatego nie ma racji rzecznik Platformy Obywatelskiej poseł Jan Grabiec, który utrzymuje, że Prawo i Sprawiedliwość próbuje przy zielonym stoliku zmienić wynik wyborów. To nieprawda: partia rządząca w ten stolik kopie i próbuje go przewrócić. Tym samym może osiągnąć dwa cele: uzyska większość w Senacie, której nie dali jej wyborcy w demokratycznym głosowaniu – oraz zniechęci opozycyjne, demokratyczne elektoraty do udziału w kolejnych wyborów. Bo po co mają głosować, skoro i tak ich wola będzie potem zmieniana…

Zwłaszcza to drugie oznacza katastrofę dla i tak niedoskonałej demokracji w Polsce. Nawet przecież 13 października, chociaż frekwencję w wyborach oceniono jako wysoką – w domach pozostało 39 proc uprawnionych. Jeśli absencja znów będzie rosła, słabszy okaże się mandat parlamentarzysty.

Polski wyborca wiele razy był obrażany – w 1990 r. gdy co czwarty z nas oddał głos na reemigranta z Kanady Stanisława Tymińskiego słyszeliśmy od samozwańczych elit, że społeczeństwo do demokracji nie dorosło. W istocie winę za oszałamiającą karierę ekscentrycznego kandydata ponosiło otoczenie premiera Tadeusza Mazowieckiego, próbujące dyrygować zmianami ustrojowymi zza krytego zielonym suknem biurka, bez oglądania się na nastroje zwykłych ludzi. Po latach Marcin Król, historyk idei i biograf Józefa Piłsudskiego lapidarnie podsumował lata transformacji w tytule swojej książki: „Byliśmy głupi”. W latach 1993-2001 odsądzano od czci i wiary wyborców głosujących na postkomunistów i ich idola Aleksandra Kwaśniewskiego, zapominając przy tym, że popularne „solidaruchy” nie zgłosiły sensownej, adresowanej do zwykłego człowieka alternatywy dla projektów „nowych socjaldemokratów”, a główny oponent Kwaśniewskiego – pokojowy noblista Lech Wałęsa zajął się wyprzedawaniem własnej legendy… na równi z polskim majątkiem narodowym.

Teraz, w pogodną październikową niedzielę, ten wyszydzany wiele razy polski wyborca zdecydował z całą roztropnością. Po raz pierwszy od trzech dekad postanowił podzielić odpowiedzialność polityków za obie izby parlamentu. Z woli tego samego przecież elektoratu samodzielną większość w Sejmie uzyskał PiS, zaś w Senacie podobną przewagą dysponują opozycyjne wobec partii Jarosława Kaczyńskiego ugrupowania demokratyczne. 13 października zagłosowało 61 proc z nas. Tylko o jeden punkt procentowy mniej niż w historycznych wyborach czerwcowych, których 30 rocznicę niedawno świętowaliśmy.

Teraz zaś cieszymy się z literackiego Nobla dla Olgi Tokarczuk. Potwierdza on ważność i atrakcyjność polskiej kultury, jej renomę w świecie.

Nobel dla Tokarczuk, znak nadziei dla Polski

Nobel dla Olgi Tokarczuk nie przemieni nas w aniołów, nie powściągnie rozrzutnych urzędników od kultury przed trwonieniem pieniędzy. Nie poprawi nawet alarmujących wskaźników – jedną książkę rocznie czyta zaledwie 38 procent Polaków.

Read more

W tym samym czasie kurs PiS na ponowne przeliczanie głosów i zmianę wyniku wyborczego stawia nas w jednym rzędzie z Turcją i Ukrainą. Gdzie też zresztą podobne praktyki nie okazały się skuteczne: powtórzone wybory burmistrza Stambułu wygrał kandydat demokratycznej opozycji Ekrem Imamoglu. Turecki Trybunał Konstytucyjny niespodzianie zdelegalizował partię rządzącą, aż musiała zmienić nazwę i formować się od nowa. Zaś chociaż Ukraina nie stała się w wyniku pomarańczowej rewolucji i Euromajdanu państwem zamożnym ani dobrze rządzonym, to po wszechwładnym niegdyś niczym Kaczyński u nas Wiktorze Janukowyczu słuch zaginął.

Woli 61 proc Polaków wyrażonej w demokratycznym głosowaniu nie da się podważyć, obojętne, czy nazwiemy taki zabieg górnolotnie zamachem na demokrację czy swojsko kuglowaniem lub przekrętem. Obywatele nie potrzebują suflerów ani kontrolerów. Nikogo, kto będzie korygował ich suwerenne decyzje. Afery Banasia czy wież Kaczyńskiego, sprawa działek Morawieckiego lub masowego importu węgla ze Wschodu pokazują, że to nie demokracja w Polsce wymaga audytu, potrzebuje go raczej partia rządząca.

Twoim zdaniem…

[democracy id=”99″]

Czytaj artykuły Autora:

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 13

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here